[116]
Mrze garbus dosyć korzystnie:
W pogodę i w babie lato.
Garbaty żywot miał istnie,
I śmierć ma istnie garbatą.
Mrze w drodze, w mgieł upowiciu
Jakby baśń trudną rozstrzygał,
A nic nie robił w tem życiu,
Jeno garb dźwigał i dźwigał.
Tym garbem żebrał i tańczył,
Tym garbem dumał i roił,
Do snu na plecach go niańczył,
Krwią własną karmił i poił.
A teraz śmierć sobie skarbi,
W jej mrok wydłużył już szyję,
Jeno garb jeszcze się garbi,
Pokątnie żyje i tyje.
Przeżył swojego wielbłąda
O równą swej tuszy chwilę,
Nieboszczyk ciemność ogląda,
A on — te w słońcu motyle.
[117]
I do zmarłego dźwigacza
Powiada, grożąc swą kłodą:
— „Co ten twój upór oznacza,
„Żeś wpoprzek legł mi przegrodą?
„Czyś w mgle potracił kolana?
„Czyś snem pomiażdżył swe nogi?
„Po coś mię brał na barana,
„By zgubić drogę w pół drogi?
„Czemuś łbem utkwił na cieniu?
„Z trudem w twych barach się mieszczę!
„Ciekawym, wieczysty leniu,
„Dokąd poniesiesz mnie jeszcze?”