<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Hrabina Kosel
Podtytuł Powieść historyczna
Wydawca Redakcya Biblioteki Warszawskiéj
Data wyd. 1874
Druk Józef Berger
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



V.





Parami wchodziły damy, wiedzione przez mężów lub krewnych. Po nadzwyczajnéj świetności strojów nie było się można domyśléć klęsk wojny, jaka kraj z Saksonią połączony dotykała, ani wyczerpania skarbu: król miał strój brylantami okryty, ogromne guzy dyamentowe, szpadę z wysadzaną niemi rękojeścią, trzewiki nawet ze sprzączkami lśniącemi dyamentów rosą... Majestatyczna jego postać jakby odmłodzona, promieniejąca, więcéjby przystała zwycięzcy, niż zmuszonemu do walki o koronę z nieprzyjacielem zawziętym...
Na sukniach pań błyszczały także mnogie klejnoty... a wiele z tych piękności wcale ich nie potrzebowała. Królowa ukazała się nareszcie, ubrana dosyć skromnie; August z galanteryą i poszanowaniem na spotkanie jéj pospieszył, muzyka zabrzmiała fanfarą... Głównych aktorek dotąd nie było...
Już pan zaczynał brew olympijską marszczyć i oglądał się na Fürstemberga tym wzrokiem, którego wyraz był mu dobrze zrozumiałym, gdy u drzwi wchodowych, pomimo poszanowania dla osoby króla dał się słyszeć szmer tłumiony... Ludzie rozstępywać się zaczęli, oczy wszystkich zwróciły się w tę stronę... Fürstemberg szepnął. — Idą!
Jakoż po chwili ujrzano bladą, zżółkłą, smutną twarz hr. Hoyma, który wiódł pod rękę żonę...
Nigdy może na tym dworze nawykłym do oglądania piękności, bardziéj olśniewająca postać się nie ukazała.
Hr. Hoym wśród tych wielkich pań szła z majestatem królowéj na czele, nieulękniona, spokojna, poważna, piękna tak, iż z ust wszystkich jeden cichy okrzyk podziwienia wyrwała. Król trzymał w nią od wnijścia wlepione oczy... ale się z jéj wzrokiem nie spotkał... Mając być przedstawioną królowéj, dała się wieść ku niéj, nie zdając wcale być przejętą blaskiem tego dworu, ani Apollińską pięknością króla, który widocznie stanął tak, aby się z jak największym wdziękiem pani przybyłéj przedstawił. Zniecierpliwienie drgnięciem odmalowało się na pańskiéj twarzy...
Hoym jak skazany na śmierć winowajca wiódł żonę... Nieprzyjaciele jego i akcyzy napawali się jego męczarnią, wcale nie tajoną i dobitnie odgrywającą się w twarzy wypaczanéj co chwila inaczéj. Królowa podniosła oczy łagodne na Hoymową, popatrzyła na nią i uśmiechnęła się jéj wdzięcznie ale z litością, jakby nad losem téj piękności. Westchnienie nawet wyrwało się z jéj piersi...
Zaledwie pierwsze te formalności dopełnione zostały, muzyka zabrzmiała polskiego i król z żoną tańce rozpoczął...
Księżnéj Teszen[1] nie było jeszcze... Z innych pań nie brakło żadnéj i chora nawet panna Hülchen, owa Egeria Augusta przemogła ból, aby nasycić ciekawość.
Pierwszy taniec się kończył, gdy nowy szmer u drzwi coś niezwykłego zapowiedział: rozstąpili się widzowie... król zwrócił oczy... w progu stała jakby wahając się czy ma wejść, księżna Teschen.
Ubrana była cała w czerni żałobnéj... August ujrzawszy ją, zniecierpliwiony nieco pospieszył na spotkanie.
— Kogóż to księżna straciłaś! — zapytał szydersko — że się nam zjawiasz w tych szatach tak do zabawy niestosownych?
— Ciebie N. Panie — cicho odpowiedziała Urszula — i to nie od dziś dnia...
Oczy ciekawych zrazu zwrócone na księżnę, wprędce ku Hoymowéj znowu się skierowały... Kobiety nawet przyznawały zgodnie, zaprzeczać temu niepodobna było, iż hrabina Anna wszystkie przechodziła blaskiem posągowéj piękności swéj... Czarne jéj oczy ciskały wprawdzie pioruny i błyskawice i groźno przyświecały sali balowéj, lecz obok nich ginęły wszystkie inne... jak gwiazdy przy słońcu.
August zdawał się napawać widokiem ślicznéj niewiasty... W chwili gdy hr. Vitzthum oderwała ją od brata, zbliżył się król do Hoyma i uderzył go poufale po ramieniu, dając znak Fürstembergowi aby podszedł ku nim.
— Kochany hrabio — rzekł — sprawa wasza z księciem rozsądzona... wygrałeś tysiąc dukatów, Fürstemberg jutro ci je zapłacić powinien... Winszuję więc wygranéj i żony. Jest ona niezaprzeczenie najpiękniejszą na naszym dworze... Vox populi mój wyrok potwierdzi pewnie... szczęśliwy Hoymie!
Patrząc jednak na Hoyma przyjmującego z głową spuszczoną, w pokorze to powinszowanie, trudno się było domyśléć, by mógł być tak bardzo szczęśliwym. Przedstawiał on raczéj obraz upokorzonego, zgnębionego, własną winę odpokutowującego człowieka, który z bolu ryknąć nie śmie i wstrzymuje go w sobie... Fürstemberg skłonił się w pokorze, szydersko spoglądając na króla...
— Widzę N. Panie — szepnął niedosłyszanym głosem — że wyrok królewski i skrzypki za pana mego zapłacić muszę...
August zwrócił się doń, podając mu dłoń do pocałowania.
— Nie skarż się Fürstemberg, płać tysiąc, a weź ze skarbu dziesięć za to, żeś mi nastręczył widzenie takiego arcydzieła natury... — rzekł król...
Księżna Teschen siedziała osamotniona, odbiegli ją już wszyscy; postrzegł to August i wedle zwyczaju, by osłodził każdemu upadek, lub przez resztkę przywiązania do niéj, skierował się ku księżnie. Wielkie było zdumienie nieobeznanych z obyczajami dworu, gdy ujrzeli N. pana idącego w tę stronę. Wprawniejsze oko hr. Reuss i panny Hülchen, dojrzawszy ten manewr, umiało z niego wniosek wyciągnąć.
— Teschen upadła! — rzekła hrabina cicho do towarzyszki — król poszedł ku niéj...
Starzy dworzanie króla, którzy widzieli go w przededniu niełaski Beichlinga ściskającego kanclerza, zrozumieli także co ta czułość dla ks. Teschen znaczyć miała. August okazywał jéj więcéj niż kiedykolwiek przywiązania i szacunku...
— Wiesz pani — rzekł — przyglądając się jéj czarnym sukniom i kwefom, jesteś dziś tak piękną mimo tego stroju, iż mi przypominasz ów turniéj warszawski, gdym cię widział zemdloną z trwogi o mnie...
— Ale Hoym! Hoym jest piękniejszą odemnie, od turnieju, od wspomnienia i omdlenia, nieprawdaż? — ozwała się księżna ironicznie.
— Hoymowa może być sobie piękną, jak chce i najpiękniejszą — odparł August: — są rzeczy od piękności piękniejsze, to piersi w których czułe biją serca... Kochana księżno... nie rób z siebie widowiska... wróć do domu, włóż suknię niebieską w któréj ci tak do twarzy i czekaj na mnie z wieczerzą...
Na lice blade księżnéj Urszuli wystąpił rumieniec żywy.
— Królu mój! panie mój! — zawołała zapominając się — miałażby to być prawda? August moimby pozostał...
— Proszę cię... nie wątp o mnie — dodał poważniéj król — na cóżbym miał kłamać?
W istocie król nie kłamał tym razem, piękność pani Hoym, zrobiła na nim wrażenie wielkie, lecz zarazem napełniła jakąś trwogą. Charakter energiczny téj kobiety malował się w każdym jéj ruchu, wejrzeniu, skinieniu; czuł on, że przy niéj część swéj potęgi u nóg Omfalii złożyćby musiał. Twarz Anny mówiła: muszę królować; twarz Urszuli: kochałam cię panie i mrę z żałości... Hoymowa wydała mu się nazbyt poważną i smutną, a wielkich tonów król miał do syta... Dlatego pospieszył pocieszyć księżnę, bo w żadnym razie nie chciał jéj tracić i poddać się przeczuwanemu jarzmu kobiety, która wcale ochoty podbicia go nie okazywała.
Hrabina ubrana była z wielkim smakiem i wytwornością, nie miała wprawdzie klejnotów, lecz przybranie głowy, krój sukni, dobór barw, podnosiły nadzwyczajną jéj piękność. Współczesne portrety przedstawiają ją z owalem twarzy nader kształtnym, noskiem małym, drobnemi usty, oczyma wielkiemi, czarnemi i niezmiernie wyrazistemi, z rysami delikatnemi, z bujnemi czarnemi warkoczami. Ręce, popiersie, kibić, odpowiadały twarzy, po któréj bladość i rumieńce żywe zmieniały się, wchodząc i znikając w mgnieniu oka...
Wystawiona na wejrzenia kilkuset osób Anna Hoym wcale niemi nie była zmieszaną; w pierwszéj chwili milcząca i poważna, oswoiła się wnet z dworem tym i blaskiem, który się jéj wydał rzeczą powszednią. Wprawdzie książęcy dwór, na którym młodość spędziła, nie dochodził świetnością drezdeńskiemu, lecz formy w obu znalazła też same...
Księżna Teschen usłuchała natychmiast rozkazu króla, tryumfująca niemal znowu, rzuciwszy okiem omdlałém ku niemu, wysunęła się z sali. Po małéj chwilce August stał u krzesła hrabiny Hoym. Jakiś czas wpatrywał się w nią milczący. Anna spostrzegłszy go powstała. Żądał aby usiadła... usłuchała go nie przesadzając w poszanowaniu.
Było obyczajem dworu, że gdy król okazał do rozmowy ochotę, wszyscy się nieco ustępowali, aby mu swą ciekawością nie byli natrętni i tym razem odeszli wszyscy, a hr. Hoym także pociągnięty z lekka przez Vitzthuma, który właśnie tę chwilę dobrał, aby z nim o czém ważnym się rozprawić — odejść musiał.
— Hrabino, jesteś piérwszy raz na moim dworze — ozwał się król grzecznie pochylając ku niéj — lecz jéj ukazanie się prawdziwym dla niéj jest tryumfem. Cieszę się tu nową gwiazdą na mojém niebie.
Anna podniosła głowę dumnie.
— Najjaśniejszy Panie! wśród ciemnéj nocy lada ognik czasem się wyda gwiazdą, lecz po chwili zagasa. Umiem cenić łaskę W. K. M., lecz tylko łasce przypisuję te wyrazy.
— Powtarzam tylko co dokoła słyszę! — odparł August.
— A! N. Panie — śmiejąc się dodała Anna — ludzie zwykle widząc po raz piérwszy, źle widzą. Nowość bawi... to tylko prawdziwie piękne, co po latach wielu jeszcze się tak jak piérwszego dnia wydaje.
Królowi zdało się iż piękna pani przymawiała mu, przypominając grzeczność okazaną ks. Teschen — zamilkł chwilę.
— Pani jesteś nazbyt skromną — rzekł.
— O! nie N. Panie — żywo przerwała Anna — do piękności nie przywiązuję wagi.
— Ale piękność twarzy zwiastuje téż piękną duszę — rzekł August.
Anna spuściła oczy. Król jéj nie odstępował.
— Po długiéj samotności, którą Hoym, ten niegodziwy męczył panią, kryjąc swój skarb — mówił po chwili August — dwór się jéj dziwnie wydawać musi.
— Bynajmniéj — zawołała Anna — młodość moję spędziłam na mniejszym wprawdzie, lecz dającym zmniejszony obraz tego, jaki każdy dwór przedstawia; wszystkie one N. Panie są jedném.
— Czém? — spyta król.
— Doskonale graną komedyą — odpowiedziała Hoymowa.
— A ja jakąż w niéj gram rolę?
Z uśmiechem ironicznym popatrzyła nań chwilę.
— Być może dyrektora trupy, którego wszyscy oszukują i odzierają.
August zdziwiony nieco, półuśmiechem odpowiedział:
— Znajdujesz pani że tu jest wszystko udaniem?
— Jakżeby mogło być inaczéj? — westchnęła Anna — królowie prawdy nie słyszą...
— Być może, mówił August, i dlatego szukają często i serca i ust, coby im spragnionym choć krople tego nektaru dać mogły.
— A znajdują — dokończyła Anna — tylko może usta, co zręczniéj nad inne umieją łączyć truciznę.
— To mi dowodzi — odezwał się król grzecznie — iż pani nie lubisz ani dworów wielkich, ani życia na nich... i smuci mnie bardzo, bom sobie wiele obiecywał zatrzymując ją wśród nas, byś blaskiem swych oczów, trochę posępne dni naszych niebo wyjaśniła.
— Najjaśniejszy Panie — odparła żywo Anna — byłabym tu fałszywą nutą: nie umiem tak śpiewać jak inni.
Dla przerwania tego toku rozmowy, król wesoło począł robić różne uwagi nad otaczającemi paniami i panami. Anna postrzegła z nich, iż August lepiéj daleko znał charaktery, skłonności i tajemnice życia otaczających go ludzi, niż się spodziewać mogła.
— Widzisz pani — dodał kończąc — że ta komedya dworska dla mnie niéma pono tajemnic i to mi ją czyni może tylko zabawną, iż się tym ludziom zdaje że mnie oszukują, że mną kierują, że mnie oślepić mogą.
— Tak bogowie patrzą na ziemię — zakończyła Hoymowa.
Król z bogów zdawał się zadowolniony. Piérwszy raz gdy to mówiła wzrok jéj spotkał się z wzrokiem Augusta, wyrażającym bez ogródki uwielbienie i zapał. W oczach Anny malowała się tylko zimna ciekawość i obawa.
Po téj rozmowie król odszedł zwolna. Badano go zdaleka, Fürstemberg piérwszy się znalazł na drodze.
— N. Panie, jeśli śmiem spytać teraz czy najpiękniejsza jest także...
— Najdowcipniejszą — dokończył król. — Hoymowi powiedziéć trzeba, ażeby się nie ważył żony z Drezna zabiérać. Nadzwyczaj miła... trochę jeszcze dzika, ale to przejdzie z czasem.
Hoym spoglądał zdaleka... Jemu najtrudniéj było odgadnąć myśli Anny, do któréj teraz z pośpiechem nadbiegły hr. Reuss, panna Hülchen i Vitzthumowa, otaczając ją kołem.
Król spostrzegł to dworowanie i ruszył ramionami.
— Już się kłaniają wschodzącemu słońcu — szepnął do Fürstemberga — lecz boję się bardzo, żeby się nie zawiodły intrygantki. Fürstchen spojrzał zdziwiony.
— I ty się mylisz i one się mylą — rzekł August spokojnie nachylając się mu do ucha. — Hoymowa śliczną jest, od stóp do głów ją egzaminowałem: posąg grecki ożywiony... ale nadto energiczna i bystra i zbytby panować chciała. Kilka dni miłego z nią stosunku to dosyć... nie dobijam się o nic więcéj. Piękność mnie nęci — charakter przeraża.
Fürstemberg stanął mocno zdziwiony, król poszedł daléj.
W czasie tych scen nikt nie zwracał uwagi na głowę bladą młodego człowieka, która górowała we drzwiach po nad ściśniętym tym tłumem. Oczy jéj niespokojne chodziły za każdym krokiem Anny, a gdy król zbliżał się do niéj, zapalały się ogniem strasznym i drgały w powiekach. Hoymowa kilka razy wzrokiem potoczyła po sali i nie dostrzegła tego nieszczęśliwego w tłumie co ją otaczał. Dopiero po odejściu króla odetchnąwszy nieco swobodniéj, zadumana, przyglądając się ludziom co ją otaczali... przypadkiem dojrzała... Zaklikę. Poznała go.
Wzrok jéj zatrzymał się na twarzy bladéj długo i pobladła sama zmieszana nieco. Niepewna czy się nie myli, spojrzała znowu... znalazła oczy wlepione jeszcze w siebie... Nie było wątpliwości, milczący jéj wielbiciel z Laubegast przywlókł się aż tu za nią. W wyrazie jego twarzy zdawała się czytać politowanie, smutek, trwogę.
Ta głowa nieznajomego niepokoiła ją sobą... co chwila biegła oczyma szukać jéj, pragnąc ażeby znikła, i znajdowała jak kamienną, jak do muru przyrosłą, jakby trupią, zawieszoną u góry z tym wyrazem litości i strachu. Dlaczego biédne to oblicze jakiegoś włóczęgi więcéj ją zajęło niż jaśniejące królewskie, niż nadskakujące jéj dworacze — na to sobie sama odpowiedziéć nie umiała. Czuła że jakiś tajemniczy węzeł przeznaczeń dziwnych łączył ją nicią niewidoczną z tą istotą innego świata...
Był-li to oczekujący godziny wyroku kat, czy chwili skazania czekająca ofiara, Anna nie wiedziała; lecz mówił jéj głos jakiś wewnętrzny, niepozbyty, dręczący, że między tym nieznanym a nią, snuje się przeznaczeń jakichś przyszłych przepowiednia. Jak groźba, jak widmo tkwiła nad nią ta blada głowa, w któréj oczy łyskały i gasły; stawała się coraz straszniejszą, coraz bardziéj przerażającą... ilekroć wzrok jéj utkwiony w siebie spotkała, dreszcz po niéj przebiegał.
Śmiała się z siebie, a echo duszy odpowiadało jéj jękiem.
W takiém usposobieniu zastał ją kwaśny i zżółkły Hoym, który rękę podał do wyjścia. Los chciał, by się właśnie skierowali ku tym drzwiom i tłumowi, po nad którym widziała owo widmo dokuczliwe... Ludzie się rozstępowali przed niemi. W chwili gdy przechodzili próg, spojrzała z trwogą i obok siebie postrzegła przylgniętego do ściany... nieznajomego z Laubegastu. Otarła się prawie o niego z obawą spoglądając nań, chłopak spotkawszy jéj oczy, przypadł jakby nieumyślnie na jedno kolano: czuła jak chwycił kraj sukni jéj i do ust przycisnął. Gdy się zwróciła w tę stronę już go nie było.
Przed nią stała hr. Reuss i prosiła Hoymów na wieczerzę do siebie, tak uprzejmie, że minister nie umiał odmówić.
Fürstemberg stał za nią. Pojechali więc z balu wprost do hrabiny, gdzie w małém kółku zwykle najdostojniejsi panowie godzinę jakąś spędzali. Tu królowała owa słynna Egeria Hülchen dojrzałych lat panna, któréj król słuchać lubił i rad jéj zasięgał; tu się gromadzili ci co pragnęli władzy lub chcieli się przy niéj utrzymać. Król August śmiał się z téj kliki, ale niewidzianemi sprężynami władała ona nim i dworem.
Hrabina Reuss z domu Friesen należała do głównych postaci działających u dworu Augusta II. W jéj domu odbywały się najważniejsze narady tyczące się obalenia jednych a podniesienie drugich faworytów pana; tu przepowiadano nieochybnie łaski jakie miały spotkać piękne panie i przeczuwano najtrafniéj chwilę, gdy niestały król affekta swe miał w inną stronę obrócić.
Hoym świadomym był dobrze tego, iż hr. Reuss przeczuwając nową faworytę, zawsze zabiegała naprzód by jéj względy i zaufanie pozyskać; raziło go więc nadskakiwanie hrabiny widoczne, każące się domyślać iż w Annie widziała zastępczynię ks. Teschen, okazać jednak gniéw i to że grę zrozumiał, ani mógł ani chciał. Pani Reuss przez pannę Hülchen i swe stosunki miała wpływ ogromny na dworze, narazić ją sobie było to zyskać nieprzyjaciela niebezpiecznego. Udał więc Hoym iż nic nie widzi, nie domyśla się niczego i poszedł na wieczór do Reussowéj.
Tu towarzystwo w saloniku było ożywione, ale w przyległym gabinecie dopiéro, do którego wsuwały się i wysuwały pani domu, jéj przyjaciółka, Fürstemberg i inne zaufane osoby, cicho mówiono o interesach. Większe kółko rozprawiało o gałgankach, strojach i plotkach, które dla nikogo nie były tajemnicą. Zdaniem powszechném czułość króla dla Teschen, zwiastowała pewne z nią rozstanie. Z wielu względów jednak musiał August II ją oszczędzać. Wiadome były jéj stosunki z Sobieskiemi, pokrewieństwo z Radziejowskim i wpływy jakie w Polsce miała, a tych właśnie król najmocniéj potrzebował.
W gabinecie Reuss spytała przyjaciela Fürstemberga, o rozmowę z królem, o wrażenie jakie na nim uczyniła Hoymowa.
— Znam dobrze mego pana — odezwał się Fürstemberg — a szczególniéj jego usposobienia dla kobiét. Hoymowa dumnie mu i ostro się zaprezentowała, trochę go to odstręczyło chwilowo, ale piękność jéj przemawia do jego zmysłów, a zmysły zawsze nad nim biorą prędzéj czy późniéj przewagę; lęka się jéj i tém goręcéj pragnąć będzie... a czego chce, to miéć musi. Hoymowa nie zdaje się skłonną do odegrania roli łatwéj kochanki; wypotrzebuje swą siłę gdy ją zdobędzie, niéma wątpliwości iż król się podda.
— Sądzisz więc że jéj panowanie nadchodzi..?
— O ile go znam, myślałbym iż się ono zbliża; król w téj chwili pragnąłby fantazyę zaspokoić, ale w związki trwałe nie wchodzić: od niéj zależéć będzie jak swą sprawę poprowadzi.
— Domyślasz się książe jéj charakteru?
— Tylko przeczuwać go można — rzekł Fürstemberg — sądzę że ani mąż, ani najbliżsi jéj nie znają, a może nawet ona sama siebie taką jaką będzie gdy okoliczności ją wyniosą. Dziś jest to kobiéta dumna, szlachetna, charakter energiczny... dowcip żywy... zdolności wielkie.
— Ale daż ona wpływać na siebie i kierować? — spytała Reuss.
Książe się zamyślił.
— Wiem tylko to — rzekł — że z rozumnemi wolę miéć do czynienia niż z temi co nie wiedzą co czynią.
Stali jakiś czas milczący, Reuss dała mu znak aby wyszedł, zadumana przeszła się razy kilka po gabinecie i wróciła do salonu. Tu manewrowała tak, iż się zbliżyła do Anny, że ją wyciągnęła z kółka, wprowadziła nareszcie do gabinetu i posadziła przy sobie.
— Kochana hrabino Anno — rzekła poważnie kładąc jéj rękę na kolanach — jeśli masz cierpliwość i pobłażanie dla staréj przyjaciółki, posłuchaj mnie i pozwól mówić otwarcie. Nikt tu nas nie słyszy, jesteśmy same, chcę ci być radą i pomocą. Dosyć znasz i dwór i czasy i siebie ażebyś się domyśliła że nie darmo chciano twojego przybycia do Drezna. Król jest znudzony tą Teschen, a musi się w kimś kochać, to jest jego naturą... bądźmy pobłażający dla tak wielkiego i dobrego pana, któremu świat tę jego słabość wybacza, źle czy dobrze, ale tak jest i inaczéj być nie może. Nam, co króla otaczamy pozostało jedno ze złego tego tyle, ile można dobra i korzyści dla wszystkich wyciągnąć. Możesz zająć najświetniejsze stanowisko przy królu, to nie ulega wątpliwości... ale trzeba się spieszyć i wiedziéć co czynić.
— Kochana hrabino — rzekła Anna — ambicyi nie mam, w bogactwach się nie kocham: mam męża i pragnę zostać uczciwą kobiétą.
— Nicbym przeciwko temu do zarzucenia nie miała — uśmiechając się mówiła Reuss — ale pozwól sobie powiedziéć, iż nie widzę przyczyny, dla któréjbyś męczennicą zostać miała. Hoym jest nie miły, zużyty, rozpustnik, który ci wiary nie dotrzymuje; kochać go niepodobieństwo: prędzéj czy późniéj odezwie się serce.
— Stłumię głos jego.
— Raz i drugi, ale przyjdą lata tęsknoty i znużenia... rzucisz się w objęcia czyjeś z rozpaczy i nie będziesz szczęśliwą. Znam świat, to zwykła koléj nasza; król jest miły i piękny, życie z nim może być rajem.
— Ale król jest płochy i niestały, a takich związków, takiéj miłości chwilowéj, kaprysu, nie pojmuje, brzydzę się nią, odpycham! To nie dla mnie.
— Słowo kochana Hoym — rzekła Reussowa — związki te zawsze się obiecują być trwałe, kobiéty są sobie winne same, jeśli się one zrywają. Napróżnobyś go usiłowała związać choćby przysięgą, bo z niéj go rozwiąże jego sumienie lub piérwszy lepszy księżyna. Rękojmią trwania da ci twój własny rozum, takt i wdzięki. Męża czy kochanka trzeba umiéć utrzymać u nóg i związać: to nasza rzecz.
Hoymowa ruszyła ramionami.
— Biédna to miłość którą na paskach i wędzidłach trzymać trzeba — zawołała — takiéj nie chcę.
Szczerość za szczerość, kochana hrabino — rzekła cichszym głosem — mnie nic nie potrafi ująć serce. Nie zaręczam za siebie, choć pragnę zostać Hoymowi wierną, ale tylko miłością pozyskaćby mnie można... a w chwili gdy pokocham, porzucę Hoyma i jawnie stanę przy umiłowanym; a ten co mnie kochać będzie, musi być mężem moim.
— Ależ król! król!
— Choćby i królem był! — zawołała Hoymowa.
— Przecież wiész, iż król jest żonaty, chociaż z żoną nie żyje.
— Musiałby jéj się wyprzysiądz, a mnie przysięgać — dokończyła Anna. A! taką jak Esterle, Königsmarck, Teschen, ja nie zaspokoję się rolą.
Wstała mówiąc to i majestatycznym krokiem przeszła się po pokoju; Reussowa zamilkła: nie było już co mówić więcéj.
— Uczynisz jak ci się zda i zechcesz — rzekła — ja jako dobra przyjaciółka miałam za obowiązek cię przestrzedz i dać dobrą radę; zostańmy więc dobremi przyjaciółkami i nie mówmy o tém: dodam tylko słowo:
Stanowisko którém wzgardzasz i o którém mówisz z taką obojętnością, nie jest tak nikczemném i podrzędném jak sądzisz. Królowie kłaniać ci się będą, możesz rządzić krajem i wielu złemu zapobiedz; ludzi ratować i czynić szczęśliwych... to przecież coś warto.
— Honor mi droższy nawet nad to wszystko — odezwała się Hoymowa — nie mówmy o tém.
Reussowa w milczeniu rękę jéj uścisnęła i w istocie nie mówiąc już więcéj wyszły razem z gabinetu! Kobiéty znajdujące się w salce spojrzały na nie chcąc coś z twarzy odgadnąć. Anna była purpurową, a Reussowa jak pargamin bladą, obie jednak uśmiechały się łagodnie, jak gdyby burza przeszła i zostawiła po sobie pogodę żadną chmurką niezaćmioną.
Pod oknami mignął blask pochodni towarzyszących wieczorami powozom króla, Fürstemberg się wychylił; król to w istocie jechał znudzony do Teschen i wydawał się w blasku tych świateł smutny, jakby był skazany na najcięższą karę. Zobaczywszy w oknie a raczéj domyśliwszy się przyjaciela, August dał mu znak ręką rozpaczliwy i powozy znikły na zakręcie ulicy.







  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – Teschen.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.