[71]Hymn do miłości.
Tyś jest najwyższą z sił, wszystko ulega tobie
Miłości.
Życie jest żądzą, a tyś z żądz największą.
Prócz samej żądzy życia; duszą duszy
I sercem serca życia tyś jest
Miłości.
Jeśli najwyższem szczęściem zapomnienie,
Bezwiedza i niepamięć własnego istnienia;
Toś ty jest szczęściem szczęścia, ty co dajesz
Omdlenie duszy i omdlenie zmysłom,
I myśli kładziesz kres upajający
Miłości.
Jeśli złudzenia są jedynem dobrem:
Toś ty największem dobrem, najsilniejsze
Ze wszystkich złudzeń, ty, moc mocy.
Pierwotna, dzika, nieznająca kiełzań,
[72]
Święta potęgo
Miłości.
Jeśli pragnienia są jedyną ową
Poręczą, która chroni
Od upadnięcia w przepaść rozpaczy i wstrętu;
Jeśli są jedynym
Mostem, po którym można iść nad odmęt nudy;
Jeśli są jedynem lekarstwem, które
Broni od cierpień zwątpienia i zbrzydzeń,
Pogardy świata i od samowzgardy:
To ty, o matko pragnień, jesteś ową
Poręczą, mostem i lekarstwem, jesteś
Zbawczynią ludzi,
Miłości.
Czas idzie i zmieniają się wiary,
Bóstwa w proch upadają, jedne po drugich,
Dziś czczone, jutro deptane,
Przechodzą przed oczyma ludzkości,
By więcej nie powrócić.
Ty trwasz, wieczysta, jak strach, głód i zawiść,
Pierwotna, tak jak one,
Jak one tryumfalna,
Nad wszystko wyniesiona, niepokonana
Niczem i nigdy, tak, jak one,
Pierwotna, dzika potęgo
Miłości.
[73]
Wdzięku, piękności natury,
Kędyś jest wobec wdzięku i piękna miłości?
Jesteś, jak rama
Do obrazu, jak otęcz promieni
Skrzącemu kręgowi słońca.
Kędyś jest, liściu róży,
Wobec ust ukochanej?
Kędyś szafirze niebios, morza błękicie,
Wobec ócz ukochanej?
Kędyś szumie jaworów i śpiewie ptaków
W wiosenne rano,
Wobec głosu ukochanej?
Kędyś ciszo grot pośród paproci,
Pod gęstemi zaplotami bluszczów,
Wobec milczenia ukochanej?
Kędyś jest śniegu, różowiony blado
Od blasku słońca,
Wobec koloru ciała ukochanej?
Kędyście linie cudowne
Gór i skał, kędy łuk tęczy świetlisty,
Kędy przepysznych wodospadów wstęgi,
Smukłe narcyzy, palmy wybujałe,
Kędy obłoki lotne i powiewne,
Wobec kształtów ciała ukochanej?
Kędyś mchu miękki, liściu aksamitny,
Wobec jej piersi dotknięcia i dłoni?
Kędyś marmurze gładki, grzany słońcem,
[74]
Wobec jej białych bioder, spływających
Cudowną linią
W odurzający wzrok, dech wstrzymujący
Kształt, który rękę przykuwa do siebie?
Kędyś jest czarze nocy księżycowej,
Czarze poranku, kiedy słońce wschodzi
Z za gór dalekich;
Uroku jezior, co się nagle jawią
Pośród skał, senne,
I tej zieleni złocistej, ze szczytów
Widzianej w dali,
Wobec czaru ukochanej?
Kędyś jest melancholio wieczorów jesiennych
Wobec jej smutku?
Kędyś wesele letniego południa
Przy jej radości?
Kędy o sławie sny, sny o potędze,
Zwycięstwach dumy, odpłaceniu krzywdy,
O nieznoszeniu niesprawiedliwości,
Wobec snów o ukochanej?
Kędyś pragnienie posiadania złota
Przy posiadania jej ciała pragnieniu?
Kędyś jest żądzo poznania wszystkiego,
Co jest poznanem, albo niem być może,
Wobec pragnienia poznania wskróś duszy
Ukochanej kobiety?
[75]
Tak, tyś najwyższą z sił, tyś życiem życia,
Miłości.
Najsłodszą rozkosz i najsroższą boleść
Ty sprawiasz; tyś jest tak, jak śmierć, królową
Wszechistnień ziemskich, pierwotna potęgo
Miłości.
|