Jałmużna ubóstwa

<<< Dane tekstu >>>
Autor anonimowy
Tytuł Jałmużna ubóstwa
Pochodzenie Siedem powiastek
Wydawca Wł. Dyniewicz
Data wyd. 1893
Druk Wł. Dyniewicz
Miejsce wyd. Chicago
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Jałmużna Ubóstwa.

W pewnej wsi zostawił zacny dziedzic fundusz dla najpilniejszej i najwzorowszej dziatwy szkólnej. Przed Bożem narodzeniem wybierał miejscowy pleban najlepszych uczni, którzy pod kierownictwem nauczyciela w święta przedstawiali w szkole sceny z historyi Bożego narodzenia, np. pasterzy betleemskich, trzech króli i t. p. Była to zabawa niewinna dla całej wsi, a dla dziatwy odznaczenie, bodziec do pilności i cnoty, a ostatecznie jeszcze korzyść materyalna, bo owe wybrane chłopcy otrzymywały nowe ubranie i dwa talary.
Razu pewnego wybrany został na pierwszem miejscu mały ośmioletni Józefek, syn ubogiej wdowy. Malec nie posiadał się z radości, mianowicie gdy patrzał na matkę, która wraz z innemi kobietami była obecną przy wyborze dzieci. Róża, tak było imię matce, także mocno była uradowaną i wychodząc ze szkoły, rzekła do plebana:
— Bóg zapłać, Księże Dobrodzieju! Od śmierci męża jestto pierwsza radość, której doznałam. Mój Józefek okrutnie pracował, aby tę nagrodę otrzymać; chodziło mu też niemało o te dwa talary, za które naszą zakopconą izdebkę będziemy mogli cokolwiek odświeżyć, a ubranie też mu bardzo potrzebne.
Pleban uśmiechnął się z zadowoleniem; znał on biedne mieszkanie wdowy, bo często wszystkich swoich zwiedzał parafian.
— No, — odrzekł — jak sobie izdebkę odnowicie, to przyjdę ją obejrzeć. Nad Józefka łóżkiem zawieszę wtenczas obrazek Matki Boskiej.
Matka i syn poszli uradowani do domu. Naprzeciwko ich domu mieszkała poczciwa kobiecina, wdowa, która pracą rąk swych utrzymywała starą matkę i synka swego Franusia, rówiennika Józefa. Stara matka chorowała już od kilka tygodni, a wdowa nie mogła, jak dotychczas, chodzić do roboty. Nie mogła więc zapłacić komornego i miała się koniecznie wyprowadzić; ale jakże tu wśród zimy chorą staruszkę wynosić? Biedna kobieta siedziała w kąciku swej izdebki i płakała, gdy Róża uradowana weszła ze swoim chłopcem, zapytała sąsiadkę, dla czego płacze i przez długi czas naradzała się z nią, cóż tu począć, ale nie było drogi wyjścia. W przeciągu ośmiu dni musiało komorne chociaż w części być zapłacone, albo też z chałupki trzeba się było wynosić — innej rady nie było.
Róża poszła zasmucona do domu, bo niedola sąsiadki kamieniem ciążyła jej na sercu, a bolało ją to, że nie mogła dopomódz, bo sama była ubogą. W nocy nawet spać nie mogła, tylko myślała, jak tu poradzić. Nagle dobra przychodzi jej myśl: wszakże Józef odbierze dwa talary! Gdyby sąsiadka miała te pieniądze, byłaby rzecz załatwiona, bo mogłaby zapłacić część komornego, a z resztą by właściciel zaczekał, tymczasem zaś mogłaby też wdowa coś zarobić. Ale sąsiadka nie przyjęłaby tych pieniędzy od niej, ubogiej jak ona — lecz i na to jest rada. Trzeba poprosić księdza proboszcza, aby Franusia zamiast Józefka wziął do przedstawienia, a może to zrobić, bo Franuś też dobry chłopiec, tak samo jak Józefek, któremu korona z głowy nie spadnie, jeżeli jeszcze dłużej w łatanej chodzić będzie sukmanie; z odnowieniem izdebki też nie taki gwałt — wszakże ona wygodniejsza i daleko lepsza, jak stajenka, w której się nasz Zbawiciel narodził!
Uszczęśliwiona tym pomysłem usnęła wreszcie Róża. Nazajutrz z rana rzekła do chłopca:
— Pewnie bardzo się cieszysz, że cię nasz dobrodziej wybrał? Ale co ty powiesz na to, że nasza sąsiadka chora i że ją chcą z chałupy wyrzucić, bo nie może komornego zapłacić?
Józefkowi łzy zakręciły się w oczach.
— A gdybyś to mógł zrobić, aby ich nie wyrzucono z domu, czybyś to uczynił?
— Ach, jakże chętniebym to uczynił! Ale ja nie mogę!
— Możesz, dziecko kochane, możesz; potrzebujemy tylko poprosić księdza proboszcza, aby zamiast ciebie wybrał Franusia, a te dwa talary mogłyby ich uratować.
Józefek namyślił się przez chwilkę, potem rzekł:
— Idźcie, matko, do księdza proboszcza, i proście go o to. Ja tak się będę uczył, że nagroda na drugi rok mię nie minie.
Róża poszła do plebana i opowiedziała mu wszystko.
— Ale moja kobieto, — odezwał się tenże, — te dwa talary i wamby się bardzo przydały!
— Tak jest, księże dobrodzieju, ale w zakopconej izbie można jeszcze mieszkać i w starej odzieży pójść do kościoła, lecz chora nie może się wśród ostrej zimy wyprowadzać i wkwaterować na ulicę! Mogłabym ja dać sąsiadce te dwa talary, ale ta by ich nie przyjęła.
— Dobrze więc, stanie się, jak chcecie, a Pan Bóg wam i synowi waszemu pobłogosławi.
— To prawdziwa miłość bliźniego, — rzekł do siebie pleban po odejściu wdowy, — i tę najczęściej znaleść można pomiędzy ubóstwem. Mój Boże! Jakże piękną w oczach Twoich musi być ta ofiara! Wszakże Zbawiciel sam powiedział o groszu wdowy, że ta więcej dała, jak wszyscy inni, bo ci dali ze zbytniego, ona zaś z tego, co jej tak było potrzebne!
Nie potrzebuję dodawać, że Józef i matka jego nie pozostali bez nagrody i nie ucierpieli na swej ofiarności; o to już pleban umiał się postarać.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: anonimowy.