[165]DO JEGO M. PANA MIKOŁAJA FIRLEJA[1].
Krom dobrej sławy, która z cnoty roście,
Nie posiadł człowiek nic trwałego proście[2].
Siłę i gładkość lata precz odnoszą,
A żałość tudzież w tropy za rozkoszą.
Fortuna z nami igra jako z dziećmi:
Dziś panem będziesz, jutro siadaj z kmiećmi.
Cnoty nikt nie ma, jeno sam od siebie,
A też do śmierci nie puści się ciebie;
A gdy cię w niebo między bogi wniesie,
Sławę po świecie szeroko rozniesie.
Tem twój dziad Firlej, Mikołaju, słynie,
A póki Wisła, póki Niepr popłynie,
Ten na południe, ona na północy,
Chwała trwać będzie jego spraw i mocy.
Więc i cnotliwy syn ojca nie wydał[3],
Ku czci dziedzicznej swoję własną przydał;
Bo mężnie z placu spierając pogany,
Duszę cną wylał przez poczciwe[4] rany.
Szlachetne roty, których martwe głowy
Chowa, i chować będzie brzeg Bugowy,
Sławna śmierć wasza, sławne męstwo wszędzie;
A żadny wiek tak niewdzięczny nie będzie,
Aby posługi wasze znakomite
Były potomkom przyszłym kiedy skryte.
A ty Firleju, bądź życzliwy moim
[166]
Nowotnym rymom, abych przodkom twoim
Tym snadniej służył; a już mnie nie wodzi
Tam, gdzie Pegazów sławny zdrój wychodzi.