Jeśli darmo masz te książki,
A spełna w wacku[1] pieniążki,
Chwalę twą rzecz, gościu bracie,
Bo nie przydziesz ku utracie;
A jeśliś dał co z taszki,[2]
Nie kupiłeś jeno fraszki.
NA SWOJE KSIĘGI.
Niedbają moje papiery
O przeważne bohatery;
Nic u nich Mars, chocia srogi,
I Achilles prędkonogi —
Ale śmiechy, ale żarty
Zwykły zbierać moje karty.
Pieśni, tańce i biesiady,
Schadzają się do nich rady.[3]
Statek tych czasów nie płaci,
Pracą człowiek próżno traci.
Przy fraszkach mi wżdy naleją,
A to wniwecz, co się śmieją.[4]
O ŻYWOCIE LUDZKIM.
Fraszki to wszytko, cokolwiek myślimy,
Fraszki to wszytko, cokolwiek czynimy;
Niemasz na świecie żadnej pewnej rzeczy,
Próżno tu człowiek ma co mieć na pieczy:
Zacność, uroda, moc, pieniądze, sława
Wszytko to minie, jako polna trawa;
Naśmiawszy się nam i naszym porządkom,
Wemkną nas w mieszek, jako czynią łądkom.[5]
Z ANAKREONTA.
Ja chcę śpiewać krwawe boje,
Łuki, strzały, miecze, zbroje:
Moja lutnia Kupidyna,
Pięknej Afrodyty syna.
Jużem był porwał bardony[6]
I nawiązał nowe strony:
Jużem śpiewał Meriona[7]
I prędkiego Sarpedona.[8]
Lutnia, swym zwyczajom gwoli,
O miłości śpiewać woli:
Bóg was żegnaj, krwawe boje,
Nie lubią was strony[9] moje.
Serce mi zbiegło, a niewiem inaczej,
Jedno do Hanny, tam bywa naraczej.[11]
Tom był zakazał, by nie przyjmowała
W domu tego zbiega, owszem wypychała.
Pójdę go szukać, lecz się i sam boję
Tam zostać. Wenus, powiedz radę swoję.
NA HARDEGO.
Nie chcę w tej mierze głowy psować sobie,
Bych się mój panie, miał podobać tobie;
Widzę, żeś hardy — mnie też na tem mało,
Kiedy się tobie tak upodobało.
Daj pokój, przebóg! sama baczysz snadnie,
Że nic po cierniu, kiedy róża spadnie.
Z ANAKREONTA.
Prózno się mam odejmować,[13]
Widzę, że muszę miłować:
Miłość mi dawno radziła,
Lecz ja, jako prawy wiła,[14]
Nie chciałem słuchać jej rady,
Aż nama[15] przyszło do zwady.
Bo sajdak z łukiem porwała
A mnie na rękę wyzwała.
Ja też jako Hektor zasię
Wziąwszy karacenę[16] na się,
Tarcz, i szablę, jako brzytwę,
Stoczyłem z miłością bitwę.
Ona ku mnie ciągnie rogi,[17]
A ja conadalej w nogi.
A gdy wszytkich strzał pozbyła,
Sama się w bełt[18] obróciła,
I prosto mi w serce wpadła,
A mnie zaraz moc odpadła.
Prózno tedy noszę zbroję,
Prózno za pawęzą stoję:
Bo kto mnie mabićma bić na górze,
Kiedy nieprzyjaciel w skórze?
DO HANNY.
Chybaby nie wiedziała, co znaczy twarz blada
I kiedy kto nie grzeczy, Hanno, odpowiada;
Często wzdycha, a rzadko kiedy się rozśmieje,
Tedy nie wiesz, że prze cię moje serce mdleje.
Pawle, rzecz pewna, u twego sąsiada
Możesz długiego nie czekać obiada.
Bo w mej komorze szczera pajęczyna,
W piwnicy także coś na schyłku wina.
Ale chleb (według przypowieści) z solą,
Każę położyć prze cię z dobrą wolą.
Muzyka będzie, pieśni też dostanie,
A ktemu płacić nie potrzeba za nie:
Bo się tu ten żmij[20] rodzi tak okwito,[21]
Lepiej daleko niż jęczmień, niż żyto.
Przeto siądź za stół, mój dobry sąsiedzie,
Boś dawno bywał przy takiej biesiedzie,
Gdzie śmiechu więcej, niż potraw dawają:
Ale poetom wszytko przepuszczają.
Których z wronami krucy zażywają,
Ludzie żadnego pożytku nie mają;
Takżeć nie wiem, z kim wszytko drudzy zjedzą,
A ludzie godni gdzieś na stronie siedzą.
Uciekałem przez sen w nocy
Mając skrzydła ku pomocy:
Lecz mię miłość poimała,
Choć na nogach ołów miała.
Hanno, co to znamionuje?
Podobno mi praktykuje,[24]
Że ja, będąc uwikłany
Temi i owemi pany,
Wszytkich inszych łatwie zbędę —
Tobie służyć wiecznie będę.
DO PANIEJ.
Pani jako nadobna, tak też i uczciwa!
Patrząc na twą wdzięczną twarz, rymów mi przybywa,
Które jeśli się ludziom kiedy spodobają,
Nie więcej mnie, niż tobie, być powinne mają.
Godności trzeba, nie zanic tu cnota,
Miłości pragną, nie pragną tu złota.
Miłują z serca, nie patrzają zdrady,
Pilnują prawdy, nie kłamają rady.
Wiarę uprzejmą, nie dar sobie ważą,
W miarę, nie nazbyt ciągnąć rzemień każą.
Wiecznie wam służę, nie służę na chwilę,
Bezpiecznie wierzcie, nie rad ja omylę.
O KOCIE.
Słychał kto kiedy, jako ciągną kota?[26]
Nie zawżdy szuka wody ta robota.
Ciągnie go drugi nadobnie na suszy,
Sukniej nie zmacza, ale wżdy mdło duszy.
Miałem nadzieją, że mi zyścić[28] miano,
Tak, jako było z chucią[29] obiecano;
Ale, co komu rzecze białagłowa,
Pisz jej na wietrze i na wodzie słowa.[30]
DO PANIEJ.
Co usty mówisz, byś w sercu myśliła,
Barzobyś mię tem, pani, zniewoliła;
Ale kiedy mię swym miłym mianujesz,
Podobno dawnym zwyczajom folgujesz.
O CHMIELU.
Co, to za sałata rana,[31]
Rozynkami posypana?
Chmiel, jeśli dobrze smakuje;
Przetociem go w głowie czuję.
NA NABOŻNĄ.
Jeśli nie grzeszysz, jako mi powiadasz,
Czego się, miła, tak często spowiadasz?
NA GRZEBIEŃ.
Nowy to fortel, a mało słychany:
Na srebrną brodę grzebień ołowiany.
Łuk i sajdak twój, Phoebe, niech będzie, lecz strzały
W sercach nieprzyjacielskich w dzień boju zostały.
O SOBIE.
Dopiero chcę pisać żarty,
Przegrawszy pieniądze w karty;
Ale się i dworstwo[33] zmieni,
Kiedy się w pytlu[34] hrosza neni.[35]
NA KONRATA.
Milczycie w obiad, mój panie Konracie:
Czy tylko na chleb gębę swą chowacie?
DO MIKOŁAJA FIRLEJA.
Jeśliby w moich książkach co takiego było,
Czegoby się przed panną czytać nie godziło,
Odpuść, mój Mikołaju! — bo ma być stateczny
Sam poeta, rym czasem ujdzie i wszeteczny.
Z żalem i z płaczem, acz za twe nie stoi,[39]
Mój dobry kosieKosie, towarzysze twoi
W ten grób twe ciało umarłe włożyli,
Którzy weseli wczora z tobą byli.
Śmierć za człowiekiem na wszelki czas chodzi;
Niech zdrowie, niech nas młodość nie uwodzi,
Bo ani wzwiemy,[40] kiedy wsiadać każą,[41]
A tam ani płacz, ani dary ważą.
O TYMŻE.
Wczora pił z nami, a dziś go chowamy;
Ani wiem, czemu tak hardzie stąpamy?
Śmierć nie zna złota i drogiej purpury,
Mknie po jednemu, jako z kojca kury.
O ZAZDROŚCI.
Ani przyjaciel, ani wielkość złota,
Ani uchowa złej przygody cnota;
Przeklęta zazdrość dziwnie się frasuje,
Kiedy u kogo co nad ludzi czuje.
Więc jeśli nie zje, tedy przedsię szczeka,
A ustawicznie na twoje złe czeka.
To na nię fortel: nic nie czuć do siebie,
A wszytko mężnie wytrzymać w potrzebie.
Dobry pan jakiś, jadąc sobie w drogę,
Ujźrzał u dziewki w polu bosą nogę.
Nie chodź (powiada) bez butów, ma rada,
Bo macierzyzna tak zwietrzeje rada.
Łaskawy panie, nic jej to nie wadzi,
Chyba żebyście pijali z niej radzi.
O KACHNIE.
Kachna się każe w łaźni przypatrować,
Jeślibych ją chciał nago wymalować;
A ja powiadam: gdzie nas dwoje siędzie,
Tam pewna łaźnia, mówię łaźnia będzie.
Jakoś mi już skaczesz słabo,
Folguj sobie, miła Barbaro, proszę cię.
Czart roskakał[44] tego swata,
Niedba nic, choć kto ma lada co przed sobą.
Okazuje swoje sztuki,
Alboć niewie, że masz w nuremberku towar?
Ale ty wżdy nie bądź głupia,
Nieznajomym niedaj dutkować przed sobą.
Niezwierzaj się leda komu,
Niepuszczaj mnichów do dobrego mieszkania.
I kapłanów się wystrzegaj,
Raczej sama zawżdy letanije śpiewaj.
A chceszli mię słuchać dalej,
Moja Barbaro, nie szacuj dobrych ludzi.
Zawżdy raczej szukaj zgody,
Niech za cię skacze kto młotem dobrze robi.
Możesz odpróć i te wzorki,
Czyście tak nama[45] z paciorkowym biczykiem.
A niedufaj w żadne czary,
I pod pierzem szpetny staroświecki bieret.
Wiedzże co masz czynić z sobą,
Bo lisi ogon[46] za towar nie uchodzi.
A łotrowie, co to widzą,
W oczy pięknie, w kącie szykują swe draby.
Domyślajże się ostatka,
Wszakżeś już swym dziatkom marcypan rozdała.
DO WALKA.
Walku mój, tem mię nie rozgniewasz sobie,
Że się me fraszki kiepstwem zdadzą tobie.
Bych ja też w nich był baczył statek jaki,
Wierz mi, nie byłby tytuł na nich taki.
EPITAPH. KRY. SIEN.
Tylko cię tu na ziemię szczęście ukazało,
Dalej cię mieć, Krysztofie, na świecie nie chciało.
Czy to gorzej, czy lepiej? — wy sami widzicie,
Którzy tego i tego świata smak pomnicie.
Z ANAKREONTA.
Ciężko kto nie miłuje, ciężko kto miłuje,
Naciężej, kto miłując, łaski nie zyskuje.
Zacność w miłości za nic, fraszka obyczaje.
Na tego tam naraczej patrzają, kto daje.
Bodaj zdechł, kto się naprzód złota rozmiłował,
Ten wszytek świat swoim złym przykładem popsował.
Stąd walki, stąd morderstwa: a co jeszcze więcej,
Nas, chude,[47] co miłujem, to gubi napręcej.
Szlachetne płótno, na którem leżało
Owo tak piękne w oczu moich ciało,
Przecz tego smutny u fortuny sobie
Zjednać nie mogę, aby głowie obie
Pospołu na twym wdzięcznym mchu leżały
A zabopólnych rozmów używały?
Więcej nie śmiem rzec, bo i tak się boję,
Że z tych słów zazdrość myśl rozumie moję.
NA FRASOWNEGO.
Nie frasuj się na sługi, żeć się pożarli;
Trzeźwi słudzy z trzeźwymi pany pomarli.
NA STRYJA.
Nie bądź mi stryjem, Rzymianie mawiali,
Kiedy się komu karać nie dawali.
Bądź ty mnie stryjem przedsię po staremu,
Jeno nic nie bierz synowcowi swemu.
Boże daj, być się dobrze na wszytkiem wodziło,
Byś we zdrowiu oglądał, na coć patrzać miło.
Na mię bądź łaskaw, jakoś zawżdy okazował;
Nie był ten łaskaw, kto do końca nie miłował.
Na umyśle prawdziwe bogactwa zależą,
Pod nim srebro i złoto i pieniądze leżą,
A temu bogatego imię będzie służyć,
Który szczęścia swojego umie dobrze użyć;
Ale kto ustawicznie leży nad liczmany,
Tylko tego słuchając, gdzie przedajne łany:[50]
Ten równie jako pszczoła plastry w ul układa,
A drugi, nic nierobiąc, miód gotowy jada.
NA NIESŁOWNEGO.
Powiem ci prawdę, że rad obiecujesz,
A obiecawszy, potem się nie czujesz;[51]
Fraszkąby cię zwać, lecz to jeszcze mniejsza,
Jest w moich książkach fraszka stateczniejsza.
Matusz wąsów, lepiej rzec; bo wielką kładziemy
Rzecz pod małą, kiedy wąs Matuszów mówiemy.
NA POSŁA PAPIESKIEGO.
Pośle papieski rzymskiego narodu,
Uczysz nas drogi, a sam chybiasz brodu.
Nawracaj lepiej, niżli twój woźnica,
Strzeż nas tam zawieźć, gdzie płacz i tesknica.
NA PIJANEGO.
Nie darmo Baccha z rogami malują,
Bo pijanego i dzieci poczują.
Niech głowa, niech mu służą dobrze nogi, —
Sama postawa ukazuje rogi.[56]
Ziemia deszcz pije, ziemię drzewa piją,
Z rzek morze, z morza wszytki gwiazdy żyją. —
Na nas, nie wiem, co ludzie upatrzyli?
Dziwno im, żeśmy trochę się napili.
O PRAŁACIE.
I to być musi do fraszek włożono,
Jako prałata jednego uczczono.
Białychgłów młodych i panów niemało
Za jednym stołem pospołu siedziało.
Siedział też i ten, com go już mianował,
Bo dobrej myśli nigdy nie zepsował.
Mnich wedle niego, a po drugiej ręce
Pani co starsza. Słuchajże o męce:
Na pierwszem miejscu pannę całowano,
Także do końca podawać kazano.
Więc tego nie raz, ale kilka było,
A prałatowi by kąska nie miło,[61]
Bo, co raz to go baba pocałuje,
A on zaś mnicha; więc mu się styskuje.[62]
Miał czyściec prawy jeszsze[63] na tym świecie,
Bodaj wam taki, co go mieć nie chcecie.
Kiedyście się tych pomiarów tak dobrze uczyli,
Że wiecie, ile kroć koło obróci się w mili:
Zgadnicież mi, wiele razów, niż jeden raz minie:
Magdalena pod namiotem żywym duszą kinie.
Tu zdrój przeźrzoczystej wody
Podróżnemu dla ochłody;
Tu zachodny wiatr powiewa,
Tu słowik przyjemnie śpiewa,
Ale to wszytko za jaje,[66]
Kiedy Hanny niedostaje.
DO STANISŁAWA.
Co mi Sybilla prorokuje nynie?
Źle trzem (powiada) o jednej pierzynie:
Znać, Stanisławie, że się ta pieśń była
Mym towarzyszom dobrze w głowę wbiła.
Bom ja sam jeden został z tej drużyny,
Co pociągali na się tej pierzyny.
Oni już tylko legają po parze,
Ja przedsię ziębnę samotrzeć do zarze.[67]
EPIT. WOJC. KRYSK.
Płaczą cię starzy, płaczą cię i młodzi,
Dwór wszytek w czerni prze cię, Kryski, chodzi,
Abowiem ludzkość i dworstwo[68] przy tobie
W jednymże zaraz pochowano grobie.
DRUGIE TEMUŻ.
Hiszpany, Włochy i Niemce zwiedziwszy,
Królowi swemu cnotliwie służywszy,
Umarłeś Kryski i leżysz w tym grobie;
Mnieś wielki smutek zostawił po sobie.
A iż płacz prózny i żałość w tej mierze,
Tem więtszą i płacz i żałość moc bierze.
NA PANY.
Ciężko mi na te teraźniejsze pany:
Siebie nie baczą, a ganią dworzany.
Wonczas, pry,[69] czystych[70] zapaśników było,
Szermierzów, gońców, aż i wspomnieć miło.
A dziś co młodzi pacholcy umieją?
Jedno w się wino, jako w beczkę, leją.
Prawda, że wielka w sługach dziś odmiana,
Ale też trudno o takiego pana,
O jakich nam więc starszy powiadali;
Oni się w męztwie, w dzielności kochali,
Dziś leda żyda z workiem pieprzu wolą —
Nie dziw, że rzadko za tarczami kolą.
DO GOSPODYNIEJ.
Ciebie zła lwica w ogromnej jaskini
Nie urodziła moja gospodyni,
Ani swym mlekiem Tygrys[71] napawała:
Gdzieżeś się wżdy tak sroga uchowała,
Że nie chcesz baczyć na me powolności,
Ani mię wspomoc w mej wielkiej trudności,
O którą sama żeś mię przyprawiła,
Że chodzę mało nie tak jako wiła.
Wprawdzie żeć się już niewczas odejmować:
Ja ciebie muszę rad nierad miłować.
Ty się w tem pomni, maszli mię mieć gwoli
Z mej dobrej chęci, czyli po niewoli.
O STASZKU.
Gdy co nie grzeczy usłyszy mój Staszek,
To mi wnet każe przypisać do fraszek.
Bracie, by się to wszytko pisać miało,
Jużby mi dawno papieru nie stało.
DO KACHNY.
Pewnie cię moje zwierciadło zawstydzi,
Bo się w niem, Kachno, każdy szpetny widzi.
O LIŚCIE.
Nie wiem, by ta niemoc była,
Coby się nie przyrzuciła.[72]
Wczora mi pani pisała,
Że po trzy nocy nie spała.
Od tych czasow mi nie śmieszno,
I sam nie śpię, co mię teszno.
EPITAPH. JĘDR. ZELISŁAWSK.
W jegoż gospodzie o wieczornej chwili,
Zelisławskiego niewinnie zabili
Sam pannę ściskasz, sam się zakazujesz,[73]
Sam w ucho szepcesz, sam, Pawle, całujesz,
Wszytkoś sam zabrał, ani się dasz pożyć —[74]
A jeszczeby cię do fraszek nie włożyć?
O GOSPODYNIEJ.
Starosta jednej paniej rozkazał objawić,
Że legata rzymskiego u niej miał postawić.
Ba toć, pry, legat prawy, co go stawić trzeba,
Ale w mym domu takim nie dawają chleba.
NA HARDEGO.
Nie bądź mi hardym, chociaś wielkim panem;
Jam nie starostą, ani kasztelanem —
Ale gdy namniej podweselę sobie,
Siła mam w głowie panów równych tobie.
I sambych się już jął pieniędzy chować,
Żebych się miał czym śmierci odkupować.
Ale jeśli nikt kupnem nie przyczyni
Żywota sobie, zaż nie głupie czyni
Kto się forsuje, a żywie w kłopocie?
Jeśli masz umrzeć, a cóż ci po złocie?
Ja dobrej myśli zawżdy chcę używać,
Ja z przyjacioły chcę pospołu bywać.
A jeśli Wenus od tego nie będzie,
I Bogumiła niechaj się przysiędzie.
NA SOKALSKIE MOGIŁY.
Tuśmy się mężnie prze ojczyznę bili
I naostatek gardła położyli.
Nie masz przecz, gościu, złez[76] nad nami tracić.
Taką śmierć mógłbyć sam drogo zapłacić.
DO JANA.
Radzę, Janie, daj pokój przedsięwzięciu swemu,
Bo, bądź krótko, bądżbądź długo, przecie przyjdzie ktemu,
Że się człowiek obaczy, a co mu dziś miło,
To mu będzie za czasem wstyd w oczu mnożyło.[77]
Tę rozkosz, którą teraz tak drogo szacujesz,
Puścisz tajniej po chwili, gdy prawdę poczujesz.
A tak, co ma czas przynieść, uprzedź go ty raczej,
Odmięń swój bieg, a żagle nakręć w czas inaczej.
Swiadomeś słów łaskawych i pięknej postawy,
Zdradę widzisz, znajże więc, co przyjaciel prawy.
A ty, o morska Wenus, chluśni[78] zraz tej paniej,
A pomści się wzdychania i moich złez na niej.
O DOKTORZE HISZPANIE.
Nasz dobry doktór spać się od nas bierze,[79]
Ani chce z nami doczekać wieczerze;
Dajcie mu pokój — najdziem go w pościeli,
A sami przedsię bywajmy weseli.
Już po wieczerzy, pódźmy do Hiszpana;
Ba, wierę,[80] pódźmy, ale nie bez dzbana.
Puszczaj doktorze, towarzyszu miły!
Doktór niepuścił, ale drzwi puściły.
Jedna nie wadzi, dajci Boże zdrowie.
By jeno jedna, doktór na to powie.
Od jednej przyszło aż więc do dziewiąci,
A doktorowi mózg się we łbie mąci.
Trudny (powiada) mój rząd[81] z tymi pany:
Szedłem spać trzeźwio a wstanę pijany.
O SZLACHCICU POLSKIM.
Jeden pan wielomożny[82] niedawno powiedział:
W Polszcze szlachcic jakoby też na karczmie siedział;
Bo kto jedno przyjedzie, to z każdym pić musi,
A żona pościel zwłocząc, nieboga się krztusi.
Biedna starości, wszyscy cię żądamy,
A kiedy przydziesz, to zaś narzekamy.
NA ŚMIERĆ.
Obłudny świecie! jakoć się tu widzi,
Doszedłem portu, już więc z inszych szydzi.[84]
NA FRASOWNE.
Przy jednem szczęściu dwie szkodzie[85] Bóg daje;
Głupi nie widzi, więc fortunie łaje.
Baczny, co dobrze, to na wirzch wykłada,
A co nie gmyśli, to pilnie przysiada.[86]
W tem się fortuny radzić nie potrzeba,
Chowaj swe dobrze, coś Bóg życzył nieba;
A kiedy będziesz miał pogodę na co,
Łapaj jej z przodku, z tyłu nie masz za co.
Najdziesz tu fraszkę dobrą, najdziesz złą i średnią,
Nie wszytkoć mury wiodą materyą przednią:
Z boków cegłę rumieńszą i kamień ciosany,
W pośrzodek sztuki kładą i gruz brakowany.
Chyba w serce, Miłości, proszę nie uderzaj,
Ale na każdy członek inszy śmiele zmierzaj.
O ŚMIERCI.
Śmiesznie to rzekła jedna białagłowa,
Słuchając pieśni, w której są te słowa:
Radabym śmierci, by już przyszła na mię:
Proszę, kto śmiercią, niech go też mam znamię.
NA UCZTĘ.
Szeląg dam od wychodu, nie zjem jeno jaje:
Drożej s . m, niżli jadam: złe to obyczaje.
Mówiłem ja tobie, Chmura,
Że przy kuchni bywa dziura;
Aleś ty mnie nie chciał wierzyć,
Wolałeś swym grzbietem zmierzyć.
O TYMŻE.
Wierzę, od początku świata
Nie były tak suche lata,
Oczy nasze to widziały:
Chmury się w rzekach kąpały.
EPITAPH. DZIECIĘCIU.
Byłem ojcem niedawno, dziś niemam nikogo,
Coby mię tak zwał, takem w dzieci zniszczał[90] srogo.
Wszytki mi śmierć pożarła, jedno śmierć połknęło,
Haftkę lichą połknąwszy, tak swój koniec wzięło.
DO PAWŁA.
Dobra to, Pawle, (możesz wierzyć) szkoła,
Gdzie każą patrzać na poślednie koła.
Człowiek, gdy mu się wedle myśli wodzi,
Mniema, że prosto nie po ziemi chodzi;
Ale nietrwała roskosz na tym świecie
Upadnie jako kwiat za kosą lecie.
Bo ten nos, coć to gęby już ledwe nie minie,
Na zębach nam ukaże, o której godzinie.[92]
EPITAPH. WYSOCKIEMU.
Urodziłem się w Prusiech, Wysockim mię zwano,
Umarłem w młodym wieku i tu mię schowano.
U śmierci w tejże cenie młody, co i stary,
Napadnieli jej na raz,[93] nie da dorość miary.
Imię twe, pani, które rad mianuję, Najdziesz w mych rymiech często napisane, A kiedy będzie od ludzi czytane,
Masz przed inszemi, jeśli ja co czuję.
Bych cię z drogiego marmuru postawił, Bych cię dał ulać i z szczerego złota, (Czego uroda i twa godna cnota)
Jeszczebych cię czci trwałej nie nabawił.
I mauzolea i egipskie grody Ostatniej śmierci prózne[95] być nie mogą;
Albo je ogień, albo nagłe wody, Albo je lata zazdrościwe zmogą:
Sława z dowcipu sama wiecznie stoi,
Ta gwałtu nie zna, ta się lat nie boi.
Komu sto fraszek zda się przeczyść mało,
Ten siła złego wytrwać może cało.
O ŻYWOCIE LUDZKIM.
Wieczna myśli, któraś jest dalej niż od wieka,
Jeśli cię też to rusza, co czasem człowieka,
Wierzę, że tam na niebie masz mięsopust prawy,[98]
Patrząc na rozmaite świata tego sprawy.
Bo leda co wyrzucisz, to my, jako dzieci,
W taki treter,[99] że z sobą wyniesiem i śmieci.
Więc temu rękaw urwą, a ten czapkę straci;
Drugi tej krotochwile i włosy[100] przypłaci.
Nakoniec niefortuna albo śmierć przypadnie,
To drugi, choćby nierad, czacz[101] porzuci snadnie.
Panie, godnoli, niech tę rozkosz z tobą czuję:
Niech drudzy za łby chodzą, a ja się dziwuję.
Panny, które na wielkim Parnasie mieszkacie,
A Ippokreńską rosą[102] włosy swe maczacie:
Jeślim się wam zachował jako żyw statecznie,
Ani mam wolej z wami rozłączyć się wiecznie.
Jeśli królom nie zajźrzę pereł, ani złota,
A milsza mi daleko, niż pieniądze, cnota;
Jeśli nie chcę, żebyście komu pochlebiały,
Albo na mię u ludzi niewdzięcznych żebrały:
Proszę, niech ze mną zaraz me rymy nie giną,
Ale kiedy ja umrę, ony niechaj słyną.
DO JADWIGI.
Wróć mi serce, Jadwigo, wróć mi, prze Boga,
A nie bądź przeciwko mnie tak barzo sroga,
Bo poprawdzie samego serca, krom ciała,
Niebaczę, żebyś jaki pożytek miała;
A ja trudno mam być żyw, jeśliże muszę
Stracić lepszą część ciała, a owszem duszę.
Przeto uczyń tak dobrze: albo wróć moję,
Albo mi na to miejsce daj serce swoje.
O ROZWODZIE.
Przyszedł chłop do biskupa, chcąc się rozwieść z żoną,
Pytają go, czemuż tak w oczu twych mierzioną?
Atolim jej nie zastał dziewicą, ksze[103] miły;
A biskup mu zaś powie: o błaźnie opiły,
Przychodzi to na króle, i wysokie stany,
A nie przynoszą takich plotek przed kapłany.
I ty chłopie, jeslić się tak dziewice chciało,
Mogłeś do Kolna[104] jechać: tam ich jest niemało.
DO PLUTA.
Ten próżny wacek, Pluto, poświęciłem tobie,
Już tam miej i pieniądze i ten wacek sobie.
Dziwna rzecz, jako ciężko czczą nosić kaletę,
A dziwniej, jako cięży, wydawszy monetę.
EPITAPH. SOBIECHOWI
Wszyscy ludzie, którzy cię za żywota znali,
Siła o twych pieniądzach, Sobiechu, trzymali;
Alem ja tego doznał w twej własnej potrzebie,
Że nie tyś miał pieniądze — one miały ciebie.
Gościu, siądź pod mym liściem, a odpoczni sobie,
Nie dojdzie cię tu słońce, przyrzekam ja tobie,
Choć się nawyższej wzbije, a proste promienie
Ściągną pod swoje drzewa rozstrzelane cienie.
Tu zawżdy chłodne wiatry z pola zawiewają,
Tu słowicy, tu szpacy wdzięcznie narzekają.
Z mego wonnego kwiatu pracowite pszczoły
Biorą miód, który potem szlachci pańskie stoły.
A ja swym cichym szeptem sprawić umiem snadnie,
Że człowiekowi łacno słodki sen przypadnie.
Jabłek wprawdzie nie rodzę, lecz mię pan tak kładzie,
Jako szczep napłodniejszy w hesperyskim sadzie.
NA WIĘNIEC.
Ten wianeczek ruciany piękna Greta wiła,
Aby weń nadobnego Klimka przystroiła.
A jako więniec, tak się miłość jej zieleni,
A chocia więniec zwiędnie, miłość się nie zmieni.
Nadobny sobie kwiat Wenus obrała,
Kiedyby jego krasa dłużej trwała;
Lecz, co zakwitnie, jako słońce wznidzie,
To zasię spadnie, ledwe wieczór przydzie.
Rwi, panno, różą za nowego kwiata,
A pomni, że tak bieżą twoje lata.
Słyszcie pani, te fraszki, co teraz czytacie,
Jeśli podlejsze waszych, jeszcze nie wygracie.
Mam ja drugie, co je rad na sztych puszczę z wami,
A moim być na wierzchu, to ujrźrzycie sami.
NA ŁAKOMEGO.
Nienagorzej tego Bóg oddzielił, któremu
Nie dawszy państwa, nie dał, by zajźrzał drugiemu;
Ale dał taki umysł, że na swem przestawa,
A dla lepszego mięnia w trudność się nie wdawa.
Ów się w dziale, mem zdaniem, dał oszukać marnie
Co nigdy syt nie będzie, chocia zewsząd garnie.
Dawnoć nie stoi owa rzecz, Petriło,
A przedsięć igrać z niewiastami miło.
Wyjadłeś wszytki recepty[107] z apteki,
Dla tej ociętnej[108] i niestałej deki.[109]
Wielka część ludzi nie będzie wierzyła,
Że co, nie stojąc, przedsię stoi siła.[110]
Widzę całe szyszaki, tarcze nieskrwawione,
Widzę drzewa[113] i groty nic nienaruszone.
Gore mi twarz przed wstydem, a pot przez mię bije:
Raczej gmach[114] i łożnicę tem niechaj obiję,
A mój kościół przyszlachci łupy skrwawionemi;
Srogi Mars rychlej się da ubłagać takiemi.
DO PRZYJACIELA.
Nie frasuj sobie, przyjacielu, głowy,
Chociaś zawiedzion omylnemi słowy;
Poczekaj jeszcze, a przypatrz się pilnie,
Jeśli prawdziwie, czy mówią omylnie,
Że białegłowy na to się ćwiczyły,
Aby nas za nos prostaki wodziły?
Ja nic nie twierdzę, ale mi ty powiesz,
Kiedy się też sam pewnej rzeczy dowiesz.
A ja przestanę na twoim wyroku,
Jako mam trzymać o tej kości z boku?[115]
DO TEGOŻ.
Albo z nas szydzisz, albo sam wiłujesz,[116]
Kota się boisz, a kotkę miłujesz.
Więc kota[117] nie chcesz, a chcesz ciągnąć[118] kotkę,
Wierę cię ludzie będą mieć za plotkę.[119]
DO STA. MEGLEWSKIEGO.
Meglewski, na mą duszę,
Zawżdy się rozśmiać muszę,
Wspomniawszy na naszego
Gospodarza dobrego.
Ja sobie brząkam w stronę,
Pieśń przyśpiewając onę,
A dla twojej ochoty,
Jeszczem tu od soboty.
Panie, nie życz mi szkody,
Jeszcześ tu ode śrzody.
O KOŹLE.
Kozieł,[120] kto go zna, piwszy do północy,
Nie mógł do domu trafić o swej mocy;
Ujźrzawszy kogoś: — Słuchaj panie młody,
Proszę cię, nie wiesz ty mojej gospody?
A ten: Niech cię znam, tedy się dowiewa. —
Jam, pry,[121] jest Kozieł. — Idźże spać do chlewa.
Nie przeto pytam, Pietrze, gdzie się chcesz przechodzić,
Abych się miał na jednę drogę z tobą zgodzić,
Ale gdziekolwiek ty chcesz, to mnie tam nie w drogę,
Bo twego kiepstwa słuchać już dalej nie mogę.
Janie, mój drużba,
Jeślić się służba
Dobrze niepłaci,
Nie jużci traci
Cnota swe myto;
Ale sowito
Bóg zwykł nagradzać
Temu, kto zdradzać
Nie zwykł nikogo.
Przeto choć srogo
Szczęście się z tobą
Obchodzi, sobą
Nic nie trwóż, ale
Trwaj rowien skale,
Której nie mogą
Nawietszą trwogą
Poruszyć wały,
Kiedy powstały
Na morzu wielkiem.
Także we wszelkiem
Nieszczęściu i ty
Bądź niepożyty,
A trwaj statecznie,
Bo nie już wiecznie
Fortuna służy,
Komu podruży,[123]
Ani porzuci,
Kogo zasmuci.
O KAPELANIE.
Królowa do mszej chciała, ale kapelana
Doma nie naleziono, bo pilnował dzbana.
Przyjdzie potem nierychło w czerwonym ornacie,
A królowa: Ksze miły, długo to sypiacie.
A mój dobry kapelan na ono łajanie:
Jeszczem ci się dziś nie kładł, co za długie spanie?
O DRUGIM.
Co się wam widzi ten drugi?
Księże, nie bądź ze mszą długi.
Bo, to łacno odniesiecie,
Nie będzie jej, jeśli chcecie.
Nie wiem, podobnoli to co ku rozumowi,
Posyłać (a źle i rzec) fraszki doktorowi.
Chciawszy się też popisać z rozumem u niego,
Za fraszkę prawie stanie mój rozum przy jego.
A tak cię niechaj prózno doktorem nie zowę,
Wypraw z tego wątpienia moję prostą głowę.
DO GOSPODARZA.
Rad się widzę u ciebie, gospodarzu miły!
Ale wypić tak wiele nie mej słabej siły;[125]
A gdy mi każesz pełnić[126] sobie albo komu,
Jakobyś rzekł: Nie chcę cię mieć długo w tym domu.
Nie z Messany, nie z Argu tu zapaśnik stoję,
Spartę sławną ja mięnię za ojczyznę swoję.
To forlelni;[128][129] ja jako słusze[130] na krew miłą
Lacedemońskich synów, mam zwycięstwo siłą.[131]
O KAZNODZIEI.
Pytano kaznodzieje: Czemu to, prałacie,
Nie tak sami żywiecie, jako nauczacie?
(A miał doma kucharkę); i rzecze: Mój panie,
Kazaniu się nie dziwuj, bo mam pięćset[132] na nie;
A niewziąłbych tysiąca, mogę to rzec śmiele,
Bych tak miał czynić, jako nauczam w kościele.
DO PIOTRA KŁOCZOWSKIEGO.
Nie chcę cię Pietrze, do Włoch drugi raz prowadzić
Trafisz sam: a mnie też czas o sobie poradzić.
Jeśli mi w rewerendzie, czy lepiej w sajanie,[133]
Jeśli mieszkać przy dworze, czy na swoim łanie.
Ty będziesz wczas[134] do tego, a dokądeś młody,
Użyj świata za czasu i pięknej swobody.
Co wadzi, póki lata nie zajdą leniwe,
Widzieć szeroki Dunaj, widzieć Alpy krzywe,
Albo gdzie w pośrzód morza sławne miasto leży,
Albo gdzie pod dawny mur bystry Tyber bleżybieży.
Dojedź i do Parthenopy,[135] a ujźrzysz te lasy,
Gdzie złotej rózgi szukał Eneasz przed czasy.
Tamże i piekło będzie, i ogromna skała,
Z której wieszcza Sybilla odpowiedź dawała.
Jedź w dobry czas, abych cię zaś oglądał zdrowo,
A donieś to mojemu Jedrzejowi słowo,
Że, dokąd go nie widzę, musi mię być teszno:[136]
A tak, łaskawli na mię, niechaj bywa[137] spieszno.
Możem się nieowszejki[138] skarżyć na te lata,
Jakokolwiek jest przedsię godności zapłata.
Jędrzej Bzicki w tym grobie leży położony,
Który, acz nie w majętnym domu urodzony,
Jednak za dowcipem swym, którym go był hojnie
Bóg obdarzył, a on im szafował przystojnie,
Był wziętym u wszech ludzi, siedział w pańskiej radzie
Co mu więtszą cześć niosło, niż złoto w pokładzie.[139]
Do Turek posłem chodził, Labirynty prawne,
Jeśli jednemu[140] w Polszcze, jemu były jawne.
Umarł prawie na ręku u życzliwej żony
I leży pod tym zimnym marmurem zamkniony.
TEGOŻ MAŁŻONCE.
Anna z Pilce, dwu mężu zacnych pochowawszy
I dwu synu, jako dwu źrzenic, opłakawszy,
I z mężów kasztelanka, i z rodu, w tym grobie
Leży, który za zdrowia gotowała sobie.
Białagłowa uczciwa i serca wielkiego,
By u śmierci okrutnej było co ważnego.
DO FRASZEK.
Fraszki moje, (coście mi dotąd zachowały),[141]
Nie chcę, żebyście kogo źle wspominać miały.
Lecz jeśli wam nie gmyśli cudze obyczaje,
Niechaj karta występom[142], nie personom łaje.
Chcecieli chwalić kogo, chwalcież, ale skromnie,
By pochlebstwa jakiego nie uznano po mnie.
To też wiedzcie, że drudzy swej się chwały wstydzą
Podobno, że chwalnego[143] w sobie nic nie widzą.
Gładkość od ciebie, Wenus, ale nie trwa w mierze,
Bo co ty dasz, to zasię znienagła czas bierze.
Ponieważ tedy widzę, że mię ten dar mija,
Weźmiż i świadka daru swego, o Paphija!
W tym grobie piękna Timas leży pogrzebiona,
Którą przed szlubem wzięła czarna Persephona.
Na jej mogile wszytki rowiennice razem
Swe lube włosy ostrym ustrzygły żelazem.[148]
Daj, czegoć nie ubędzie, byś nawięcej dała;
Daj, czego prózno dawać potem będziesz chciała,
Kiedyć zmarski[149] twarz zorzą, a gładkie źwierciadło
Okaże to na oko, że cię siła spadło.
Już tam służyć nie będą te pieszczone słowa:
Stachniczku, duszo moja! — rychlej: Bądź mi zdrowa,
Marya łaski pełna! — a w ręku pacierze,
Na jakie przy kościele baba pieniądz bierze.
Teraz możesz lelią piękny włos otoczyć,
Teraz możesz zaśpiewać, możesz w tańcu skoczyć;
Po chwili przydzie druga, którą przejdziesz[150] laty,
I rzeczeć: Weźm ty kądziel; przystojniej mnie z swaty.
DO JĘDRZ. PATRYCEGO.
To nie grzeczy, Jędrzeju, że zarazem i ty
Na febrę stękasz i ja łeb noszę zawity;
Lepszy fortel rodzeni Lakonowie[151] mają,
Co sobie jednej dusze wzajem pożyczają.
Czemu nam też Bóg takiej zgody nie pozwoli,
Aby wżdy jeden cieszył, gdy drugiego boli?
DO DOKTORA.
Mówiłem ci: Nie noś mi tych fraszek, doktorze,
Które tam czasem słyszysz w biskupiej komorze:
Bo fraszek, jako sam wiesz, mam z potrzebę[152] doma,
Statku tam raczej nabierz obiema rękoma.
DO WOJTKA.
Pytasz: nie tesznoli mie tak samego siedzieć?
Teszniej mie, Wojtku, z tobą, kiedyś to chciał wiedzieć.
DO SNU.
Śnie, który uczysz umierać człowieka,
I ukazujesz smak przyszłego wieka:[153]
Uśpi[154] na chwilę to śmiertelne ciało,
A dusza sobie niech pobuja mało.
Chceli, gdzie jasny dzień wychodzi z morza,
Chceli, gdzie wieczór gaśnie pozna zorza,
Albo gdzie śniegi panują i lody,
Albo gdzie wyschły przed gorącem wody.
Wolno jej w niebie gwiazdom się dziwować,
I spornym biegom[155] z bliska przypatrować.
A jako koła w społecznem mijaniu,[156]
Czynią dźwięk barzo wdzięczny ku słuchaniu.[157]
Niech się nacieszy nieboga do woli,
A ciało, które, odpoczynek woli,
Niechaj tymczasem tesknice nie czuje,
A co to nie żyć, wczas się przypatruje.
By się wszytka nawałność morska poruszyła,
By wszytek Ren zebrana moc niemiecka piła;
Nigdy nie będą mogli rzymskiej sile szkodzić,
Dokąd cesarz przeważny wojsko będzie wodzić.
Tak i dęby korzenia swego się trzymają,
A suchy nikczemny list[159] wiatry obijają.
NA FRASZKI.
A cóż czynić? pijaństwo zbytnie zdrowiu szkodzi,
Gra też częściej z utratą, niż z zyskiem przychodzi,
A nadzieje zaś niemasz wzajemnej miłości,
A owa na swą szkodę suszy barzo kości.
Wy tedy, co kto lubi, moi towarzysze!
Pijcie, grajcie, miłujcie — Jan fraszki niech pisze.
DO WOJTKA.
I owszem, miły Wojtku, zjednaj się z tą panią,
Niech nie woła za tobą, ani też ty za nią.
Chwalę cię, że tam w sercu nie chcesz nic zostawić,
Ale zaraz przyjaźni skutkiem chcesz poprawić.
Idź corychlej, boć wieczór; a tego jednania,
Ile po rzeczy baczę, będzie do świtania.[160]
Stary miał priapismum, nieukładną mękę,
Lecz była młodej żenie ta niemoc na rękę,
Bo się pan często parzył w przyrodzonej wannie,
Co więcej, niźli jemu, pomagało Hannie.
Potem go uleczyli mądrzy doktorowie;
A pani w płacz nieboga: Biadaż mojej głowie!
Kiedyś ty, mężu, stękał, jam się dobrze miała,
A kiedyś ty zasię zdrów, ja będę chorzała[161].
DO FRASZEK.
Fraszki, za wszeteczne was ludzie poczytają
I dla tego was pewnie uwałaszyć mają.
A tak ja upominam: Nie mówcie plugawie,
Byście potem nie były z wałachy na trawie;
A mówcie przykładem mego Mikołajca:
Co to niesiesz? — Gospodze[162] z odpuszczeniem: jajca.
DO BARTOSZA.
Bartoszu łysy, a z hiszpańską brodą;
Godzienby[163] łaski za swoją urodą,
Ale panienki na cię nie łaskawy,
Tak powiadają, żeś nogieć[164] wąchawy[165];
I tej łysiny i tej czystej brody.
Co jeśli tak jest, szkodać i urody
DO ANAKREONTA.
Anakreon zdrajca stary,
Niemasz w swym łotrostwie miary.
Wszytko[166] pijesz, a miłujesz,
I mnie przy sobie zepsujesz.
Już cię moje strony[167] znają,
I na biesiadach śpiewają,
Dobra myśl nigdy bez ciebie.
A tak, słyszyszli co w niebie,
Śmiej się: bo twe imię dawne
I dziś między ludźmi sławne.
NA OBRAZ ANDR. PATR.
Na wszytkiem Patrycemu ten obraz jest rowny,
Chyba to[168], że ten milczy, a owo wymowny.
Co bez przyjaciół za żywot? więzienie,
W którem niesmaczne żadne dobre mienie.
Bo jeślić się co przeciw myśli stanie,
Już jako możesz sam przechowaj, panie,
Nikt nie poradzi, nikt nie pożałuje;
Takżeć jeślić się dobrze poszancuje[170],
Żaden się z tobą nie będzie radował;
Sam sobie będziesz w komorze smakował.
Co ludzi widzisz, wszytko podejźrzani,
W oczy cię chwali, a na stronie gani.
Nie słyszysz prawdy, nie słyszysz przestrogi,
Być wierę miały urość na łbie rogi.
Uchowaj Boże takiego żywota,
Daj raczej miłość, a chocia mniej złota.
DO DOKTORA.
Nie trzeba mi się wiele dowiadować,
Kędy ty chodzisz, doktorze, miłować,
Bo która z tobą w wieczór pobłaznuje,
Każda nazajutrz piżmem zalatuje.
Ani w młodej rozkoszy, ani w starej, widzę;
Owej prosto żałuję, a tej się zaś wstydzę.
Złe niedoszłe, ale też złe przestałe grona,
Nalepsze, gdy doźrzeją; także też i żona.
Coć wymyślili ci heretykowie?
(Bo tak filozof Luterana zowie)
Łazarz on święty, kiedy znowu ożył,
Napisał księgi, w które wszytko włożył,
Cokolwiek widział, abo co i słyszał
Na onym świecie, gdy pod ziemią dyszał.
Ale ich nie chciał pokazać nikomu,
Ani obcemu, ani swoim w domu.
Aż gdy miał umrzeć, na ten czas tam wskazał
Po filozofa i temuż ukazał
One swe księgi, ale zawiązane,
I nad to jeszcze zapieczętowane.
I rzecze kniemu: ja śmierć bliską czuję,
A tak cię temi księgami daruję,
Gdziem wszytko włożył, com widział i słyszał,
Na onym świecie, gdym pod ziemią dyszał.
Ale cię proszę, byś ich nie otwierał,
Aż kiedy także sam będziesz umierał.
Bo tam nic niemasz, czego żywym trzeba:
Wszytko się plecie coś około nieba.
Przeto tym czasem inszych rzeczy pytaj,
A moje księgi przy skonaniu czytaj.
A przeczytawszy oddasz je drugiemu
Filozofowi także uczonemu.
I tak do końca niech się podarzają[173],
A przed skonaniem tylko je czytają.
Tamże przywiedzion mój Filozof ktemu,
Że przysiągł dosyć uczynić wszytkiemu.
Łazarz wtem skonał: wziął Filozof księgi,
Dawnoby w nich był, by nie dla przysięgi.
Owa tak długo leżał w tym rosole[174],
Że one księgi rozłożył po stole.
Pocznie wartować, ali papir goły:
Ba to, pry[175], pismo nie z głębokiej szkoły.
Więc jako czytał, tak też trzymał o tem,
I podał drugim filozofom potem.
DO JĘDRZEJA.
A cóż radzisz, Jędrzeju? (wszak mogę w twe uszy
Bezpiecznie wszytko włożyć, co mi serce kruszy)
I sam już baczyć możesz, że moje posługi
U tej paniej nie ważne, które zna czas długi
I stateczne, i wierne; a kiedyby chciała
Prawdę mówić, rychlej z nich cześć, niż lekkość[176] miała,
Jakiem ja dary dawał? jakiem rymy składał?
A dziś mię wstyd: bom więcej, niż było, przykładał.
Równałem często jej płeć ku rumianej zarzy,
A ona kramną barwę[177] nosiła na twarzy.
Chwaliłem jej niegodne chwały obyczaje,
Więc mi też mą nieprawdę fałszem dziś oddaje.
Przeto póki gniew świeży w mem sercu panuje,
Póki człowiek swą krzywdę, i wzgardzenie czuje,
Nie sądź mię za umarłą, gościu mój miły!
Śpiewaczki mityleńskiej[179], z tej to mogiły.
Człowieczych to rąk sprawa, a taka praca
Rada się w krótkim czasie wniwecz obraca.
Lecz jeśli mię chcesz pytać o rymy moje,
Którym boginie dary przydały swoje,
Wiedz, iżem śmierci znikła[180]; a póki słynie
Lutnia i mówne gęśli, Safo nie zginie.
DO JOSTA.
Twój mi brat, Jostcie, powiada o tobie,
Żeś łaskaw na mię, czego życzę sobie,
Bo twoja przyjaźń, którego zwyczaje
U ludzi chwalne, świadectwo mi daje,
Żem dobry człowiek; ani ty miłujesz,
Jedno w kim cnotę i stateczność czujesz.
Przeto, żebyś też wiedział serce moje,
Ślę te do ciebie krótkie rymy swoje,
Które miej jako pewny zakład[181] jaki,
Żem jest i chcę być twój na czas wszelaki.
Wiatry z północnem morzem na mię się zmówiły,
Aby mnie niewinnego gardła pozbawiły.
I nakoniec dowiodły swego, bo stargawszy
Białe żagle i okręt w kęsy zdruzgotawszy,
Przybiły mię do brzegu pustego na desce,
Tamżem został, bo wyszcia nie dawało miejsce.
A ty, co tędy płyniesz po głębokiej wodzie,
Umiej o Chmielowskiego powiedzieć przygodzie.
DO ST. PORĘBSKIEGO.
Jeśli co ważne jest świadectwo moje,
Porębski złoty, skotopaski twoje
W tej wadze u mnie, żeby się mógł do nich
Teokryt przyznać, tak ja trzymam o nich.
Alkon, patrząc na syna, kiedy go smok srogi
W poły trzymał, wyciągnął acz z bojaźnią rogi[184]
I nie uchybił celu; bo strzała zwierzęciu
Prawie w gardle utknęła przy samem dziecięciu,
A sprawiwszy, co myślił, wedle dębu tego
Łuk zawiesił, znak szczęścia i oka miernego[185].
Filozofi, co nad nas uszy lepsze mają,
O dziwnie wdzięcznych głosiech w niebie powiadają;
Którym ja, jako prostak, we wszem wiarę dawam,
Ale na twej muzyce, Marcinie, przestawam.
DO NIEZNAJOMEGO.
Nie masz o co stać, bych cię wpisał w swoje karty,
Bo tam statku niewiele, a snadź wszytko zartyżarty,
Ale możeszli wytrwać, gdy będą kpić z ciebie,
Powiedz imię corychlej, chcę cię mieć u siebie.
DO JĘDRZEJA.
Który mój nieprzyjaciel i człowiek tak srogi
Trzymał cię po te czasy, JędzejuJędrzeju mój drogi,
Kiedym ja nabarziej smutny potrzebował,
Abyś mię był w mym ciężkim frasunku ratował?
Serce mi bowiem żarły troski nieuśpione,
Jakie nieleda komu mogą być zwierzone.
By mi cię wżdy nakoniec odesłał był cało,
Nie takby mię nieszczęście moje frasowało.
Ale cię na żal więtszy tak do mnie wyprawił,
Że i serce i duszę przy sobie zostawił.
Co nie wiem jeśli czujesz: ale to czuć prózno,
Kiedy serce i dusza od człowieka rózno.
Com się tedy nadziewał[186] pociechy od ciebie,
To cię sam cieszyć muszę, zapomniawszy siebie.
A lekarstwa inszego niewiem tej chorobie,
Jeno gdzieś zgubę stracił, tam jedź po nię sobie.
A tego się wystrzegaj, byś, chcąc serca dostać,
Nie musiał tam nakoniec i sam potem zostać.
DO STANISŁAWA.
Powiedz mi, gdzie się chowasz, bracie Stanisławie!
Bom cię tak długo szukał, ażem ustał prawie;
Jakożeś mię był prosił na obiad do siebie,
Takżem cię ani widział i jadam bez ciebie.
O BEKWARKU.
By lutnia mówić umiała,
Takby nam w głos powiedziała:
Wszyscy inszy w dudy grajcie,
Mnie Bekwarkowi niechajcie[187].
DO WĘDY.
Miło patrzać na łąki, kiedy się odzieją,
Miło patrzać na zdroje, kiedy wodę leją;
Dobra lecie śmiotana, dobra szołdra[188] zimie,
Kiedy uschnie na wietrze abo w gęstym dymie;
Dobry więniec bluszczowy — nad wszytko[189] multanki,
Kiedy grasz, Węda, w lesie, zabywając Hanki.
O ALEKSANDRZECH.
Aleksander sławną Troję skaził,
Aleksander Persy z państwa zraził
Na palcu masz dyament, w sercu twardy krzemień,
Pierścień mi, Hanno, dajesz, już i serce przemień.
NAGROB. MIK. TRZEBUCHOW.
Kości twe, Trzebuchowski, zamknęła w tym grobie
Żona, którąś zostawił w żałości po sobie;
Pamięć twoja w jej sercu zawżdy będzie trwała,
Póki teskliwa dusza nie odbieży ciała.
TEMUŻ.
By Bóg duszę za duszę chciał od nas przyjmować
A mógł człowiek swym zdrowiem cudze odkupować,
Ile mi kolwiek wieku naznaczono w niebie,
Dałabych była wszytko, mężu mój, dla ciebie.
Lecz iż na taki frymark śmierć nierada zwoli,
A zachować swą srogość jednostajnie woli:
Muszę trwać w ciężkim żalu i trosce po tobie,
A moja wszytka radość legła z tobą w grobie.
Czyj to grób? Bodaj zdrów pił. Czyja to mogiła?
Jeno rychło, jużbych dwie tymczasem wypiła.
Nie chcewa się rozumieć. Nalejże mnie sporzej,
Wściekła babo, nie pijęć do ciebie. Tem gorzej.
Imię twoje chcę słyszeć. A szatan ci potem
Wiedzieć, kto w tamtym grobie, a kto w owo tym?
Miejże się tedy dobrze. A jako bez piwa?
Przyuczaj się. Nie byłam trzeźwia jako żywa.
DO WENERY.
Wenus, nie odnawiaj mi już przeszłej nadzieje,
Niech się mój nieprzyjaciel (wszak wiesz kto) nie śmieje
Bo lepsza pewna wolność, niż rozkosz wątpliwa,
Ta zawżdy ze mną, a z tej często nic nie bywa.
A nasze troski w niwecz, w niwecz i staranie,
Którem to sfałszowane kupujem kochanie.
Podejźrzany mi twój śmiech i twe słodkie słowa,
Boję się, by nie była znowu jaka zmowa.
Jako chcesz; aleć tego pełne będą karty,
Chociać mój płacz u ciebie śmiech tylko a żarty.
Jakoby słońce zaszło, kiedy niemasz ciebie,
A z tobą i w pół nocy zda się dzień na niebie.
O ROZKOSZY.
Rozkoszy na świat szczerej nie podano,
Ale do każdej żółci przymieszano.
Skąd cię potyka, co twej duszy miło,
Masz przyjąć i to, co nie kmyśli było.
NA HISTORYĄ TROJAŃSKĄ.
Nie dopiero to wiedzą, że dobrze miłować;
Ważył się przedtem Parys przez morze żeglować
Dla nadobnej Heleny, którą jemu była
Za złote jabłko piękna Wenus namięniła.[196]
Nie dbał, chocia pogonia miała być za niemi,
Choć miał tego przypłacić braty rodzonemi,
Nakoniec swym upadem i wszytkiego domu;
Smakowała mu miłość, niewiem jako komu.
NAGROBEK ADRIANOWI DOKT.
Śmierci, to nie śmiech, już nam bierzesz i doktory;
A jakoż tu może być dobrej myśli chory?
Bóg żegnaj, Adryanie! nie pomogą zioła,
Komu się na śmierć bierze, musi wsiadać[197] zgoła.
DO SWYCH RYMÓW.
Rymy głupie, rymy nieobaczne,
W których jako we zwierciedle znaczne
Me szaleństwo, idźcie w ogień wszytki,
A zatłumcie mój postępek brzydki,
Za który się długo wstydać muszę.
Serdecznego żalu tu nie ruszę,[198]
Bo ten w twardym dyamencie ryto,
Aby wiecznie trwał, czego mnie lito.[199]
O przyczynę, przebóg, nie pytajcie,
Ani mi tej rany odnawiajcie.
Niewdzięczność mię ludzka potępiła,
Bodaj się źle wrychle zapłaciła.
DO ANNY.
Wczora, czekając na twe obietnice,
I zabywając niejako tesknice,
Napisałem ci krom rozmysłu wszego
Ten rym niegładki, skądbyś serca mego
Frasunk poznała i myśl utrapioną,
Anno, twojemi słowy zawiedzioną,
Bom ustawicznie rachował godziny,
A szukał twego mieszkania[200] przyczyny.
Chciałemli czytać, tom nic nie rozumiał,
Chciałemli zagrać, tom począć nie umiał;
Nakoniec wziąwszy we mdłą rękę piórko,
Pisałem: — Ojca prawdziwego córko,
Nieprawie słowna! — a w tem mię sen zmorzył,
Gniew upokoił, nadzieję umorzył.
Jednego chcieć i nie chcieć, to społeczność[201] prawa;
Gdzie się myśli nie zgodzą, tam przyjaźń dziurawa.
Iż tedy na mem zdaniu ty przestać nie raczysz,
Przestanę ja na twojem, owa się obaczysz[202].
DO BOGINIEJ.
Bogini, która miłością szafujesz,
A ludzkie serca według swej frasujesz
I cieszysz myśli, — jeśli niewdzięczności
I ty nie lubisz w uprzejmej miłości,
Sfolguj mi mało: owa się wyłamię
Z tej niepobożnej niewolej, która mię
Tak sfrasowała, że i zdrowia nie mam,
I o rozumie toż nakoniec mniemam.
Już mię nie wracaj ku pierwszej wolności,
Bo nie wiem bych żyć umiał bez miłości.
Tylko pan inszy niech mi rozkazuje,
Jednaż ta, co jest uprzejmość, nie czuje.
A ja, gdy zbędę jarzma tak ciężkiego,
Na znak twej łaski, i ulżenia swego,
Postawię palmę złotą w twym kościele,
Która ten napis poniesie na czele:
Tobie, o można Wenus, jestem dana,
Żeś zbyć pomogła niewdzięcznego pana.
DO ANDRZEJA TRZECIESKIEGO
Bógżeć zapłać, Jędrzeju, żeś mię dziś upoił,
Boś we mnie niespokojne troski upokoił,
Które mi serce gryzły, jako to być musi,
Gdy człowieka niewdzięczność opętana dusi.
Wiem dobrze, że nie długo ze mną tej rozkoszy,
Bo to wszytko po chwili trzeźwia myśl rozproszy;
Ale witaj mi ta noc wolna od frasunku!
Któż wiedział, by tak wiele należało w trunku?
NA RYM NIEROZMYŚLNY.
Kto mi każe rym pisać nierozmyślnie, taki
Ma wolę przyjąć, chocia będzie ledajaki.[203]
NA PSZCZOŁY BUDZIWISKIE. Do J. M. P. W. wileńskiego[204].
Patrzaj, jako płodnych pszczół niesłychane roje
Okładły, zacny panie, miodem ściany twoje;
Dobry to znak, jeśli Bóg dał wieszczą myśl komu,
Że dostatek i wieczne potomstwo w twym domu.
DO GOŚCIA.
Bądź ptaka, bądź zająca szukasz po tym boru,
Gościu, słuchaj mej rady, stąp mało do dworu;
Pewniejsza tu zwierzyna, gdzie pełne piwnice,
Abo gdzie pszczoły noszą miód za okienice.
DO PSZCZÓŁ.
Powiedzcie, piękne pszczoły, wszak wam na tem mało,
Co was tu mimo ule do izby wegnało?
Dla pijanic źle się z tem odkryć leda komu.
Tobie w ucho powiemy: Czujem tu miód w domu.
DO DOKTORA.
Arcydoktorem cię zwać każdy może śmiele,
Bo ty nie tylko umiesz zleczyć niemoc w ciele,
Ale i na dobrą myśl masz fortelów wiele:
Wino, lutnią, podwikę; to mi to wesele.
O FRASZKACH.
Prózno mnie do dziewiąci lat swe fraszki chować,
Jako ksiąg mądrzy ludzie zwykli poprawować;
Bo tu moją pilnością już nic nie przybędzie:
Bych kreślił i nadkreślił — fraszka fraszką będzie.
Nic teraz po mych fraszkach, bo insze nastały,
Których poczet na każdy dzień widzę niemały,
Więc je na pargaminie nadobnie pisano,
A niektóre i złotym prochem posypano.
U każdej orzeł i pstra czysta sznura długa,
Spytajże Arystarcha: fraszka, jako druga.
Mnimasz, żem prostak: ja na cię osobny
Rząd myślę włożyć, i muńsztuk ozdobny.
A potem wsiadwszy zatoczyć[207] na dworze:
Ty się tam pasiesz, nie wiem gdzie, po borze,
Skacząc samopasz od miejsca do miejsca,
Bo jeszcze niemasz po swym plecu jejsca[208].
Królowi rowien, a jeśli się godzi,
Mówić co więcej, i króla przechodzi,
Anno, kto siedząc prawie przeciw tobie,
Przypatruje się coraz twej osobie
I słucha twego śmiechu przyjemnego,
Co wszytkich zmysłów zbawia mię smutnego.
Bo skoro namniej wzrok skłonię ku tobie,
Słowa nie mogę domacać się w sobie,
Język mi zmilknie, płomięń się w mię kradnie,
W uszu mi piszczy, noc przed oczy padnie,
Pot przez mię bije, drżę wszytek i bladnę,
Tylko że martwy przed tobą nie padnę.
I zjedli mu tam byli między sobą ramię,
Czego, kiedy zaś ożył, miał widome znamię.
Ale Pindarus nie chce zwać obżercą boga,
Bo sprosna mowa pewna do upadu droga;
A powiada: Gdy bogi Tantalus czestował,
Wtenczas mu się Neptunus syna rozmiłował
I uniósł go do nieba, gdzie potem i drugi
Był przyniesion Trojańczyk dla tejże posługi.
Wiem, co posługą zowiesz; zły mu był warzony,
Także chciał spatrzyć, jako smakuje pieczony.
NAGROBEK MĘŻOWI OD ŻONY.
Mężu mój miły, ty już leżysz w grobie,
A ja trwam jeszcze na świecie po tobie.
Ale co żywę[211], umrzećbym wolała,
Bom tylko na płacz wieczny tu została.
Kto naprzód począł miłość dziecięciem malować,
Może mu się zaprawdę każdy podziwować;
Ten widział, że to ludzie bez rozumu prawie,
A wielkie dobra tracą przy tej głupiej sprawie.
Tenże nie darmo przydał na ramięnia pierze,
Bo tam częsta odmiana: to gniew, to przymierze.
Strzały znaczą, że nagle człowieka ugodzi,
A z onej rany żaden zdrowo nie odchodzi.
We mnie strzały mieszkają i ten bożek mały,
Ale mu pewnie wszytki pióra wypadały[213],
Bo się nie da wypłoszyć nigdziej z serca mego,
Ani mi odpoczynku pozwoli żadnego.
Co za roskosz masz mieszkać w suchych kościach moich?
Zaby[214] już nie czas przenieść gdzieindziej strzał swoich?
Lepiej swej mocy na tych nieukach skosztujesz,
Bo już nie mnie, ale mój tylko cień frasujesz,
Który jeśli zatracisz, kto tak śpiewać będzie?
Z moich tych prostych rymów jesteś sławny wszędzie,
Które rumianej twarzy i oka czarnego
Nie zamilczą u paniej i chodu snadnego.
Jako wszytki narody Rzymowi służyły,
Póki mu dostawało i szczęścia i siły,
Także też, skoro mu się powinęła noga,
Ze wszytkiego nań świata uderzyła trwoga.
Fortunniejszy był język, bo ten i dziś miły —
Tak zawżdy trwalszy owoc dowcipu, niż siły.
DO DOKTORA.
Nie mam ci zacz[216] dziękować, mój miły doktorze,
Żeś mię samego z gośćmi zostawił w komorze,
Bom się im żadną miarą nie mógł wykuglować[217],
Musiałem się, jako bóbr, jajcy odkupować.
NA CHMURĘ.
Prózno Chmurę szczujecie memi wierszykami,
O tym właśnie rzeczono: karmion ten wronami.
NAGROBEK ANNIE.
Za twoję dobrą wolą, którąś w domu swoim
Zawżdy okazowała, Anno, gościom twoim,
Za dobrą myśl i one uczciwe biesiady,
Godnabyś przetrwać była trzystoletne dziady.
Ale nam tych roskoszy sroga śmierć zajźrzała,
A ciebie prawie z naszych rąk nagle porwała.
I chodzisz teraz brzegiem niepamiętnej wody[218],
A my nieszczęścia płaczem i swej znacznej szkody.
Mieccie kwiatki na ten grób panny i młodzieńcy,
A jej szlachetne kości przyodziejcie wieńcy.
DO MIKOŁAJA MIELECKIEGO.
Na swe złeś mię upoił, mój dobry Starosta,
Bo czegoś snadź nie wiedział, toć opowiem sprosta.
Mnimasz ty, że ja tobie kłaniam się dla tego,
Iżeś syn Wojewody, nie wiem tam jakiego.
Albo że się masz dobrze, a złota na tobie,
I na tych dosyć widzę, które masz przy sobie.
Fraszka u mnie twe herby, i wsi pełne kmieci:
Hańba (mówią Grekowie) bohaterskie dzieci.
A pieniądze takie są, że je i źli mają,
I co wiedzieć, jako ich drudzy używają.
Ale wiesz, co mię trzyma, i garnie ku tobie?
To, iż przodków swych zostać[219], masz za lekkość sobie,
A coć Bóg dał z łaski swej, tem szafujesz bacznie,
Służąc panu[220] i rzeczy pospolitej znacznie.
Chudymi nie brakujesz[221], ale kto cnotliwy,
W jakimkolwiek bądź pierzu, temuś ty chętliwy.
To jest grunt: insze rzeczy, których się chwytają
Ludzie prości, jako dym, wiatry roznaszają.
DO WOJEWODY.
Nie są, Wojewodo zacny, czasy po temu,
Abych, czyniąc zwyczajowi dosyć dawnemu,
Uszy twoje lutnią bawił, albo pieśniami:
Coś inszego człowiek musi mieć przed rękami.
Widząc okiem, co się dzieje, zewsząd powstają
Srogie wiatry, zewsząd strachu ludziom dodają
Chmury czarne, gradu pełne i trzaskawice[222].
Oracz pola bogu zleca i swe winnice,
A pasterz, multanki pod płaszcz kryjąc za czasu,
Wraca bydło ku domowi z pustego lasu.
We wsiach zielem kurzą; każdy o sobie czuje;
I mnie taż bojaźń, co insze, i strach zdejmuje.
Przeto niedziw, że umilkły me głośne strony,
Widząc niebo rozgniewane, i wiek strwożony.
Jednak szkoda puścić się tak zgoła nadzieje,
Bo to wszytko przyrodzonym biegiem się dzieje.
Raz chmury panują, i grom srogi, a potem
Bóg obdarza świat pogodą i słońcem złotem.
Owa jeszcze dobrze będzie; a co drugiego,
Padnieli źle, więc rozumem podeprzeć tego.
DO MONTANA.
Jako Lais zwierciadło Paphiej oddała,
Kiedy prze lata[223] pierwszej gładkości stradała:
Tak Jan tobie, Montanie, słojki twe oddawa,
Bo co mu po nich, kiedy piżma w nich nie stawa[224]?
NAGROBEK ST. ZAKLICE Z CZYŻOWA.
Tu Stanisław Zaklika położył swe kości,
Nietylko z przodków swoich, lecz i z swej dzielności
Dobrze znaczny, bo w krajach postronnych strawiwszy
Młodość swoję i królom panom swym służywszy,
Ostatek wieku swego pospolitej rzeczy
Oddał, której, swych utrat nie mając na pieczy,
Darmo zawżdy rad służył, bo jako nagrody
Od tej, od której wszytko[225], chcieć za swoje szkody?
Cnota na czci ma dosyć; tą Zaklika słynie,
Wszytko insze, jako dym albo mgła przeminie.
DOROCIE Z MICHOWA, ŻENIE JEGO.
Nie chciałam cię, mężu mój, zostać[226] twoja żona,
Ale i w ziemi leżę z tobą pogrzebiona.
Nigdy, nigdy prawdziwa miłość nie umiera,
Lecz i w ogień włożona do kości przywiera.
Dziatki, miejcie się dobrze, mnie z mym miłym wszędy
Mężem dobrze być musi, bez niego nikędy.
DO DRUŻBY.
Zaryadres królewic, jako żyw nie znawszy,
Tylko piękną Odatę przez sen raz widziawszy,
Miłował ją serdecznie i tak chodził o tem,
Że musiała być jego poślubioną potem.
Toż się i mnie przydało[227], drużba[228] mój cnotliwy,
Że nigdy cię nie znawszy, zawżdym był chętliwy
Do twego towarzystwa; a nie mam w pamięci,
Bych cię (co też niemała pobudka do chęci)
I przez sen kiedy widział, ale pismo twoje
To ciebie oznajmiło, i przed oczy moje
Przyniosło, żem cię w głowę lepiej wlepił sobie,
Niżby mi cię był posłał w twej własnej osobie
Wroty sen rogowemi[229], gdy poczyna świtać,
A Tytan[230] swoje konie w łąkach każe chwytać.
Przeto tego bądź pewien, że cię z tymi liczę,
Którym ja sercem prawem wszego dobra życzę.
A to węzeł jest mocny, i nad insze trwały,
Który pięknej pamięci córki zawiązały.
Ani Ulisses, ani Jazon młody,
Choć o nich siła starzy nabajali,
Tak wiele ziemie snadź nie objechali,
Jako ty, który od Tybrowej wody Szedłeś, Franciszku, przez różne narody,
Aż tam, gdzie nigdy lata nie uznali,
I ogniów palić ludzie nie przestali,
Prze mróz gwałtowny i prze wieczne lody. Więc i w to nie wierz, aby w tej krainie
Medea jaka i Circe nie była,
Któraby ludzi obracała w świnie.
Tak się tu dobrze druga wyćwiczyła,
Żeby tę samę, co tak bardzo słynie,
W niedźwiedzia Circę łatwie obróciła.
NA MOST WARSZEWSKI
Nieubłagana Wisło, prózno wstrząsasz rogi,
Prózno brzegom gwałt czynisz i hamujesz drogi;
Nalazł fortel król August, jako cię miał pożyć[232],
A ty musisz tę swoję dobrą myśl położyć[233],
Bo krom wioseł, krom promów już dziś suchą nogą
Twój grzbiet nieujeżdżony wszyscy deptać mogą.
To jest on brzeg szczęśliwy, gdzie na czasy wieczne
Litwa i Polska mają sejmy mieć spółeczne.
A ten, który to wielkiem swem staraniem sprawił,
Aby już więc żadnego wstrętu[234] nie zostawił,
Wisłę, która niezawżdy przewoźnika słucha,
Mostem spętał; bród wielki, ale droga sucha.
NA TENŻE.
Nie woła dziś przewoźnik: Wsiadaj, kto ma wsiadać,
Niebezpieczno się wozić, gdy mrok pocznie padać.
Słysz, mam ja zegar w mieszku[235], który póki bije,
Póty też i gospodarz, co go nosi, pije.
A ty śpi, przewoźniku, niedbając na goście;
Byś i darmo chciał przewieść, ja wolę po moście.
Żebyś do szkoły nie po wszytko chodził,
Ale sam czasem drugiemu dogodził,
Wielką mieć pomoc z tych ksiąg, gościu, będziesz,
Gdy nad łacińskim językiem usiędziesz.
Nie bądźcie hardzi swym żakom, mistrzowie,
Wszytko tu najdzie, co wy macie w głowie.
Wysokie góry i odziane lasy[237]!
Jako rad na was patrzę, a swe czasy
Młodsze wspominam, które tu zostały,
Kiedy na statek człowiek mało dbały.
Gdziem potem nie był? czegom nie skosztował?
Jażem prze morze głębokie żeglował,
Jażem Francuzy, ja Niemce, ja Włochy,
Jażem nawiedził Sibylline lochy.
Dziś żak spokojny, jutro przypasany
Do miecza rycerz; dziś między dworzany
W pańskim pałacu, jutro zasię cichy
Ksiądz w kapitule, tylko że nie z mnichy
W szarej kapicy, a z dwojakim płatem[238];
I to czemu nic[239]? jeśliże opatem.
Taki był Proteus, mieniąc się[240] to w smoka,
To w deszcz, to w ogień, to w barwę obłoka.
Dalej co będzie? srebrne w głowie nici,
A ja z tym trzymam, kto co w czas uchwyci.
DO PANA.
Bóg tylko ludzkie myśli wiedzieć może
I ku dobremu samże dopomoże;
Ale cokolwiek przeciwnego temu,
Dobrze nie padnie[241], by więc najmędrszemu.
Wszytko wiesz, Panie, zgub, co przeciw tobie,
A zdarz, jako Pan, coś ulubił sobie.
Gościu! własną twarz widzisz przeważnej[243] Didony,
Obraz pozorny[244], obraz pięknie wystawiony.
Takam była; ale myśl rózna od tej sławy,
Która mię zła potkała za me chwalne[245] sprawy;
Bom Eneasza jako żywa nie widziała,
Anim w trojańskie burdy Afryki poznała,
Ale uchodząc łoża Jarby srogiego,
Nie dbałem nigdy o złoto,
Alem tylko prosił o to,
Aby kufel stał przedemną
A przyjaciel pijał ze mną
A tymczasem robotnicy
Pieczą mieli o winnicy.
To wszytko moje staranie,
To skarb, złoto i zebranie,
Ani dbam o kasztelana
Trzymając się mocno dzbana.
Skoro w rękę wezmę czaszę,
Wnet ze łba troski wystraszę;
Więc iż mnimam, że mam wiele,
Stąd mi łacno o wesele,
Wieniec musi być na głowie,
A fraszka wszyscy panowie.
Kto się chce bić, obuj zbroję,
Ja przy kuflu przedsię stoję,
Bo tak mnimam, iż upitym
Lepiej leżeć niż zabitym.
NA LIPĘ.
Uczony gościu, jeśli sprawą mego cienia
Uchodzisz gorącego letnich dni promienia,
Jeślić lutnia na łonie i dzban w zimnej wodzie
Tem wdzięczniejszy, że siedzisz i sam przy nim w chłodzie, —
Ani mię za to winem, ani pój oliwą,
Bujne drzewa najlepiej dżdżem niebieskim żywą,
Ale mię raczej daruj rymem pochwalonym[250],
Coby zazdrość uczynić mógł nietylko płonym,
Ale i płodnym drzewom; a nie mów: Co lipie
Do wirszów? Skaczą lasy, gdy Orfeusz skrzypie.
Przypatrz się, gościu, jako on list mój zielony
Prędko uwiądł, a już mię przejźrzeć z każdej strony.
Co, mniemasz, tej przygody nagłej za przyczyna?
Ani to mrozów, ani wiatrów srogich wina;
Lecz mię złego poety wirsze zaleciały
Tak, iż mi tylko prze smród włosy spaść musiały.
Mikosz kota przeciągnął, Jan się rzezał w koszu[252],
I rzecze ten pośledni: Powiedz mi, Mikoszu,
Wonczas, gdyś kota ciągnął, abo snadź kot ciebie,
Gdzieś był stryczków tak prędko dostał ku potrzebie?
Mikosz na to: Dadzą mnie powrozów, gdy proszę,
Bo pięknie wysuszywszy, cało je odnoszę;
Lecz ty, bracie, inaczej z ludźmi się sprawujesz,
Pożyczywszy, porzeżesz wszytko i popsujesz.
O MIŁOŚCI.
Ma już pokój Prometeusz, lecz ja miasto niego
Jestem przybit na rogu Kaukazu śnieżnego.
Mnie orlica serce źrze, które na swe męki
Odrasta i żywi źwierz łakomy przez dzięki[253].
Ma pokój Andromeda, lecz ja przykowany
Do skały prze cudzy grzech podejmuję rany.
Do mnie płynie wieloryb rozdarwszy paszczekę:
Gdzie ja mam rady szukać? gdzie się ja uciekę?
Ratuj, mężny Herkules, ratuj Perseu sławny!
A odnów (jeno by wczas) na mnie przykład dawny.
DO MIŁOŚCI.
Długoż masz, o miłości, frasować me lata?
Czy podobno przed czasem chcesz mię zgładzić z świata
Nie tegoć zasłużyły wdzięczne rymy moje,
Które od umarzłego morza[254] imię twoje
Rozniosły aż do brzegu murzyńskiej granice[255],
Gdzie wieczny znój panuje i wieczne cieplice.
A ty mię za to zabij, o rozbójca srogi!
Aby nie tylko Orfeus, wysławiając bogi
Był piorunem trozębym z wysoka przerażon[256],
Ale i ja od ciebie za swoją chęć skażon.
Jednak abo nie każda krwawa twoja rana,
Abo znośna niewola u wdzięcznego pana.
Takli ty chcesz, takli to niesie szczęście moje?
Nie chcę przeć; mam czem cieszyć smutne serce swoje.
A ty, przebóg, nie zajźrzy; gniewli to twój czuję,
Łaskęli, niech do śmierci tę jednę miłuję.
DO MIŁOŚCI.
Gdzie teraz ono jabłko i on klejnot drogi,
Który mógł zahamować nieścignione nogi
Pierzchliwej Atalanty? gdzie taśma szczęśliwa,
Która serca i myśli upornych dobywa?
Ciebie na pomoc wzywam, ciebie, o miłości,
Której z wieku używa świat dobrotliwości,
Która spornych żywiołów gniew spinasz łańcuchem
Dna morskiego i nieba sięgasz swoim duchem,
Lwom srogość odejmujesz i zubrom północnym,
Użyte serce dajesz bohatyrom mocnym.
Ty mię ratuj, a swoją strzałą uzłoconą
Ugódź w serce, a okróć myśl nieunoszoną
Zapamiętałej dziewki, której ani skokiem
Człowiek dogonić może, ledwe zajźrzeć[257] okiem.
DO MIŁOŚCI.
Matko skrzydlatych miłości,
Szafarko trosk i radości!
Wsiądź na swój wóz uzłocony,
Białym łabęciom zwierzony.
Puść się z nieba w snadnym biegu,
A staw się na Wiślnym brzegu,
Gdzie ku twej czci ołtarz nowy
Stawię swą ręką darnowy.
Nie dam ci krwawej ofiary;
Bo co mają srogie dary
U boginiej dobrotliwej
Czynić i światu życzliwej?
Ale dam kadzidło wonne,
Które nam kraje postronne
Posyłają; dam i śliczne
Zioła w swych barwach rozliczne.
Masz fijołki, masz leliją,
Masz majeran i szałwiją,
Masz wdzięczny swój kwiat różany,
To biały, a to rumiany.
Tem cię błagam, o królowa
Bogatego Cypru, owa
Abo rózne[258] serca zgodzisz,
Abo i mnie wyswobodzisz.
Ale raczej nas oboje
Wzow' pod złote jarzmo swoje,
W którem niechaj ci służywa[259],
Póki ja i ona żywa.
Przyzwól, o matko miłości,
Szafarko trosk i radości!
Tak po świecie niechaj wszędzie
Twoja władza wieczna będzie.
DO DZIEWKI.
Jeśli to rada widzisz a życzysz mi tego,
Abych prze cię używał frasunku wiecznego:
Cóż ci rzec, dziewko sroga? poprawdzie jam tobie
Inaczej to zadziałał[260], a co dziś na sobie
Odnoszę, dzieje mi się nad moje zasługi[261];
Ledwe taki na świecie niefortunny drugi.
Czego dalej chcesz po mnie? czy jeszcze wątpliwa
Moja chęć przeciw tobie?[262] Noc w myślach teskliwa
I te ogniste gwiazdy rozsiane po niebie
Świadkiem, że nic milszego nie mam okrom ciebie.
Czy zgoła nie chcesz, abyś sługę ze mnie miała?
Poprawdzie, by się miłość z rozumem sprzągała,
Wzgardaby miała ruszyć każdego, a jużby
Lepiej się odrzec zaraz i pana i służby.
Ale co potem? miłość ma swe obyczaje,
Zna, co lepiej, a przedsię przy gorszem zostaje.
A ty, jeśli nadzieję chcesz o łasce swojej
Zgasić we mnie, już dawno pragniesz śmierci mojej.
DO POETÓW.
Jako Chyron, ze dwojej natury złożony,
Wzgórę człowiek, a nadół koń nieobjeżdżony,
Rad był, kiedy przyjmował do swej leśnej szopy
Nauczonego syna pięknej Kalliopy,
Naonczas, gdy do Kolchów rycerze wybrani
Pławili się przez morze po kożuch barani:
Równiem wam i ja tak rad, zacni poetowie!
A jeśli u Chyrona cni bohatyrowie
Przyjmowali za wdzięczne wieczerzą ubogą,
Bo tam wszytka cześć[263] była mleko z świnią nogą
Nie gardźcie i wy tem, co dom ubogi niesie,
o jako Chyron, takżeć i ja mieszkam w lesie.
Będzie ser, będzie szołdra, będą wonne śliwy,
Każecieli też zagrać, i na tom ja chciwy.
Owa prosto będziecie ze mnie mieć Chyrona,
Tylko że ja nie włóczę za sobą ogona.
DO OPATA.
Wiedzże potem, Opacie, jako grać z biskupy:
Bo bacząc, żeć wygranej ubywało kupy,
Pokryłeś dudki[264] w gębę, czyniąc tę postawę,
Żeś przegrał; lecz z rachunku miał ksiądz inszą sprawę.
A płaci[265] kryć? więcci też dosiągł pięścią gęby,
Że z niej dudki wypadły. Dziękuj, że nie zęby.
O KOŁNIERZU.
Poradźmy się rady czyjej:
Kołnierzli to u delijej,
Czy delija u kołnierza
Na grzbiecie cnego rycerza?
O SWYCH RYMIECH.
Ja inaczej nie piszę, jeno jako żyję,
Pijane moje rymy, bo i sam rad piję.
Nie mierzi mię biesiada, nie mierżą mię żarty,
Podczas[266] i czepiec, więc też pełne tego karty.
Co po sykofancyej?[267] — chcesz mię miary w życiu
Nauczyć, a sam, księże, nosisz dyabła w kryciu[268].
DO SĄSIADA.
Rozśmiej się, dobry sąsiedzie!
Lisowaty[269] przy biesiedzie
Pił z kusza[270] prawie[271] sporego
Tak, iż tylko brodę z niego
Widać było krokosową[272].
Wyrwał się ktoś z prędką mową:
Towarzysze! kto to naszę
Lisem obramował czaszę?
DO REINY.
Królewno moja (wszak cię też tak zową),
Iż się nie mogę zobopólną mową
Umawiać z tobą: rad i nierad muszę
Zlecić to pismu, a tem cieszyć duszę
Swą jakokolwiek, tusząc jednak sobie,
Że ta moja chuć będzie wdzięczna tobie.
Szczęśliwa karto, — ciebie ona swemi
Piastować będzie rękoma ślicznemi,
Ciebie obejźrzy wdzięcznem okiem swojem;
A ócz[273] podobno prózno drudzy stoim[274],
Ty tak możesz być szczęsna, że cię swemi
Wdzięcznie całuje[275] usty różanemi.
Gdzieś[276] to człowiek mógł naleść jakie czary,
Żeby się umiał przewirzgnąć[277] w swe dary?
A Bóg pomści niecnoty i fałesznej[279] zdrady,
Którąś odniósł za swą chęć świeżymi przykłady.
Czyś ludzi nie znał? czyś tak rozumiał, nieboże,
Że czernie inszy owoc, niż tarnki, dać może?
Albo wilk nie miał szkodzić rogatemu stadu,
Albo wąż miał za czasem przestać swego jadu?
Daremnąś pracą podjął, czyniąc dobrze złemu,
Bo się on nie odejmie przyrodzeniu swemu.
A ty sam siebie winuj, bo, co cię dziś boli,
Stąd idzie, iżeś ludziom obłudnym był gwoli,
Dla których coś ty czynił, a ci też czym ci to
Płacili, niechaj wszytko światu będzie skryto.
I sam byś[280] mógł zapomnieć, snadźby lepiej było,
Bo serce swymże żalem często się zwalczyło.
Nakoniec masz dróg wiele krzywdy swej wetować,
A tobych wolał, niż się ustawnie frasować.
Ale mężem być trzeba, ani dbać na owe
Zmyślone skargi[281], bo to łzy krokodylowe.
DO KOGOŚ.
Już to jako to, kiedyś zdrów a pijesz do mnie,
Podobnoć i ja mogę podpić sobie skromnie.
Ale, kiedy ty puszczasz krew, czemu ja piję?
A nie obeszło mię to, ażem nalał szyję[282].
Po co wy, heretycy, w kościele bywacie,
Kiedy ceremonije za śmiech sobie macie?
Jeśli zła w oczu waszych msza i processyja,
Aza lepsze łakomstwo i ta ambicyja?
Wyjmi, nieboże, bierzmo[283] pierwej z oka swego,
A potem zdziebłka szukaj w oczach u drugiego.
Chwalisz, jako w twym zborze dobrze nauczają,
A przedsię tam się ciśniesz, kędy rozdawają.
A jeśli jeszcze z niczem odejdziesz do żony,
Jakobyś wodę święcił albo też krzcił dzwony.
DO PAWŁA.
Pawle, nie bądź tak wielkim panem do swej śmierci
Byś mię kiedy znać nie miał, choć w tej niskiej sierci[284]
Bom ja tobie rad służył jeszcze w stanie mniejszym[285]
A choć to śmieszno będzie tym ludziom dworniejszym,
Ja szczęście tak szacuję, że uczciwym cnotom
Czynię cześć więtszą, niźli bogatym klinotom.
A czemu? bo pieniędzy i źli dostawają,
A z cnotą sami tylko dobrzy spółek mają.
A jeślibyśmy kłaniać się pieniądzom mieli,
Pewnieby tego po nas i żydowie chcieli.
Ale przez cnotę na miejsce ważniejsze,
Godzisz, Wapowski, jako zwyczaj stary.
Szczęśliwe czasy, kiedy giermak[287] szary
Był tak poczciwy, jako te dzisiejsze
Jedwabne bramy[288] coraz kosztowniejsze;
Wprawdzieć nie było kosztu na maszkary,
Ale był zawżdy koń na staniu[289] rzeźwy,
Drzewo[290], tarcz pewna i pancerz na ścienie,
Szabla przy boku, sam pachołek trzeźwi
Nie szukał pierza, wyspał się na sienie,
A bił się dobrze. Bodaj tak uboga
Dziś Polska była i poganom sroga!
Samy do swej obory woły rozpuszczone
Przybiegły z gór, gwałtownym deszczem umoczone,
A ubogi Tirimach pod wysokim dębem
Śpi wieczny sen, piorunem uśpiony trozębem[292].
A zawieszęli więniec u niej przede drzwiami,
Wdepce go zawżdy w ziemię hardemi nogami.
O zmarski[294], o starości! bywajcie copręcej,
Owa wasze namowy będą ważyć więcej.
Hektor dał miecz Ajaksowi,
Ajaks dał pas Hektorowi —
Hektor pasem uwiązany,
Bystremi końmi targany;
Ajaks także popędliwy
Wraził w się miecz nieszczęśliwy.
Tak między nieprzyjacioły
Upad niesie i dar goły.
I rękę alabastrową, w której zamknione
Serce moje. O głupie, o myśli szalone!
Czego ja pragnę? o co ja nieszczęsny stoję?
Patrząc na cię wszytkę władzą straciłem swoję;
Mowy nie mam, płomień po mnie tajemny chodzi,
W uszu dźwięk, a noc dwoista oczy zachodzi[299].
DO FRASZEK.
Fraszki nieprzepłacone, wdzięczne fraszki moje!
W które ja wszystki kładę tajemnice swoje,
Bądź łaskawie fortuna ze mną postępuje,
Bądź inaczej, czego snadź więcej się najduje.
Obrałliby się kiedy kto tak pracowity,
Żeby z was chciał wyczerpać umysł mój zakryty:
Powiedzcie mu, niech prózno nie frasuje głowy,
Bo się w dziwny libiryntlabirynt i błąd wda takowy,
Skąd żadna Aryadna, żadne kłębki tylne
Wywieść go módz nie będą, tak tam ścieżki mylne.
Nakoniec i sam cieśla[300], który to mistrował[301],
Aby tu rogatego chłopobyka[302] chował,
Nie zawżdy do wrót trafi, aż pióra zszychtuje[303]
Do ramienia, toż ledwe wierzchem wylatuje.
Że ani wiary nie zgwałcił, ani jako żywo
Ku krzywdzie ludzkiej przysiągł na Bóg żywy krzywo
Wieleś ty, Janie, sobie pozyskał radości
Na czas potomny z tej to niewdzięcznej miłości;
Bo co jeno kto komu abo mówić dobrze,
Abo i czynić może, obojeś to szczodrze
Wypełnił, czego serce niewdzięczne przechować
Nie mogło. A tak przecz się dalej masz frasować?
Owszem, umysł swój utwierdź, odejm się swej woli[305]
A szczęściu na złość nie bądź dłużej w tej niewoli.
Trudno nagle porzucić miłość zastarzałą,
Trudno, lecz się już na to udaj myślą całą.
To samo zdrowie twoje, na tem wszytko tobie[306],
Możno abo nie możno[307], przełom to na sobie.
Panie, jesli należy tobie się zmiłować,
A możesz i w ostatniem zginieniu ratować,
Wejźrzy na mię smutnego, a jeśli cnotliwy
Żywot mój, oddal ten wrzód odemnie szkodliwy,
Który, wkradszy się, jako gnusność, w skryte kości,
Wygnał mi wszytki prawie z serca me radości.
Już nie o to ja stoję, by mię miłowała,
Abo, co niepodobno, cnotliwą być chciała.
Sam zdrów być pragnę, a ten ciężki wrzód położyć[308].
Panie, za mą pobożność chciej mi to odłożyć[309].
Głód a praca miłość kazi,
A ostatek czas wyrazi[311];
Komu to więc niepomoże,
Do powroza mieć się może.
O TEJŻE.
Jako ogień a woda rózno siebie chodzą[312],
Tak miłość a powaga nigdy się nie zgodzą.
Dobrzeby się nie kłaniać nieprzyjacielowi,
Ale tym sakiem[313] miłość już opłatne[314] łowi.
A im się kto chce mężniej popisać w tej mierze,
Tem więcej śmiechu na się i błazeństwa bierze.
A przedsię abo musim porzucić ten statek,
Abo nam (co rzecz pewna) szaleć na ostatek.
Telefów[315] rozum chwalę, i przy tem zostanę,
Bo ten, czem był postrzelon, temże goił ranę.
Jam przegrał, ja miłości! — tyś plac otrzymała,
Tyś mię prawie do zimnej wody już dognała[316].
Widzę swój błąd na oko i prózne nadzieje,
A przed wstydem i żalem serce prawie mdleje.
Ku temuś mię kresowi swem pochlebstwem wiodła,
Abyś mię czasu swego tak haniebnie zbodła[317].
Zbodłaś mię, a ten zastrzał twój nielutościwy
Mnie być pamiętny musi, pókim jeno żywy.
Acz i żywot w twych ręku; a jeśli litości
Twej nade mną nie będzie, jam zginął, miłości!
Zginąłem, a łzy moje dokonać mię mają,
Które mi z oczu płynąć nigdy nie przestają.
Postaw słup marmurowy, znak zwycięstwa twego,
Na nim zawieś zewłoki[318] poimania swego,
Zewłoki, jakie widzisz, i korzyść ubogą,
Bo w tyraństwie twem ludzie zbogacieć nie mogą.
Cokolwiek jest, twój łup jest: weźmi naprzód z głowy
Na poły już przewiędły więniec fiołkowy,
Potem lutnią, a przy niej pieśni żałościwe,
Na jakie się zdobyło serce nieszczęśliwe,
To też nocny przewodnik, świeca opalona,
I broń w poznych przygodach nieraz doświadczona.
Jest co więcej? facelet[319] łzami napojony,
W nim obrączka ze złota, upominek płony,
A nawet mieszek prózny; toć wysługa moja,
A natenczas, miłości, ze mnie korzyść twoja,
Na której przestań, proszę, a mnie nieszczęsnego
Z uszyma puść do domu[320], jako z targu złego.
O DUSZY.
Powiem, chocia nie grzeczy zda się rozumowi,
Trudno wytrwać o jednej duszy człowiekowi:
Bo jedna ma być w ciele, a druga w kalecie, —
Krom tej trudno, krom owej źle żyć, jako wiecie.
Wam swe nieszczęsne rymy, wam swe smutne strony[322],
Zgodne Łaski, oddawam, żalem zwyciężony.
Taki upad w mem sercu miłość uczyniła,
Że mię tylko cień został, samego zniszczyła.
DO DOKTORA.
Fraszka a doktor — to są dwie rzeczy przeciwne;
Przeto u mnie, doktorze, twe żądanie dziwne,
Że do mnie ślesz po fraszki, tak daleko ktemu;
Ja jednak dosyć czynię rozkazaniu twemu.
Ty strzeż swojej powagi, nie baw się fraszkami,
Ale mi je odeśli prędkiemi nogami[323],
A nie dziwuj się, że je tak drogo szacuję,
Bo chocia fraszki, przedsię w nich doktory czuję[324].
NA DOM W CZARNOLESIE.
Panie, to moja praca, a zdarzenie[325] twoje;
Raczysz[326] błogosławieństwo dać do końca swoje!
Inszy niechaj pałace marmurowe mają
I szczerym złotogłowem ściany obijają,
Ja, panie, niechaj mieszkam w tem gniaździe ojczystem,
A ty mię zdrowiem opatrz i sumnieniem czystem,
Pożywieniem uczciwem, ludzką życzliwością,
Obyczajmi znośnymi, nieprzykrą starością.
DO PANA.
Panie, co dobrze, raczy dać z swej strony,
Lubo proszony, lubo nieproszony;
A złe oddalaj od człowieka wszędzie,
Choć go kto prosić nieobacznie będzie.
O FRASZKACH.
Fraszki tu niepoważne z statkiem[327] się zmieszały;
Komuby drugie rzeczy więc nie smakowały,
Wziąwszy swą część, ostatek drugim niech podawa;
Ty to wolisz, a ów zaś przy owem zostawa.
A jako bogaty kupiec w sklepie wielkim,
Rozkładam swe towary cudzoziemcom wszelkim:
Łaziebnicy a k . . wy jednym kształtem żyją:
W tejże wannie i złego i dobrego myją.
DO PAWŁA.
Chciałem ci, pomagabóg[333], kilkakroć powiedzieć,
Lecz, kiedy czas do ciebie, trudno, Pawle, wiedzieć;
O którem jeśli jeszcze i dziś się nie dowiem,
Com miał rzec: pomagabóg, toć: bógżegnaj[334] powiem.
DO WOJEWODY.
Zamieszkałem[335] do stołu twego, wojewoda,
Z czego zarazem dwoja[336] potkała mię szkoda:
Jedna iżem doma jadł, — druga, że się boję,
Byś nie rzekł, żem wzgardził chęć i wieczerzę twoję.
DO KACHNY.
Choć znasz uczynność moję i chęć prawą czujesz,
Przecie ty mnie szpetną twarz, Kachno, ukazujesz.
DO STANISŁAWA.
Kto pija do północy, bracie Stanisławie,
Jeśli jest czas do niego, może się nie prawie
Człowiek pytać; bo by[337] on swój wczas umiłował,
Pewnie by się raniej kładł, ani tak wiłował[338].
Długo się w wannie parzysz, Priszko pochodzona[340],
Czy chcesz, jako Pelias, odmłodnąć warzona?
DO ZOFIJEJ.
Nie tyś to, o Zofija, nie ty na mą wiarę,
Której ja przed siedmią lat pomnię w sercu miarę.
Ono była nadobna, ono wdzięczną była,
A wszystko jej przystało, cokolwiek czyniła.
Jej żart każdy był trefny[341], a gdy co kazała,
Zawżdy wielką powolność po każdym poznała.
Ciebie nie wiem jako zwać: — co poczniesz, nie grzeczy;
Postawa szalonego, głos ledwe człowieczy.
Żartom nikt się nie śmieje, na gniew nic nie dbają,
A jeśli słowo rzeczesz, jeszczeć i nałają.
Nakoniec, krom imienia, nie masz nic dawnego;
Bierzmuj się, prościę[342] przebóg, a zbądź już i tego.
O lata zazdrościwe, wszystko precz niesiecie,
Zofija nie Zofiją, kiedy wy przypniecie[343].
EPIT. ERAZ. KROCZ. KUCHM.
Ten proporzec nad zimnym grobem zawieszony
Świadczy, że tu Kroczewski leży pogrzebiony,
Nagle zmarły. Dla Boga! co tu mieć na pieczy?
Na słabej nici wiszą wszytki ludzkie rzeczy.
NAGROBEK ST. STRUSOWI.
Nie nowina to Strusom, na wszelaką trwogę
Ciały swemi zawalać złym pohańcom drogę:
Tak dziad zginął, tak ojciec, tak moi stryjowie;
Tenże upad i mojej naznaczon był głowie;
Bom legł we krwi pogańskiej, a kto mię żałuje,
Znać, że nie wie, jako śmierć uczciwa smakuje.
Stanisław Strus tu leżę; nie wchodź poganinie!
Sprawiedliwa waśń i po śmierci nie ominie.
Gościu, tak, jakoś począł, już do końca czytaj,
A jeśli nie rozumiesz i mnie się nie pytaj.
Onać to część kazania, część niepospolita,
Słuchaczom niepojęta, kaznodziei skryta.
Idąc mimo librarią,
Kędy mądre księgi biją,
Lubimir między tytuły
Przeczytał: Bitwa u Huły[345].
Zlękł się i padł: Hej panowie,
Moskiewscy bohatyrowie!
Dla Boga, nie zabijajcie,
Raczej żywo poimajcie.
NAGROBEK KOTOWI.
Pókiś ty, bury kocie, na myszach przestawał,
A w insześ się myślistwo z jastrząby nie wdawał,
Byłeś w łasce u ludzi i głaskanoć skórę,
A tyś, mrucząc, podnosił twardy ogon wzgórę.
Teraz, jakoś ku myszom chciał mieć i półmiski
I łaziłeś po ptaki w gołębiniec bliski,
Dałeś gardło nieboże i wisisz na dębie;
A twej śmierci i myszy rady i gołębie.
Jost Glac tu leży, szafarz wierny panu swemu,
Królowi na północy niezwyciężonemu[346].
Teraz ma liczbę czynić[347] przed panem groźniejszym,
Gdzie każdy winien, by[348] też był naniewinniejszym.
Pokryj swem miłosierdziem, Panie, nasze złości,
Bośmy zginęli według Twej sprawiedliwości.
Szlachetne zdrowie,
Nikt się nie dowie,
Jako smakujesz,
Aż się zepsujesz.
Tam człowiek prawie
Widzi na jawie
I sam to powie,
Że nic nad zdrowie
Ani lepszego,
Ani droższego;
Bo dobre mienie,
Perły, kamienie,
Także wiek młody
I dar urody,
Miejsca wysokie
Tu syta wieku leży Rozyna.
Lecz tylko wieku, ale nie wina.
Nie stoi o mszą, ani o dzwony,
Wolałaby dzban piwa zielony.
O KAPŁANIE.
Prawo jest, aby kapłan nie mógł pojąć żony;
Tenże niema być w żadnym członku uszczerbiony.
Jeśli nie miał mieć żony, moglić go zostawić
Przy uszu, ale jajec lepiej było zbawić.
Przy grobie masz naczynie[352] wszystko postawione:
Koń, strzały, psy, potyczy[353], sieci rozciągnione.
Wszytko, biada mnie, kamień[354]; a zwierz tuż bezpieczny
Ociera się imo cię, a ty sen śpisz wieczny.
Pleszki[356] (błazen powiada) to mię podnosicie,
Ale ja świecę zgaszę, że mię nie ujźrzycie.
O MARKU.
Płacze Marek nie przeto, że świat zostawuje,
Ale że dzwonnikowi grosz jeden gotuje;
Ażeby jednym kosztem odprawić co więcej,
Kazał synowi umrzeć po sobie copręcej.
DO STAROSTY.
Strzeżesz się moich fraszek, mój dobry starosta!
A ja tobie zaś na to tak powiadam z prosta:
Kto w mych fraszkach, już może nie zajzrzeć by kąska
Biskupom, którzy stoją u świętego Frącka[357].
Za twem długiem kazaniem[358], księże kaznodzieja
Gody chciał mieć gospodarz, ale go nadzieja
Omyliła, bo obiad nie chciał pojąć żony[359];
Owa wieczerza przedsię i obiad zjedzony.
DO GOSPODARZA.
Nie bądź gościem u siebie, wiedz, co się w cię wleje,
Wedle tegoż swe sprawy miarkuj i nadzieje.
EPIT. GRZEG. PODLODOWSK. ST. RAD.
By wedla cnót i godności
Grzebiono umarłych kości,
Przyszłoby dziś leżeć tobie
W złotym, Podlodowski, grobie.
Teraz cię licha mogiła
Znacznego męża przykryła,
Ale sława sięga nieba;
Nie z grobu cię sądzić trzeba.
DO WACŁAWA OSTROROGA.
Prózno przeć:[360] upiłem się; winem? czyli rymy?
Jeśli winem, subtelne tego wina dymy[361].
Wiesz, co mi się teraz zda, Wacławie cnotliwy?
Zda mi się, że maluję swój obraz właściwy,
Który między biskupy zawieszę zacnymi,
Nie wsiami światu znaczny, ale rymy swymi.
Wszyscy pijani, widzę, a pijanem[362] i ja.
Kto szczęściem, a ja winem; odpuść, Adrastia[363]!
MAŁEMU WIELKIEJ NADZIEJE RADZIWIŁOWI.
Tak rość[364], mały Michniku, jakobyś mógł sławnych
Przodków swych dorość, onych Radziwiłów dawnych.
Abyś nie tylko imię i bogate włości
Brał od nich, lecz dziedziczył w męstwie i w dzielności,
A to wszytko zaś podał potomkowi swemu,
Co weźmiesz od rodziców, a on zaś drugiemu;
Abyś u swych był wdzięcznym i miłym w pokoju,
A pohańcom zaś srogi i straszliwy w boju.
Tak rość, piękny Michniku, jakobyś pospieszył
Wiekiem, a oczy jeszcze dziadowskie nacieszył,
Siedząc na dzielnym koniu i łukiem władając,
Albo kopiją gładką w pierścień ugadzając,
A potem i prędkiego strzelca tatarzyna,
Co mężnym Radziwiłom twoim nie nowina.
Taki wiek, o ludzkiego żywota szafarki,
Temu dziecięciu przędźcie, sprzyjaźliwe Parki.
Tu różą, tu fiołki, tu mieccie leliją,
Ten marmur świętobliwy zamyka Zofiją,
Zofiją Bonarównę, której żywot święty
Godzien, aby wszem paniom za przykład był wzięty.
DRUGI.
Mężu mój, o mój mężu, śmierć nielutościwa
Mnie smutną z tobą dzieli, a pod ziemię wzywa
Do niskiej Prozerpiny ciemnego pokoja.
Bóg cię żegnaj, ja żywa i umarła twoja.
NA SKLĘNICĘ.
Służyłam wojewodom krakowskim przed laty,
Zdobiąc krasną urodą swą ich stół bogaty;
Teraz czas przyniósł, żem jest Głoskowskiemu dana;
Nie mogłam mieć lepszego po swem plecu pana.
DO JADAMA KONARSKIEGO, BISK. POZN.
Tobie, zacny biskupie, tobie, jeśli komu,
Ten piękny klejnot służy cnych habdanków domu,
Bo ty, służąc ojczyznie przodków swych przykłady,
Nie pierścień, aleś wszytki wylał swe pokłady[365].
Prze sławę[366] domu swego, prze pożytek rzeczy
Pospolitej, którą ty zawżdy masz na pieczy.
Ciebie posłem papieskie pałace widały,
Ciebie Rzesza i uszy Cesarskie słuchały.
Świeżo i król francuski sławny[367], z której strony
Przywiodłeś nam Monarchę pod zimne Triony.
Miej tedy i dziś dziękę, biskupie cnotliwy,
Żeś pospolitej rzeczy służyć tak chętliwy.
Lepiej tym dom swój zdobisz, niżby[368] wsi skupował,
Bo kto dobry nad złoto sławy nie szacował?
O KOŹLE.
Miłośnicy mądrości tak nam powiadają,
Że niemowne zwierzęta rozumu nie mają —
Lecz kozieł taką sztukę niedawno wyprawił,
Że na wszytek świat znacznie rozum swój objawił:
Zjadł piskorza żywego: piskorz niecierpliwy,
Strawienia nie czekając, przepadł[369] przezeń żywy.
Kozieł go w rzyć drugi raz; on drugi raz z rzyci,
By z labiryntu Tezeus po świadomej nici.
Koźle, prędko wżdy trawisz; znowu z nim do saku[370],
Piskorz też dawnej ścieżki nie uchybił znaku.
Myśli kozieł, co czynić? Broda doktorowska,
Przypatrzże się, jeśli też i rada żakowska?
Piskorza połknął, a rzyć przycisnął do ściany
I tak gońca poimał trzykroć przejechany.
NAGROB. HANNIE SPINK. OD MĘŻA.
Jeśli człowiek po śmierci słyszy albo czuje,
Hanno, o Hanno moja, twój cię mąż mianuje.
Pókiś na świecie była, pókiś używała
Wdzięcznych darów niebieskich, mam za to[371], żeś znała
Moję uprzejmość i chęć szczerą przeciw sobie[372];
Teraz, kiedyś w tym zimnym położona grobie,
Czem cię inszem mam uczcić — jeno płaczem swoim,
Którym ja wieczny winien wielkim cnotom twoim.
MODLITWA O DESZCZ.
Wszego dobrego Dawca i Szafarzu wieczny,
Tobie ziemia, spalona przez ogień słoneczny,
Modli się dżdża, i smętne zioła pochylone,
I nadzieja oraczów, zboża upragnione.
Ściśni wilgotne chmury świętą ręką swoją,
A one suchą ziemię i drzewa napoją,
Ogniem zjęte; o, który z suchej skały zdroje
Niesłychane pobudzasz, okaż dary swoje!
Ty nocną rossę spuszczasz, ty dostatkiem hojnym
Żywej wody dodawasz rzekom niespokojnym.
Ty przepaści nasycasz, i łakome morze,
Stąd gwiazdy żywność mają i ogniste zorze.
Kiedy Ty chcesz, wszytek świat powodzią zatonie,
A kiedy chcesz, od ognia, jako pióro, wspłonie.
DO MIKOŁAJA F.
Mało na tem, że moje fraszki masz pisane,
Lecz je chcesz, Mikołaju, mieć i drukowane —
Ku czci, czy hańbie mojej? — Cóż, nie wierzysz temu,
Żeś i sam w nich? ba, jesteś, już wierz słowu memu.
A tak rozmyśl się na to, trefnoli[373] to będzie,
Gdy we fraszkach kasztelan drukowany siędzie?
Jać wytrwam, choć mię będą fraszkopisem wołać,
Bom nie mógł ani bojom, ani mężom zdołać.
DO STAROSTY MUSZYŃSKIEGO.
O starosta na Muszynie,
Ty się znasz dobrze na winie;
Znasz i masz, bo tylko z góry
Spuściwszy wóz, alisz Uhry[374].
Okaż swój smak staradawny,
Starosto Muszyński sławny!
A niech go ja też skosztuję,
Boć i ja smak w beczce czuję.
A nie żal mi, żem poetą,
Jest coś, umieć alfę z betą.
Tym ludziom, ty Stanisławie,
Chceszli się zachować prawie[375],
Nie szafirem, nie rubinem,
Ale je czci dobrym winem;
A stąd to będziesz miał w zysku,
Że coś dziś obłoków blisku,
To cię pijanymi rymy
Aż do nieba wprowadzimy.
NAGROBEK KONIOWI.
Tym cię marmurem uczcił twój pan żałościwy
Pomniąc na twoję dzielność, Glinko białogrzywy!
A tyś był dobrze godzien, nie podlegwszy skazie,
Świecić na wielkiem niebie przy lotnym Pegazie.
Ach, nieboże! toś ty mógł z wiatry w zawód biegać,
A nie mogłeś nieszczęsnej śmierci się wybiegać.
CZŁOWIEK BOŻE IGRZYSKO.
Nie rzekł jako żyw żaden więtszej prawdy z wieka
Jako kto nazwał Bożem igrzyskiem człowieka.
Bo co kiedy tak mądrze człowiek począł sobie,
Żeby się Bóg nie musiał jego śmiać osobie?
On Boga nie widziawszy, taką dumę w głowie
Uprządł sobie, że Bogu podobnym się zowie.
On miłością samego siebie zaślepiony,
Rozumie, że dla niego świat jest postawiony;
On pierwej był, niźli był; on chocia nie będzie,
Przecię będzie[376]; prózno to, błaznów pełno wszędzie.
Owa jedziesz precz od nas, Mieczniku drogi!
Gdzieś to mnie też mieć było życzliwsze bogi,
Żebych był towarzystwa twego mógł zażyć.
Przy tobie i do Kolchów śmiałbym się ważyć,
Przez morskie Symplegady[377] płynąć, gdzie śmiały
Jazon ledwie mógł uwieść swój korab' cały.
Przy tobie ja, cnotliwy Starosto, mogę
Wszystkę Larciadego[378] objechać drogę,
Thraciją, Lothophagi, i jednookie
Cyklopy, i możnego dwory wysokie
Aeola, Antiphata, i jędzę[379], zioły
Możną ludzi przetwarzać to w psy, to w woły.
Piekło, Syreny, Scyllę, Charybdę srogą,
I Czabany[380] Słoneczne, potrawę drogą[381],
Nimfy morskie, tyranny szerokowładne,
Wszystko to rzeczy wytrwać przy tobie snadne.
Ale mnie (czego taić zgoła nie mogę),
Niewiasta smutna trzyma, której gdy drogę
Wspomionę, wnet twarz blednie, oczy łzy leją,
A mnie, patrząc, i serce, i członki mdleją,
Że już ani womacmie[382] próć się brzytwami,
Ani pomyślę szachów grać z Sibyllami.
A tak jedź sam w dobry czas, mnie zostawiwszy;
A potem, świat wedle swej myśli zwiedziwszy,
Bodaj w sławie i w dobrem zdrowiu do Polski
Przyjechał, dobrych ojców cnotliwy Wolski.
GADKA.
Jest zwierzę o jednem oku,
Które zawżdy stoi w kroku,
Ślepym bełtem w nie strzelają,
A na oko ugadzają.
Głos jego by piorunowy,
A zalot nieprawie zdrowy.
Już nam, Gąska nieboże, nie będziesz błaznował
Już pod Operiaszem nie będziesz harcował,
Ani glotów z rękawa sypał na chłopięta,
Kiedy cię więc opadną, jakoby szczenięta.
Jużeś leciał za morze, Gąsko, jużeś w dole,
A czarnej Persefonie spaczkujesz[384] przy stole,
A duszyce się śmieją, że ten, coby grzeczy,
Słowa wyrzec nie umie nowy cień człowieczy.
Więc my też, pamiętając na jego zabawki,
Nowej mu nie żałujmy usypać rękawki,
Nad nim, miasto proporca[385], suknią szachowaną[386]
Zawieśmy, a na grobie gęś twardo kowaną; —
A to żeby mógł każdy, kto tędy pobieży,
Domyślić się zarazem, że tu Gąska leży.
TEMUŻ.
Ośmdziesiąt lat (a to jest prawy[387] wiek człowieczy)
Czekała śmierć, żeby był Gąska mówił grzeczy: —
Nie mogła się doczekać, błaznem go tak wzięła
I tąż drogą, gdzie mądre zajmuje, pojęła.
Gąska, błaznuj ty przedsię, imię twe nie zginie,
Póki dzika i swojska gęś na świecie słynie.
O MĄDROŚCI.
Nie to mądrość, mądrym być, aby wielkość świata
Rozumem chcieć ogarnąć; krótkie ludzkie lata;
Gonić w nich wielkie rzeczy, a dać gotowemu
Upływać, podobno to barzo szalonemu.
Nie uciekaj przede mną, dziewko urodziwa,
Z twoją rumianą twarzą moja broda siwa
Zgodzi się znamienicie; patrz, gdy wieniec wiją,
Że pospolicie sadzą przy różej leliją.
Nie uciekaj przede mną, dziewko urodziwa,
Serceć jeszcze nie stare, chocia broda siwa;
Choć u mnie broda siwa, jeszczem nie zganiony,
Czosnek ma głowę białą, a ogon zielony.
Nie uciekaj, ma rada; wszak wiesz: im kot starszy,
Tem, pospolicie mówią, ogon jego twarszy[389]. —
I dąb, choć mieścy przeschnie, choć list na nim płowy
Przedsię stoi potężnie, bo ma korzeń zdrowy.
Tu Jadam i Mikołaj, dwa bracia rodzeni
Czerni, w jednymże grobie leżą położeni.
Ten na wojnie gardło dał, ów zginął w pokoju: —
Nie masz przymierza z śmiercią, zawżdy my z nią w boju.
NA SŁUP KAMIENNY.
Jest coś na świecie, kto chce pilno wejźrzeć w rzeczy,
Z czego się dowcip wypleść nie może człowieczy.
Co rozumowi barziej, proszę cię przystało,
Jeno, żeby się złym źle, dobrym dobrze działo?
W czem tak częsta omyłka, że ten to sąd Boży
Nie jednemu sumnienie i serce zatrwoży.
Przedsię żyjmy pobożnie gwoli samej cnocie,
Której cena jednaż jest w szczęściu i w kłopocie.
MARCINOWA POWIEŚĆ.
Ba jeszcze raz, Marcinie. Więc powiem, tak było:
Kilka osób na jednę salę się złożyło[391],
Każdy z żoną. Wieczerzą potem odprawiwszy,
Szli spać. Ledwie się składli, kiedy co waśniwszy[392]
Na drugie tak zawoła: Panowie! czas wsiadać.
A ci też (ale o tem nie trzeba powiadać).
Po małej chwili zasię tenże się ozowie,
Co i pierwej straż trzymał: Czas wsiadać panowie.
A panowie do siodeł, ujechawszy milę,
Posłuchali onego: Postój koniom chwilę.
A jeden zatem usnął; on znowu: Panowie!
Czas wsiadać. Wszyscy inszy stali przecię w słowie,
A tego żona budzi: Miły, nie słyszycie?
Już tam drudzy wsiadają, wierę rychło śpicie.
A ten chrapi, choć nie śpi. Miły, ba słuchajcie!
Już tam drudzy wsiadają. Ej, jużże wsiadajcie,
Aż was dyabli pobiorą. Ali drudzy: Szkoda
Odjeżdżać towarzysza, wielka rzecz przygoda;
Pomożmy mu w złym razie, a załóżmy swoje.
Dyabeł cię niechaj prosi, niech już ciągną moje.
Miła, ty się nie przeciw, pokarmiwszy koni,
A jutro rano wstawszy, będziem tam, gdzie oni.
Nauka, cnota, rozum i postępki święte,
Tam z tobą w ten grób zaraz z pośrodka nas wzięte,
Świat jeśliże dobrze znał te przymioty w tobie,
Mógłby nie rok ani dwa czernić się w żałobie
Po twem zejściu. Lecz póty, póki sam stać będzie,
Niech się twe imię sławi i zawsze i wszędzie.
Z sercam się rozśmiał, Jędrzeja słuchając,
Kiedy do domu przyszedł narzekając:
A kat jej prosi, by się ku mnie miała,
Teraz się małpa z podchłopia[394] wyrwała.
O GOSPODYNIEJ.
Proszono jednej wielkiemi prośbami,
Nie powiem o co, zgadniecie to sami.
A iż stateczna była białagłowa,
Nie wdawała się z gościem w długie słowa,
Ale mu z mężem do łaźniej kazała,
Aby mu swoję myśl rozumieć dała.
Wnidą do łaźniej, a gospodarz miły
Chodzi, by w raju, nie zakrywszy żiły.
A słusznie bo miał bindas tak dostały,
Żeby był nie wlazł w żadne famurały.[395]
Gość poglądając dobrze żyw, a ono
Barzo nierówno pany podzielono.
Nie mył się długo i jechał tem chutniej —
Nie każdy weźmie po Bekwarku lutniej.
DO MARCINA.
A więcby ty, Marcinie, przed tym nie ugonił,
Co to siedzi jako wróbl, a oczy zasłonił?
Niech on chwali żmudzinki, że bywają trwałe,
By miał mądzie[396] jako sam, tedy przedsię małe.
O CHŁOPCU.
Pan sobie kazał przywieść białągłowę,
Aby z nią mógł mieć tajemną rozmowę.
Czekawszy chłopca dobrze długą chwilę,
Tak, żeby drugi uszedł był i milę,
Pojźrzy pod okno, a ci sobie radzi.
I rzecze z góry do onej czeladzi:
Po dyable, synku, folgujesz tej paniej,
Jam kazał przywieść, a ty jedziesz na niej.
O PROPORCYEJ.
Atoli, patrząc na swe jajca silne,
Myśliłem rzeczy mojem zdaniem pilne.
Jeśli mię chce mieć szczęście w tym nierządzie,
Niech mi da wedle proporcyjej mądzie.
Gość napisał na murze, że coś paniej czynił;
Drugi, źle wyczytawszy, jako złego winił.
Otóż widzisz (powiada), czyńże dobrze komu,
A to tu drugi snadź bił gospodynią w domu.
A sługa, stojąc za nim: Przypatrzcie się, panie!
Widzi mi się, że swadźbił[397], stoi tam na ścianie.
O GĄSCE.
Albo Staś albo Gąska, przedsię ktoś niemądry,
Częstował panią (nie wiem jako to rzec) jądry.
Trafił się tam do tego, co jej też rad służył,
Ale jeszcze był tego bytu z nią nie użył.
Ujźrzawszy, poszedł nazad: błazen za nim z lochu,
Nie gniewajcie się, będzieć i wam, panie Włochu.
O FLISIE.
Ze Gdańska flis wędrując, gdy sobie nadchodził,
Stąpił we wsi do karczmy, aby się ochłodził;
Ale miasto ochłody jeszcze się zapalił,
Bo mu Kupido młodą gospodynią schwalił.
Więc każe piwa nosić, a gospodarz baczy,
Że mu do żony z wiosłem flis przymierzać raczy.
Da pokój, za gościów grosz miło mu się napić,
Nie każe się do łoża gospodyniej kwapić.
Flis ma swą rzecz na pieczy, a gospodarz niemniej —
Słuchajcież, kto tu sztukę wyprawi foremniej?
Kiedy gospodarz nie mógł już przesiedzieć flisa —
Nie tu, pry[398], łgać: wzniówszy gzła,[399] nakrył dłonią cisa.
Usnął, ściany się wsparwszy: flis ku paniej godzi,
Onej też nie od tego, ręka tylko szkodzi.
Namniejsza to (rzecze flis) także między spary,
W grosz ugodził, dobywszy krzoski[400] z szarawary.
↑wiersz zwany rakami (versus cancrinus), bo można go czytać na wspak i wtedy wypada sens wprost przeciwny, np. Rada ma — sobie, nie paniom folgujmy i t. d. Wiersze takie naśladowali późniejsi poeci (np. A. Morsztyn).
↑w egzemplarzu berlińskim pomiędzy tą fraszką a poprzednią mieści się fraszka „O Jędrzeju”, przeniesiona przez Januszowskiego do dodatku „Dobrym towarzyszom gwoli”.
↑treść z Antologii greckiej, wiersz Teodora Antypatra (w oryginale mowa o nosie). Znaczy, iż Mateusz był tak mały, iż raczej on należał do wąsów, niż wąsy do niego.
↑przeróbka fraszki „Na matematyka”. (Przed tą fraszką mieści się w I wyd. fraszka „Do Marcina”, przeniesiona przez Januszowskiego do dodatku „Dobrym towarzyszom gwoli”).
↑przed tą fraszką egzempl. berliński zawiera fraszkę „O Chłopcu” (przeniesioną do dodatku „Dobrym towarzyszom gwoli”).
↑według starożytnych, sny wchodzą do duszy śpiącego dwiema bramami: rogową (sny, które się mają sprawdzić) i bramą z kości słoniowej (złudzenia senne).
↑dwie mniejsze kary średniowieczne: a) ciągnienie publiczne kota na powrozie przez wodę; b) pomieszczenie skazanego w koszu i zawieszenie na słupie, stojącym w wodzie.
↑fraszki tej w wydaniach pierwotnych Kochanowskiego niema; przytacza ją Józef Przyborowski za Sołtykowiczem („O stanie Akad. Krak.”) i A. Grabowskim (Starożyt. hist. polskich, I); pochodzi ona ze starego manuskryptu XVII w.
↑tak jest w pierwszem wydaniu z r. 1584; w dwóch innych wydaniach z tegoż roku wydrukowano: z podszopia.
↑Januszowski wogóle nie chciał drukować powyższych ośmiu najswawolniejszych fraszek i uległ naleganiu poety, wydając je w oddzielnym dodatku pt. „Dobrym towarzyszom gwoli”. Januszowski zresztą opuścił zupełnie fraszkę „O księdzu”. Przytaczamy ją według oryginalnego wydania, którego egzemplarz znajduje się w królewskiej bibliotece w Berlinie („Fraszki Jana Kochanowskiego. W Krakowie w drukarni Łazarzowej: Roku panskiego 1584, stronic 134 oraz kartka z privilegium i spisem błędów drukarskich).