[123]
JANA KOCHANOWSKIEGO
PAMIĄTKA
WSZYTKIEMI CNOTAMI HOJNIE OBDARZONEMU JA-
NOWI BAPTIŚCIE, HRABI NA TĘCZYNIE, BEŁSKIEMU
WOJEWODZIE I LUBELSKIEMU STAROŚCIE ETC.
Tobie niechaj ta karta będzie poświęcona,
Zacny Hrabia z Tęczyna, którego kwapiona[1]
I niespodziewana śmierć ludzi zasmuciła,
A lamentem i płaczem wszytko napełniła.
Będą drudzy twym kościom grób zacny budować
I twarz twoją w miedzi lać i w marmurze kować;
Miedzy którymi snać też miejsce będą miały
Rymy moje, na łasce bogiń aby trwały.
Wiodłeś swój ród wysoki z domu Tęczyńskiego,
Skąd ustawicznie, jako z konia Trojańskiego,
Jeden po drugim ludzie wielcy wychodzili,
Którzy doma i w polu[2] godni[3] w Polszcze byli.
[124]
Pomnią tu pruskie pola,[4] pomni nieszczęśliwa
Warna,[5] gdzie nieśmiertelnej chciwa
Nie tak ostrożnie, jako śmiele się potkała
I zwycięstwo poganom z siebie sławne dała.
Tycheś ty nie chciał wydać,[6] a na swoje lata,
Dosyć młode, zwiedziłeś część niemałą świata,
Przypatrując się pilno wielkich królów sprawie
Tak w pokoju, jako i w żołnierskiej zabawie.
A chociaś był nieprawie[7] jeszcze dorósł wojny,
Szedłeś miedzy lud króla francuskiego zbrojny,
Gdy synowie ojcowskiej wiary popierali,[8]
A dawszy sobie po łbu, potem się jednali.
Kochałeś się w naukach i w piśmie uczonem,
Nie przestając na szczęściu, z ojców zostawionem.
Ale jako cię znacznym fortuna czyniła,
Takeś i dowcipem miał przed inszymi siła,
Przeto, skoroś dojachał kraju ojczystego,
Obraneś[9] posłem zaraz do króla szwedzkiego,
Gdzieś wszytko wedle myśli Pana swego sprawił,
Siebieś poprawdzie troski niemałej nabawił.
Nie dziwuję się, panno zacnego rodzaju,[10]
[125]
Żeć się ten gość podobał z dalekiego kraju.
Godzien był za urodą swoją Tytonowe,
Godzien był miejsce zasieść Endymionowe.
Morskie nimfy, po piersi wydawszy się z wody,
Wzdychały, patrząc na twarz i wiek jego młody,
Nieśmiertelnemi laty kupować je chciały;
Próżno, bo wieczne czasy[11] gdzieindziej mu słały.
Tak przed laty Tezeus, chcąc srogiego pożyć[12]
Minotaura, a ciężką dań z ojczyzny złożyć,
Płynął na prędkiej Nawie przez głębokie morze
I stawił się na króla gortynskiego dworze.
Tam, skoro go królewska dziewka[13] oglądała,
Która na wonnem łożu przy matce siedziała,
Jakie mirty nad chłodnym Eurotą się rodzą,
Albo kwiatki rozlicznych farb na wiosnę wschodzą,
Nie drzewiej oka z niego chciwego spuściła,
Aż ognia nieobacznem sercem zachwyciła,
Który w niej wszytkich członków zmacał aż do kości
I rozpalił niebogę w okrutnej miłości.
Wenus, która bogatej Ankonie panujesz,
A frasunkami ludzkie rozkoszy fałszujesz,
Jakowąś[14] nawałnością dziewkę zapaloną
Miotała, urodziwym gościem uszaloną![15]
Jakiej ona bojaźni w sercu używała!
Jako częstokroć bledsza nad złoto bywała,
[126]
Gdy przeważny[16] Tezeus, pragnąc ręki podnieść
Na srogi dziw, albo śmierć, albo cześć miał odnieść.
Jednak nie brzydkie Bogu jej objaty były,
Bo, jako na Krępaku[17] wiatr ze wszytkiej siły
Burząc, dąb stary wyparł, a ten, wykręcony
Padł i dobrą część lasu starł na wszystkie strony —
Takżeć mężny Tezeus mieszańca srogiego
Obalił, rogi na wiatr prózno miecącego.
I wyszedł z wielką sławą po nici rozwitej
Z labiryntowych błędów i zdrady zakrytej.
Tęczyński był twój Tezeus, nowa Aryadno!
Który sercem i siłą mógł porównać[18] snadno
Z bohaterskimi syny, lubo pieszo wojny,
Lubo pragnął na koniu nieprzyjaciel zbrojny.
Ten, znając twarz łaskawą i chuć przeciw sobie,
Skłonił także cnotliwe swe serce ku tobie,
Tak, iż jednaki ogień obiema[19] panował,
Jeśli tobie silen był, jemu nie folgował.
Oczy pierwsze poselstwa cicho sprawowały,
A serdecznych tajemnic sobie się zwierzały.
Potem i zobopolna mowa przystąpiła,
On twoim sługą chciał być, a tyś nie gardziła.
Ale kiedy czas przyszedł, że poseł uczciwy
Miał żagle wiatrom podać, twój głos żałościwy
Tem go potkał: Gościu mój, a jeśli nie były
Omylne twoje słowa, i mój mężu miły!
Nierada cię stąd puszczam, a zwłaszcza bez siebie;
[127]
Ale iż pospolitej ustąpić potrzebie
Swoja własna rzecz musi, jedź w dobrą godzinę,
A bywaj zaś, póki się łzami nie rozpłynę.
Dalej żal nie dopuścił i płacz znakomity,
Który jej z oczu płynął, jako deszcz obfity.
A Tęczyński, łzy także właśnie ocierając,
I, jako mógł, serdeczną żałość okrywając:
Panno, bądź dobrej myśli, bo, by[20] wszytkie siły
Wietrzne i morskie zaraz[21] na mię się zmówiły,
Nie zatrzymają mego żadną miarą biegu,
A ja się wrychle muszę stawić na twym brzegu.
To rzekł, a całowawszy rękę jej uczciwą,
Wsiadł prosto na okręt swój, tamże kotew[22] krzywą
Żeglarze i pobrzeżną linę odwiązali,
A od brzegu wysoką nawę odbijali.
Teraz się napatrz, panno, kogo widzieć żądasz,
Kto wie jeśli go potem na wieki oglądasz?[23]
Siła nieszczęście może, a nasze rozmysły[24]
Na wyroku niepewnej fortuny zawisły.
Póki go widzieć mogła, oczy w nim trzymała,
Potem na same tylko już żagle patrzała;
Nakoniec, kiedy i on, i żagle zniknęli,
Ledwe na poły żywą słudzy z brzegu wzięli.
A ty, Tęczyński, nosząc swój zastrzał[25] w skrytości,
Szedłeś łodzią po wierzchu morskiej głębokości,
[128]
A za przyjaźnią wiatrów i dobrej pogody,
Wysiadłeś na brzeg pruski, krom wszelakiej szkody.
Jechałeś potem ziemią tam, gdzie Wilna[26] cicha
Górę, z wieku sadzoną,[27] potajemnie spycha,
Czyniąc sobie gościniec cichy do siestrzyce,
Której szumny bieg słyszy przez wązkie granice.
Tameś i Pana[28] zastał i poselstwa swego
Słuszny poczet uczynił, a z przyjazdu twego
Dwór, od małych do wielgich, wszytek się radował,
Bo ktoby cię był prze[29] twą ludzkość nie miłował?
Skoro zaś pola śniegiem, a głębokie brody
Mroźna zima przykryła cierpływemi[30] lody,
Niedługoś się na miejscu z towarzystwem bawił,
Bo cię do Finlandyjej Pan znowu wyprawił
Na drogę niebezpieczną, boś musiał iść morzem
Nie takiem, jakie krzywym okrętem więc[31] porzem,
Ale które dziś mrozy lodem ugruntują,
Jutro wiatry szalone zetrą i zwojują.
Ktemu nieprzyjacielskie wojsko tuż leżało;
Ciebie jednak Bóg przewiódł przez złe miejsca cało,
Tak, żeś przedsię oglądał naznaczone[32] kraje
I pana, który tamtym ziemiam prawa daje.
Ten, w swej dawnej nadzieje, nie cierpiąc odwłoki,
Wziął cię za wodza sobie i, swój dwór wysoki
[129]
Pożegnawszy, szedł morzem ku polskiej granicy,
Myśląc zacną Królewnę widzieć w swej łożnicy,[33]
A Bóg mu tego życzył. Lecz, o panno święta!
Nieprawieś z ojczyzny swej w szczęsną chwilę wzięta.
Ale zdarzy tenże Bóg, że tego stolicę
Osiędziesz, u któregoś dziś za niewolnicę.
Rychło po tym weselu, cny hrabia z Tęczyna,
Wjachałeś na starostwo swoje do Lublina
Wszem pożądny[34], a tam nie wyszedł czas długi,
Żeś wziął i województwo za swoje posługi.
Ale pomni, coś przyrzekł pięknej Cecylijej
Wonczas, kiedyś na morze wsiadał do Szwecyjej.
Trudno nie pomnieć, miłość w dyamencie ryje
Swe sławne[35] obietnice i pod serce kryje.
Skoroś tedy ojczyste służby złożył z siebie,
Wziąłeś przedsię[36] swe rzeczy, z których ta u ciebie
Przodek miała, abyś był, Imię Pańskie święte
Wziąwszy na pomoc, konał[37] małżeństwo zaczęte.
Przeto, zebrawszy poczet przyjaciół niemały
Tam, gdzie ku niebu patrzą kazimierskie skały,
Puściłeś się do Gdańska po głębokiej Wiśle,
Morze i dalszą drogę mając na umyśle.
Nie wie człowiek, co dobrze, a czasem tak zbłądzi,
Że swe szczęście za wielką niefortunę sądzi.
[130]
Pan twego przedsięwzięcia z łaską nie przyjmował,
I przejazd był niepewny, a tyś się frasował.
Przejazd niepewny, bowiem na morzu północnem
Temi czasy król duński pływał z wojskiem mocnem,
Czekając na sąsiada, chciałby się skosztować,
Komu każe silny Mars i szczęście panować.
Zwyciężył wieczny wyrok i nieszczęście twoje,
Żeś ty, o zacny Hrabia, nie pomniąc na swoje
Nieprzezpieczeństwo, przedsięś wsiadł w okręt wysoki:
Miłość rządziła, która nie cierpi odwłoki.
Trzykroć z portu na morze nawa wychodziła,
Trzykroć zasię do brzegu nazad się wróciła;
Poszła potem przezdzięki[38], ryjąc morskie wały,
A żagle roztoczone pochop[39] z wiatru brały.
Jeszcze były wieczorne nie zagasły zorze,
Kiedy nieuśmierzony wicher wpadł na morze.
Szum powstał i gwałtowna z wierzchu niepogoda,
Wały za wałmi pędzi poruszona woda;
Krzyk w okręcie, a chmury nocy przydawają,
Świata nie znać, wiatry się sobie sprzeciwiają,
Usiłuje Zachodny przeciwko Wschodnemu,
Usiłuje Południ przeciw Północnemu.
Morze huczy, a nawę miecą nawałności,
Raz się zda, jako w przepaść pojźrzeć z wysokości,
A kiedy się zaś wały rozstępują, ani
Miasta widać wielkiego[40] z głębokiej otchłani.
Piasek z wodą się miesza, a w poboczne ławy
Bije szturm niebezpieczny, nawa żadnej sprawy
[131]
Nie słucha, ale w morskiem rozgniewaniu pływa
Samopas, a mokra śmierć zewsząd się dobywa.
Całą noc ta okrutna niepogoda trwała.
Nazajutrz, kiedy zorza z wody powstawała,
Rozchodziły się chmury, wiatry ucichały,
A pieniste znienagła[41] wały upadały.
Już było Słońce wzeszło, już żagiel rozpięty
Nawy znowu prowadził, kędy[42] dwa okręty
Z boku się okazały. Hej, panowie moi,
Szyper[43] głosem[44] zawoła, miejmy się ku zbroi;
Ludzi mamy nad sobą, a nie wiedzieć kogo.
Co jeśli co Szwed umie, wątpliwa, nam błogo.
Jeśliż też Duńczyk, czego się barziej obawam,
Bez trudności nie będziem, wczas wam to znać dawam.
Przystaw[45] króla szwedzkiego przedsię dobrze tuszył,[46]
Bo (powiada), niżem ja do Gdańska się ruszył,
Już były przeciw tobie wysłane okręty;
Nie toli są,[47] o Hrabia, niech ja będę ścięty.
To jego, a to potem Tęczyńskiego słowo:
Kto bądź, ten bądź, nam nie lza, jeno być gotowo;
Koniec u Boga w mocy, my, bracia, o sobie
Czujmy przedsię[48], ja z wami w szczęściu i w żałobie.
[132]
Jeszcze mówił, a każdy już stał w swoim rzędzie
Pogotowiu, czekając, co na koniec będzie.
A tymczasem proporzec duński podniesiono,
Tamże się okazało, w czem dawno wątpiono.
Muzo! co dalej powiesz? — to, co dawna woła
Przypowieść: dwiema i sam Herkules nie zdoła.
Żagiel i styr utrącon, nawa ustrzelana,
Nakoniec, gdy już miała tonąć, poimana.
Jako potem dał to król w moc Panu naszemu,
Co miał z Tęczyńskim czynić? bo przeciw szwedzkiemu
Spólną mieli; jako też Pań nasz z drugiej strony
Starał się, aby Hrabia był wolno puszczony,
Próżno i przypominać, bo niżli[49] do skutku
Ta rzecz przyszła, Tęczyński od wielkiego smutku
Wpadł w niemoc, z której mu już (ach, wieści płaczliwa!)
Wstać nie obiecowała Kloto zazdrościwa.
Częstokroć on nieszczęsny, dla ludzkiego daną
Ulżenia, w ciężkim płaczu strawił noc niespaną.
Chciałli też na czas[50] zasnąć, porwał się strwożony,
Sny nadzwyczaj dziwnymi ze snu przebudzony.
A febra[51], wziąwszy raz w moc, ustawnie gorzała,
Susząc krew i wilgości stroskanego ciała.
Smak sfałszowany, wszytko odpadło od chęci,
Myśli trapią, tu miłość, tu nieszczęście smęci.
Teskność z miary wychodzi, sił znacznie ubywa,
A to jego przed śmiercią skarga obciążliwa:
Boże mój, i tem jeszcze skarzesz mnie smutnego,
Że więźniem umrzeć muszę króla okrutnego?
[133]
Czemu mię przedtem raczej srogie nie pożarły
Morskie wody? czemu mię ostre kry nie starły,
Kiedym szedł w obce kraje, a tuż za mną w tropy
Łamały lód północne ogromne zatopy?
Sroga śmierć, lecz bym[52] wolnym zginął był człowiekiem,
Nie czekając tym swoim niefortunnym wiekiem[53]
Ostatniego nieszczęścia. Boże niezmierzony,
Jakom od swej nadzieje daleko rzucony!
Nie myśl, matko, o szatach, drogiem złotem tkanych,
Na mój i twej niewiasty[54] przyjazd obiecanych;
Raczej mi mary gotuj: tak się podobało
Nieszczęściu, któreć syna żywego zajźrzało.
A ty, moja królewno! gdzieś teraz? niestety!
Na której ślicznych ręku byłbych Bogu wzięty,
Pragnąłem duszę podać, gdybykolwiek były
Nieprzejednane siostry[55] przędze swej dowiły.
Nie byłem tak szczęśliwy, a me prośby próżne
Rozniósł nieunoszony[56] wiatr na morze rózne.[57]
I muszę ja (co jednak twa hańba, miłości!)
W tym nieznajomym kraju umrzeć od żałości.
Wrzuć w morze, kto przyjaciel, prózne dusze kości:
Owa[58] mię tam, choć martwo, bystre nawałności
[134]
Doniosą, gdzie żywego szczęście mieć nie chciało,
A będzie fortunniejsza śmierć, niż żywe ciało.
Więcej nie mówił, ale wzdychał bez przestania,
A w tej zbytniej tesknicy przyszedł do skonania,
Pamięci i sił zbywszy, jako więc kwiat lęże,[59]
Którego przy uwróci[60] ostry pług dosięże.
Jego śmierci północne boginie płakały,
Płakały ciemne lasy i wyniosłe skały.
Ciało jednak do Polski morzem przypławiono
I między sławne dziady poczciwie włożono.
Trzy słowa śrzodek niesie nagrobnej tablice:
Tu miasto obiecanej królewskiej łożnice,
Janie Tęczyński, leżą twe kości uśpione.
O próżne troski ludzkie, o nadzieje płone!
Miej wieczny odpoczynek, o szlachetne ciało!
Duszy, wiem, że prze cnotę dobrze się dostało.
A jeśli w jakiej cenie będą rymy moje,
Nie wynidzie z ust ludzkich sławne imię twoje.
|