[85]PIEŚŃ XXIV.[1]
Niezwykłem, i nie leda piórem opatrzony
Polecę precz poeta, ze dwojej złożony
Natury: ani ja już przebywać na ziemi
Więcej będę, a więtszy nad zazdrość, ludnemi
Miasty wzgardzę; on w równem szczęściu urodzony,
On ja, jako mię zowiesz, wielce ulubiony
Mój Myszkowski, nie umrę, ani mię czarnemi
Styx niewesoła zamknie odnogami swemi.
Już mi skóra chropawa padnie na goleni,
Już mi w ptaka białego wierzch się głowy mieni;
[86]
Po palcach wszędy nowe piórka się puszczają,
A z ramion sążęniste skrzydła wyrastają.
Terazże nad Ikara prędszy przeważnego,[2]
Puste brzegi nawiedzę Bosfora hucznego,
I Syrty Cyrenejskie, Muzom poświęcony
Ptak,[3] i pola zabiegłe za zimne triony.[4]
O mnie Moskwa i będą wiedzieć Tatarowie,
I róznego[5] mieszkańcy świata Anglikowie;
Mnie Niemiec i waleczny Hiszpan, mnie poznają,
Którzy głęboki strumien Tybrowy pijają.
Niech przy próznym[6] pogrzebie żadne narzekanie,
Żaden lament nie będzie, ani uskarżanie:
Świec, i dzwonów zaniechaj, i mar drogo słanych,
I głosem żałobliwym żołtarzów[7] spiewanych.