[207]PSALM CIX.
Deus, laudem meam ne tacueris.
Boże, którego chwała w mych uściech wieczna,
Nie chciej krzywdy mej milczeć: oto wszeteczna
Gęba na mię się targa; język fałszywy
Ludziom żywot mój hydzi — da Bóg, uczciwy.
Nienawiść na mą skazę[1] zewsząd dociera,
I wszytki swe fortele na mię wywiera.
To za swoję życzliwość i chęć odnoszę;
Nie ciesz, Panie, złych ludzi, nie ciesz mną, proszę.
Ci, którzy dobrodziejstwo z rąk moich brali,
Teraz mi to wszytkiem złym, zdrajce, oddali;
Kogom ja wielce ważył, kogom miłował,
Ten mi to nienawiścią dziś oddarował.
Niechajże mu też za to tyran panuje,
A boku nieprzyjaciel nie odstępuje;
U sądu niechaj będzie krzyw naleziony,
A jegoż niech mu barziej szkodzą obrony.
Niech na ziemi nie będzie wiek jego długi,
A po nim dostojeństwo bierze kto drugi.
[208]
Sierotami niech jego dzieci zostaną,
A żona nieszczęśliwa wdową stroskaną.
Synowie dom od domu chleba niech proszą,
A przed nędzą z ojcowskich pustek się noszą.
Niechaj go z majętności lichwnik wyzuje,
A obcy w jego pracy sobie lubuje.
Niechaj go nikt nie wesprze w jego trudności,
Ani ma nad potomstwem jego litości.
Wszytek naród niechaj miecz razem powinie,[2]
A ich imię niech z nimi pospołu ginie.
Niechaj Pan występ[3] ojca jego pamięta,
I co kiedy zgrzeszyła matka przeklęta, —
Niechaj to przed oczyma będzie Pańskiemi,
Który pamięć ich wszytkę zgładzi na ziemi.
A to, że i on w swojej popędliwości
Zapamiętał wszelakiej zgoła ludzkości,
Upadłego żebraka przenaśladując[4]
I śmierć utrapionemu jawnie gotując.
Ponieważ tak przeklęctwo tedy miłuje,
Niechajże je zły człowiek na sobie czuje;
Iż go błogosławieństwo wielce mierziało,
Daj to, Panie, aby go wiecznie mijało.
Jako drugi członki swe okrył odzieniem,
Tak on zewsząd obłożon jest złorzeczeniem;
[209]
A to też, jako woda, w jego wnętrzności
I, jako tłusty olej, wpiło się w kości.
Bodajże się tym płaszczem wiecznie nakrywał
I tegoż pasa na swe boki używał: —
Tę pomstę, to przeklęctwo, da Bóg, uczuje,
Ktokolwiek bez mej winy na mię fołdruje.[5]
Boże mój, Ty bądź ze mną, prze Imię swoje
Ty mię ratuj, bo wielkie są łaski Twoje,
A jam człowiek upadły, człowiek wzgardzony
I na sercu nieznośnym żalem strapiony.
Jako cień pochylony, gdy słońce gaśnie,
Tak i ja, nieszczęśliwy niszczeję właśnie.
Tak się umykam, tak się kryję po świecie,
Jako konik, czując chrzęst bliskich nóg lecie.
Od głodu ledwe nogi włóczę, a ciało
Uschło, jako wilgości w kościach nie stało;
Przyszedłem do wszech niemal ludzi w ohydę,
Głową, widzę, kiwają, gdziekolwiek idę.
Wspomóż mię, mocny Boże, a w mej żałości
Podeprzy mię z onej swej dawnej litości.
Niech rękę Twoję znają, niechaj się dowie
Zły człowiek, żeś Ty łaskaw na moje zdrowie.
Niech on klnie, Ty błogosław; niech się morduje,
A darmo, sługa zaś Twój niech się raduje;
Niechaj lekkość, jako płaszcz, na się oblecze,
Niech hańbę wzuje ten, kto fałsz na mię wlecze.
[210]
A ja więc Panu dzięki będę oddawał,
I Jego chwałę w gęstym ludzie wyznawał,
Który czasu potrzeby stał przy ubogim
I bronił go przeciwko tyrannom srogim.
|