[145]PSALM LXXVII.
Voce mea ad Dominum clamavi.
Pana ja wzywać będę, dokądem żywy,
A On w uszy swe przyjmie mój głos płaczliwy.
[146]
Do tegom się ja uciekł czasu trudności,[1]
Do tegom ręce ściągał w nocne ciemności.
Dusza natenczas ani cieszyć się dała,
Ale do Pana tylko z płaczem wzdychała;
Woławszy, narzekawszy, głosu nie staje,
Sen troski widząc, indziej skrzydła podaje.
Przychodziły mi na myśl dawniejsze lata,
Co dla swych za pierwszego Pan czynił świata;
Wspominałem swe wdzięczne pieśni, któremi
Litość Pańska nademną znaczna ma ziemi.
I myśliłem w sercu swem: Takżem na wieki
Już wypadł ja nieszczęsny z Pańskiej opieki?
Ani się już da przywieść, aby smutnemu
Łaskę jeszcze okazał słudze swojemu?
Czyli już miłosierdzie Jego ustało,
Czy się wiekuistego słowa przebrało?
Czy zgoła Pan zapomniał, co to żałować?
Ani łaski w gniewie swym chce okazować?
Co mówię? — ręka Pańska niesie odmiany;
Ja przedsię, jakomkolwiek jest sfrasowany,
Nie zapomnię wyznawać Twojej mądrości,
Twoich czynów ozdobnych, Twej wielmożności.
Wspomionę Twoje sprawy niewysłowione,
Sprawy dawne, rozumem nieogarnione;
Będę rozważał Twoje postępki święte,
Będę powiadał sądy Twe niepojęte.
[147]
Świętobliwe Twe drogi, wszechmocny Boże!
Tobie świat nic równego podać nie może;
Okazałeś swą możność i dziwne siły,
Kiedyś z Egiptu wywiódł swój naród miły.
Widziały Cię, o Boże, wody, widziały
I lękły się, a morskie przepaści drżały.
Chmury z hukiem linęły[2] deszcz niesłychany,
Linęły grad gwałtowny z wichrem zmieszany.
Twoje ogniste strzały, Twe straszne gromy,
Latały, a niebieskie trzaskały domy.
Roiły się po niebie w krąg łyskawice,
A strach zdejmował wszytki ziemskie granice.
Na morzu ścieżki Twoje, na wodach drogi,
Ale nie poszlakował[3] żaden Twej nogi;
Przewiodłeś, jako stado, za Mojżeszowym
I za powodem, lud swój, Aaronowym.