[45]PSALM XXII.
Deus meus, Deus meus, respice in me.
Boże, czemuś mię, czemuś mię mój wieczny
Boże opuścił, w mój czas ostateczny?
[46]
Zwątpiony mój świat, żywot opłakany,
Nie ma się czego człowiek jąć stroskany.
Cały dzień wołam, Boże mój, do Ciebie.
A Ty próśb nie chcesz przyjąć mych do Siebie.
Całą noc wołam, lecz wołanie moje
Nieprzejednane mija ucho Twoje.
Ale, o Panie, Panie dobrotliwy.
Tyś on mieszkaniec i stróż niewątpliwy
Miasta świętego, skąd na wszystki strony
Brzmi głos Twej chwały niezastanowiony.[1]
Przodkowie naszy Tobą się szczycili,[2]
A zawżdy przez Cię wspomożeni byli.
Ktobie wołali, a są wysłuchani,
W Tobie ufali, a niezasrumani.
Ale ja com jest? com jest, prze Bóg żywy?
Robak, nie człowiek, robak nieszczęśliwy.
Śmiech tylko ludzki, wzgarda ostateczna
Podłego gminu i przygana wieczna.
Kto potka, każdy ze mnie się naśmieje,
Nos marszczy, gębą krzywi, głową chwieje:
Bogu ten ufa, niechże go ratuje,
Niech go wyzwoli, kiedy go miłuje.
Tyś mię z żywota wywiódł matki mojej,
Jeszczem u piersi ufał w łasce Twojej,
Jeszczem w pieluchach garnął się ku Tobie,
I obrałem Cię Bogiem wiecznym sobie.
[47]
Nie chciejże mię dziś w ostatniej potrzebie,
Mój wieczny Panie, odrzucać od siebie.
Śmierć przed oczyma i nieznośne męki,
A niemasz, ktoby za mną podniósł ręki.
Wilcy mię zewsząd srodzy otoczyli,
Zewsząd mię wilcy zawarli otyli;
Paszczęki na mię rozdarli straszliwe,
Jako lew srogi, zwierzę łupiąc żywe.
Rozpłynąłem się, jako woda prawie,
Kość nie została żadna w swoim stawie.
Jako wosk płynie, kiedy słońce grzeje,
Tak moje serce w tesknicy niszczeje.
Moc moja wszystka i siła wrodzona
Wyschła tak, jako skorupa spalona.
Napoły zmartwiał język upragniony,
Grób swój przed sobą widzę otworzony.
Zaskoczyła mię wściekłych psów gromada,
Obegnała[3] mię niecnotliwa rada.
Przebili ręce, nogi mi przebili,
Wszystki me kości przez skórę zliczyli.
Myśl nacieszywszy, pasą oczy swoje,
Na niesłychane patrząc męki moje.
Podzielili się mojemi szatami,
O suknię moję miotali kostkami.
Ty mię, mój Panie, nie racz odstępować,
Tyś moja siła, Ty mię chciej ratować;
[48]
Szabli okrutnej, psom wściekłym, lwom srogim,
Obroń mię bystrym zwierzom jednorogim.
A ja Twe Imię braciej swej objawię,
W pośrzodku zboru chwałę Twą rozsławię:
O! którzy Panu w bojaźni służycie
I Jakobowym domem się liczycie,
Czyńcie cześć Panu, Jego moc wyznajcie,
Jego w swych sercach bojaźń zachowajcie;
Bo ten nie gardzi prośbą ubogiego,
Ani przedemną skrył oblicza swego.
Usłyszał płacz mój, gdym ratunku prosił;
Przeto go będę na wszystek świat głosił,
Przed zborem Jego, przed Jego wiernemi
Uiszczę Mu się objatami swemi.
Będą jeść ludzie głodem utrapieni,
Ale i będą hojnie nasyceni;
Dadzą część Panu, którzy Go szukają.
Ich serca wcale wieczny wiek przetrwają.
Świat się obaczy, jako ziemia wielka,
Poda się Panu w moc kraina wszelka.
Wszystki narody przed Nim będą padać,
Pańska jest zwierzchność, ten ma światem władać.
Bogacze ziemscy za stół Jego siędą,
I dobrowolnie hołdować mu będą.
Owa[4] ktokolwiek winien ciało w ziemię,
Da chwałę Panu, po nim Jego plemię.
[49]
I tak do końca, póki świata stawać,
Będą to sobie przez ręce podawać.
Będą ci zawżdy, którzy w każdym wieku
Chęć opowiedzą Pańską ku człowieku.
|