Jeździec bez głowy/IX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jeździec bez głowy |
Wydawca | Stowarzyszenie Pracowników Księgarskich |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Drukarnia Społeczna Stow. Robotników Chrz. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nad fortem Inge powiewał gwiaździsty sztandar amerykański. Życie w tej pogranicznej twierdzy było mieszaniną barbarzyństwa i cywilizacji, wojennych zapałów i spokojnego życia obywateli.
Jak zwykle w pobliżu wojskowego posterunku, za fortem ciągnęła się wieś, pełna sklepów, tawern, domów gry, czarnookich dziewcząt, myśliwych, poganiaczy wołów, łowców mustangów i wogóle ludzi niewiadomego zajęcia, znajdujących przytułek pod osłoną twierdzy. Na ulicach było tłoczno, różnojęzyczna i różnoplemienna tłuszcza zaległa wieś całą, goszcząc się w tawernach i hazardując w domach gry.
Nieco na południe od twierdzy, nad brzegiem Leony widać było domy plantatorów, wśród których zwracał na siebie uwagę dom wysoki, z płaskim dachem, z białemi ścianami, mający widok na majaczące w zamglonej dali zarysy gór Guadaluppa. Dom ten nazywał się Casa del Corvo.
W tydzień potem, jak plantator Woodley Pointdekster osiedlił się w zakupionym majątku nad Leoną, na placu, należącym do fortu Inge, stało trzech młodych oficerów i patrzyło w kierunku Casa del Corvo, rozprawiając na temat obiadu, na który zostali zaproszeni przez świeżo osiedlonego plantatora. Między innemi kapitan Slomen zauważył, że córka Pointdekstera należy do najpiękniejszych panien i że urodą swą zakasuje wszystkie miejscowe kreolki. Jest ona przytem otwarta, mądra, dowcipna i posiada dumę swojego ojca.
— Wnosząc z pańskiego opisu, kapitanie, panienka ta akurat odpowiada moim wymaganiom — zażartował młody dragon Hencoc — a ponieważ jestem dość odważny, więc zacznę się starać o jej względy,
— Zobaczymy tę pańską odwagę przy spotkaniu się z Miss Pointdekster. — rzekł Slomen.
— Bądź pan spokojny! Byłem już w ogniu nie takich pięknych oczu i nie traciłem odwagi.
— Ale takich oczu pan jeszcze nie widziałeś,
— Słysząc pańskie słowa, można byłoby zakochać się w młodej lady bez realnego jej widoku. Zapewne musi być to coś niezwykłego. Kapitanie, czuję, że serce me już do niej należy. Jestem nią zachwycony!
— Ale muszę pana ostrzedz, zanim pan ją pokocha naprawdę. Młodą lady pilnuje staszydło.
— Zapewne brat?
— Owszem lady ma brata również. Ale jest on najmilszym z ludzi i jedynym z rodziny Pointdekster, który nie zadziera nosa. Groźnym jest natomiast kuzyn młodej panny, Kasjusz Calchun.
— Jakby mi znane było to nazwisko.
— Brał on udział w Meksykańskiej wojnie. Wyróżnił się nie tyle w ogniu walki, ile na tyłach, gdzie zepsuł sobie opinję i przestał uchodzić za groźnego człowieka.
— Więc do czego to prowadzi? — zapytał dragon. — Wszak jest on tylko kuzynem panienki i niczem więcej?
— Owszem i wielbicielem jej,
— Ze wzajemnością?
— Nie chcę przesądzać. Lecz mówią, że Calchun cieszy się względami starego Pointdekstera, który przecie nie jest tak bogaty, jak to sobie inni wyobrażają, i zagląda do kieszeni kuzyna.
— Rozumiem, więc przybył on tutaj razem z nimi?
— Naturalnie. Widziałem go dzisiaj w restauracji. Piękny mężczyzna, ma lat ze trzydzieści, szatyn, z wąsami. Ubiera się trochę po wojskowemu, nosi rewolwer i kindżał za pasem. Ma wygląd prawdziwego zawadjaki.
— O to mniejsza! Nie napróżno służyłem w armji wujaszka Sama, abym się lękał wyglądu zawadjaki. Strzelać potrafię nieźle! — zapalił się dragon.
W tej chwili dano sygnał do porannej defilady i trzej wojskowi rozeszli się do swoich oddziałów.