Jeździec bez głowy/LXII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jeździec bez głowy |
Wydawca | Stowarzyszenie Pracowników Księgarskich |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Drukarnia Społeczna Stow. Robotników Chrz. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nie mogąc dogonić jeźdźca bez głowy, Kasjusz Calchun postanowił zmienić swego wierzchowca na innego, któryby mógł dorównać zdziczałemu mustangowi.
Z przekleństwem na ustach zawrócił do domu i, jadąc znaną sobie drogą, spostrzegł nagle na ziemi niezatarte jeszcze ślady własnego rumaka z odciśnięciem złamanej podkowy. Ogarnął go zabobonny lęk. Od czasu, gdy przejeżdżał tędy, upłynął tydzień, szalały burze, padały deszcze ulewne, a ślady zostały niezmyte i świeże, jak gdyby umyślnie ktoś je zachowywał na przyszłość... Czy srogie żywioły natury mszczą się za pogwałcenie praw Bożych?... Calchun szybko zeszedł z konia i zaczął ścierać i zadeptywać zdradzieckie ślady, zapomniawszy zgoła, że zostawia po sobie nowe.
Gdy wydało mu się, że zatarł już wszystkie zdradliwe znaki na ziemi, wsiadł z powrotem na konia i ruszył dalej. Wtem naprzeciw z gąszczów leśnych wyjechała Isadora Cavarubio. Calchun wiedział, że piękna meksykanka kocha łowcę mustangów, podczas gdy Isadora ze swej strony była poinformowana co do uczuć Calchuna względem Luizy Pointdekster. Gdy byli już blisko siebie, Calchun skłonił się grzecznie i rzekł:
— Przepraszam panią, ale zdaje mi się, że to pani była napastowana przez dzikich Indjan? Ach, jakżeśmy wszyscy zaniepokoili się wówczas zniknięciem pani po wystrzale!
— Strzał panów istotnie wybawił mnie z dość przykrej sytuacji i dzięki temu mogłam już spokojnie jechać dalej.
— Właśnie, widząc, jak pani jeździ konno nie miałem żadnych powodów do obawy o pani życie. Zarówno mnie, jak i moich kolegów zdumiewała poprostu wykazana przez panią umiejętność jazdy. Cudownego ma pani wierzchowca.
— Wstrętne zwierzę, dwa razy już zdradziło mnie swojem rżeniem. Gdy tylko wrócę do Rio Grande zaraz zamienię tego mustanga na odpowiedniejszego wierzchowca.
— Mnie się on bardzo podobał — zauważył Calchun, przyglądając się z zachwytem pięknemu zwierzęciu.
— Pan żartuje chyba? Ten rumak nie odznacza się niczem szczególnem. Gdyby nie powrót do Rio Grande, chętniebym go panu ofiarowała.
— Możemy więc się zamienić, seniorita. Choć mój siwek ustępuje pani mustangowi pod każdym względem, jednak do Rio Grande można na nim dojechać spokojnie.
Isadorę ubawiła propozycja Calchuna, ale również podobała jej się taka zamiana w stepie. Ze śmiechem przesiadła się na siwego wierzchowca, Calchun zaś dosiadł mustanga i oboje wyruszyli w drogę — każde w swoją stronę.