Jeździec bez głowy/XXIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jeździec bez głowy |
Wydawca | Stowarzyszenie Pracowników Księgarskich |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Drukarnia Społeczna Stow. Robotników Chrz. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Kasjusz Calchun odniósł tak ciężkie rany, że stan zdrowia jego budził poważne obawy. A chociaż był bogaty i w niczem nie odczuwał niedostatku, to jednak znajdował się w położeniu bardziej przykrem, niż Maurice Gerald, ponieważ, będąc samolubem, nie miał przy sobie troskliwych przyjaciół, jak tamten. Coprawda mieszkał razem z wujem i cioteczną siostrą, lecz w ostatnich czasach stosunki pomiędzy nim a rodziną znacznie się zaostrzyły. Pointdekster zadłużył się u kuzyna do tego stopnia, że faktycznie właścicielem nietylko domu, ale i plantacji stał się Kasjusz. Chcąc więc załagodzić sprawę polubownie, Kasjusz powziął zamiar ożenienia się z córką plantatora, piękną Luizą w tym przeświadczeniu, że zarówno względy materjalne, jak i duchowe zwyciężą. Jakież jednak było jego rozczarowanie, gdy od niedawna przekonał się, że panienka nie żywi do niego żadnych głębszych uczuć, nawet łatwo zrozumiałej wdzięczności. Przyzwyczajony do imponowania i pochlebstw, ambitny Kasjusz nie mógł się pogodzić z myślą, że młoda kreolka odmówi mu swej rączki stanowczo, i to go oburzało do najwyższego stopnia. A jakby na domiar złego musiał odbywać pojedynek z łowcą mustangów i został sromotnie pokonany. Dzięki właśnie temu pojedynkowi utracił wiele ze swej świetności i opinji, a przytem wstyd z powodu awantury w tawernie nie pozwalał mu przebywać, jak dawniej, w towarzystwie kobiet z kolonji, a zwłaszcza tej, którą kochał, a która obdarzała względami jego przeciwnika.
Kasjusz rychło zrozumiał, że na drodze do wyznaczonego celu stanął mu łowca mustangów, Maurice Gerald, i postanowił za wszelką cenę usunąć go raz na zawsze. Opracował zbrodniczy plan i wkrótce za wygórowane pieniądze znalazł człowieka, który z największą chęcią zgodził się na dokonanie zbrodni. Był to Miguel Diaz z zawodu łowca mustangów i handlarz. Chcąc najprzód zjednać sobie Diaza i przekonać się, czy można na nim polegać, Kasjusz zakupił u niego kilka koni i kilka sztuk rogacizny, a następnie uraczył go winem i zaczął rozpytywać się, jaki jest jego stosunek do Mauricea. Okazało się, że Diaz pała również nienawiścią do Geralda i gotów jest w każdej chwili zabić go. Jakkolwiek meksykanin był powściągliwy w rozmowie, to jednak z oderwanych jego słów można było wywnioskować, że kiedyś kochał czarnooką dzieweczkę z Rio Grande i zjawienie się tam Mauricea miłość tą zerwało raz na zawsze.
Nikt nie wiedział, o czem tak często może rozmawiać kapitan Kasjusz Calchun z Miguel Diazem; ale domowników zdumiewała tak nagła i dziwna przyjaźń jaka łączyła tych dwóch osobników, z których jeden przecie miał tytuł kapitana, drugi zaś był zwykłym łowcą mustangów i handlarzem bydła.