[210]
Jechał Sobek do Warsęgi na welekeyą;
Najął sobie na przedmieściu w karczmie stancyą,
I jęli go przyjaciele na piwko prosić,
A on im się famulią zaczął wynosić.
Dziadek mój był kasztelanem.kasztelanem, miał siwą brodę,
A wujaszek wojewodą bo woził wodę,
A i tatuś mój najmilszy pieszo nie chodził,
Gdy po czworo koni na noc w pole wywodził.
Mać też moja nie umarli, chociaż nie żyją,
Bo umieli kreślić, guślić i spalili ją!
A mój wójcio był hetmanem z buławą dużą,
Chodził ci on do Puławic na noc na stróżą.
Jeden stryj mój był starostą.starostą, wie o tem wielu,
Starostował na niejednem w karczmie weselu.
Drugi stryj był podstarości, dawno nie żyje;
Dosyć wcześnie przed starością zdzierzgli mu szyję,
[211]
Trzeci stryjek był stolnikiem, stoły nakrywał,
A ten czwarty był podstolim, fafurki zmywał.
Któż się teraz z famulii mojej wydziwi?
Wszyscy byli zacni ludzie, wszyscy uczciwi.