[95]KLOE I PSZCZOŁA.
Kloe piękna, hoża, ładna,
czasem w umizgach swych zdradna,
koło południa, wychodząc z sypialni,
szła do roboty, to jest szła do gotowalni.
Tam się wdzięcznie uśmiechając,
sznurując usta, mrugając,
czyli to rozkosz, czy trosków doznała,
czy niespodziane nieszczęście przypadło,
przyjacielowi swemu powierzała,
a ten przyjaciel było to zwierciadło.
Raz pszczoła, trzpiot okrutny, obcesem wypada.
»Basiu, Agatko!« — Kloe woła, dzwoni —
»Ach! niech mnie która od poczwary broni!«
Tymczasem pszczoła na ustach usiada.
[96]
Kloe zemdlała. Basia przylatuje
i biedną pszczołę zagnieść się gotuje...
»Przebóg, miej litość nad błędem«,
zawoła robak, »na cóż ci posłużą
zgon mój i męki? Lecącej zapędem
usta twej Pani zdawały się różą...
Ujęta farbą...« Na tę słodką mowę,
zemdlona Kloe wraz podnosi głowę:
»Daruj«, rzekła, »biednej pszczole,
z jej mową zaraz ustały me bole...
Niech sobie leci to stworzenie płoche...«
I cóż się nie przebaczy dla kadzidła trochę.
19/X 1808.