>>> Dane tekstu >>>
Autor Podolanka
Tytuł Koszyk jabłek
Podtytuł Legenda o św. Janie Kantym
Wydawca nakładem autorki
Data wyd. 1890
Druk Drukarnia „Czasu“
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron

KOSZYK JABŁEK.

LEGENDA
O ŚW. JANIE KANTYM
przez
PODOLANKĘ.
W KRAKOWIE,
W DRUKARNI «CZASU» FR. KLUCZYCKIEGO I SP.
pod zarządem Józefa Łakocińskiego.
1890.


NAKŁADEM AUTORKI.



Św. Jan Kanty.



O szczęśliwyż ty Krakowie!
Bo niebiescy tu posłowie
Przyświecali jasno tobie
I tu się zamknęli w grobie.
Twoja ziemia poświęcona
Od tych Świętych Pańskich grona,
Ich relikwie jako zbroje
Osłaniają mury twoje!

(Pieśni o królowej Jadwidze. Pieśń XVI).

Raz otrzymał Jan Kanty koszyk jabłek w darze,
A rumianeż to były i przednie zarazem!
Jan rzecze patrząc na nie z radosnym wyrazem:
— Zaraz niemi Szymona mojego obdarzę!
Pokorny to zakonnik, a prosty jak dziecię,
Darem z serca płynącym nie pogardzi przecie.
Bo nie ten najszczęśliwszy co posiada krocie,
Lecz kto wszystko oddaje Najwyższej Istocie.
Kto z prawdziwej miłości obdziera sam siebie,
Ten odczuwa już przedsmak szczęśliwości w Niebie.
Wszystko co nam tu dałeś, Wszechmogący Panie,
To nie nasze — lecz wszystko na rozdarowanie!
I duchowe bogactwa dane nam łaskawie,
Wszystko by służyć drugim i najwyższej sprawie.


Dziś szedłem jakiś nie swój z kościoła do domu:
Nie mam nic by jałmużnę, podarek dać komu!
A Pan mi koszyk jabłek zesłał miłościwie
Tak przecudnych, że niemi Szymona zadziwię!
..................

Szymon na kosz wspaniały z radością spoziera:
— Zaraz te śliczne jabłka poszlę dla Bonera,
On je od ubogiego przyjmie Bernardyna.
Choć świetne koligacye ma jego rodzina:
Lanckorońskich, Zbigniewów, Dembińskich, Firlejów,
I choć ród ten należy już do naszych dziejów,
Odznaczony nie jeden raz na polu sławy —
W obejściu swem Izajasz dziwnie jest łaskawy,
Wysokiej uprzejmości, dobroci bez miary,
On nie zechce odrzucić serdecznej ofiary.
..................

Boner przyjął dar piękny z wesołym okrzykiem:
— Zaraz się tem podzielę z Stachem Kaźmirczykiem!
Anielski młodzieniaszek, złotego serduszka,
Przyjmie jakby od ojca te cudne jabłuszka.
Głęboki to uczony, bez skazy, bez cienia,
A choć młodość pochopna do zarozumienia,
On o swej uczoności nic nie wiedzieć zda się,
Tak skromny — jak fiolek wonny w pełnej krasie!


Profesor Akademii jeszcze do niedawna,
Co przyświeca w Krakowie, po świecie już sławna,
Zdobny wieńcem doktorskim, w godności, w zaszczycie,
I zamienił to wszystko na zakonne życie!
Tu u Bożego Ciała zamknął się w swej celce...
Jam się z tego sąsiedztwa uradował wielce.
Bo korzystam z klasztornej krótkiej rekreacyi,
A skorom tylko wolny od usług dla braci,
Biegnę od Augustyanów do mego pupilka:
Dla miłych sercu zawsze znajduje się chwilka!...

Siedzi on w swej izdebce otoczon księgami,
(I ja się w nich lubuję — wspólność między nami),
Zatopiony w nich, blady... a choć jeszcze młody,
Wcześnie wśród pracy ducha zwiędły mu jagody!
Pragnąłbym go ucieszyć temi jabłuszkami.
..................

Stanisław dar podziwia i zlecenie dawa:
— Zanieście piękne jabłka te dla Świętosława!

Z weselem w swej garbarni pracował w Sławkowie...
Nigdy chmury na twarzy, ni goryczy w słowie,
I odrywał jedynie ducha od tej ziemi
Modlitwą i pieśniami z góry natchnionemi.

A nam księgi odmienną zgotowały dolę,
Nie jednę wypisując bruzdę już na czole.
My wiedzę zdobywamy pracą i mozołem —
On zda się wyuczonym od Boga aniołem.

W kościele Panny Maryi dziś za mansyonarza,
Wkoło mądra swą radą wspiera i obdarza;
Na trudne chwile w życiu, na każde pytanie
Chociażby najzawilsze — znajdzie rozwiązanie:
Umysł rozjaśnia cnota, co pychę zagłusza —
On tak cichy, że nazwę ma — Silencyaryusza.

Rozwiązują się usta pod przyjaźni tchnieniem...
Na naszych to zebraniach, wśród lubego grona,
Jak Bonera, Kantego, Gedrojca, Szymona,
W Boskich rozmowach bierze on rozbrat z milczeniem.
Niech się dziś od rozmyślań oderwie na chwilę,
Upominek przyjaźni ten przyjmując mile.
..................

A Świętosław zawołał na widok koszyka:
— O przepyszne jabłuszka... to dla Gedrojczyka!
Tak zowiemy z przyjaźni Gedrojca Michała.
To możny z Litwy książę, wielkiego imienia,

Głośna po całym kraju rodu jego chwała —
On wszystko rzucił, gnany duchem poświęcenia!

Gdy przybył z litewskiego klasztoru z Bystrzycy,
Dziwowali się tutaj nawet zakonnicy,
Zkąd mądrość nadzwyczajna u tego człowieka?
On wskazał na krzyż: oto moja biblioteka!
Wszystkich syn ten książęcy prześcignął w pokorze,
Najszczuplejszą wziął celkę u Marków w klasztorze;
Tam z wyrzeczeniem siebie, dla większej zasługi,
Braciszka zakonnego pełni on usługi.
Przyznano w Akademii, że ta dusza święta
Dziwnie bystry ma umysł i rzadkie talenta,
Magistrem filozofii nawet go zrobiono,
Lecz on skromnej swej furty nie opuści pono.
Im więcej zasłużone z rodu ma zaszczyty,
Tem on pragnie być więcej nieznany, ukryty.
W poświęceniu dla drugich sam się wszędzie trudzi,
Jakby żył by roznosić szczęście wpośród ludzi.
Nie myśli: czyli ja też nie ubliżę sobie,
Że dla tego się ruszę, temu grzeczność zrobię...
On wie, że ta korona nie spadnie mu z głowy,
A czeka za zasługi nań wieniec godowy!
Nie miałem dla rąk takich dość godnych podarków...
Jakby z raju te jabłka... pójdą dlań do Marków!
..................


Michał Gedrojc ujrzawszy kosz jabłek wspaniały,
Zawołał: — Oj, nie będą one u mnie stały!
Zaniosę, oj zaniosę je dla najmilszego,
Do mego profesora, do Jana Kantego!

Od furty niej klasztornej, o jakżem ja rady,
Gdy biegnę do kolegium na jego wykłady.
Na Litwie już mnie doszła głośna jego sława;
A odkąd tu przybyłem, on serce napawa,
On duszę mi rozjaśnia, napełnia zapałem,
Że wieczniebym go słuchał, choć tyle słuchałem.
Bo słodki dźwięk nauki opartej na wierze,
Co w Boskich Objawieniach natchnienie swe bierze!

Gdy mam chwilkę, zachodzę popatrzeć w te lica,
Na których jasno dusza anielska przyświeca.
Myśl wzniosła wycisnęła piętno swe na czole
I w oczach... a nad głową — jakby aureolę
Wkoło świetną roztoczył promień srebrnych włosów...
Przedwcześnie włos bieleje wpośród książek stosów!
Choć nauka przynosi najwyższe zaszczyty,
Na dnie zaparcia siebie leży cierń ukryty,
I cięższe ma zawody niż skromniejsze stany.
Nasz Kanty taki blady... taki spracowany!
A miłosierdzie jego to już niema granic,
On nigdy ubogiego nie odrzuci za nic...

Nieraz w drodze ujrzawszy oddaje obuwie,
A sam spuściwszy szatę do dom wraca boso.
O lecę dziś do niego i darem przemówię...
Skropimy serca wzajem łez pociechy rosą!
..................

I Gedrojczyk sam idzie... uśmiecha się błogo,
Nie chce on pośrednictwa... nie użył nikogo,
On kroku swego podług świata nie oblicza,
On pragnie widzieć uśmiech drogiego oblicza...
A gdy chce udarować — to swoją osobą,
Co jak kwiat woniejący, wszędzie jest ozdobą.
On z najwyższej pokory sam podnosi kosze,
Przybiega do Kantego: «proszę przyjąć, proszę!»

Jan Kanty ze wzruszenia nie mógł rzec ni słowa...
Na jego ramię zwisła Gedrojczyka głowa.
I w niemem rozrzewnieniu stali tak czas długi,
Zespoleni uczuciem jednem Pańskie sługi.

Jan pierwszy to milczenie wymowne przerywa:
— Jedynem w świecie dobrem, to przyjaźń prawdziwa!
Ona nam w przejściach życia pociechy udziela,
O, skarb posiada ten co znalazł przyjaciela!


Twój podarek, Michale, najwyższej wartości:
Tyś sam przyniósł kolędę tej bratniej miłości!
Ofiara osobiście przez dawcę wręczona,
To już jest ofiarności najwyższa korona.
..................

Dar ten pierwsi podobno przynieśli Anieli,
By dać przykład jak Święty ze Świętym się dzieli.
Gdy ludzie atmosferę nieraz wokół ziębią —
To święci pragną dusze rozradować wzajem
Tą serca niewinnością, z prostotą gołębią...
Wkoło Pańskich wybrańców wszystko już tchnie rajem!




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maria Sandoz.