Kriton (tłum. Bronikowski)
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Kriton | |
Podtytuł | czyli Posłuszeństwo prawom | |
Pochodzenie | Sprawozdanie Królewskiego Katolickiego Gimnazjum w Ostrowie, Nr 15, 1860, str. 5-15. | |
Data wyd. | 1860 | |
Druk | Theodor Hoffmann | |
Miejsce wyd. | Ostrów | |
Tłumacz | Antoni Bronikowski | |
Tytuł orygin. | Κρίτων | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron | ||
Artykuł w Wikipedii |
Sokrates. Czemu o téj godzinie przyszedłeś, Kritonie? albo nie jestże to jeszcze rychło? 43
Kriton. I wielce.
Sokr. Któraż pora być może?
Krit. Ranek głęboki.
Sokr. Dziwię się tedy, że ci strażnik więzienia zechciał stawić ucha[1].
Krit. Poufały to już mój jest, Sokratesie, z powodu tylokrotnego zachodzenia mego tu dotąd, a nieco i udarowany przezemnie.
Sokr. Czy dopiero co przybywasz, czy dawno już tu jesteś?
Krit. Dość już dawno.
Sokr. Tedy czemuż zaraz mię nie zbudziłeś, miasto że tak w milczeniu przesiedziałeś przy mnie?
Krit. Nie, na Zeusa! Sokratesie, wszakżeżbym sam sobie nie pragnął tak długiéj bezsenności i tego smutku! To téż oddawna podziwiam cię dostrzegłszy, że tak słodko zasypiasz, a nie budziłem cię umyślnie, abyś jak najsłodziéj spoczywał. O! wiele razy ja już dawniéj błogosławiłem ciebie w całem życiu z tego usposobienia, lecz nadewszystko w obecném nieszczęściu gdy widzę, iż je tak spokojnie i łagodnie znosisz.
Sokr. Boćby i nie pięknie[2] pono było, mój Kritonie, człowiekowi w tym wieku złorzeczyć, ze już dni swe zamknąć mu przychodzi.
Krit. I inni, Sokratesie, tego wieku w podobnych niedolach zachwyceni zostają, a wcale ich przecię wiek ten nie uwalnia od złorzeczenia obecnemu losowi.
Sokr. Bywa to; ale pocóżże tak rychło przyszedłeś?
Krit. Z dotkliwą wieścią, Sokratesie, nie dla ciebie, jak mi się zdaje, ale dla mnie i dla wszystkich twoich bliskich dotkliwą i ciężką, a którąmbym ja raczéj do najcięższych zaliczył.
Sokr. Z jakąże to? czy że statek z Delos zawinął, po którego nadejściu mam umrzeć?
Krit. Nie zawinął on przecież jeszcze, ale zawinie podobno dzisiaj wedle tego co niektórzy powracający od Sunion, którzy go tam pozostawili, zwiastują. Widna więc z wiadomości tych oto posłów, iże dziś zawinie, i ty, Sokratesie, jutro już żywot zakończyć będziesz musiał.
Sokr. Więc, mój Kritonie, z dobrą otuchą! jeżeli tak miło bogom, tak niechaj nastąpi. Atoli nie myślę, aby już dzisiaj zawinął.
Krit. Zkądże to wnosisz?
Sokr. Powiem ci. Mam przecież umierać dnia następnego po tym, w którym nadejdzie statek. 44
Krit. Tak przynajmniéj mówią stanowczo temi sprawy rozporządzający.
Sokr. Nie myślę zatem aby bieżącego dnia on nadszedł, ale drugiego. Wnioskuję to zaś z pewnego marzenia, które miałem nieco przedtém téj nocy; i podobno w porę jakąś nie zbudziłeś mię.
Krit. Było to zaś, jakieżże marzenie?
Sokr. Zdało mi się, iż przystąpiła do mnie jakaś niewiasta piękna i kształtna w białych szatach, że zawołała mnie po nazwisku i rzekła: O Sokratesie! dnia ty trzeciego do Ftyi bogatoskibéj zawitasz[3].
Krit. Jakże dziwne marzenie, Sokratesie!
Sokr. Wyraźne przecież, jak mi się zdaje, mój Kritonie.
Krit. Aż nadto podobno. Ależ o szczególny Sokratesie! choć teraz jeszcze posłuchaj mię i ocal siebie, bo wiedz o tém, że gdy ty umrzesz, nie jedno nieszczęście mnie czeka, ale oprócz tego, że pozbawionym zostanę takiego przyjaciela, jakiego już nigdy nie znajdę, jeszcze pozór dam wielu, którzy mnie i ciebie dokładnie nie znają, że będąc w stanie ocalić ciebie, gdybym był zechciał nałożyć pieniędzmi, zaniedbałem tego. Atoli któreż mniemanie haniebniejszém może być od tego, aby wydawać się wyżéj kładnącym pieniądze niżeli najbliższych sobie? Bo nie uwierzy temu wielka liczba ludzi, że ty sam nie chciałeś ztąd się oddalić, chociażeśmy usilnie napierali o to.
Sokr. Ale cóż nam, mój kochany Kritonie, tyle troskać się o mniemanie téj wielkiéj liczby? Toć najlepsi między nimi, na których więcéj warto oglądać się, przekonanymi będą iż tak się to stało jako się stało.
Krit. Widzisz jednak sam, Sokratesie, że konieczna jest dbać i o mniemanie wielkiéj liczby. A te tu oto rzeczy pokazują nam wyraźnie, jak sposobną jest ta większość nie najdrobniejsze klęski zadawać, ale owszem jak największe, jeśli kto wśród niéj spotwarzonym został.
Sokr. Obyż to ona, mój Kritonie, sposobną była istotnie największe klęski zadawać ażeby przeto i sposobną była takież największe dobra zdarzać, a dobrzeby z tém było! Teraz zaś ona niesposobną ani jednego ani drugiego, ani bo rozsądnym ani bezrozumnym ona nikogo uczynić nie zdolna, czyni zaś tylko jak jéj na rękę przychodzi.
Krit. Niech to tam sobie już i tak będzie; ale na to mi odpowiedz, Sokratesie. Przecież aby nie frasujesz się czasem o mnie i o swoich najbliższych, ażeby, gdybyś się ztąd wydalił, sykofanci (donosiciele) nas trudów nie nabawili poduszczeniem, jakobyśmy ciebie ztąd wykradli, i byśmy zmuszeni nie byli, albo cały majątek utracić, lub mnogo pieniędzy przynajmniéj, albo i co gorszego jeszcze nadto ucierpieć? Jeśli bo o coś takowego trwożysz się, to bądź tylko spokojny o to; toż pewnie słusznie przypada nam ocaliwszy ciebie ważyć takie niebezpieczeństwo, a gdyby 45
potrzeba, i większe jeszcze. Owoż usłuchaj mnie i nie czyń inaczéj.
Sokr. I o te się frasuję, mój Kritonie, i o wiele innych rzeczy.
Krit. Nie trwóż się zatém o nie; toć nawet i nie tyle tych pieniędzy żądają ci pewni, którzy ciebie ocalić i ztąd uprowadzić podejmują się. A potem, czyż nie widzisz, jak tanimi są ci sykofanci, i jak cale nie wiele pieniędzy potrzeba przeciwko nim? A na twoje zawołanie jest mój majątek, jak mniemam, wystarczający; zatem gdybyś z troskliwości o mnie, mniemał, iż nie należy ci nałożyć czemś z mojego, to oto ci sprzymierzeńcy gościnni gotowi są do nakładu. Jeden nawet w tym celu właśnie już przyniósł z sobą wystarczające pieniądze, Simmiasz Thebańczyk, gotów zaś i Kebes i innych wielu nader. Tak iż, jak mówię, ani tego obawiając nie ociągaj się ocalić, ani owo coś przed sądem wyrzekł, niechaj cię nie trapi, abyś wyszedłszy z więzienia nie wiedział co z sobą począć. Wielekroć bo i indziéj gdzie tylko zajdziesz, ukochają ciebie; a gdybyś chciał pójść do Thessalii, to mam tamże sprzymierzeńców, którzy drogo cenić cię będą i bezpieczeństwo ci opatrzą, tak iż cię nikt w Thessalii nie zasmuci (udręczy). Ale nadto, o Sokratesie! nawet o niesłuszne dzieło się kusisz, aby się gubić, gdy wolno ci ocaleć; i takie rzeczy spieszysz ściągnąć na siebie, jakieby tylko mogli wrodzy twoi przyspieszać i jakie już przyspieszyli pragnąc ciebie zgładzić. Prócz tego i synów swoich zdajesz mi się zdradzać, których gdy wolno ci było wychować i wykształcić, opuścisz na zawsze, a oni, za twoją sprawą, tak podziałają sobie, jak im się owo zdarzy; odzierzą zaś to, jak naturalna, co zwykło przynajdywać się w sieroctwach do sierót! Albo więc nie należało płodzić dzieci albo znoić się z niemi razem, wychowując i wykształcając je; ty zaś zdajesz mi się to co najwygodniejsze obierać. Należy przecież, coby mąż zacny i mężny obierał, to obierać, który wzdy rozpowiada, iże o cnotę przez cały żywot ma staranie. Powiem ci jeszcze, że ja i za siebie i za nas wszystkich bliskich twoich wstydzę się naprzód, aby się nie wydało, że całe to dzieło twe oto przez jakąś niemęskość naszą iście zdziałaném zostało, i to wejście (wystąpienie) twoje w sprawie na Sąd, iże tam wszedłeś choć nie potrzebowałeś wchodzić, i ta walka sprawy iże nastąpiła, i ta część[4] ostatnia oto, jakoby wyśmiewisko całéj czynności; aby, mówię, nie wydało się że to wszystko skutkiem jakiejś nikczemności 46
i bezmęskości naszéj uszło baczności, którzyśmy nie ocalili ciebie ani ty sam siebie, chociaż możebném to było i podobném, gdybyśmy choć na cośkolwiek się przydali.
Sokr. O miły Kritonie! gorliwość twoja wiele wartająca, jeżeli z jakiejś słuszności wynika, jeżeli zaś nie, tedy o ile usilniejsza, o tyle uciążliwsza. Rozpatrzeć tedy nam trzeba, azali tak postąpić winniśmy lub nie, gdyż ja nie tylko teraz ale zawsze tego rodzaju jestem człowiekiem, iże żadnéj innéj z moich właści posłusznym nie jestem jak zasadzie, która mi się po rozebraniu rzeczy, najlepszą okazała. Zasad zaś, które w uprzednim czasie wypowiadałem, nie mogę teraz odrzucać skoro mię ten oto los spotkał, ale podobno prawie temi samemi one mi się okazują, i też same czczę i cenię które i pierwéj — nad które jeżeli lepszych nie potrafimy stawić obecnie, przekonany bądź iż ci nie ustąpię, chociażby większemi jeszcze nad te oto groźbami, przewaga owéj wielkiéj liczby nas jakby dzieci nastraszała, więzy nam i śmiercie i wyzucia z majątku naséłając. Jakżeż te rzeczy najumiarkowaniéj rozpatrzemy? Oto jeśli najprzód tę mowę podejmiemy, którą ty wypowiadasz o mniemaniach ludzkich, i zobaczemy azali pięknie kożdorazowo głoszoną jest lub nie, iże na jedne z tych mniemań należy zwracać uwagę, na inne znów nie; albo: czy zanim mi umierać wypadło, pięknie tak głoszono, teraz zaś przejawném się stało, iże tak błaho tylko, byle coś głosić, mówiło się, była to zaś słów igraszka i bredzenie tylko po prawdzie. Pragnę ja zaś tę mowę rozpatrzeć, mój Kritonie, pospołu z tobą izali mi się inaką nie okaże, skoro w tym oto jestem stanie, czy téż tą samą jeszcze, i czy pożegnamy ją czy téż pójdziemy za nią. Otóż głosili, jak mniemam, każdorazowo tak jakoś oni coś twierdzić mniemający, jako dopiero co mówiłem, iże z mniemań, które tworzą sobie ludzie, jedne wysoko cenić należy, drugie zaś nie. To więc, przez bogów, Kritonie, nie zdajeż ci się pięknie głoszoném? ty bo, co do ludzkich spraw, 47
po za koniecznością jesteś umierania jutro, i nie obałamuci pono ciebie (w sądzie) obecna przygoda. Patrzaj tedy: nie dostarczającoż zdaje ci się głoszoném, iże nie wszystkie mniemania ludzi cenić należy, ale jedne owszem, drugie zaś nie? ani wszystkich (ludzi), ale jednych owszem, drugich nie? Cóż mówisz? to — nie pięknieżże jest głoszone?
Krit. Pięknie.
Sokr. A więc że słuszne mniemania należy cenić, nic nie wartych zaś nie?
Krit. Tak.
Sokr. Słusznemi zaś nie sąże oweż rozsądnych, nic nie wartemi zaś bezrozumnych?
Krit. Jakżeli nie?
Sokr. Nuże teraz! jakże to znowu to się głosiło? ćwiczący się cieleśnie mąż i tego pilnujący, izaliż na każdego człowieka pochwałę i naganę i mniemanie umysł zwraca, albo na jednego tylko owego, który właśnie jest lekarzem albo szermistrzem?
Krit. Na jednego tylko.
Sokr. A więc trwożyć on się winien nagan, a miłować pochwały tego jednego tylko, a nie one wielkiéj liczby.
Krit. Widne to przecię.
Sokr. Tą drogą więc mu poczynać i ćwiczyć się i jeść i pić wypada, która się temu jednemu wydaje właściwa przewodnikowi i rozumiejącemu sztukę, raczéj jak która przewszystkim innym.
Krit. Jest tak.
Sokr. Dobrze. Nieusłuchawszy zaś tego jednego i za nic uważywszy jego mniemanie i pochwały uczciwszy zaś owe wielkiéj liczby i nic nie rozumiejących o rzeczy, azaliż żadnego złego nie ucierpi?
Krit. Jakżeż bo nie?
Sokr. Jakież to zaś jest to złe? i do czegóż zmierza i do którejże z właści nieposłusznego?
Krit. Widna że do ciała, to bowiem gubi.
Krit. Pięknie mówisz. Owoż i w innych (rzeczach), mój Kritonie, tak samo, — abyśmy wszystkich nie przebiegali. Toż więc i co do sprawiedliwych i niesprawiedliwych, co do szpetnych i pięknych, dobrych i złych, o których teraz nam rada, iżaliż mamy iść za mniemaniem wielkiéj liczby i trwożyć się onego, czy téż za mniemaniem jednego tylko, jeśli jest kto znający się na tych rzeczach, którego sromać się i trwożyć należy, raczéj niż przewszystkich innych? za którym jeżeli nie pójdziemy, popsowamy i pokalamy to, co przez sprawiedliwe lepszém (jak widzieliśmy) stawało się, przez niesprawiedliwe zaś zatracało się. Albo niczemże to jest?
Krit. Ja mniemam, Sokratesie.
Sokr. Nuże więc, kiedy owo przez zdrowe stawające się lepszém, przez chorobliwe zaś psowane, zatracimy, usłuchawszy mniemania nierozumiejących nic o tém, azaliż warto nam jeszcze żyć po zagubieniu tegoż? jest zaś tém podobno ciało. Albo nie?
Krit. Tak.
Sokr. Wartoż tedy żyć nam z ladaszczém i popsowaném ciałem?
Krit. Żadną miarą.
Sokr. Ale wartoż nam żyć z tém popsowaném, przez które niesprawiedliwe wprawdzie uszkadzane zostaje, ale sprawiedliwe pożytkuje (wzrost bierze)? albo czy nikczemniejszém sądzimy być od naszego ciała to, czémkolwiek tam ono jest z naszych właści (dusza), około którego sprawiedliwość i niesprawiedliwość pobawia?
Krit. Przenigdy. 48
Sokr. Ale cenniejszém?
Krit. I wielce.
Sokr. Nie trzeba nam tedy, o najlepszy, tyle się troskać o to co tam powie o nas wielka liczba, ale co powie rozumiejący się około sprawiedliwych i niesprawiedliwych, ów jeden, i samaż prawda. Tak iż z téj strony naprzód nie trafnie nawodzisz, że trzeba nam troskać się o to, jakie ma mniemanie wielka liczba o sprawiedliwych, pięknych i dobrych i im przeciwnych. Ale przeceż, rzecze na to kto może, zdolna jest ta wielka liczba zabijać nas!
Krit. Wyraźne jest i to; rzecze bo on tak może, Sokratesie.
Sokr. Prawda. Alić, kochanku, ta oto mowa, którąśmy przebiegli, wydaje mi się jeszcze podobną owéj dawniejszéj; i tę więc oto znów rozpatrz, izali pozostaje nam jeszcze (w miejscu) lub nie, iże nie to aby żyć, najwyżéj kłaść trzeba, ale aby dobrze żyć.
Krit. Ależ pozostaje ona.
Sokr. A aby dobrze, aby pięknie, aby sprawiedliwie iże jest jedno i to samo, — iżaliż także pozostaje albo nie pozostaje?
Krit. Pozostaje.
Sokr. A więc z tego cośmy przyznali to rozpatrzeć należy, iżali sprawiedliwém jest abym próbował ztąd wyjść gdy nie dopuszczają tego Atheńczykowie, albo niesprawiedliwém; a jeżeli okaże się sprawiedliwém, próbować będziem, jeżeli zaś nie, zaniechamy. Które zaś ty wymieniasz względy nakładu pieniędzy, mniemania i dzieci wychowania, te oby poprawdzie, mój Kritonie, nie były raczéj rozwagami owych tak łacno zabijających i znowu do życia przywołujących, gdyby tego zdolnymi byli, bez wszelkiego rozsądku, owych wielu, mówię. Nam zaś, skoro rozumny wywód tak stanowi, oby owszem nic innego nie było do rozważenia nad to cośmy dopiero wymienili, to jest: iżali sprawiedliwe pełnić (sprawiedliwie poczynać) będziemy, i pieniędzmi płacąc owych ztąd mnie wyprowadzić mających i wdzięcznością, i sami wyprowadzający i wyprowadzeni, czy téż po prawdzie niesprawiedliwości dopuszczać się będziem wszystko to czyniąc; a jeżeli się okaże iż nieprawie to działalibyśmy, oby nam raczéj nie wypadało nie kłaść cale w liczbę ani czy umierać mamy tu pozostając i pokój chowając, ani cokolwiek bądź innego ucierpieć pierwéj nim niesprawiedliwości się dopuścić!
Krit. Pięknie zdajesz mi się mówić, Sokratesie, lecz obacz co przedsięweźmiemy.
Sokr. Rozważajmy, mój dobry, społem, a jeżeli jako potrafisz ze skutkiem przeciwić się temu co ja mówić będę, to przeciw się a ja ciebie posłucham; jeżeli zaś nie, to zaprzestań już, kochanku, powtarzać mi tę samą mowę, iże mimowoli Atheńczyków trzeba mi ztąd odchodzić, gdyż wysoko ja kładę abyś mię przekonał uczynić to, ale nie mimo mojéj woli. Obejrzyj zatem początek rozważania, iżali ci się dostatecznie postawioném wydaje, i staraj się na zapytanie odpowiadać, jak najlepiéj mniemasz. 49
Krit. Owoż będę się o to starał.
Sokr. W żadenże sposób, powiadamy, dobrowolnie niesprawiedliwości dopuszczać się nie godzi, czy téż w pewien sposób godzi się dopuszczać niesprawiedliwości, w pewien zaś znowu nie? albo czy przenigdy dopuszczanie się niesprawiedliwości ani dobrém ani piękném nie jest — jak to wielekroć w uprzednim czasie przyznaliśmy? co i dopieroco mówiło się. Albo téż wszystkie owe przyznania nasze uprzednie w tych oto dniach kilku rozproszyły się w niwecz, i oddawna już, o Kritonie, tych lat sędziwi mężowie poważnie ze sobą rozprawiający, niby niespostrzegliśmy się wcale iże niczém nie różnimy się od chłopiąt? Czy téż przedewszystkiem inném przy tém pozostaje, jako przez nas wtenczas orzekane było? czy tam potwierdza to wielka liczba, czy nie potwierdza, i czy tam trzeba nam jeszcze uciążliwsze nad te oto cierpieć udręczenia czy łagodniejsze, jednakowoż wzdy dopuszczanie się niesprawiedliwości dla niesprawiedliwego, i złém i sromotném jest na wszelki sposób? Powiadamyż tak albo nie?
Krit. Powiadamy.
Sokr. Przenigdy więc niesprawiedliwości dopuszczać się nie godzi.
Krit. Zaiste nie.
Sokr. Ani doznającemu jéj odpłacać się nią na odwrót, jako wielka liczba mniema, albowiem przenigdy wzdy niesprawiedliwości dopuszczać się nie godzi.
Krit. Nie zdaje się.
Sokr. Jakże daléj przecię? czy godzi się krzywdzić, Kritonie, albo nie?
Krit. Nie godzi się przecie pewnie, Sokratesie.
Sokr. Jakże zaś? odwzajemniać się krzywdą doznawszy złego, jako wielka liczba twierdzi, niesprawiedliwémże albo sprawiedliwém?
Krit. Żadną miarą.
Sokr. Bo pewnie źle czynić ludziom od dopuszczania się na nich niesprawiedliwości, niczém się nie różni.
Krit. Prawdę mówisz.
Sokr. Ani więc odwzajemniać się niesprawiedliwością nie godzi się ani źle czynić żadnemu z ludzi, chociażbyś cokolwiek bądź ucierpiał przez nich. A patrz, Kritonie, abyś to zatwierdzając, nie zatwierdzał czegoś przeciwko mniemaniu swemu. Wiem ja bowiem że pewnym nielicznym zdaje się to tak i będzie zdawało. Którym to więc tak upodobało się a którym nie, u tych nie masz jednakiéj rady, ale koniecznością jest aby ci wzajem się pogardzali, patrząc na te sobie przeciwne swe przekonania. Obacz się tedy i to przedobrze, izali spółkujesz z nami i takoż ci się to zdaje i czy możemy z tego tu miejsca począć dalszą naradę, iże przenigdy prawą nie jest ta zasada ani żeby dopuszczać się niesprawiedliwości ani żeby odwzajemniać się niesprawiedliwością, ani żeby złego doznawszy bronić się źle czynieniem na odwrot; albo odstępujesz i niespółkujesz ze mną w tym początku? Mnie bowiem i oddawna tak i teraz jeszcze zdaje się; ty zaś jeżeli jako inaczéj upodobałeś sobie, to mów i ucz mię. Jeżeli przecież trwasz przy uprzedniém, to słuchaj co za tém idzie.
Krit. Owoż trwam i jednako z tobą myślę; tylko mów daléj.
Sokr. Mówię tedy to co za tém idzie, a woléj zapytuję. Azaliż co kto komu przyzna za sprawiedliwe, toż pełnić winien czy téż go oszukać?
Krit. Pełnić winien.
Sokr. A zatém już patrzaj! Odchodząc ztąd nie przekonawszy Miasta, izaliż źle uczynimy pewnym, i to tym którym najmniéj należało, czy téż nie? i czy pozostaniemy jeszcze przy tych 50
(rzeczach) któreśmy za sprawiedliwe przyznali, lub nie?
Krit. Nie umiem odpowiedzieć na to, o co pytasz, Sokratesie, bo nie rozumiem.
Sokr. Więc tak się temu przypatrz. Gdyby do nas zabierających się ztąd czy to zbiedz czy — jak tam to nazwać wypada, przystąpiwszy Prawa i Spólność (Rząd) Miasta, i stanąwszy przy nas zapytały: „Powiedz mi, Sokratesie, co ty masz na myśli uczynić? innegoż co jak że tém oto dziełem na które się kusisz, zamyślasz nas Prawa zatracić i przewszystko Miasto po swojéj części (o ile z ciebie)? albo czyż zdaje ci się podobném aby istniało jeszcze owo Miasto a nie zostało wywróconém, w którem obowięzujące sądy wszelką moc utraciły, a przez pojedyńczych (prywatnych) ubezwładnione są i obalone?“ Cóż powiemy, Kritonie, na te i inne podobne zagadnienia? wiele bowiem umiałby, a jeszcze mąż wymowny, powiedzieć za tém prawem zniweczoném, które sprawom zasądzonym moc wyroku nadaje. Albo czy powiemy do nich: Ależ pokrzywdziło nas Miasto i nieprawie rozstrzygnęło sprawę naszą? To, czy cóż odpowiemy?
Krit. To, na Zeusa, Sokratesie.
Sokr. Cóż wszakże, jeżeli nam rzekną znowu Prawa: „O Sokratesie! azaliż i to przyznaném zostało przez nas i ciebie, czy téż — że pozostać należy przy wyrokach, które Miasto wyda?“ Gdybyśmy tedy zadziwili się nad tą ich mową, możeby rzekły daléj: „O Sokratesie! nie dziw się temu co słyszysz, ale odpowiadaj nam, gdy i przywykłeś do tego zapytywania i odpowiadania. Bo powiedz! cóż wyrzucając nam i Miastu kusisz się nas niweczyć? Czyliż to my najprzód ciebie nie spłodziły, i czy to za naszém pośrednictwem nie pojął matki twéj ojciec i życia ci nie dał? Odpowiedz nam, tymże to z pomiędzy nas prawom około małżeństw postanowionym przyganiasz coś że nie pięknie nadane?“ — Nie przyganiam, odparłbym pono. — „Ale owym około nowonarodzonego wykarmiania pieczołowitość chowającym, którego i ty dostąpiłeś? albo nie pięknież nakazują te z pomiędzy nas na ten cel postanowione prawa, które zapowiedziały Ojcu twojemu aby cię w muzyce i w gimnastyce wychowywał?“ — Pięknie, odrzekłbym pewnie — „Dobrze. Odkąd zaś urodziłeś się, wykarmion i wychowany zostałeś, czy potrafiłbyś powiedzieć iże najprzód (odtąd) nie byłeś naszym potomkiem i sługą, tak ty sam jako i przodkowie twoi? A jeśli z tém tak jest, izaliż mniemasz że porówno jest sprawiedliwe dla nas i dla ciebie, i mniemaszże iże cokolwiek my usiłujemy tobie czynić, i tobie na odwrot nam czynić sprawiedliwém jest (sprawiedliwém jest abyś i ty nam na odwrot czynił)? albo czy wprawdzie względem ojca nie porówno ci było sprawiedliwe tudzież względem pana, jeżeli jakiego miałeś, tak ażebyś to co od nich ucierpisz, czynił im na odwrot, ni wolno ci było źle od nich o sobie (obelgi) słysząc[5] zaprzeczać temu, 51
ni będąc uderzany uderzać na odwet, ni innych podobnych rzeczy wiele; względem Ojczyzny zaś i Praw jéj dozwoloném i to będzie, tak iż kiedy my zamierzymy zgubić ciebie za sprawiedliwe to uznawszy, i ty nas Prawa i Ojczyznę swoję, o ile to w siłach twoich, usiłować będziesz na odwet gubić, i mówić będziesz to czyniąc że sprawiedliwie czynisz, ty któryś się po prawdzie starał tylko o cnotę? Albo także to mądrym jesteś, iże uszło twéj wiadomości że nad matkę i ojca i innych przodków przewszystkich (czémś) droższém jest Ojczyzna i uroczystszém i świętszém i w większéj czci i u bogów i u ludzi rozumem obdarzonych, i że szanować należy i więcéj ulegać i pielęgnować zagniewaną Ojczyznę jak ojca, i albo przekonać ją o lepszém, albo czynić co nakazuje, i cierpieć czy to coś ucierpieć naznacza, spokojnie się zachowując, czy to na razy skazuje czy na więzy, czy to na wojnę prowadzi, narażać się na rany i śmierć; trzebaż tak czynić i na tém opiera się to sprawiedliwe i ani ustępować ani usuwać się ani porzucać szyku nie wolno, ale i na wojnie i przed sądem i wszędzie czynić należy co rozkaże Miasto i Ojczyzna, albo przekonać masz ją co jest przyrodzenie sprawiedliwém; gwałtu zaś dopuszczać się nie jest pobożném ani na Matce ani na Ojcu, a mniéj jeszcze daleko na Ojczyźnie?“ Coż powiemy na to, Kritonie? że prawdę mówią Prawa, albo nie?
Krit. Mnie się wydaje.
Sokr. „Rozważ tedy, o Sokratesie“ rzekłyby może daléj Prawa, „czy my prawdziwie utrzymujemy, iż niesprawiedliwie postąpić kusisz się w tém co zamierzasz. Otóż my spłodziwszy ciebie, wykarmiwszy, wychowawszy, obdarzywszy wszystkiém, którego tylko zdolnemi byłyśmy, piękném tak dla ciebie samego jak dla innych wszystkich obywateli twoich, jednak jeszcze zapowiadamy, przez umocowanie go do tego, każdemu komu wola z Atheńczyków, że skoro próbę obywatelstwa przejdzie i działania w Mieście i nas Prawa pozna, jeżeli się któremu nie podobamy, dozwolone mu jest zabrawszy wszystko swoje, oddalać się gdzie zechce. I żadne z nas Praw nie stoi na zawadzie ni zabrania, czy to który zechce odejść do jakiéj z waszych osad, jeżeli nie podobamy mu się i my i Miasto, czy to przesiedlić się indziéj zaszedłszy, iść tam gdzie zechce, zatrzymując to co jego. Lecz który z was pozostaje w miejscu, widząc jakim trybem my i sprawy zasądzamy i w innych względach Miastem rządzimy, o tym już przypuszczamy iże czynem przyzwolił na to, że cokolwiek nakażemy, to pełnić będzie, a o nieposłusznym twierdzimy iż trojako dopuszcza się niesprawiedliwości: raz, że nam rodzicielom swoim nie jest posłuszny, powtóre karmicielom, i potrzecie że zobowiązawszy się iże zaiste posłuszny nam będzie, ani słucha 52
nas ani przekonywa, jeżeli w czém nie pięknie poczynamy, chociaż my pod rozwagę stawiamy a nie dziko nakazujemy czynić co rozkażemy, ale dopuszczamy z dwojga jedno, albo przekonywać nas albo tak czynić, on z tego ani jednego ani drugiego nie czyni.“
„Takiemi to powiadamy, Sokratesie, iże i ty obciążysz się winami jeżeli uczynisz to co zamyślasz, i to nie najmniéj z Atheńczyków ty właśnie, ale owszem przed wszystkimi.“ Gdybym tedy tu zapytał się, dla czegóż to? możeby sprawiedliwie skarciły mię, mówiąc: ponieważ przede wszystkimi Atheńczykami ja właśnie to zobowiązanie im uczyniłem. Rzekłyby bo pewnie: „O Sokratesie, walne my mamy poznaki tego, iże tobie i my się podobamy i Miasto; nie przebywałbyś bowiem przed innymi Atheńczykami w niém wyłącznie, gdyby ci się ono wyłącznie nie podobało. Toż ani dla oglądania jakiéj uroczystości nie wydaliłeś się nigdy z Athen wyjąwszy raz jeden do Isthmu, ani indzie kiedykolwiek, chyba aby gdzie dzielić wyprawę wojenną, ani innéj podróży nie przedsiębrałeś kiedykolwiek jak inni ludzie, ani pragnienie cię nie wzięło poznania innego Miasta i innych Praw, ale myśmy ci wystarczały i nasze Miasto; tak to silnie nas właśnie sobie polubiłeś i zobowiązywałeś się podług nas być rządzonym, tak z innych względów jako i z tego że dzieci w niém spłodziłeś, ponieważ podobało ci się to Miasto. A nadto w téj jeszcze sprawie oto wolno ci było skazanym być na wygnanie, gdybyś był zechciał, i wolno ci było, co teraz przeciw woli Miasta zamierzasz, uczynić wtenczas z jego zezwoleniem. Ty zaś wtenczas piększyłeś się jako nie obruszający się nato gdyby ci umierać wypadło, lecz obierałeś, jak mówiłeś, przed wygnaniem śmierć; teraz zaś ani tamtych mów się nie wstydzisz ani na nas Prawa nie zważasz usiłując nas nie zniweczać, i czynić coby najpodlejszy niewolnik czynił, uciec się kusząc przeciwko układom i zobowiązaniom, wedle których rządzonym być pospołu z nami umówiłeś się. Najprzód więc na to nam odpowiedz, iżali prawdziwie utrzymujemy gdy twierdzim, iżeś zobowiązał się być przez nas rządzonym czynem a nie słowem, albo nieprawdziwie.“ Cóż rzeczemy na to, mój Kritonie? innegoż co jak że przyznamy?
Krit. Konieczność, o Sokratesie.
Sokr. „Innegoż więc coś czynisz,“ pociągną pewnie „jak że przestępujesz układy i umowy z nami zawarte, nie przymuszony do ich czynienia ani oszukany ani w krótkim czasie zmuszony postanowienie uczynić, ale przez lat siedmdziesiąt, w których wolno ci było oddalić się, jeżeliśmy się ci nie podobały, ni sprawiedliwemi być wydawały te umowy. Ty przecież ani Lakedaemony nie przeniosłeś ani Krety, o których każdorazowo powiadasz iż są dobrze uprawnione, ani żadnego innego z miast greckich ni barbarskich nad to rodzinne, ale mniéj z niego oddaliłeś się niż kulawi i ślepi i 53
wszyscy inni kalecy; tak to szczególnie z pomiędzy innych Atheńczyków podobało ci się to Miasto i my Prawa oczywiście; komuż bowiem podobałoby się miasto bez praw? teraz zaś już nie dotrzymasz przy zobowiązaniach swoich? Zaiste! jeżeli nas posłuchasz, o Sokratesie, i nie podasz się na pośmiewisko z miasta się wydaliwszy. Bo uważ tylko! te rzeczy przestąpiwszy i przeciwko któréj z tychże zawiniwszy, cóż dobrego udziałasz i sobie i swoim bliskim? Że bowiem w niebezpieczeństwie będą ci bliscy i sami, uciekania i pozbawienia się Miasta albo utraty dobytku, to pewnie widoczne; ale ty sam zaraz, skoro do którego z miast najbliższych zajdziesz, czy to do Theb czy do Megary — dobrych bo praw używają oba — jako wróg przybędziesz, o Sokratesie, Ustawy tychże Miast, a którzy tylko troskają się o swoje Miasta, z podejrzeniem na ciebie spoglądać będą za zatraciciela praw cię uważając, i utwierdzisz dla Sędziów mniemanie, iże sprawiedliwie pono sprawę twą zasądzili; ktokolwiek bowiem praw zatracicielem jest, ten mocno wydaje się, i młodych i bezrozumnych ludzi być zatracicielem. Czyliż więc uciekać będziesz od tych dobrze uprawnionych Miast i ludzi najlepiéj uobyczajonych? i toż czyniącemu, zdajeż ci się jeszcze wartać żyć? albo zbliżać się będziesz do nich i bezwstydnie zadawać się będziesz — w jakieżże to rozmowy, o Sokratesie? czy w te co tutaj, iże cnota i sprawiedliwość najwyższéj jest ceny dla ludzi i prawość i prawa? i mniemasz że nie wyda się nienadobném to dzieło Sokratesa? należałoby ci zaiste tak mniemać! Alić z tych okolic wyniesiesz się, a przybędziesz do Thessalii, do gościnnych sprzymierzeńców Kritona; tam bowiem największy nieporządek i bezkarność, i może tam z przyjemnością posłuchają ciebie, jak pociesznie zemknąłeś z więzienia obrzutem jakimś odziany albo skórę na siebie pochwyciwszy, jak to zwykli przyrządzać się takowi zbiegacze, i układ swój ciała przemieniwszy. Że przecież starcem będąc któremu skąpo tylko jeszcze czasu do życia pozostaje, jak naturalna, tak chciwie zapragnąłeś tego żywota, że nawet najwyższe prawa przekroczyć uzuchwaliłeś się, o tém nikt mówić nie będzie? Może, jeżeli nikogo nie urazisz; jeżeli zaś — Sokratesie, to słyszeć będziesz wiele a niegodnych siebie rzeczy. Podchodząc tedy wszystkich ludzi i wysługując im się żyć będziesz, cóż czyniąc jak biesiadując tylko w Thessalii, jak gdybyś na ucztę jedno zagościł do Thessalii. Mowy zaś one o sprawiedliwości i reszcie cnoty, gdzieżże nam podzieją się? Alić przecię dla chłopiąt swoich żyć pragniesz, ażebyś je wychował i wykształcił! cóż więc? 54
do Thessalii ich uprowadziwszy tamże wychowywać i wykształcać będziesz, porobiwszy cudzoziemcami, ażeby i tego jeszcze od ciebie zakosztowali? albo tego wprawdzie nie uczynisz, lecz tutaj chowając się, ponieważ ty żyjesz, lepiéj wychowywać się i wykształcać będą, gdy ty nie będziesz z nimi? Blizcy bowiem twoi mieć o nich będą staranie? Azaliż jeżeli ujdziesz do Thessalii, staranie to mieć będą; jeżeli zaś ujdziesz do Hadesa, już nie będą go mieli, jeżeli przynajmniéj na coś zdatni są ci mieniący się twoimi bliskimi? należałoćby mniemać!“
„Ależ, o Sokratesie, usłuchawszy nas swych karmicieli ani chłopiąt swych nie zaceniaj wyżej ani życia ani czegobądź innego nad to co sprawiedliwe, ażebyś do Hadesu zstąpiwszy umiał bronić tego wszystkiego przed tamecznymi władzcami; ani bowiem tutaj okazuje ci się czynienie tego lepszém być ani sprawiedliwszém ani pobożniejszém, ni żadnemu innemu z twoich, ani gdy tam przybędziesz, lepszém dla ciebie będzie. Ale teraz pokrzywdzony odejdziesz, skoro odejdziesz, nie przez nas Prawa, ale przez ludzi; jeżeli zaś ztąd wyjdziesz tak sromotnie odwzajemniwszy się niesprawiedliwością i złem czynieniem, swoje umowy i układy z nami zawarte przekroczywszy i źle podziaławszy tym, którym ci najmniéj należało, sobie, przyjaciołom, ojczyźnie i nam — i my złorzeczyć ci będziemy dopóki żyć będziesz, i siostrzane nam tam w Hadesie prawa nie z łaskawością cię przyjmą, dowiedziawszy się że i nas kusiłeś się niweczyć, ile z ciebie było. Owoż — niechże nie przekona cię Kriton, to raczéj co on jak to co my raimy, uczynić.“
To, luby, przyjazny Kritonie! przekonanym bądź, zdaje mi się iż słyszę, jak korybanckim szałem uniesieni słyszą dźwięki fletni, i we mnie taki sam odgłos tych oto mów brzmi i sprawia, iż niezdolen jestem nic innego zasłyszeć. Azatem wiedz, o ile przynajmniéj teraz mi się o tych rzeczach zdaje, że cokolwiek naprzeciwko nim wypowiesz, daremnie mówić będziesz. Jednakowoż, jeśli ci się widzi iż czegoś dopniesz, to mów.
Krit. Owoż, o Sokratesie, nie umiem mówić naprzeciw temu.
Sokr. Zostaw tedy rzeczy przy tém, mój Kritonie, i postąpmy tak, jak nam Bóg podwodzi.
- ↑ Znaczy tyle co otworzyć. U starożytnych bowiem drzwi mieszkań, na zewnątrz otwierane, dla tego zamknięte były. Kto chciał wnijść, musiał zapukać i nazwisko swe powiedzieć odźwiernemu w wnętrzu domu przy drzwiach strażującemu, który dopiero otwierał i wpuszczał gościa.
- ↑ Właściwie: nie do melodyi πλημμελέϛ (πλὴν μέλουϛ), znaczy w rzeczy: niedorzecznie.
- ↑ Homera Iliada IX, 363, tylko że Achillej tam w pierwszéj osobie mówi.
- ↑ Trzy ustępy procedury sądowéj w Athenach odpowiadają, wedle trafnéj uwagi Kornariusza, trzem aktom tragedyi. Wejście na sąd oskarżonego — odpowiada Prologowi w Dramacie aż do wystąpienia orszaku dramatycznego (Parodos Choru); rozstrząsanie sprawy przed Sędziami, walka dwóch stronnictw przeciwnych — odpowiadają właściwéj akcyi w dramacie; skaranie nareszcie winnego — odpowiada katastrofie dramatycznéj.
- ↑ Wyraz: Źle słyszeć o sobie tyle znaczący co być lżonym, obmawianym itd. z greckiego do łaciny (male audire) jak tyle innych przeszły, dla téj saméj przyczyny tamże się dostał, dla któréj tyle sposobów mówienia do naszéj mowy z innych mów wpływa. Rzymianie tak jak my brali gotowy materyał myślenia helleński, to jest rozumowo przerobiony i ściśle oznaczony językowo przez ten genialny a jedyny dotąd w dziejach Naród, i tylko swój język istotnie urabiali do wysłowień greckich. A że te wysłowienia po największéj części były doskonałe, tłumaczyli je verbotenus. Cała zasługa Rzymian w prozie, jeżeli to iście jest zasługą, że wyretoryzowali język, a w poezyi — że nam dochowali w przekładach nieraz wybornych, zatracone oryginały helleńskich utworów. Lecz jeżeli pewna konieczność historyi zniewalała Rzymian do takiéj jedno naśladowczéj pracy na polach duchowych, gdzie chodziło o zastósowanie do życia tego co Grecya w takim ogromie zdobyła była i wyrobiła samoistnie z siebie; to w nowszych czasach i z nowszemi, chrześciańskiemi ludami rzecz stoi inaczéj. Dziś zasoby Grecyi już wyczerpane a języki germańskich, słowiańskich ludów samorodne, a nie w tak bliskim pokrewieństwie z greckim jak rzymski. Wszakże tym ludom jeszcze Grecya jest i pozostanie nauczycielką, nietylko w dziedzinach sztuki, w których jéj żaden dotąd nie prześcignął, ale i w zakresach czystéj umiejętności, dla tego iż położyła jéj podwaliny we wszystkich kierunkach samodzielnie, na których my budujemy daléj; dla tego powtóre, że i tu jak w kunszcie, jest ona mistrzynią samoistności. Nie to że Grecya nie naciskana była postronnych ludów cywilizacyą, bo te w swoim rodzaju tak na nię parły jak napierają dzisiajsze jedne na drugie, czego zaraz dowodem że Grecya pierwsze promienie światła ze Wschodu wyniosła; nie to, mówię, dozwoliło Helladzie rozwinąć się samodzielnie. Ale owszem ta samorzutna wnętrzna dzielność jéj ducha, która wszystko cokolwiek z zewnątrz wgarnęła w siebie, natychmiast tak w téj wnętrznéj pracowni przetapiała i przekształcała, że wytwarzała z tego płody do tego stopnia oryginalne, iż nie znalazł się dotąd żaden coby najmniejszy ślad ich rodowodu wykazał. Zaiste do téj potęgi samoistności żaden dotąd lud się nie podniósł. Kiedy zaś tak jest, słusznie wszystkie ucywilizowane narody za podstawę swoją, i w zakresach wiedzy kładły sobie Grecyą, ponieważ będąc per excellentiam samodzielną, tylko do samodzielności podbudzać może. Co własne ma życie, tylko życiem zapładza; a jedno co sztucznym, rzekomym żywotem płuży, zaplenia rzekomy czyli martwość. Jak tego dowiodła literatura rzymska na wszystkich nowożytnych, dopóki z jéj służebnictwa nie wyłamały się wreszcie i nie poszły do źródła, z którego tak ogromnéj zaraz naczerpnęły siły twórczéj. Przypominam literaturę niemiecką, włoską, angielską i francuską nowszych epoch. I polska więc nie ucierpi wcale jeżeli temu berłu się podda, a najmniéj ucierpi jéj język, który kształtowany za przewodem wzorów greckich, aby osądzić czy dobrze lub źle kształtowany, nie należy tym łokciem dzisiajszéj polszczyzny mierzyć, częstokroć mechanicznie to z łaciny to z francuszczyzny znitowanéj, ale mierzyć go należy myślą i głębszą rozwagą, azali to co tak oto inaczéj przez kogoś wyrażone zostało, prawom rozumu najprzód, a potem dopiero czy odpowiada uczuciu narodowo odrębnemu języka. Niechybnie inne wtenczas będą wypadki nad te, które obecnie czytać mi się zdarza, iże z praw logiki itd. wyłamać się kuszę! Nie z praw logiki, ale z tych pęt niewolnictwa tylko wyrwać pragnąłbym tę z natury swéj tak bogatą, prześliczną, a swobodną mowę, w które okuta ma ona niby w każdym piszącym jedną i tą samą świecić barwą! Jak gdyby to jeknakie każdego było i mogło być zapatrywanie się na rzeczy, a więc i onych mową wystawianie. Do owéj prostoty zawrócić ją, wedle sił, pragnąłbym, na któréj stała za czasów Zygmuntów, aby ściśle pilnując się praw swego przeznaczenia, w poezyi obrazowa i malownicza, w prozie cały kunszt swój na misterną tylko budowę okresów wysadzała a nie, na figuryczne i tutaj wyrażanie się. Bo ileż to razy mam powtórzyć, że proza tylko nowe myśli rozwijać winna, a więc podawać też myśli w jak najwidniejszéj obsłonie, gdy już sam każden wyraz mowy jest obrazem; poezyi dopiero celem postaciować te znane już czytelnikowi myśli w takich barwach, ażeby nie tak rozumiał i pojmował je, bo znane mu już są, ale raczéj zachwycał się niemi i ukochał je. Wiem o tém tak dobrze jak inni, że i proza z pierwotnéj swéj prostoty za czasem przechodzi w pewną kunsztowność, iż wyrażenia dłuższe pierwszych wieków w następnych ściągają się w więcéj oderwane. Wszakże ten pochód następować winien skutkiem naturalnego rozwoju myślenia w Narodzie; tam gdzie to myślenie nie postąpiło tak, ale tylko pojedyńczy to od tego to od owego sąsiada wyższe już stopnie zajmującego, przywłaszczyli sobie naśladowczo wyniki jego pracy umysłowéj, tylko szkody widzę.