<<< Dane tekstu >>>
Autor Edward Boyé
Tytuł Laus feminae
Pochodzenie Sandał skrzydlaty
Wydawca Spółka wydawnicza „Vita Nuova“
Data wyd. 1921
Druk J. Burian
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Laus feminae

Widać już żadna łza cię nie poruszy,
Nic nie ożywi kamiennego łona,
W którem umilkły koralowe śpiewy
Krwi... i gdzie wiosna moich dni już kona.

...Z zmarnowanemi na polach zasiewy,
Z głuchą rozpaczą zmagam się bezradnie,
Czekając chwili, aż strzelista wieża
Błękitnych marzeń w szary proch upadnie...

Bolesny uśmiech moją twarz wykrzywia!
Toż jest zapłata, szczęście i wesele?
Dla duszy, która porzuciła wszystko,
Oczarowana przez twych uczuć ziele!

Toż jest zapłata?.. Hańba i sromota,
Lichwiarstwo skąpe, obelga, jałmużna...
Na powitanie słońc zamknięte wrota,
Dla stóp zmęczonych wciąż droga podróżna?..

Nie będę błagał u ciebie litości,
Litość pozostaw psom, albo żebrakom...

Pod szkarłatnemi niebami twórczości
Lot mój zbyt bliski jest królewskim ptakom,
Abym bezkarnie białe skrzydła zniżał
Do twoich kolan i prosił jałowo,
O porzucenie grząskich mielizn życia,
O zapalenie złotych gwiazd nad głową.

Długo się w myślach zmagałem z szatanem,
A zwyciężywszy, w kłamliwym zachwycie

Czułem, jak zboża falują nad łanem,
Jak w sadach owoc pęka o rozświcie!

Słodka trucizna krew mi w żyłach struła,
Z prawdą dni moich zrosło się złudzenie,
Niechcące widzieć, że spichrze są puste,
Że trud oraczów przysłaniają cienie!

Aż wreszcie dzisiaj!.. I powiedz dlaczego?
Powiedz dlaczego, ach! i z jakim czołem
Białe marzenie kalasz przez rozpustę,
Przez małość ducha, co nie jest aniołem
Pocieszycielem... Tam, na skalnych złomach,
W obliczu śmierci, wichrów i granitu,
Gdzie walczę, myśląc o złocistych tronach,
Spragniony pięknej formy twego bytu!

Gdzież jest odpowiedź?!.. Narcyzowe chłody
Twych ust?.. Samotnie szeptane modlitwy,
Tęsknoty, których strzeżesz tak zazdrośnie,
By nie ujrzały snadź rycerskiej bitwy?

Gdzież jest opowieść o kwitnącej wiośnie
O mów, o przemów!! Patrz, jak głód mnie spala
Za każdym słowem!.. Milczenie jest puste,
Kwiatów nie zrywa nieruchoma fala!

Ostatnią krzyczę ku tobie agonją
Nie mogę więcej... Słyszysz?.. Już nie mogę!
Śmierć pogasiła błękitne melodje,
Z któremi ongiś wszedłem na twą drogę!

Tak dawno... ongi... Zostałem samotny,
Upiory mroków zaległy bezdroże...
Skąd, dokąd suną?.. Gdzie mój krok powrotny
W dawną ojczyznę mą... w Królestwo Boże?!..


Milczysz, wciąż milczysz??.. Więc nie znajdziesz dla mnie
Jednego słowa?.. Pomyśl, tak niewiele
Potrzeba sercu, by mu dać niekłamne,
Z wspólnych zrozumień płynące wesele...

Pomyśl, czyż nie żal ci, że w dal odchodzę
Z liczmanem pustym w ręku, zamiast złota,
Że me spojrzenie przed sobą nie widzi
Nic... prócz zwykłego, życiowego błota?..

Serce cię kocha, lecz kochając szydzi,
Gardzi i pyta, gdy mu krew ucieka,
Czemużeś w martwe na poły kamienie
Zaklęła żywy, piękny kształt człowieka?

O nie załamuj białych rąk nad głową
Z gorzkim westchnieniem!.. Płakać każdy umie.
Bezpłodnym bólem prawy ból się brzydzi,
Sprzeczności czynów i chceń nie rozumie!

Walczyłem długo, ciężko i zażarcie
Lecz dziś nadchodzi kres!.. Skończone trudy!
Dłoń nie posieje już złotego ziarna
W łan, gdzie mogiła pogrzebała złudy...

Opuszczam ręce... Niech się co chce dzieje,
Niech w ślad stóp moich klęska iść poczyna
A ty, przeklinaj, skarż się... depcz nadzieję,
Lub gardź!.. lecz wzgarda piękna się nie ima!

Posągu marny, któryś powstał z gliny,
Z chropawej gliny na półboską miarę,
By dać świadectwo pięknu, które marę
Twórczych pomysłów w żywy kształt obleka,
Prowadząc lepszą połowę człowieka,
Wzwyż, coraz wyżej ponad formy stare!


Lecz tyś nie ożył!.. Z bezdusznym uśmiechem,
Z obojętnością na kamiennej twarzy,
Patrzysz, jak w sercu głuchy bunt się żarzy,
Jak ból i rozkosz włada we wszechbycie!
— — — — — — — — — — — —
O ty, bezduszny kamienny posągu,
Bajko o wiecznie martwej Afrodycie!!





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Edward Boyé.