[1]
5.
Bardzo mnie zadziwił ostry świst lokomotywy, która Cię w dal zabrała. Błyszcząca stalowa lokomotywa zabrała Legendę. Dziwy: to, że Cię niema, że wymyśliłem Cię zamkniętemi oczyma, stało się wkrótce denerwującym pewnikiem.
Denerwującym — przez wspomnienia.
Czyhałem na nie chciwie, niewolnik rocznie, cierpiętnik każdego wczoraj, marzyciel jednakowych iutrjutr. Zaczęła się chytra rekonstrukcja wszystkiego, co choćby cieniem cienia Twego było, dziesiątem echem.
Odbudowywałem nieistniejące sytuacje; lotne przemknienia starałem się tyrańsko przeciągać w czasie; utrwalałem to, czego nie było; z fanatyczną zaciekłością powtarzałem kilka nie nie znaczących słów, dziecinniałem w szeptanych djalogach z fotografją; pracowicie chwytałem garściami wodę.
W letnie wieczory (— pomyśl! pomyśl! —) szukałem na ulicy białego boa, złotych, modro-złotych oczu. Wierzyłem, że ostatecznie znaleźć muszę, gdyż... (— Boże! Boże! —) znów wrócić do domu i z kropelką Twych perfum na wardze oddać się znów jeno weśnieniu w wieczór wczesnej jesieni w parku, jak śmierci [2]Skan zawiera grafikę.
młodzieńczej? Znów płacz serdeczny, spazm niepowstrzymany? Znów w beznadziei zasiąść do pisania któregoś tam listu, na który mi listem lila, listem pachnącym Twoją dalą, nie odpowiesz, Legendo, Legendo moja!!
Wiedziałem, że znaleźć muszę. I znalazłem. Późną nocą na pustej ulicy. Stanąłem. Jak światło przez szkło, przepłynęłaś przezemnie: wieczną, prawieczną melodją.