[120]Lis przy zgonie.
Lis stary już był blizkim ostatecznej chwili.
Wszyscy go przyjaciele wierni odstąpili,
Okropność tylko śmierci przed oczyma stała;
Paszcza drżąca, bezbronna, już smak postradała,
Oczy, co niegdyś bystro zdobycz wyśledzały,
W słup mu stawały.
Widząc, iż się już wkrótce z tym światem rozstanie,
Ród luby na ostatnie zwołał pożegnanie,
I kiedy iskra życia dogorywa,
Tak się odzywa:
— Jużeście nadto długo w zbrodniach wiek trawili,
Słuchajcie rady ojca w tej stanowczej chwili.
Teraz, teraz on czuje ciężar przewinienia,
Teraz to go dopiero dręczy głos sumienia.
Patrzcie, zduszone gęsi — które chciwie żarłem,
Stawają mi przed oczy z krwią zbroczonem gardłem,
Oto indyk... czegóż chce ta mara nadęta?
Tu kwoka się o swoje domaga pisklęta!...
[121]
Łakome dzieci wokoło spojrzały.
— Ach, ojcze — wrzasną — gdzie te specyały?
Gdzież te gąski wyborne, gdzież ta smaczna kurka?
My nigdzie nie widzimy i jednego piórka!
Może to tylko mary wyobraźnia nieci,
A ślinkę łykać muszą twoje biedne dzieci.
— Poskromcie chciwość, me pociechy lube,
Za nią to człowiek poprzysiągł nam zgubę;
Tu nas chartami nagania lekkiemi,
Co w rączym biegu ledwie dotkną ziemi;
Tu gończe swory puszcza na nas w knieje,
Z ognistej paszczy zgubne gromy sieje,
Pracy, przemysłu i sił nie oszczędza;
Stawia żelaza i w sieci nas wpędza.
Zbrodnia się nigdy nie wymknie z pod kary,
Patrzcie, jak strasznie kona ojciec stary,
Przyjmcie ostatnie jego napomnienia,
Zagładźcie skazę waszego plemienia;
Bądźcie cnotliwi, wiedźcie życie prawe,
A utraconą odzyskacie sławę.
— Dobrze to wszystko — starszy z nich odpowie —
Lecz wspomnij tylko, czem byli przodkowie?
Jeden w drugiego był łotrem nielada,
A ich niesława i na wnuków spada.
Choćbyśmy żyli, jak niewinne jagnię,
Człowiek, co zawsze potępiać nas pragnie,
Ilekroć w kojcu zje mu co kurczęta,
Na nas to biedne spędzi niebożęta.
Lis przerwał: — Te wymówki rozkosz cnoty niszczy.
Ale co słyszę... pono kurczę piszczy?
[122]
Biegnijcie dzieci... tylko jedzcie skromnie,
I z resztką jeszcze powracajcie do mnie.