<<< Dane tekstu >>>
Autor Klemens Junosza
Tytuł Listy do cudzej żony
Pochodzenie Listy do przyszłej narzeczonej i Listy do cudzej żony
Wydawca Saturnin Sikorski
Data wyd. 1898
Druk Drukarnia Artystyczna Saturnina Sikorskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


V.

Widocznie obraziła się. Upłynęło trzy dni, tydzień, półtora, listu jak nie ma, tak nie ma. Widocznie kaprys już przeszedł, pisanie sprzykrzyło się, jakaś nowa myśl, czy nowy przedmiot, zajął panią Anielę. Jak jej się podoba, możemy na tem korespondencyę zakończyć.
Ale nie. Po dwóch tygodniach znów długa i wązka koperta znalazła się na mojem biurku. Tym razem list był krótszy niż poprzedni.
„Na co mi Pan opisywał historyę owej biednej dziewczyny? Czy to ma być aluzya? Ja przecież nie zostałam żoną sparaliżowanego starca i nie podjęłam się pielęgnować go aż do zgonu, a gdybym była w tem położeniu, gdybym była przyjęła na siebie tym podobne zobowiązania, to spełniałabym je nie gorzej niż owa dziewczyna, którą szanowny Kuzynek zdajesz się uwielbiać. Przyznam się szczerze, że przykro mi było po przeczytaniu owej przymówki, o mało, żem się nie rozpłakała. Czy każesz mi Pan szukać wzorów postępowania w owej oficynie, wśród sfery ludzi niewykształconych, prostaków?“
Bardzo pięknie, że się Pani gniewa, pisałem w następnym liście, to dowód, że lekarstwo skutkuje. Oto już się Pani zastanawia, już Pani myśli, a to coś znaczy. Z listu Pani jednak widzę, że zastanowiłaś się nad waszym wzajemnym stosunkiem, że robiłaś pewnego rodzaju obrachunek waszej współki. Słusznie, boć w gruncie rzeczy współka to jest: On wniósł do niej dobry charakter, stanowisko, majątek, pracę, energię, zdrowie, wreszcie wielkie przywiązanie do Pani — Pani zaś wniosła urodę, wdzięk, inteligencyę, i... otóż to, że nie mogę się dowiedzieć dokładnie i co jeszcze? Gdybyś, szanowna Kuzyneczko, wniosła szczere, serdeczne przywiązanie, gdybyś ukochała i jego samego, i jego dążenia, i jego pracę, gdybyś cieszyła się jego powodzeniem, a martwiła przeciwnościami, współka wasza byłaby lepszą, a wkład twój, Pani, zrównałby się z jego wkładem. Dziś wyglądacie jak dwaj kupcy, z których jeden pracuje, zabiega, całą inteligencyę i energię wkłada i zużywa na to, aby interesy współki szły wybornie, drugi zaś nudzi się i ziewa, a nie ciekawy jest nawet dowiedzieć się, co się dzieje. Przykro Pani było, że zacytowałem przykład poczerpnięty z życia ludzi sfery niższej. Czy sądzisz Pani, że od niej niczego nauczyć się nie można! Błędne to mniemanie. Ja widziałem małżeństwo, którego całem mieniem było kilka morgów lichego gruntu, wpół rozwalona chata i chuda krowa; widziałem, jak on zaprzęgał tę krowinę do pługa i orał, a kiedy trzeba było rolę zbronować, to oboje z żoną ciągnęli bronę po polu, bo konia własnego nie posiadali, a nająć cudzego nie mieli za co. Po kilku latach takiej ciężkiej wspólnej pracy położenie ich zmieniło się znacznie. Chałupa i stodółka odnowiona, w stajni koń, a w oborze dwie krowy. Kto wie, czy za lat kilka nie przykupią jeszcze kilku morgów i nie powiększą swego gospodarstwa. Może komu wyda się bardzo prozaiczną historya tych dwojga robotników, prostych, nieokrzesanych — ale jeżeli zechcemy się bliżej przypatrzeć ich pożyciu, dostrzeżemy w niem kilka bardzo cennych zalet. Przedewszystkiem wspólność pracy, wspólność interesów, celów i dążeń. Ci ludzie mogą powiedzieć, że ich szczupłe mienie jest ich własnem mieniem, każdy kęs chleba, jaki spożywają, owocem ich własnej pracy. Nie masz u nich podziału na moje i twoje, a o wszystkiem, co mają, o wszystkiem, co do nich należy, mogą powiedzieć — to nasze. Dlaczego Pani czasem nie zapyta swego męża o urodzaje, o zbiory, o stan robót w polu? Dlaczego nie zaproponuje mu Pani ze swej strony pomocy, choćby tylko w rachunkach? Dlaczego nie weźmie Pani na swoje własne barki jakiejś drobnej, drobniutkiej cząsteczki jego pracy?
Z listu szanownej Kuzynki widzę, że nawet zarząd domu niewiele ją obchodzi; siedzi sobie Pani, jak księżniczka wschodnia, a liczna służba spełnia jej każde życzenie. Czem Pani wypełnia cały dzień? „spacer, fortepian, książki, czasem goście. Po za tem smutek i smutek.“ To słowa Pani własne, to wyjątek z jednego Jej listu. Wierzę, że tak jest i ubolewam nad Panią, kochana Kuzynko, ale to, co Pani nazywasz smutkiem, bynajmniej smutkiem nie jest, to tylko nudy, wynikające z braku zatrudnienia, nudy okropne, mogące człowieka doprowadzić do rozpaczy.
Tak, tak, Kuzynko, to straszna choroba, a jednak jest na nią lekarstwo niedrogie, dostępne nawet dla biedaka. Ja chyba ten list przerwę... jestem bowiem przekonany, że go Pani w piec wrzucisz i powiesz: Co za nieznośny dziad! zamiast dobrej rady, o jaką go prosiłam, prawi mi morały, stawia za wzór babę wiejską, opaloną, zakurzoną, ciągnącą razem ze swym mężem, oczywiście także niezdarnym chłopem, bronę po polu...
Prawda, że tak będzie? Ale jakkolwiek się stanie, czy list ten pójdzie do pieca, czy też będzie schowany, zdaje mi się, że kochana Kuzynka wysnuje z niego kilka wniosków, choćby tylko trzy, a mianowicie, że jeżeli kto wychodzi zamąż przez poświęcenie się dla rodziny, jeżeli wyrzeka się osobistych pragnień dla szczęścia swoich najbliższych i przyjmuje na siebie przykre zobowiązania — to powinien je spełniać tak sumiennie i uczciwie, jak owa córka rzemieślnika. Że jeżeli ktoś wychodzi zamąż na to, aby pracować wspólnie i razem z towarzyszem swoim walczyć o byt, to powinien tak pracować gorliwie, jak ta młoda chłopka na zagonie.
I nareszcie, trzeci, najważniejszy wniosek, dający się zastosować do ludzi wszelkich sfer społecznych i towarzyskich, najrozmaitszych stanów majątkowych, jest ten: że jeżeli kto chce nie znać, co nudy, co jakieś urojone nieszczęścia, niech wynajdzie sobie zatrudnienie, niech je ukocha, niech mu się odda całą duszą...
Jeżeli, kochana Kuzynko, takie wnioski z mego listu wysnujesz, jeżeli zastanowisz się nad niemi, a zechcesz je choćby potrosze i stopniowo wprowadzać w czyn, w takim razie twój świat nudów istnieć przestanie, rozpadnie się w puch, obróci w nicość, a na jego miejscu zjawi się nowy świat czynu i uczuć, w którym będzie ci dobrze.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Klemens Szaniawski.