Listy o Adamie Mickiewiczu/Florencya 22 czerwca 1874 roku

<<< Dane tekstu >>>
Autor Teofil Lenartowicz
Tytuł Listy o Adamie Mickiewiczu
Wydawca Księgarnia Luxemburgska
Data wyd. 1875
Druk Drukarnia Rouge Dunon i Fresné
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Kochany Panie Władysławie,
Florencya 22 czerwca 1874 roku.

Ze wszystkich poezyj ojca wiersz Do Matki Polki najgłębsze na mnie w dzieciństwie mojem zrobił wrażenie; to téż i nie dziw, że byłem ciekawy wiedzieć jak i kiedy powstał i oto co mi ojciec mówił w Fontainebleau:
«Ha tak... powiadasz że wiersze moje dostarczały rekruta na Kaukaz i wywołały męczenników; gdybym przewidywał że tak się stanie... (tu westchnął i włosy odrzucił do góry), ha! Pan Bóg wie czemu nam zasłania następstwa naszych czynów... Ja to pisałem w Genewie... mówiono o niespokojnościach w Paryżu, to było w roku 1830, gazety nie przychodziły od dwóch dni, byliśmy wszyscy w oczekiwaniu wielkich wypadków, ja myślałem o ojczyznie; nadzieję budowaliśmy zawsze, jak wiesz, na pomocy Francuzów, Napoleon zostawił nam tę spuściznę, ztąd wzrok zawsze obracaliśmy na Paryż, ciekawi jaką tam chorągiew wywieszą... Jeden dzień, dwa, nareszcie przychodzi wiadomość z którą żeby się oswoić, wyszedłem za miasto, w kierunku ku granicy francuzkiéj i tak idąc, na drodze spotkałem siedzącego cretina, potwór garbaty, pokrzywiony, z opuchłém gardłem, wyciągnął rękę i zaśmiał się do mnie... a ha... takaż to wolność rzekłem do siebie, zasmuciłem się głęboko i w powrocie napisałem wiersz Do Matki Polki, wiersz bez nadziei, ale z ufnością w potęgę męczeństwa, a czy to męczeństwo nie skończy się odstępstwem polityczném, jak myślisz?...»
Pojmujesz, drogi panie Władysławie, że na zagadnienie podobne odpowiadać byłoby tosamo co stawiać się na miejscu wieszcza; milczałem więc i spostrzegałem jego wewnętrzną walkę i ból i pogardę jaka się na usta wydobywała; rozmowa przeniosła się do innego przedmiotu, do missyi jaką mu Rząd francuzki powierzał badania starożytności w Kierczu, zakończona dwoma słowami Adama: «biedny kraj! ale tam lud jest jeszcze z którym będą się mocować wieki, a chociaż do powstania nie skory, ale bo téż tu żylasta energia jedna nie poradzi».
Rozmowa ta wielkiego dla mnie znaczenia miała miejsce w pokoju ojca na górze, w owym domu przy placu Saint-Louis w Fontainebleau, który pamiętacie. Wyszedłem; ciotka wasza z Helenką powitały mnie w przejściu na dziedzińcu, ale ja tak byłem wzruszony i roztargniony, że nawet nie pamiętam czy im się ukłoniłem. Wojna, wypadki, nadzieje niby jakieś dla Polski, Adam jadący z missyą scientyficzną czy zawiązania stosunków ze Słowianami, smutny jak ofiara i spokojny jak ofiara, to wszystko szarpało mi serce; biegłem, kiedy poseł Trzciński zatrzymał mnie zapytaniem: czy Adam jest w domu, i gdzie tak spieszę? «do lasu». — «No, to potém przyjdź do mnie, może i Adam da się namówić. Pan Karol tam kucharzuje.»
Ale dość na dziś! Vale et nos ama,

Teofil.






PD-old
Tekst lub tłumaczenie polskie tego autora (tłumacza) jest własnością publiczną (public domain),
ponieważ prawa autorskie do tekstów wygasły (expired copyright).