[149]VIII.
Stałem nad wodą z złotą harfą w ręku
i pieśń śpiewałem, ach! — któż ją spamięta!
— więcej w tej pieśni było tęcz, niż dźwięku..
Do wtóru grała puszcz melodja święta,
tak tajemnicza i taka gorąca,
że pieśń leciała głosem puszcz zaklęta,
cicha, natchniona, wpółsenna i drżąca,
a jam nie wiedział, czy grają me dłonie,
czy gra na strunach srebrny blask miesiąca,
co po mej harfie taki jasny płonie,
kaskadą leci przez struny, jak rzeka,
pieśń ciągnąc z sobą gdzieś w wieczności tonie.
I czułem, że się ma dusza obleka
w mgłę i we wieńce jakichś wonnych liści;
czułem, że szczęście mię bez granic czeka,
[150]
że cud się jakiś w noc tę cichą ziści,
lub myśl zbłąkana w czarnych nieb głębinie
śród gwiazd z ziemskiego pyłu się oczyści
i w sen nirwany jak pieśń się rozpłynie!