[194]XXIX.
O jakże nędzny! jakże marny jestem,
odkąd zniknęła ona memu oku!...
Zaiste! dziwnym Byt jest palimpsestem,
którego treść się w stu linij natłoku
zazdrośnie kryje. Nieświadomość cięży
nieznośnie duszy, która płacze w mroku;
lecz kto zagadkę ujmie i zwycięży
i wydrze prawdę odwieczną wszechbytu
z zawiłej sieci poplątanych węży
potęgą ducha, co dążąc do świtu
stwarza przed łodzią bystrej myśli morze
prawd niesłychanych: w godzinie dosytu
stokroć nędzniejszy, niż ten, co na zorzę
patrząc daleką, z tęsknoty umiera!
Bo ten — mrze tylko; a on światło boże
[195]
wchłonąwszy, duszy swej zbrodnią otwiera
nieśmiertelności okropną krainę,
a nie zdobywa tego, co przybiera
wieczność w ponęty: szczęścia bogów. W glinę
ciała zakuty, boskości połowę
i świętokradztwa niezmazaną winę,
która przekleństwo ściąga mu na głowę,
jako miażdżący ciężar nosić będzie
przez ścieżki życia twarde i cierniowe!...
Dopóki światło nad zmysłów krawędzie
wzniesione-m widział, miałem cel przed sobą;
teraz mi zgasło — poznane. A w pędzie
wciąż bezcelowym w przyszłość, co żałobą
jest mi jedynie, wbrew woli iść muszę
zazdroszcząc ciszy nieświadomym grobom —
z cierpień w cierpienia i z katusz w katusze...