Już dogorywał świat grecki — minęły wieki
Potężnych natchnień młodzieńczych i wyschły źródła twórczości; Wśród sporów biegłych sofistów Konało piękno;
Umilkły lutnie poetów. Jeden z ostatnich,
Żyjący wówczas Lykofron, co skrycie czcił jeszcze Muzy, Na progu opustoszałej Świątyni bogów,
Na marmurowej tablicy, ten napis wyrył:
„O Fatum! pożerające ludzi i bogów,
Grzebiące w ciemnej otchłani długie pokoleń szeregi, — Głuche na wszelkie wołania, I bez litości!
Czy cię czcić? czy też przeklinać? — nie wiemy;
Nie wiemy: jakim sposobem dzierżysz swą władzę nad nami, Niewiedząc, czyli dłoń twoja Świat wydobyła
Z bezwładnej chaosu nocy, co bez początku...
„Pierwotnie przed twoim tronem stał ród kwitnący
Promiennych blaskami niebian, którzy z twojego ramienia W przystępnej ludziom postaci Rząd sprawowali;
Wypełniał światów przestrzenie orszak tęczowy
I igrał w powietrznej fali ogniami nieśmiertelności, I złotą jutrznią Olimpu Oczom śmiertelnych
Przesłaniał oblicze twoje nieubłagane.
„Ułomne były to bogi! żądz ludzkich pełne,
Dyszące gniewem, zawiścią, rozkoszujące się jękiem Skazanych na wieczność całą W czarnym Hadesie;
Ułomne były to bogi! chciwe swej chwały,
Cień tylko władzy znikomy posiadające w swej dłoni I nic nie zdolne odmienić W przeznaczeń biegu,
Wytkniętym po za ich wiedzą przez kolej wieków:
„A przecież te ich postacie świeciły ziemi
Blaskiem wieczystej młodości i nieśmiertelnych rozkoszy I żyły w całej swej krasie W sercu człowieka;
Dobrze spoczywać mu było w cieniu ich łaski,
Zwracać się do nich z modlitwą w pragnieniach nienasyconych, I żądać losów odmiany W każdem nieszczęściu,
I wierzyć, że mu pomogą — gdy ich przebłaga.
„Ale ty, w cieniu schowana, surowa władzo!
Przygotowałaś w milczeniu koniec boskiego ich bytu, Z spokojem patrząc się na to Jak giną wieczni;
Patrzałaś jak się spychają z niebieskich wyżyn,
Jak odsłaniają śmiertelnym całą swą słabość i nędzę... Jak zamierają powoli W piersiach ludzkości:
Aż pogrzebałaś ich wszystkich w bezdennej próżni!
„Tak padły całe ich rody! Różowy Olimp
Girlandą gwiazd spadających w przestrzeń rozsypał się ciemną; Nawet ogniste Hadesu Zagasły tonie;
Nastała posępna cisza — świat opustoszał;
Wszystko i wszystkich zrównało powszechne prawo zagłady; A człowiek samnasam z tobą, O, ślepe Fatum!
Pozostał, mając pod nogą otchłań nicości —
„Sam, wobec twojej wszechmocy, pełnej tajemnic,
Pozostał jako niewolnik niezrozumiałej tyranii, Wpatrzony w wieczną zagadkę Swego istnienia;
Na gruzach wszystkich swych marzeń pozaświatowych
Zobaczył tylko w błękitach cień twój bezkształtny, olbrzymi, Który nikogo nie karze, Ani nagradza,
Lecz wszystkim wyznacza miarę koniecznej męki.
„Jednak twe rządy ponure nie są wieczyste,
Bo twój niewolnik powstanie w przyszłości przeciwko tobie — Kłamliwa maro nicestwa, O, ślepe Fatum! —
I strąci gwałtem ze szczytu nieskończoności
Twą maskę nieubłaganą, a ta, spadając z błękitów, Odsłoni jasnego Boga, Który z miłością
Wciąż wyżej po szczeblach przemian prowadzi światy.”