Marcinowa powieść (Księgi Trzecie)
Ba jeszcze raz Marcinie! Więc powiem, tak było:
Kilka osób na jednę salę się złożyło,
Każdy z żoną; wieczerzą potem odprawiwszy
Szli spać; ledwie się kładli, kiedy co waśniwszy
Na drugie tak zawoła: Panowie! czas wsiadać.
A ci też (ale o tem nie trzeba powiadać).
Po małej chwili zasię tenże się ozowie,
Co i pierwej straż trzymał: Czas wsiadać panowie!
A panowie do siodeł; ujechawszy milę
Posłuchali onego: Postój koniom chwilę.
A jeden zatem usnął, on znowu: Panowie!
Czas wsiadać. Wszyscy inszy stali przedsię w słowie,
A tego żona budzi: Miły nie słyszycie?
Już tam drudzy wsiadają, wierę rychło spicie.
A ten chrapi, choć nie spi. Miły ba słuchajcie!
Już tam drudzy wsiadają — ej! jużże wsiadajcie,
Aż was diabli pobiorą. Ali drudzy: Szkoda
Odjeżdżać towarzysza, wielka rzecz przygoda,
Pomóżmy mu w złym razie, a załóżmy swoje,
Diabeł cię niechaj prosi, niech już ciągną moje.
Miła! ty się nie przeciw, pokarmiwszy koni,
A jutro rano wstawszy, będziem tam, gdzie oni.