Margrabina Castella/Część czwarta/XXVII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Margrabina Castella |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Piotr Noskowski |
Data wyd. | 1888 |
Druk | Piotr Noskowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La Marquise Castella |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Przez kilka sekund Joanna stała milcząca.
Jakby piorunem surowemi słowami prokuratora rażona, czuła wzrok jego ciążący groźnie nad sobą.
Ale znajdowała się w tej chwili w takiem usposobieniu umysłowem, że zapanować nad sobą nie była w stanie...
— Myślałam, że się znajduję w świątyni sprawiedliwości! — zawołała, spoglądając dzikim wzrokiem w oczy prokuratora — widzę, żem się grubo myliła. Zamiast podać rękę kobiecie, którą krzywdzą i obdzierają, pan mnie znieważasz wątpliwemi podejrzeniami, depczesz nogami moją rozpacz!.. — O! tego to już nadto, trochę to może oburzyć nakoniec!... — Mąż mój powiadasz pan miał słuszność — miał prawo mnie ukarać!... — niechajże i tak będzie — ale cóżem takiego zrobiła? Chcę wiedzieć o co mnie oskarżają i kto jest oskarżycielem?
Powiedziała to i umilkła.
Prokurator królewski, wziął z biurka list i podał go margrabinie.
— Przeczytaj to pani — rzekł.
Joanna wzięła list i najpierw spojrzała na adres:
„Panu Prokuratorowi królewskiemu departamentu Sekwany, w pałacu Sprawiedliwości.”
Nie było koperty.
Margrabina chciwie rozwinęła papier i spojrzała na podpis.
Żadne atoli nazwisko nie było pomieszczone u dołu.
— Anonim!... — krzyknęła pogardliwie — O! panie!... dziwną pan bronią się posługujesz!...
— Czytaj pani — odpowiedział prokurator — odpowiesz później, jeżeli będziesz miała co do odpowiedzenia...
List był dosyć długi.
Joanna przeczytała go od początku do końca, a oto co zawierał:
„Panie Prokuratorze królewski!
„Udaję się do pana, dla zapobieżenia krzyczącej niesprawiedliwości...
„Nie wiem już w jakiej tragedyi klasycznej, znajduje się wiersz, który mówi:
„Pewna otoż młoda francuzka, margrabina Castella — po moralnem zamordowaniu swego męża, jest bowiem jedyną przyczyną jego śmierci — zabiera się obecnie do zagarnięcia całego po nim majątku.
„Nie można, aby ta zła kobieta, doszła do dziedzictwa krwią zbryzganego.
„Nie mam wcale zamiaru formowanie, aktu oskarżenia, ale podaję fakta w całej ich prostocie, beż żadnych a żadnych komentarzy.
„Margrabia Castella, miał bardzo poufałego przyjaciela, pewnego francuza, bardzo eleganckiego i bardzo dobrze wychowanego, niejakiego Raula de Credencé, hrabiego.
„Był pan hrabia przyjacielem męża i zarazem kochankiem jego żony...
„Wszyscy wiedzieli o tym związku w Aix-la-Chapelle oprócz pana Castella, który obyczajem mężów miał oczy po to, ażeby nic nie widział...
„Ślepota tego rodzaju, ma jednak zawsze koniec, zwłaszcza, gdy winni postępują niezręcznie, gdy się złapać pozwolą na gorącym uczynku za dużej trochę poufałości...
„Taki fatalny wypadek przytrafił się właśnie hrabiemu i pani margrabinie w dniu 3-cim zeszłego miesiąca.
„Margrabia Castella uderzył w twarz p. de Credancé; obaj panowie strzelali się nazajutrz i to bez świadków...
„Ale to im się zdawało tylko... mieli niewidzialnego świadka w mojej osobie.
„Margrabia Castella, został zabity na miejscu..
„Hrabia pochylił się nad trupem, przeszukał kieszenie jego ubrania, wyjął dużą kopertę zapieczętowaną czarną pieczęcią i uciekł pospiesznie, bo żandarmi posłyszawszy strzały nadbiegali w tym kierunku.
„Każdy wie o tem, że pojedynek bez świadków, ściąga groźne skutki na tego, kto pozostaje przy życiu...
„Postępowałem za hrabią z daleka i spostrzegłem, że w czasie ucieczki, upuścił kopertę, jaką zrabował był z trupa.
„Podniosłem tę kopertę i znalazłem te tylko na niej słowa:
„Złamałem pieczęć i zacząłem czytać papier, gdy spostrzegłem, że hrabia wraca z miną bardzo zafrasowaną.
„Spoglądał po ziemi i z największą obawą poszukiwał zguby.
„Ukryłem się w krzakach.
„Pan Credencé przeszedł tuż około mnie, przeklinając na czem świat stoi, a byłby tak zapewne podszedł aż do trupa, gdyby kaski żandarmów, nie błyskały w słońcu.
„Wyrzekł się więc cennej koperty i z wielką szybkością, zaczął uchodzić w stronę miasta.
„Mnie się nie spieszyło, pozostałem więc w krzakach i przeczytałem testament.
„Datowanym był dnia poprzedniego i wydziedziczał w zupełności panią Castella.
„Dowiedziałem się wieczorem, iż hrabia powrócił do hotelu, w którym mieszkał i kazał zaraz przewieźć swoje rzeczy na kolej.
„W kilka godzin był już we Francyi.
„Następnego tygodnia udała się tam i margrabina.
„Powiem otwarcie panu prokuratorowi, że nie wiedziałem co począć z dokumentem, jaki mi wpadł w ręce.
„Jestem człowiekiem... w sercu mojem młoda i tak nadzwyczaj piękna pani Castella wzbudzała wielkie współczucie.
„— Może — myślałem sobie — może ta śliczna wdówka opłakuje swojego męża i przeklina kochanka?... Po co mam dopomagać do zemsty nieboszczykowi? — Pozostawmy to wszystko do czasu...
„Ale zawsze ciekawy byłem naturalnie, co się dalej stało.
„Mam przyjaciół w Paryżu.
„Napisałem do nich i nie czekałem na odpowiedź za długo.
„Opisali mi wszystkie szczegóły tak dokładnie, jak gdyby policyę mieli na swoje rozkazy.
„Dowiedziałem się, że pani Castella nie tylko nie zerwała z mordercą męża, ale owszem żyje z nim w najlepszej zgodzie i poufałości.
„Hrabia de Credencé przygotował dla margrabiny tymczasowe mieszkanie, w umeblowanym domu przy ulicy Madelaine, zwanym hotelem Wilson.
„Hrabia zajął się następnie zainstalowaniem swojej kochanki, we wspaniałym lokalu przy ulicy Chaussée d’Antin.
„Przez ten czas, kiedy pan Credencé zajmował się urządzaniem rezydencyi, pani Castella uzbrojona w inny testament, którego nie wiem daty, robiła starania, ażeby wejść w posiadanie majątku margrabiego i właśnie ma niebawem doprowadzić do skutku swoje zabiegi.
„Myśl, że bezwstydnica, zaślubi zapewne hrabiego Credencé i wzbogaci tym sposobem zabójcę, oburzyła mnie do najwyższego stopnia.
„Postanowiłem nie pozwolić na to i udaję się do pana.
„Posyłam panu prokuratorowi testament margrabiego Castella, testament jedynie prawdziwy i niweczący wszelkie inne.
„Pan wiesz lepiej odemnie, co ci czynić wypada — nie potrzebują mówić panu o tem.
„Może ździwisz się pan dla czego nie podpisałem tego listu?...
„Przyczyna bardzo prosta.
„Chcę przeszkodzić spełnieniu się wielkiej niesprawiedliwości, ale nie chcę narażać ani swojego życia ani swojego spokoju.
„Hrabia de Credencé i margrabina Castella, są ludźmi nie cofającemi się przed niczem zgoła i mściliby się na pewno na tym, który zniweczył ich podłe zamiary...
„Brak nazwiska na podpisie jest dla mnie najlepszą ochroną... Nie można się mścić na nieznanym winowajcy.
„Dla tego tylko panie prokuratorze pragnę pozostać nieznanym dla wszystkich — i dla pana także.
„List ten chociaż nie podpisany, zasługuje jednak na wiarę... Zbierz pan wiadomości, poszukaj dowodów na to co piszę — a przekonasz się, że moje oskarżenie ma pewne podstawy....
„Nakoniec — zapytaj pan samej pani Castella... sądzę że nie będzie mogła zaprzeczyć prawdzie”.
∗
∗ ∗ |
Skoro Joanna skończyła czytanie, list wypadł jej z ręki, notaryusz więc (podniósł go i oddał prokuratorowi.
— No cóż?.. proszą pani... Cóż pani odpowiesz na to co przeczytała?...
— Nic... — mruknęła ponuro Joanna.
— Przygnębienie pani dostatecznie odpowiada za panią... pani milczenie jest wymowne i wystarcza za dowód...
Margrabina podniosła głowę.
— Mylisz się pan!... — odpowiedziała z wzrastającą bezczelnością, — ja nic nie przyznaję i przypisujesz pan mojemu milczeniu zupełnie fałszywe znaczenie!... Po co bo bronić się mam przeciw nieznanemu oskarżeniu?... A zresztą, jakżebym mogła się obronić?... Oddawna wiem a pan wiesz to jeszcze lepiej odemnie, iż niewinności dowieść niepodobna... Wyrok pański zapadł już przeciwko mnie oddawna...
— Pani margrabino, — zauważył spokojnie prokurator, — współczuję bardzo pani boleści, ale ta boleść za daleko panią unosi!... Ja reprezentuję tutaj sprawiedliwość i prawo, pozwól pani zatem przypomnieć to sobie, bo nie chcę i nie mogę znosić żadnych podobnych napaści...
— Nie powiem już ani słowa, — odrzekła Joanna, — i przyjmuję bez skargi, bez szemrania moję ruinę, którą pan za zasłużoną uważasz. Po chwilowem zaś milczeniu dodała:
— Czy wolno mi się już oddalić?...
— Nie mam już o nic zapytać pani, jesteś pani zupełnie zatem wolną.
Joanna powstała... Skłoniła się lekko prokuratorowi, kiwnęła protekcyonalnie głową notaryuszowi, opuściła gabinet, przeszła salę i podążyła do wozu, który na nią czekał na placu Dauphine.
Po odejściu młodej kobiety, prokurator i notaryusz spojrzeli na siebie.
— Panie Chauvelin, — odezwał się prokurator, — masz klientkę bardzo niebezpieczną... bądź pan bardzo zatem ostrożnym!... Ta kobieta zdolną jest na wszystko.. Czytałem w jej spojrzeniu rzeczy straszne!... Prawo jest bezbronne przeciwko niej, ale mam okropne przekonanie...
— Jakie panie prokuratorze?... — zapytał notaryusz.
— Jestem pewny, że jej męża zabił z jej wiedzą ów jej kochanek.
— O!... — wykrzyknął przerażony pan Chauvelin, — czyż to może być doprawdy?...
— Tak było!... z największą pewnością...
— Taka piękna.. — ciągnął notaryusz — i zdolna do tak straszliwej zbrodni?... w głowie mi się to nie może pomieścić!...
Prokurator uśmiechnął się.
— Czyżbyś pan był aż tak mało doświadczonym, tobyś sądził o duszy z twarzy?... Syreny także były piękne a były bez litości... pamiętaj pan sobie o tem!...
— To prawda... — odrzekł Chauvelin, — ma pan prokurator racyę margrabina Castella może także być syreną...
— Zresztą, — ciągnął prokurator, nie ostatni to raz spotykam się z tą kobietą... spotkamy się jeszcze kiedyś ze sobą.
— Z powodu tego samego testamentu? — zapytał żywo notaryusz,
— Z powodu przestępstwa, którego nie znam jeszcze i które może nie jest jeszcze popełnione w tej chwili, ale które spełni się prędzej czy później i odda ową dumną damę w ręce sprawiedliwości.