Margrabina Castella/Część trzecia/XXXV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Margrabina Castella |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Piotr Noskowski |
Data wyd. | 1888 |
Druk | Piotr Noskowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La Marquise Castella |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wykwintna uczta trwała już od godziny.
Wesołość więc jaskółek coraz się stawała głośniejszą.
Pierwsze dwanaście butelek wypróżniono ze szczętem, mistrz zatem ceremonii kazał ojcu Filochowi podać nowy kosz burgunda — pan de Credencé zaś, obawiając się, ażeby towarzysze nie przebrali miarki tak, iżby wysłuchać go zdolni nie byli, postanowił zaraz im o co idzie opowiedzieć.
W tym celu uderzył w stół z całej siły.
Larifla podniósł się natychmiast.
— Postawić kieliszki i uciszyć się!... zawołał. — Regulus ma głos!... Musicie z największą uwagą wysłuchać szczęśliwego śmiertelnika, który nam sprawia taką ucztę prześwietną!... Pierwszy co się odezwie niepytany, dostanie kułaka w bok takiego, że go kwartał popamięta.
Energiczna przemowa młodego bandyty, poskutkowała jak nie można lepiej, bo natychmiast głuche zapanowało milczenie.
— Towarzysze, — przemówił Raul, wiecie że przyszedłem do was w interesie...
Jaskółki odpowiedziały potakującem na to mruknięciem.
— Dodam w tem miejscu od siebie, odezwał się Larifla, — że każda propozycya Regulusa zasługuję z góry na uznanie i przyjęcie!.... wszakże i wy koledzy tego samego zdania jesteście?
— Tak! tak... — mruknęli bandyci.
— Potrzebuję was na noc następną, ciągnął pan Credencé — i musicie być w pogotowiu od ósmej wieczorem.
— To najmniejsza... — odrzekł Larifla, — rozkazuj stary... a będziemy ci posłuszni.
— Czy znacie, — mówił hrabia, — sklep kupca winnego na rogu ulicy Pepinière i ulicy?...
— Znam... znam... — odpowiedział Larifla, — i podejmuję się ich zaprowadzić...
— Właścicielem sklepu jest człowiek bardzo uczciwy, który nie widzi czego widzieć nie potrzeba, nie słyszy czego słyszeć nie wypada... W głębi sklepu znajduje się gabinet... tam się otóż zbierzecie i tam ja stawię się po was. Każecie sobie podać obiad, ale pić musicie skromnie, bo musicie być zupełnie przytomni...
— Bądź spokojny... — odezwał się Radis noir, — nie wypije się więcej jak potrzeba... każdy po litrze wina jak panienka, i po kieliszeczku wódki na zakończenie!...
— Czy chodzi o wytropienie jakiego wielkiego skarbu?... — zapytał niewyraźny głos Bec de miela.
— Czy potrzeba napaść na kogo? — dorzucił Tape à l’oeil z kolei.
— Nie idzie ani o kradzież ani o gwałt... — odpowiedział pun de Credencé.
—Cóż więc w takim razie będziemy mieli z tego u dyabła?... — burknął Radis noir.
— Pracować będziecie na mój rachunek, więc ja wam za to zapłacę.
— I co dasz?...
— Po trzy napoleony każdemu...
— To wcale dobrze... — a zadatek?...
— Zadatku nie dam i to dla dwóch przyczyn...
— Jakich?
— Najprzód, że mnie znacie dobrze i możecie mi zaufać...
— Tak... tak!.. — wykrzyknął Larifla!... — każdy ci ufa nieograniczenie!... — Słowo Regulusa tyle warto co podpis barona Rotschilda...
— Druga przyczyna jest daleko jeszcze ważniejszą — ciągnął Raul — jakbyście mieli pieniądze w kieszeniach, popilibyście się z pewnością i w chwili kiedy was będę potrzebował... bylibyście niezdolni do niczego...
— Dobrze to — zauważył Radis noir — kto jednak zapłaci za obiad, jaki mamy zjeść przedtem?
— Nie turbujcie się o to wcale — odpowiedział hrabia.
— O! przeciwnie, jest się czem i to bardzo nawet turbować, skoro zaprzeczyć niepodobna, iż mamy wygląd nie wzbudzający tak wielkiego znowu zaufania!... — Na kredyt nikt nam nic nie da... jak dać nie chciał ten łotr Filoche, który byłby nas napewno nie wpuścił nawet do siebie, gdyby nie zobaczył naprzód pieniędzy...
— Bądźcie zupełnie spokojni, powtarzam wam raz jeszcze, bądźcie spokojni, wszystko będzie naprzód zapłacone.
— Ha! to co innego... — odpowiedział Radis noir — jak tak, to zaczynam wierzyć, że będziemy jedli obiad... — a co po obiedzie będziemy mieli do roboty?...
— Wsiądziecie do fiakra...
— A potem?..,.
— Zobaczycie.
— To znaczy, że nie życzysz sobie, abyśmy cię wypytywali...
— Pytać się możecie o co wam się żywnie podoba...tylko, że ja pozostawię te pytania bez żadnej a żadnej odpowiedzi?...
— Ba!... to po cóż psuć sobie gęby na próżno....
Ułożywszy plan na noc następną, pan de Credencé nie przeszkadzał już bandytom i butelki zaczęły krążyć na nowo.
Około trzeciej wesołość doszła do ostatecznych granic, uczta w orgję się zamieniła.
Każdy krzyczał, śpiewał, nie zważając na towarzyszy.
Naraz Larifla dobrze już podcięty, podniósł się z trudnością.
— Towarzysze — zawołał — zanucę wam coś tak pięknego, że z pewnością nic podobnego nie słyszeliście dotąd nigdy.
— Co takiego?... — zapytali zaciekawieni kamraci.
— Zanucę wam śpiewkę, którą się mogę pochwalić!... śpiewkę o dzieciach północy!
— Zkąd-żeś ją wziął?
— Ztąd moi przyjaciele! — odpowiedział Larifla, wskazując na czoło. — Ja sam jestem autorem tego arcydzieła, ja, który skomponowałem także prześliczny melodramat pewien...
— Tyś skomponował melodramat!...
ty Lariflo?... — zaśmiały się na całe gardło jaskółki,
— Tak. tak, ja moi synkowie.
— A jakiż nosi tytuł ta twoja sztuka?...
— Siarczysty: „Ścieki paryzkie”!... wielki melodramat z prologiem w czterech obrazach.
— Stanowczo kupuję sobie krzesło na pierwsze przedstawienie.
— I ja także!...
— I — ja.
— I — ja...
— I — ja!...
— Będę ostentacyjnie wywoływał autor!... — wykrzyknął Peau d’ Angora...
— Ale kiedyż pierwsze przedstawienie? — pytali drudzy.
— Czy ja mogę wiedzieć moi drodzy?... Dyrektorzy są nieznośni, nie podobna doprosić się ich o przeczytanie rękopismu, z powodu że niby napisany nie ortograficznie... — Pytam was — na dyabła ortografia w melodramie?
— Najzupełniej niepotrzebna — odpowiedzieli chórem zapytani.
— Jak aktorzy wyjdą na scenę i mówią, czy żąda kto objaśnienia czy to co mówią napisane było poprawnie?... Najwięksi uczeni patrzą tylko na grę wyłącznie.
— Prawda, prawda!... — odpowiedziały jaskółki. — Ale daj pokój ortografii a zaśpiewaj nam swoję śpiewkę — żądamy śpiewki!...
— Muszę wam najprzód powiedzieć co przedstawia scena — odezwał się Larifla z ukłonem.
„Scena przedstawia zakład w rodzaju Pawła Niqueta albo „Ściętego kłosa“, umeblowany dwunastoma podobnemi do nas indywiduami, naradzającemi się nad porwaniem młodej dziewczyny, córki biednego robotnika, którą wziął bogaty kapitalista i wychowuje jakby swoję, ale którą robotnik pragnie odebrać, posiadając ważne jakieś papiery.
„Może mnie nie rozumiecie dokładnie, bo opowiadanie nie jest moją specyalnością, w sztuce jednak wychodzi to wszystko bardzo zrozumiale.