[5] MASKOWANIE REFLEKTORÓW
Sosno zielona, w igły odziana,
Łzami żywicy rzewnie spłakana!
Twój pień podcinam siekierą jasną,
Strącone szyszki, padając, gasną.
Olcho, kapiąca od światłocieni!
Odzieram z ciebie szatę zieleni,
Wilkiem grasuję w twej bujnej krasie,
Lecą gałęzie i gniazda ptasie.
Poto, o sosno, ciebie zrąbałem,
Aby otoczyć zielonym wałem
Nasze pojazdy, lśniące jak ogień,
Z pancernem czołem, z promiennym rogiem.
Nato ja, olcho, ciebie pustoszę,
Aby zarzucić liściaste klosze
Na skórę powiek, na lekki statyw,
Na lakier luster i reostatów.
Gdy z nor smrodliwych na żer wypłyną
Ptaki, tuczone ludzką padliną,
Gdy cień zakrąży na podobłoczu
I łyskać będą lunety oczu —
A niech łyskają, niech łypią krwawe!
Pod gęstwą liści, igieł kurzawą,
O pień oparte, zrośnięte z ziemią,
Maszyny, ludzie, cichutko drzemią,
[6]
Zmęczeni bojem, zmierzchowi wierni.
Nie słyszą grzmotu smukłych bateryj,
Któremi dymi góra daleka,
Więc jawa im się w sen przyobleka,
I widzą pogoń złotych wybuchów,
I gonią wicher ostrych okruchów...
Szakalu niebios, w ucieczce skorej
Padaj na ziemię, padaj — i zgorej!
A kiedy góra w mrok się zanurzy,
I będzie wieczór i posmak burzy,
Sosno i olcho, spod twoich liści
Wyjdziemy, od snów dziennych świetliści,
I wytoczymy lustrzane smoki
Na step szeroki, w okop głęboki,
Będziemy blaskiem bróździć obłoki
I pętać wroga nadchmurne kroki...
To miecz świetlisty nad znojnym światem!
To bój promienia z nocnym piratem!
Tak gwiazda chmurę czarną roztrąca,
Tak noc uchodzi przed ogniem słońca.
Armja Czerwona, lipiec 1941 r.