Matecznik
Bóg, który łono wszelkich tajemnic odmyka,
Do tego ohydnego w duchu matecznika,
Gdzie duch z duchem się bije, a kość trupia z kością,
Pozwolił wejść i oczy oswoić z ciemnością.
I zoczyłem okropną umysłów ruinę.
Oczy krwią zaszłe, twarze ołowiane, sine,
Żywe zwierze, myślące o knucie i carze,
Dalej trupy — i skryte na trupy smętarze
Tam, jeśli który ludzkiej nie wytrwa ohydzie,
Pokorny, wariat blady, sam na cmentarz idzie
I kładzie się i kona od braci daleko;
Dlatego nigdy trupów za sobą nie wleką,
Ani się pokazują śród ludzi ze łzami,
Ani krzyku usłyszysz stojąc pod oknami.
Pośrzodku tron ujrzałem zbroczony i czarny,
Na którym usiadł straszny duch — niedźwiedź polarny,
Figura z krwi i ciała, ohydna i tłusta,
M o c a r z zapowiedziany w proroctwie o s z u s t a.
Przed jego pożyczoną od Mongołów mocą
Szkielety waryjatów kładną się — gruchocą,
Podlą się i za podłość mu składają dzięki;
Słychać trzask czaszek, grzechot piszczeli i jęki.
Któż by rzekł, że ta ciemna tajemnic kotara
Kryła taką straszliwą ucztę Balthazara,
Że tam w nocy, po ciemku, bez gwiazd i miesiąca
Jest ręka cara ogniem po ścianach pisząca,
Że przy stole żebrackie zbierając okruchy
Siedzą ciała, nie swymi napełnione duchy,
Liczba jakaś szatanów, która ciał używa,
Ten powie j a, a drugi duch się w nim odzywa.
Inny, którego przeszłość w siebie zajrzeć znęci,
Spojrzy i cudzą pamięć znajdzie w swej pamięci;
Inny, gdzieś pod Grochowem naznaczony blizną,
Zapomni się i Moskwę nazywa ojczyzną.
Tamten rozczochra włosy i podniesie pięście
I wrzaśnie jak kobieta: „Boże! o! nieszczęście!”
A potem, gdy w szlochaniu pozbędzie oddechu,
Upada w zgrzytającą harmonikę śmiechu,
Z tonu na ton zlatując, jak czart i kobiéta,
I szkło, które pod palcem zajęczy i zgrzyta.
Pośrzodku upior — niby zachłyśniony Bogiem,
Swojej dawnej ojczyzny matki stanął wrogiem.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
W serce, gdzie ona jeszcze święty ogień trzyma,
Swymi sztyletowymi utkwiony oczyma...
Wariat, a mądry... sztandar zaguby rozwinie,
Wszystkich wyszle i straci — ale sam nie zginie,
Jako płaz będzie pływał w skorupach i ślinie.
I teraz stoi, patrzaj, jak trup w grobie cały,
Od którego robaki sto lat uciekały,
I nareszcie z przestrachem rzuciły trumnicę,
Gdzie kości wypróchniałe gorzały jak świéce.
I nad okropnym, ciemnym piekła malowidłem
Szary tak machnął ręką, jak niedoperz skrzydłem...