[5]VI.
Niby w omdleniu stoją źródła senne
Dziwnie wspaniałe i dziwnie promienne,
Powierzchnia całkiem cichą jest ich szklanna
I tylko na dnie wytryska fontanna,
Wzlata ku górze tysiącem pierścieni
I przecudownym się turkusem mieni,
Ach, jakie skarby w głębi tej ukryte,
I jakie na dnie muszle są perłowe,
Które spływają w kolory tęczowe,
Jakie tam bryły w kawałki rozbite
I jakie drzewa omszałe mistyczne
Obrały tutaj dla siebie grobowiec
Jakie tu kwiaty swoją wonią śliczne,
Iż zabłądzwszyzabłądziwszy w miejsce to wędrowiec
Z swojej rodzinnej krainy dalekiej
Chciałby się skować z miejscem tem na wieki,
Na brzegach zrywać modre niezabudki,
Które swe główki wychylają z trawy,
Chciałby w tej ciszy rozwiać życia smutki,
W odgłos wsłuchiwać się fujarki łzawej,
Który przypływa tu od łąk zielonych
W piękne wieczory, pełne czarów, letnie
I śród miesięcznych nocy rozsrebrzonych
Chciałby tu marzyć i kochać szlachetnie,
Zrywać żółtawy nadbrzeźnynadbrzeżny rumianek
I z wodnych lilij splatać sobie wianek,
Wchłaniać dyszące wonią nenufary
I w tem zacisznem dalekiem ukryciu
Badać natury niepojęte czary,
Marzyć o innem jakiemś lepszem życiu,
[6]
W którem nie trzeba było by się trwoźyćtrwożyć
Wiecznie krążącej po nad głową burzy,
Do snu wiecznego tu swą głowę złożyć
Pod dzikim krzakiem zapłonionej róży,
Zdala od fałszu i od ludzkich krzyków,
Żegnany płaczem szczerym białej brzozy
I chorałami tęsknymi słowików,
Zdala od szyderstw, świata — i od prozy,
Która umiera, to się znowu budzi
I już nie ludźmi czyni wszystkich ludzi!…