Mysia Wieża (Kędzierski, 1927)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Mysia Wieża |
Pochodzenie | Mysia wieża i inne polskie podania i powiastki |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1927 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Lwów, Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
Dawno to było, bardzo dawno, od tego czasu minęło już przeszło tysiąc lat. Na Ziemi Kujawskiej panowali wtedy Popielowie. Stary Popiel był królem surowym, ale sprawiedliwym. Nadto był pracowity i bardzo oszczędny. Umierając, pozostawił nieletniego syna i wielkie skarby złota, srebra i drogich kamieni, zdobyte podczas dawniejszych wypraw wojennych.
Po śmierci ojca zasiadł tedy na tronie syn jego, Popiel Drugi. Ale ponieważ był jeszcze chłopcem, nie znającym się na rządzeniu krajem, przeto rządy za niego sprawowali starzy i doświadczeni stryjowie, zajmując się jednocześnie jego wychowaniem.
Popiel Drugi jednak okazywał od samego dzieciństwa złe skłonności. Był hardy i złośliwy, z lubością znęcał się nad służbą i zwierzętami, mądrych rad swych nauczycieli nie słuchał. Wady jego z biegiem lat stawały się coraz gorsze. Cały czas marnotrawił na zabawach hulaszczych i tańcach, a przedewszystkiem na pijaństwie i najrozmaitszych dokuczliwych a gorszących wybrykach. Stryjowie, patrząc na to, bardzo się martwili. Dla dobra kraju pragnęli za wszelką cenę sprowadzić go z drogi występku na drogę cnoty i użyteczności. Różne obmyślali w tym celu sposoby, lecz wszystkie zawiodły; Popiel Drugi coraz więcej lekceważył troskliwych o dobro jego stryjów i wyśmiewał się z ich mądrych rad i upomnień. Zrozpaczeni tem stryjowie ura dzili wkońcu, że skoro wszystko już na nic się zdało, to pozostaje jeszcze jeden tylko ratunek: ożenić go. Powiedzieli sobie, że jedynie dobra, miłująca żona potrafi ujarzmić jego złe narowy, że tylko ona potrafi go wprowadzić na drogę rozsądku i uczciwości.
Jak uradzili, tak leż uczynili. Dowiedzieli się, że w kraju niemieckim żyje księżniczka przecudnej urody, imieniem Ryksa. Pojechali więc do jej ojca, który chętnie przystał na to, żeby córka jego wyszła za mąż za Popiela. Ale to właśnie było najgorsze, co stryjowie mogli byli uczynić: szukali bowiem u obcych a nie w Polsce panny urodziwej, i nie pytali o prawość jej charakteru, i dobroć jej serca. I stąd spotkał ich zawód najboleśniejszy. Ryksa była wprawdzie niezwykle piękna, ale serce miała pełne okrucieństwa i chciwości. Zostawszy żoną Popiela, zachęcała go do dalszych występków, a przedewszystkiem do odtrącenia stryjów od rządzenia krajem.
I stała się teraz rzecz najgorsza. Popiel, ulegając namowom swej żony, zaczął sam rządzić przy jej pomocy. A były to rządy okrutnego i krwawego ucisku całego narodu. Ryksa, będąc Niemką, Polaków wcale nie kochała. Kazała ściągać srogie podatki, a opornych katować. Dręczyła najwymyślniejszemi sposobami zarówno panów, jak i lud biedny. Imię jej stało się postrachem dla wszystkich, i wszyscy zdaleka omijali zamek Popiela, wznoszący się nad jeziorem Gopłem. Wszyscy mówili, że w zamku mieszka Popiel z córką Lucypera. Potajemnie, zdalęka od licznych szpiegów Ryksy, śpiewano nawet taką o niej pieśń:
Gdy w kruszwickim rządzi zamku
Niemka, córka Lucypera,
Naród cały uciskany
Jęczy i umiera!...
Kiedy wreszcie przebrała się miara cierpliwości, naród począł szemrać i burzyć się i udawał się do stryjów Popiela po radę, coby uczynić należało, ażeby ukrócić okrutną samowolę Ryksy. Wiedziano bowiem, że rządy sprawuje właściwie tylko ona, gdy tymczasem sam Popiel jak dawniej, tak i teraz w dalszym ciągu marnotrawi czas swój na bezmyślnych hulankach, o kraj i naród wcale nie dbając.
Stryjowie tedy, widząc, że takie rządy pchają kraj do zatraty, zaczęli na nowo upominać Popiela, ażeby się przecież opamiętał, a Ryksę jęli strofować, że zamiast błogosławieństwem być kraju i narodu, stała się jego przekleństwem. Ale upomnienia stryjów miały tylko ten skutek, że Ryksa w swej nienawiści posunęła się jeszcze dalej.
— Wiesz, Popielu, — rzekła do męża, — twoi stryjowie są coraz bezczelniejsi. Jakiem prawem wtrącają się do naszych rządów? Nic innego, oni napewno chcą sami zasiąść na tronie królewskim. Dlatego trzeba im w tem przeszkodzić!
— Może masz słuszność. Ale jakim sposobem możnaby im przeszkodzić?
— Jest tylko jeden sposób: trzeba ich zgładzić ze świata, i to wszystkich odrazu, ażeby ani jeden nie pozostał przy życiu!
— Nie, na to nigdy się nie zgodzę! — odparł Popiel. — Nie chcę być mordercą swoich krewniaków! Naród ukamienowałby mnie za to.
Ale okrutna Ryksa nie dała za wygraną. Skoro raz powzięła jaką szatańską myśl, nie ustawała dopóty, dopóki nie zamieniła jej w czyn. Podjudzała więc Popiela ustawicznie przeciwko stryjom, aż wreszcie któregoś dnia w takie odezwała się słowa:
— Mężusiu kochany, dowiedziałam się, że twoi mili stryjaszkowie uknuli przeciwko nam spisek. Chcą nas usunąć z tronu królewskiego i wtrącić do więzienia. Czy więc i teraz jeszcze będziesz ich oszczędzał?
— Co ty mówisz?! — krzyknął Popiel wystraszony. — Skądże wiesz o tem?
— Skąd wiem, to wiem, — odparła chytra Niemka. — Wiem jeszcze i to, że buntują naród przeciwko nam i chcą zabić naszych dwóch synów.
Wszystko to Ryksa wymyśliła, żeby nastraszyć męża i zmusić go do zgładzenia stryjów.
— Co wobec tego mam zrobić? — zapytał Popiel lękliwie.
— Nic takiego. Usuniemy ich bez rozlania kropli krwi. I nikt nawet się nie domyśli, kto to sprawił. Położysz się poprostu do łóżka i będziesz udawał śmiertelnie chorego. Ja zaś do wszystkich twoich stryjców roześlę gońców z żądaniem, by natychmiast przybyli, ponieważ przed śmiercią chciałbyś się z nimi pogodzić. A kiedy już wszyscy staną tu na zamku, ja poczęstuję ich wieczerzą i do wina wleję truciznę. Rozumiesz? Reszta sama się zrobi...
I Popiel usłuchał zbrodniczej rady swojej żony; położył się do łóżka i zaczął udawać ciężko chorego. Rozbiegli się gońce do wszystkich stryjów Popiela z wiadomością, że król umiera. Przeto stryjowie co tchu podążyli do rzekomo umierającego. A stanąwszy przy nim, pełni smutku i żałości, jęli pocieszać ciężko jęczącego.
— Straszne muszą być twoje cierpienia, Popielu, — mówili, — ale Bóg nie dopuści, ażebyś tak młodo miał umrzeć. To minie, i znowu będziesz zdrów...
— Ooo, nie, już nie ozdrowieję, — jęczał Popiel i stękał i wzdychał. — Już ja dobrze wiem, że nadszedł kres mego żywota; śniło mi się wczorajszej nocy, że umrę za dwa dni... Ooo! Nie gniewajcie się już na mnie, kochani stryjaszkowie, darujcie mi wszelkie moje przewiny i zaopiekujcie się dziećmi mojemi i moją żoną...
Stryjowie, słysząc to, płakali rzewnemi łzami, płakała i służba, płakali synkowie, płakała i Ryksa ale łzami fałszywemi.
Gdy wieczór nastał, Popiel raz jeszcze pożegnał się z wszystkimi, a potem rozkazał żonie swojej, aby ugościła stryjów wieczerzą i winem w sąsiedniej komnacie. Stryjowie tedy smutni i milczący zasiedli do stołu, zjedli wieczerzę; zaledwie jednak schwycili za kielichy i wypili wino, poczuli od razu, że dzieje się z nimi coś strasznego. Niedługo trwało, a wszyscy stryjowie, padając jeden po drugim, wśród strasznych boleści, legli nieżywi, otruci podstępnie.
Przyglądali się temu z bocznej komnaty niecny Popiel i zbrodnicza Ryksa. Kiedy już ostatni ze stryjów wyzionął ducha, wrzuciła ich ciała do Gopła, a jednocześnie rozgłosić kazała po całym kraju, ze stryjowie knuli zdradę przeciwko Popielowi, i dlatego bogowie pokarali ich nagłą śmiercią.
Po dokonaniu tej okropnej zbrodni, Popiel urządził na swym zamku wielką ucztę, na którą zaprosił różnych panów z Kruszwicy. Uczta była wspaniała, doskonałe potrawy i wina najlepsze. Lecz o północy, kiedy uczta była najhuczniejsza, wpadli nagle do sali pachołkowie, krzycząc z przerażenia:
— Królu, ratuj! Z jeziora Gopła wychodzą tysiące wielkich myszy i wszystkie pędzą na zamek. Nie możemy ich żadną miarą powstrzymać, wtłoczyły się na dziedziniec i pędzą po schodach na górę!
Ledwie to powiedzieli, a już tłum myszy wpadł do sali, gdzie odbywała się uczta. Myszy z wściekłością rzuciły się na Popiela, Ryksę i dwóch jej synków i jęły ich szarpać i gryźć. Innym gościom natomiast dały zupełny spokój. Powstał wielki krzyk i popłoch. Goście i Popiel mieczami uderzali na myszy, ale one z coraz większą nacierały natarczywością. Rzecz przytem najdziwniejsza, że z każdej myszy, rozciętej na dwie części, wyrastały natychmiast dwie nowe myszy. Nie pomogła tu więc wszelka obrona z bronią w ręku, bo myszy przybywało coraz więcej i więcej. Wtedy to król z królową i królewiczami uciekli z sali i schronili się w murowanej z kamieni komnacie zamkowej, zamkniętej żelaznemi drzwiami. Myszy jednak w krótkim czasie przegryzły drzwi żelazne, wtargnęły do środka i znowu z zajadłością rzuciły się na Popiela i jego rodzinę. Popiel bronił się jak szalony, uderzał szablą dokoła siebie, kopał, deptał, ale nic to nie pomogło — myszy przybywało coraz więcej i więcej.
Wtedy Popiel wybiegł z swą rodziną na plac zamkowy, kazał rozniecić dokoła siebie wielki ogień, myśląc, że w ten sposób może uda mu się uwolnić od swych prześladowców. Ale myszy wcale się ognia nie ulękły, przechodziły wśród ognia bez najmniejszej dla siebie szkody. Płomienie poprostu ich się nie imały. I znowu myszy rzuciły się na Popielów, gryząc wściekle i szarpiąc. A było ich coraz więcej i więcej.
Gdy więc i ogień nie zdołał ich obronić od zajadłości myszy, wtedy król i rodzina jego wybiegli z podwórca zamkowego, uciekając jak szaleni w stronę jeziora, wskoczyli do łodzi, w której siedział rybak i kazali mu wiosłować w stronę wysokiej wieży. Wieża ta służyła za basztę, a zbudowana była z kamieni i cegieł na wyspie jeziora Gopła. Zaledwie jednak łódź odbiła od brzegu, a już setki tysięcy myszy, goniące z podwórca zamkowego, wskoczyły do jeziora i płynęły za łodzią, otaczając ją ze wszystkich stron. Jedne płynęły, drugie przedostały się do łodzi i znowu nastąpiła ta sama walka, co przedtem.
Ostatecznie jednak łódź przybiła do wysepki. Popiel, Ryksa i dwaj synowie wyskoczyli co tchu na brzeg i pobiegli znowu jak szaleni ku wieży. Znalazłszy się w środku wieży, zatrzasnęli za sobą bramę żelazną. Potem wbiegli na pierwsze piętro, tam znowu zatrzasnęli za sobą drzwi żelazne. Potem wbiegli na drugie piętro, na trzecie, na czwarte i na piąte, ostatnie, — a na każdem piętrze były drzwi żelazne, które zamykali za sobą mocno na klucz. Teraz dopiero Popiel odetchnął uspokojony i rzekł:
— Tu jesteśmy wolni i bezpieczni! Teraz nam te przebrzydłe myszy nic już nie zrobią! Niepodobieństwem jest, ażeby mogły przegryźć sześcioro drzwi żelaznych.
I rzeczywiście zdawać się mogło, że jest to niepodobieństwem. Pierwszego dnia mieli spokój. Ale wtedy głód zaczął im dokuczać, ponieważ podczas ucieczki i walki z myszami nie pomyśleli wcale o zabraniu żywności, a na wieży także jej nie było. Drugiego dnia również mieli spokój, ale głód dokuczał im coraz dotkliwszy. Wtedy Popiel spojrzał przez okno na dół, by przekonać się, czy myszy oblegają jeszcze wieżę. Ale wnet włosy zjeżyły mu się na głowie ze strachu i odskakując od okna, krzyknął:
— Myszy pchają się w bramę wieży! Nie inaczej, tylko ją przegryzły! Przegryzły grubą żelazną bramę! Niema już dla nas ratunku!
W strachu śmiertelnym oczekiwali teraz tego, co nastąpi. Tak minął drugi dzień i druga noc. Rano jednak usłyszeli nagle straszliwy pisk i łomot na schodach piątego piętra. A po chwili rozległo się okropne chrobotanie u drzwi żelaznych. Słysząc to Ryksa zaczęła krzyczeć i kląć po niemiecku, dzieci płakały, a Popiel z dobytym mieczem stanął przy drzwiach, gotów do ostatniej walki. Niedługo trwało, a w drzwiach żelaznych powstał otwór, przez który wskakiwać poczęły myszy. Popiel uderzał mieczem z rozmachem, kłuł i deptał, lecz napróżno. Im więcej porozcinał myszy, tem więcej ich przybywało; z każdej myszy zabitej wyrastały dwie żywe. Wkrótce było ich w izbie tak wiele, że oblężeni nawet ruszyć się nie mogli. A myszy tymczasem z wściekłością gryzły i szarpały wszystkich po kolei. Najpierw więc zagryzły obu synów, potem Ryksę, a potem samego Popiela. Nie pozostało po nich wszystkich ani jednej kosteczki. Dokonawszy tego, myszy znikły.
Tak oto z potrutych zdradziecko stryjów powstały myszy, które w ten sposób zemściły się na okrutnych trucicielach i ich dzieciach. Od tego czasu owa wieża na jeziorze Gople zwie się Mysią Wieżą. Wznosi się ona po dziś dzień na znak, że każda zbrodnia znajduje swoją zasłużoną karę.
Popielowie zginęli więc okropną śmiercią, zagryzieni przez myszy, ale dusze Popiela i okrutnej Ryksy błąkały się odtąd po zamku Kruszwickim w postaci potwornego czarnego psa o ślepiach ogromnych i olbrzymiej czarnej kocicy, która miała ślepie jarzące niby dwie płonące latarnie. Potwory te pojawiały się codziennie o północy i straszyły wszystkich mieszkańców zamku przeraźliwem wyciem i miauczeniem. Pilnowały one przedewszystkiem niezliczonych skarbów w piwnicach zamku, nagromadzonych tam przez Ryksę, a pochodzących z krzywdy łupionego niemiłosiernie narodu. Ryksa pod postacią kocicy pilnowała wejścia do piwnicy, a Popiel pod postacią psa pilnował skarbów, leżąc na nich.
Przerażeni mieszkańcy udali się do żyjącego w pobliskim lesie pustelnika z prośbą o pomoc przeciwko pokutującym w zamku upiorom. Pustelnik, człek bardzo świątobliwy, pogrążył się w głębokiej modlitwie, a potem rzekł:
— Upiory te, to dusze potępieńców Popiela i Ryksy. Można je z zamku usunąć, ale jednocześnie z ich skarbami. A skarby te zatopić należy w Gople.
Powiedziawszy to, pustelnik pogrążył się na nowo w żarliwej modlitwie, poczem wstał, wziął z sobą kropidło i święconą wodę i udał się do piwnic zamkowych. A zobaczywszy u wejścia potworną kocicę, pokropił ją wodą święconą i zawołał:
Ty, coś żyła zbrodnią wściekła,
Zgiń, przepadnij na dno piekła!
Zaledwie pustelnik słów tych dokończył, a już rozwarła się ziemia, z jamy wybuchnął czerwony płomień, kocica zaś straszliwie miauknęła, parsknęła i zniknęła w otchłani płomiennej. Potem pustelnik świątobliwy otwarł drzwi, wszedł do środka piwnicy, a ujrzawszy upiornego psa na skrzyni ze skarbami, pokropił go święconą wodą i zawołał:
Ty, coś zwolił struć swych stryjów,
Nie dla ciebie ta komora!
Weź swe skarby i przeklęty
Skocz na samo dno jeziora!
I zaledwie pustelnik wypowiedział swe zaklęcie, pies warknął tak głośno aż zamek się zatrząsł, potem swą ogromną paszczą pochwycił skrzynię ze skarbami i wśród straszliwego szumu wyleciał z piwnicy zamkowej. W tejże chwili, ludzie nad Gopłem stojący, ujrzeli jak czarny pies z ogromną skrzynią przelatując w powietrzu, wpadł do jeziora w pobliżu Mysiej Wieży.
W zamku kruszwickim zapanował od tej chwili spokój zupełny, upiory Popiela i Ryksy zniknęły i przestały straszyć. Teraz jednak zaczęły się dziać straszne dziwy na jeziorze Gople. Biedni rybacy, utrzymujący się z połowu ryb, widzieli podczas słonecznej pogody psa czarnego, spoczywającego na dnie jeziora i pilnującego skarbów. Innym znów razem widzieli potwornego szczupaka, mchem i roślinami porosłego, który pływał dokoła skrzyni; był to podobno sam Lucyper, pilnujący skarbów Popiela. Odkąd duch potępionego Popiela spoczął na dnie jeziora, ryby zaczęły ginąć; połowy ryb stały się coraz mniej obfite, aż wkońcu ryb w jeziorze zupełnie zabrakło. A ilekroć rybacy założyli sieci w jeziorze, zawsze jakieś licho sieci im splątało i w kawałki strzępiło.
Nie koniec jednak na tem. Działy się sprawy jeszcze gorsze. Gdy bowiem na środku jeziora ukazała się większa ilość łodzi rybackich, przewożących ludzi z jednego brzegu na brzeg drugi, w tej chwili czarny pies na dnie jeziora zaczął przeraźliwie warczeć i szczekać i uderzać ogonem tak mocno, że cała powierzchnia wody się burzyła, a wielkie bałwany zatapiały ludzi. Trwało to czas dłuższy i wielu w ten sposób znalazło śmierć na dnie Gopła.
I wtedy zrozpaczeni rybacy nadgoplańscy udali się do biskupa kruszwickiego z prośbą o pomoc. Biskup w uroczystej procesji przyszedł nad jezioro, tu po długiej, gorącej modlitwie wezwał pomocy Niebios, potem wodą święconą pokropił jezioro w znak Krzyża świętego, a wkońcu zawołał głosem donośnym:
Ty, coś gnębił lud swój srodze
Tak, że imię twe lęk budzi,
Zgiń, przepadnij w głębiach ziemi,
Przestań dręczyć biednych ludzi!
Kiedy biskup słowa te wypowiedział, zerwała się nad jeziorem wielka burza, a z głębi Gopła rozległo się okropne wycie, potem piorun z nieba uderzył trzy razy w to miejsce, gdzie stróżował duch Popiela i szczupak Lucypera. A potem uciszyło się wszystko i jasne słońce zajaśniało na niebie. Wtedy na rozkaz biskupa rybacy popłynęli na swych łodziach w pobliże Mysiej Wieży i zobaczyli, jak wielka skrzynia ze skarbami Popiela zapadała się w dno jeziora coraz głębiej i głębiej, aż wkońcu zupełnie znikła. Czarny pies i porosły mchem szczupak zniknęli również bez śladu. Od tego dopiero czasu nastał spokój na Gople, a ryby mnożyły się znowu w wielkiej obfitości.
Tak więc zginął wszelki ślad po okrutnym Popielu Drugim i żonie jego Ryksie, a pozostała po nich jedynie Mysia Wieża na Gople i wspomnienie o nim, opowiadane wśród ludu nadgoplańskiego.