[121]NA BAL KSIĘCIA MARCINA LUBOMIRSKIEGO. [1]
Biedziłem się sam z sobą w domu przez czas długi,
Nareszcie od przyjaciół będąc nakłoniony,
Pomimo ciemnej nocy i przykrej szarugi,
Mimo tylu zmartwienia którym otoczony.
Śmieszną na siebie postać wziąwszy Arlekina,
Jechałem sobie na bal Xiążęcia Marcina.
Ledwie com wysiadł z fiakra ujrzę dwie dziewczęta,
Przebrane po wieśniacku z swoim motyantem,
Kładły w kieszeń trzewiki biedne niebożęta,
Znać złotówek nie miały i z Panem Amantem.
Wolałbym moje maski, rzekłem, pierze targać,
Niźli się po tym błocie tak daleko szargać.
Nic mi na to nie rzekły zabrudzone maski.
Ja też wcale nie wchodząc w dalsze ich poznanie
Przebyłem Liberyi uszczypliwe wrzaski,
Zły niezmiernie na takie mnie nieszanowanie.
Pytałem się jednego, jeśli się to godzi,
Usłyszał Xiąże i rzekł: Masce to nieszkodzi!
Kiedy to więc nie szkodzi, pomyśliłem sobie,
Będęż więc wszystkie maski obchodził koleją.
A naprzód miły Xiąże niedaruję tobie,
Na co masz drzwi otwarte gdy ludzie potnieją
Powtóre, Mości Xiąże, mało masz powagi.
Wdawać się z lada maską wcale nieprzystoi,
Tak zbytne upodlenie złe gdy bez uwagi,
Równie jako i duma, gdy się komu roi,
Wszystkiego miernie użyć trzeba mości Xiąże
Resztę ci potem powiem: bo do kogoś dążę.
[122]
Właśnieś mi w oczy wlazła z swoją starą Matką,
O córo zbyt poczciwa przed kilkoma laty.
Pokiś jeszcze nieznała jak to kartę gładko
Zsuwać pod stół, a kiedy brać za nią dukaty,
Na szulerkę cię całkiem Wiaziewicz wystroił,
I co wiedzieć nie trzeba, on to w ciebie wpoił.
I ty tu także jesteś wyłupiwszy oczy,
Podwiązawszy twarz wstęgą, babo opętana!
Patrzysz czy syn twój dobrze walkę z asem toczy.
Lecz przegrał i wzywa cię Matulu kochana,
Próżno cię pot oblewa, darmo pragniesz zwady,
Lepiej dobądź dukatów i daj z niej porady.
A to wy, piękne córki, w tym kąciku sali
Paziami, jak na przekór, żywo się bawicie,
Czyście wy się to jeszcze w tym nieprzekonali,
Że ten rodzaj drwi sobie z wszystkich kobiet skrycie,
Tak naprzykład Karłowicz między innych zgrają
Baje sam nie wie o czem, ztąd go wszędzie znają.
Życzę ci Przewielebna Matko wraz z córami,
Przez wzgląd na lata stare nie grać młodej roli,
Już to szósty dziesiątek upływa za nami,
A ty jeszcze chcesz chłopców próbować swywoli,
Porzuć tę myśl zatęgą, zdejm zasłonę z twarzy,
Amantki opuszczone w niej się widzieć darzy.
Któż jest ta w pudermantlu wstęgą przepasana
Ma kapelusz na głowie dziwacznie włożony,
Spódnica jakaś brudna, jeszcze uszargana,
Cerowane pończochy i trzewik znoszony?
To zapewne być musi Panna Podczaszyny,
Zgadłem, chociaż nie z twarzy, poznałem cię z miny.
Tę maskę co na głowie ma chustkę turecką
W lewitce z Angielszczyzny i w białej spódnicy
Poznałem, tydzień temu: dobre to jest dziecko,
[123]
Mieszka tu naprzeciwko Bednarskiej Ulicy,
Pewny xiądz w niej się kocha i ją utrzymuje,
Ona też go w potrzebie dźwiga i ratuje.
To być musi Marysia w tym czepku gazowym,
Co ma kurtkę złotemi galonki obszytą,
Ona, jak widzę, codzień jest z Amantem nowym,
Kręci się, tę ma wadę, że jest nieużytą
Gdy dukata nie widzi: ja jej w tym nie ganię,
Patron darmo nie gada i darmo nie stanie.
Któż to tego kadryla tak tańczy dziwacznie,
Nogami tak przebiera jak koń gdy spętany,
Uczy wszystkich, sam niezna, spytam się nieznacznie,
Przecież on z swych manewrów może tu już znany,
Pewnie swego konceptu kradryle rozdaje,
Nikt mi o nim nie powie lepiej, jak Zagraje.
Chcę się pytać Leymana kto ten kadryl robił,
A w tém hałas na sali słyszeć się nam daje,
Lud się zbiera w gromadę, ktoś tam kogoś pobił,
Szulery za pieniądze, Fleming grać przestaje,
Xiąże woła huzara, aby wyprowadził
A kogo? Falińskiego; dobrze ktoś doradził.
Bo też to człowiek jeden kiedy się zapije,
Każdemu w oczy wlizie o każdym źle trzyma,
Co się też go niejeden nabił i nabije
On i z plastrem na twarzy znowu się nadyma,
O! bodajbyś był głupi nie znał tych kamratów
Miałbyś więcej odzienia a mniej kondemnatów.
Otóż jak to niemówić, że gdzie są Grodaki
Tam się nigdy spokojność pomieścić nie zdoła,
Tak kaptur, jako fartuch, kontusze i fraki,
Niechaj w dom ten nie wchodzą, lecz krążą obkoła,
Przez cóż ten marsz zagrano, przez co do dom jadę,
Przez co niewiem kto tańczył, przez hałas, przez zwadę.
|