Nad grobem dobrego człowieka
Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Nad grobem dobrego człowieka |
Pochodzenie | „Niwa“, 1898, nr 13 |
Redaktor | Józef Drzewiecki |
Wydawca | Józef Drzewiecki |
Data wyd. | 1898 |
Druk | Rubieszewski i Wrotnowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI |
Indeks stron |
„...W odcinku najnowszy utwór Klemensa Junoszy“ — taką obietnicą rozbrzmiewały przez szereg lat zapowiedzi redakcyjne wszystkich niemal pism polskich. Obietnica cieszyła czytelnika: „Ach jak to dobrze! jak dobrze! Junoszy! naszego Junoszy.“ Obietnica skutkowała — spieszono z wysłaniem prenumeraty; nazwisko pana Klemensa jednało pismu odbiorców, przysparzało poczytności.....
I „nasz“ Junosza pisał i pisał, dwanaście godzin z rzędu nieodrywając się od biurka. Wyrastały pod piórem pisarza dworki szlacheckie, winem obrosłe, chłopskie strzechą kryte chaty, żydowski kramik; toczyła się po biurku najtyczanka lub biedka pachciarska... Junosza pisał, pisał duszą, malował to, co ukochał, i dla tych, których ukochał.
I tak płynął rok za rokiem. Zapowiedzi redakcyjne świeciły nazwiskiem Klemensa Junoszy; na pułkach księgarskich pojawiał się coraz to nowy tomik autora „Łaciarza“, szła w świat, w wiejskie zakątki, nawet w kmiece sadyby, książka pana Klemensa, miłym gościem witana, chwytana z rąk do rąk, jako pokarm zdrowy, płód wielkiego talentu, okraszony niezrównanym swojskim humorem. Szła „dobra“ książka między ludzi, a pan Klemens pisał w dalszym ciągu, aby nowym zapowiedziom prospektowym zadość uczynić.
Dziś te same pisma, co w odcinku drukowały „powieści Klemensa Junoszy“, rozniosły żałobną wiadomość:
— Junosza nie żyje!
Pośmiertne wzmianki opiewają: żył z literatury; ekspertyza lekarska dowodzi, że zgasł na paraliż serca.
Nieprawda!
Umarł z literatury, z nadmiaru pracy, z fizycznego wyczerpania! Zmarł w 48 roku życia po napisaniu ośmdziesięciu tomów powieści na chorobę, co się troską o jutro zowie, jak ów żołnierz, co nie znalazłszy ładunku, już bronią nie władnął...“
A wiecie, jakie były pragnienia, o jakiej tęczy nad głową na stare lata marzył?
Kiedy przed miesiącem złożonego chorobą odwiedzając, doradzałem odpoczynek, w dużych czarnych oczach chorego przemknął smutny uśmiech, pokręcił drżącą ręką posiwiałego wąsa...
— Żeby to można? — rzekł. — Ale cóż kajdanki nie pozwalają — ukazał na pióro. — Jeszcze lat parę... jeszcze parę... Da Bóg z czasem odpocznę... Chciałbym tylko, żeby Jerzyk (najmłodszy z trzech synów) skończył szkoły... Potem jeszcze ze dwa lata popracuję, żeby choć jaki tysiąc, dwa oszczędzić i wynieść się na wieś. Kupię sobie gdzie w Lubelskiem chałupę, dziesięć morgów gruntu, kożuch barani... Będę siał... orał... na jarmarki jeździł... z żydkami się handryczył... A będzie co wolnego czasu, to będę pisał dla... chłopów.
Takiemi były marzenia o odpoczynku na stare lata polskiego pisarza, co do skarbnicy piśmiennictwa włożył na wieczysty depozyt ośmdziesiąt tomów powieści, tysiące ulotnych, rozrzuconych po rocznikach pism humorystycznych drobnych utworów; co napisał więcej, niż inni przeczytali.
Takiemi były marzenia — marzenia niedościgłe!! Tyle żądał od tej literatury, co różnych żonglerów reporterskich dostatnio odżywia; co clownom pióra, przyodzianym w togi statystów, udźce na złocistych półmiskach zastawia; co „pierwszopiętrowym“ wielkościom wyściełane wezgłowia rozściela...
Tylko tyle żądał i literatura odmówiła! Urwała mu szmat życia, śmierć przedwczesną nasłała, miast marzonej zagrody chłopskiej trzy łokcie święconej ziemi ofiarując. Za duży był talent, za prawy charakter na... jubileusz i inny, niż w mogilnych piaskach, odpoczynek!
Piszący te słowa ma dla ś. p. Klemensa Szaniawskiego niczem niespłacony dług wdzięczności. On mi rękę „formował“, a czynił to tak życzliwie, tak szczerze, tak wylanie, tak bez obłudy, że dziś, gdy ta iście z fredrowskiego obozu postać Junoszy zagasła, jakbym rodzonego ojca stracił...
Czuję żal głęboki...
Nie do społeczeństwa, bo to oceniło zasługi nieboszczyka, czytało jego dzieła, śląc dziękczynienia z oddali za dobre, dobre książki...
Czuję żal głęboki... do tej pracy, co zacnemu sercu odebrała bicie; do tej niwy, co dlań skąpo rodziła kłosy.
Suty będziesz miał pogrzeb, panie Klemensie! suty! Pisma nieposkąpią „wieloletniemu współpracownikowi“ ciepłych wzmianek, wydawcy złożą na Twej trumnie wieńce żałobne... Szarfy z napisami pokryją katafalk!
Suty pogrzeb! ale nie dla tego... Nad Twą mogiłą stanie na poddzwonne smutna myśl, ze wszystkich stron Polski nadbiegła; z każdego zakątka, gdzie mowa nasza rozbrzmiewa, spłynie westchnienie, zapłaczą nad stratą bolesną i „Pan brat“ i „Szymon orator“ i „Łaciarz“ i na każdą grudkę ziemi padnie łza szczera. I będzie wielka ciżba serc, kirem okrytych...