Nastał, mój miły, wiek Eschylesowy...
Nastał, mój miły, wiek Eschylesowy:
Poemata się rodzą wielkie, ciemne,
Na skrzydłach złotych straszne bogów głowy
Jak Samuele wychodzą podziemne.
Ale nie widzi, kto w duchu nie nowy
Albo kto serce ma w sobie nikczemne...
Taki — nie słyszy — ech spiewanych w niebie,
Ale ma swoje wieszcze — podług siebie...
Ci jemu niosą... jeśli się rozwściekli,
Słowa... przez które — wściekłość swą wyleje —
Lub będą przed nim ludzkość biczem siekli
I szkalowali potąd ludzkie dzieje —
Aż się ów człowiek — cały na kształt Hekli
Rozogni błotnie — i w sobie rozgrzeje,
Swemu poecie, winien jak gadzina,
Że gwizdem — głośniej nad innych przeklina...
Takim... (o miły... a mojego losu
Świadomy...), takim zamknijmy na kłódki
Usta — a cierpią — to nie dajmy głosu,
Aż w moc przetrawią w sobie — swoje smutki;
Wtenczas to i z nich... spodziewać się kłosu,
W którym ziarn pełność — a wąs będzie krótki —
Trzeźwych mieć będziem buntowników w carstwie
Z tych, co pogardzą — pijaństwem — w rytmiarstwie.