[69]
O MOJEJ WIOSCE.
O ty moja wiosko, rozłożona dołem,
Z sinym dymu wiankiem nad słomianem czołem,
Chaty twe wzdłuż rzeczki do ziemi przylgnęły,
[70]
Płoty w swe ramiona twe sady ujęły,
A jak ule w lecie wyroją się pszczołą;
Pracowitym ludem tak roi się sioło.
A nad siołem wyżej zieleni się wzgórze,
A mruczący potok myje mu podnóże,
Na wzgórzu szeroko zamek się rozpiera,
Baszt swych strzelnicami na chaty spoziera
Z herbami nad bramą, swym kamiennym stropem,
Góruje nad siołem, jako pan nad chłopem.
A za zamkiem wzgórza drugiego wierzchołek,
Wzwyż nad zamek rośnie, a na nim kościołek,
Wieżyczkami dwiema ku niebu wystrzela,
Nad wieżami błyszczy krzyżem Zbawiciela,
I pogląda z góry ta pańska świątnica,
I na chaty kmiece, i na gród dziedzica.
To porządek dawny, kto się tu budował,
Może sam bez wiedzy taki ład zachował:
Zamek pośród sioła czujnie patrzał z góry,
Bo dla chat puklerzem stały one mury,
Jak szlachcic dla ludu tarczą był od wroga,
Nad nim błogosławiąc stoi kościół Boga.
Dzisiaj inne czasy! Posępnie ku wiosce
Patrzą baszty stare, niby w cichej trosce,
Zdaleka od sioła w zacieniu dąbrowy,
Na równi ze siołem mieszka dziedzic nowy;
Na fali, na cichej odbity przeźroczu,
Dom jego samotny stoi na uboczu!
Stąd wychodzę nieraz o wieczornej zorzy
Kędy chaty kmiece, kędy kościół Boży,
[71]
I patrzę na stare śród sioła zamczysko,
Moich poprzedników puste dziś siedlisko,
I na dom, co w inną powędrował stronę,
Gdy kościół i chaty stoją niewzruszone.
A kościelny dzwonek głosi Anioł Pański,
Nocne leci ptactwo na gród kasztelański,
I w szczelinie baszty smutnie puszczyk krzyczy,
A do chat swych z pola wraca lud rolniczy;
Ja w milczeniu dumam przy zachodzie słońca,
O tem, co ma koniec, o tem, co bez końca!