O potrzebie stowarzyszeń
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | O potrzebie stowarzyszeń | |
Pochodzenie | Kalendarz Lubelski Na Rok Zwyczajny 1875 | |
Wydawca | Michalina Kossakowska | |
Data wyd. | 1875 | |
Druk | Michalina Kossakowska | |
Miejsce wyd. | Lublin | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
Wielką jest siła jednostki — ale siła jednostek połączonych jest potężną.
W społeczeństwie, które nie jest czem innem, jak tylko wielkim ludzkich jednostek zbiornikiem, ta prawda jest główną podstawą dobrobytu i dźwignią postępu.
Rozejrzyjcie się wkoło siebie i zechciejcie spojrzeć na owe cudy postępu, na wielkie dzieła ducha człowieczego, z których korzystacie i pełnemi czerpiecie rękami. Wszak znacie owe długie równe linje żelazne, po których tysiące tysięcy ludzi i miljony cetnarów towarów, pędzi z nieopisaną szybkością. Widzicie owe cienkie druty, po których myśl ludzka jak błyskawica przebiega z jednego końca świata na drugi, któréj nie zatrzymują ani najeżone gór skalistych wierzchołki ani tajemnicze oceanów odmęty.
Rozejrzyjcie się wreszcie po świecie handlowym, przywiedźcie na pamięć owe przedsiębiorstwa ubezpieczające mienia wasze od nieprzewidzianych losowych wypadków i pomyślcie, czy siła pojedyńczego człowieka zdolna jest nagromadzić tyle kapitału i pracy, ażeby stworzyć podobnie kolosalne dzieła? Czy jeden robotnik przez całe życie swoje mocen jest wznieść gmach, który kilkudziesięciu ludzi w przeciągu jednego lata wystawi? Doprawdy, że nie.
Potrzeba stowarzyszeń jest na całym świecie pojętą. Stowarzyszenia, to podstawa, na któréj się cały świat przemysłowy opiera, stowarzyszenie wreszcie, to nieunikniony i konieczny warunek dobrobytu materjalnego każdéj społeczności.
Korzyści wynikające ztąd, są nadto widoczne i niepotrzeba daleko szukać wymownych cyfr na poparcie téj prawdy.
Weźcie sprawozdanie Towarzystwa Dobroczynności, przypatrzcie się, ile tam otarto łez sierocych, ile ulżono gorzkiéj i ciężkiéj niedoli lub niemocy. Setki i tysiące rubli wydatkowano na biednych, — setki i tysiące rubli waszych własnych, a jednak czyście uczuli jaki ciężar, czy w wydatkach waszych uczyniła się przez to różnica? Rzucaliście grosze i złotówki, a wasze ofiary w stowarzyszeniu olbrzymiały w tysiące i przynosiły pomoc potrzebującym. Towarzystwo jednak Dobroczynności tak chętnie przez was wspierane, jest stowarzyszeniem w celu czysto-filantropijnym, fundusz jaki tam wkładacie jest słusznem i sprawiedliwem pokłosiem jakie przy żniwach waszych powinniście dla chorych i kalek zostawiać. Grosz włożony do puszki ofiarnéj, dla was samych przynosi jedynie moralne zadowolenie z dobrego uczynku.
Są jednak inne stowarzyszenia, w których członkowie pomagają sobie wzajemnie, w których występują nie jako do walki przeciw naglącym życia potrzebom, w których znajdują lekarstwa na wiele cierpień skuteczne.
Za nim jednak powiemy o charakterze tych stowarzyszeń — zobaczmy przedewszystkiem z jakich elementów składa się nasza Lubelska miejska społeczność.
Jeżeli będziemy uważać całą ludność miejską bez różnicy wyznań, (jakby to słusznie uczynić należało) jakby jedną rodzinę miasta, to zobaczymy, iż da się ona podzielić na cztery kategorje, — a mianowicie: obywateli miejskich czyli właścicieli nieruchomości, z których znaczna część nakłada szalone kontrybucje na lokatorów, dla oczyszczenia swoich mocno zaszarganych ksiąg hypotecznych; na urzędników, którzy w znacznéj liczbie siedzą po same uszy w kieszeniach miejscowych lichwiarzy, wreszcie na rzemieślników, z których znaczna mniejszość może się poszczycić zadawalniającym stanem materjalnym i handlujących średniéj zamożności; i wreszcie na ostatnią kategorję ludzi, która żyje utrzymując się Bóg wie z czego, żyje nieprodukcyjnie, nic nie robiąc, wałęsając się cały dzień po ulicach i tamując swobodne przejście na chodnikach. Mamy tu na myśli owe zaćmy faktorów, agentów, stręczycieli i innych pasożytów starozakonnych, którzy ani orzą ani sieją, a jednak żyją jakoś... Do pierwszéj kategorji powinniśmy zaliczyć jeszcze zamożniejszych kupców jako jedynych przedstawicieli tutejszego ruchu handlowego.
Powiedzieliśmy wyżéj, iż słusznie należałoby wszystkich bez różnicy wyznań uważać za członków naszéj społecznéj rodziny.
Jednak mówiąc o potrzebie stowarzyszeń, musimy opuścić naszych starozakonnych spółobywateli, z téj racji, iż ci mając swoje stowarzyszenia, którym zawdzięczają stanowiska, jakie zajmują w świecie handlowym; nie tylko z zasady nie przystąpiliby do spółudziału, lecz niechętnie nawet widzą wszelkie na téj drodze kroki, ponieważ upatrują w nich reakcją przeciw różnym rodzajom monopolu, jaki w swoje ręce zdołali pochwycić.
Jest to objaw smutny — jest to złe — ale jednakże jest, i długo zapewne trzeba będzie czekać na zupełne onego usunięcie. Takim więc sposobem jeżeli nie będziemy rachować licznéj starozakonnéj ludności miasta, widzimy, iż chrześcijańska onego połowa składa się tylko z trzech grupp: z kupców i obywateli, — z urzędników, — wreszcie z rzemieślników i wyrobników.
A wszystkim bezwarunkowo potrzeba kredytu i artykułów żywności.
Zamożni kupcy czerpią kredyt już to z instytucji bankowych, już to z innych źródeł, które dla nich, jako obracających większemi kapitałami są przystępne. Urzędnik i rzemieślnik wpadają w sieci usłużnych lichwiarzy, i płacąc wysoki bo częstokroć 60 rocznie wynoszący procent nie mogą się w końcu uchronić od zupełnéj ruiny materjalnéj, a biedny wyrobnik niesie ostatnią kapotę na zastaw, aby w krytycznéj chwili dać kawałek chleba choréj żonie i zgłodniałym dzieciom.
Artykuły zaś żywności wszyscy bez wyjątku prawie kupujemy z drugiéj ręki, płacąc za nie daleko drożéj, niżby to wyniosło, gdybyśmy je bezpośrednio od producentów nabywali.
Celem zaradzenia tym potrzebom istnieją dwa rodzaje stowarzyszeń, a mianowicie: towarzystwa zaliczkowo-wkładowe, które w różnych miejscowościach naszego kraju wyrastają jak grzyby po deszczu, i stowarzyszenia spożywcze.
Głos, jaki podnosimy, nie jest pierwszym w téj kwestji — myślano u nas o tem, zrobiono nawet w pewnych kółkach pierwsze kroki, ale jednak nie mamy jeszcze tego, co jest dla nas niezbędnem.
Z grona dobrze myślących kupców i obywateli wyszła błogosławiona myśl założenia towarzystwa wzajemnego kredytu o szerokim zakresie działalności. O ile nam wiadomo, mówiono o tem szeroko, uczestników chętnych nie brakło, kapitały były na zawołanie, jednak coś stanęło widocznie na przeszkodzie, bo naraz wszystko ucichło, i z towarzystwa wzajemnego kredytu zostało tylko wspomnienie, słodkie z tego względu, że było dowodem przebudzenia się z ociężałości i uśpienia, gorzkie zaś z téj racji, że niestety pozostało... tylko wspomnieniem.
Jednak nie traćmy jeszcze nadziei, że może za nim ten artykuł ujrzy światło dzienne, znowuż zobaczymy jakieś znaki życia w téj kwestji.
A byłoby to bardzo korzystnem i dobrem tak dla kupców, jak dla obywateli wiejskich i miejskich; bo w dzisiejszym czasie otwarty kredyt i umiarkowany procent mają bardzo ważne znaczenie.
W pewnych kółkach urzędniczych zrobiono więcéj, — urzędnicy Izby Obrachunkowéj założyli przed kilkoma laty kassę zaliczkową wkładową i urzędnicy Akcyzni uczynili toż samo. Dwie te kassy, których istnienie godzi się w każdym razie zaznaczyć jako fakt zarówno pocieszający, jak i pożyteczny, mają bardzo mały zakres swojéj działalności i zaopatrują potrzeby niezbyt wielkiéj ilości uczestników.
Mamy właśnie pod ręką sprawozdanie roczne kassy zaliczkowo-wkładowéj Zarządu Akcyznego za rok 1873. Nie od rzeczy będzie przytoczyć kilka wcale pokaźnych cyfr figurujących w tem sprawozdaniu.
Kassa istnieje od roku 1872. W roku 1873 kassa ta liczyła 60 uczestników. Kapitał obrotowy kassy uformował się z remanentów z roku 1872. Z wkładów miesięcznych w stosunku 5% od pobieranéj pensji, z wkładów półrocznych w stosunku 10% od pobieranéj od rządu tantjemy, i z procentów za udzielane uczestnikom pożyczki; licząc 6% rocznie jako procent i 3% na koszta utrzymania kassy.
Kapitał kassy z procentami wynosił rs. 11,768 kop. 69, udzielono pożyczek w ogóle na sumę rs. 19,048 (na termin półroczny), co kassie przyniosło procentu rs. 1041 kop. 87½. Procent po ukończeniu roku został obliczony stosownie do wielkości wkładu uczestników i dodany do kapitału każdego z nich. Kassa widocznie wzrasta, o ile nam wiadomo w tym roku na 1-go Lipca kapitał uczestników wynosił rs. 17,723 kop. 76¾, a pożyczek udzielono w summie rs. 34,978 kop. 28¾.
Rs. 34,978 kop. 28¾ udzielono pożyczki!! Czy nie jesteście ciekawi, ile by było potrzeba zapłacić procentu od téj summy, gdyby ją P. p. urzędnicy Akcyzni zechcieli pożyczyć od tutejszych spekulantów? Wiadomo wam przecie, iż ci szanowni dobroczyńcy ludzkości zadawalniają się małym zarobkiem od 3 do 6% miesięcznie. Jeżeli przeciętnie biorąc weźmiemy 4⅙%, to na rok od rs. 34,978 kop. 28¾, — ten umiarkowany procent wyniesie ani mniéj ani więcéj tylko rs. 17,489 kop. 14¾!!
I czyż w obec téj cyfry potrzeba mówić o pożyteczności takiéj instytucji. Cyfry przemawiają tak jasno, i tak wymownie, że każdy to zrozumie i ocenić potrafi.
Równie pożyteczną chociaż znacznie skromniejszą w rozmiarach jest kassa wkładowo-zaliczkowa urzędników Izby Obrachunkowéj.
Ale kassy te, zaspakajają jedynie potrzeby pewnéj części urzędników. Pozostali korzystają z kapitału żelaznego przeznaczonego na tenże sam cel, i z kapitału Towarzystwa Dobroczynności wynoszącego coś około rs. 900. To nie wystarcza dla wszystkich. A gdzież się ma udać w potrzebie uboższy rzemieślnik gdy choroba dostanie się do domu, gdy nieszczęście lub wypadek losowy każe mu warsztat chwilowo opuścić, dokąd się uda ubogi wyrobnik, kiedy ręce niezdolne będą przez czas jakiś ująć ciężką siekierę, żelazną karmicielkę rodziny. Wtenczas musi pójść do lichwiarza, musi zapłacić tyle, ile tamten zażąda, bo potrzeba to straszna despotka, wszystko przed nią musi czoło uchylać.
Straszną jest nędza społeczna, ale silniejszem nad nią jest samo społeczeństwo, a gdzie jednostka ginie, tam zjednoczone siły jednostek ostają się i nędzę zwyciężą.
Pojęły to inne nasze miasta, coraz pisma o nowych stowarzyszeniach zaliczkowo-wkładowych donoszą; ale my, ze wstydem trzeba przyznać, zostaliśmy za niemi daleko. A my jeżeli nie przodujemy przed innemi miastami, jeżeli nie służymy za wzór dla innych, to umiejmy przynajmniéj naśladować sąsiadów naszych w tem, co jest istotnie dobre i pożyteczne.
Na założenie kassy zaliczkowo-wkładowéj dla rzemieślników nie potrzeba ani wielkich ofiar, ani trudnych do wykonania poświęceń. Wkłady jednorazowe i perjodyczne nietylko że nie będą dla uczestników ciężarem, ale przyniosą im wyraźną korzyść, uczyniwszy każdego z nich po pewnym przeciągu czasu, właścicielem jakiegoś procentującego kapitaliku, do którego z pewnością by nie doszli nie należąc do stowarzyszenia. Z drugiéj zaś strony istnieje jeszcze ta dogodność, że każdy z uczestników znajdzie zawsze w kassie stowarzyszenia otwarty kredyt i dostania na umiarkowany procent gotówki, nie potrzebując opłacać szalonéj lichwy drobnym kapitalistom żydowskim.
Uczestnikiem podobnéj instytucji, może być każdy człowiek dobréj woli, minimum wysokości wkładów powinno być bardzo nizkie i dla każdego przystępne. Zarząd powinien zostawać w ręku członków stowarzyszenia wybranych przez większość uczestników.
Założenie i wprowadzenie w życie takiéj instytucji nie wymaga ani wielkich zachodów, ani ogromnych nakładów, potrzeba tylko zacząć, — uczestnicy się znajdują, i środki materjalne stowarzyszenia wzrosną z czasem i dojdą do znacznych rozmiarów.
Z inicjatywy władz administracyjnych, urządzone zostały podobnego rodzaju kassy w gminach wiejskich, i dzisiaj nawet niedowierzający nasz włościanin, zaczyna wierzyć w pożyteczność takiéj instytucji, gdy na przednówku znajdzie w niéj zapomogę częstokroć tak niezbędnie i nieodbicie potrzebną.
Powiedzieliśmy, iż wszyscy potrzebujemy kredytu i artykułów żywności. Kassy zaliczkowo-wkładowe mają na celu zaspokojenie pierwszéj z tych potrzeb; zaś stowarzyszenia spożywcze zaradzają drugiéj.
W Warszawie istnieje stowarzyszenie spożywcze „Merkury“ — w Radomiu takież stowarzyszenie „Oszczędność,“ w Płocku „Zgoda.“
Uczestnicy przystępują do dzieła składając jednorazowo niewielką summę np. rs. 10, i złożenie takowéj summy, daje prawo korzystania z zysków stowarzyszenia. Za uzbierany tym sposobem kapitał, stowarzyszenie zakłada sklep z towarami niezbędnemi w każdem gospodarstwie domowem, tutaj więc znajduje się pieczywo, wszelki towar mączny, cukier, kawa, herbata, nafta, świece, mydło, krochmal, wreszcie inne artykuły handlu potrzebne w codziennem życiu. Stowarzyszeni mają sobie przez zarząd udzielone książki, w których sklep zapisuje ilość wziętych i zapłaconych wedle cen zwykle praktykowanych towarów. Po upłynionym zaś roku, następuje obrachunek korzyści ze sklepu osiągniętych, i czysty zysk, otrzymany po opłaceniu komornego na sklep, i wynagrodzeniu sprzedającego, staje się własnością stowarzyszonych, i jest albo wypłacalny gotowizną jako dywidenda od włożonego kapitału, już to może być wydany w towarach.
Korzyść widoczna, kupując w sklepach i płacąc towary po téj saméj cenie, ani myśleć o żadnéj oszczędności; włożony zaś początkowo kapitał rs. 10 nie przestaje być waszą własnością i przynosi procent.
Sklep stowarzyszenia nabywa towary większemi partjami z pierwszéj ręki, a artykuły gospodarstwa wiejskiego wprost bezpośrednio od producentów. W tym więc razie nie potrzebujecie żywić waszym koszty przekupniów i korzystając z zysków przez sklep osiągniętych, macie pewną oszczędność. Im więcéj spotrzebowaliście towaru, tem większy na was udział z tego zysku przypada.
„Merkury“ Warszawski, zarówno jak Radomska „Oszczędność“ i Płocka „Zgoda“ rozwijają się i z czasem coraz więcéj rozwijać się będą; a samo istnienie tych stowarzyszeń i wzrost ich stopniowy dowodzi jasno, że są istotną dzisiejszego czasu potrzebą.
Wszystko bowiem, co nie jest wywołane rzeczywistą potrzebą czasu, musi zmarnieć, pochylić się ku upadkowi i upaść, ponieważ nie znajdzie ani uznania ani podpory.
Do wykonania tych przedsięwzięć o jakich była mowa, potrzeba tylko dobréj woli i inicjatywy tych panów, którzy z prawdziwem nieraz poświęceniem krzątają się około urządzenia jakiéj zabawy, chociażby nawet w celu filantropijnym, potrzeba pewnego poparcia ze strony obywateli i władzy miejskiéj, a wszystko da się wykonać łatwo i bez wielkich zachodów. Bo koniec końcem, Lublin jest tak dobrym gruntem, jak i wiele innych miast naszych, ale jak na tym gruncie nic dotychczas podobnego nie zasiano, to zkądżeż mają dobre owoce wyrastać?
Jednak nie traćmy nadziei, że na rok przyszły już co innego na kartkach Kalendarza Lublinianie nakreślą.
Że zamiast „confiteor“ własnego naszego niedołęztwa, ukażą się pokaźne cyfry świadczące o powstaniu z téj otrętwiałości.
Zamykamy te słowa dobrem serdecznem życzeniem, ażeby było inaczéj jak dzisiaj; abyście chcieli wejrzeć bacznem okiem w materjalne strony waszego życia, a rozumnem i systematycznem przeciwdziałaniem ogólnéj biedzie, jeżeli nie stanowczy położyli koniec, to przynajmniéj znacznie sobie ulżyli.