O rymotworstwie i rymotworcach/Część III/Sielanka Melibeusz i Tytyr

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł O rymotworstwie i rymotworcach
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


Sielanka pierwsza Wirgiliusza. Przekładania X. Nagurczewskiego.
melibeus, tytyrus

M. Tytyrze w rozłożystym ty bukowym cieniu
Dmiesz w fujarę, wiejskiemu gwoli siadłszy pieniu;
My domy, my ojczyznę, my rzucamy wioski,
Idziemy w poniewierkę; ty zaś próżen troski,
W cieniu swą Amaryllę, głosisz między lasy.
T. O Melibee, wzdy bóg nam sprawił te czasy,
Gdyż on mi będzie bogiem : zrobiony mu z darni
Skropi nie raz krwią ołtarz skop z mojej owczarni;
Mojej on bujać trzodzie, oraz po dawnemu
Dał wolność na fujarze nucić mnie samemu.
M. Nie zazdroszczęć, raczej się zdumiewam nad tobą,
Oto widząc zamieszkę, stroskany przed sobą,
Poganiam kozy moje : więc i z tą maciorą,
Tytyrze, jako widzisz, wlekę się niesporo.
Gdyż w tej zarośli dwoje, ach I stada zawziątek,
Wśród gołych głazów dwoje zroniła koźlątek.
Jak często to nieszczęście, by było baczenie,
Wróżyło nam piorunów w dęby uderzenie :
Często nieszczęsne z jodły wróżyły i wrony.
Ale mów nam Tytyrze, kto ten bóg wspomniony.
T. Miasto, co zowią Rzymem, z głupiegom kładł zdania
Wraz z naszem Melibee, gdzie się zwykle zgania,
Bywało odsądziwszy od matek jagnięta.
Tak więc szczenięta ze psy, tak z kozmi koźlęta
Wrówni kłaść zwykłem; małem tak równał z wielkiemi :
Lecz to głowę pomiędzy miasty swą innemi
Tak wyniosło, jak cyprys wśród nizkiej krzewiny.
M. Z jakiejże więc ci przyszło Rzym widzieć przyczyny?
T. Wolność przyczyną : na mnie ta wówczas wejrzała,
Kiedy włos siwy z jagód już brzytwa zganiała,
Wejrzała przecie, i dość w późnej przyszła dobie,
Jak za Galatę wziąłem Amaryllę sobie.
Gdyż przeć darmo, dotąd się z Galateą żyło,
Ni nadziei wolności, ni trzód pieczy było,
Lubo owczarnie na rzeź często wychodziły,
Lub często z mleka tłuste sery się tworzyły,
Potrzebom niewdzięcznego miasta dogadzając :
Przecież dłoń próżna była do domu wracając.
M. Dziw mnie brał, Amarylli, za coś narzekała,
Dla kogoś na jabłoni jabłka twe chowała,
Tytyra tu nie było; Tytyrze, żądały
Ciebie zdroje i sosny, i ten chróścik mały :
T. Cóż miałem czynić? Ani umknąć się niewoli,
Ni gdzie chętne mieć mogłem bogi, po mej woli.
Tam młodzieńcam obaczył, któremu w ofiarze
Rokrocznie w każdy miesiąc kurzą me ołtarze;
On me prośby uprzedził, mówiąc : paście trzody
Wprawując byki, młodzi, paście jako wprzódy.
M. O jak szczęśliwyś starcze! więc twe całe łany
I dość spore, acz innym kamień nieprzejrzany
Pola zaległ, pastwiska, w tąż sitowia błotne :
Ani się paszą strują twe maciory kotne,
Ani żadne poblizkie zarażą ich trzody.
Szczęśliwy starcze! tu się rzek znajomych wody,
I zdrojów poświęconych w znój letni ochłodzą :
Owdzie któreć od sąsiad blizkie płoty grodzą.
Zwabiwszy pszczoły z Hybli wierzby kwiecia wonią,
Sen przynoszą, ilekroć syte pszczółki dzwonią.
Tam zaś skoro gałęzi nałamawszy siędzie,
Skotarz na blizkim wzgórku śpiewać za dnia będzie.
Przytem huczne grzywacze twe lube zabawki,
Nie zamilkną powietrzne na ilmie turkawki.
T. Wprzód pono na powietrzu paść się będą łanie,
Ryba wód poniechawszy, na piasku zostanie,
Wprzód będą, jak wygnańcy w odległej krainie,
Party czerpać w Araxie, Niemcy gdzie Tygr płynie,
Niż ja wybawcę mego z pamięci uronię.
M. A my stąd jedni parnej ku Afryki stronie,
Drudzy pójdziem ku Scytom, i gdzie niewstrzymany
Oax rwie lądy, i gdzie za światem Brytany.
Nuż dobre w kraju swoim wspominając byty,
I ubogiej chałupy darniem słane szczyty
Oglądać będę z dziwem po niewielu żniwach.
Bezbożny jak usiędzie drab w uprawnych niwach.
Dzicz gruba nasz plon weźmie : owóż wspólne bunty
W co wdały ziemian, mieszczan, innym siane grunty.
Szczepże teraz tu płonki, Melibee, kędy
Winorośl bujnorodna, układaj ją w rzędy!
Śpieszcie szczęśliwe niegdyś, śpieszcie kózki bieżąc,
Odtąd ja was w zielonym już parowie leżąc,
Nie ujrzę przy tarninie wiszących u skały,
Piosneczki moje lube już nie będą brzmiały :
Odtąd paść się już więcej nie będziecie kozy,
Kędy kwitnie szczodrzeniec, gdzie krzaki i łozy.
T. Noc ciemna następuje, spocznij utrudzony,
Miękkie ci łoże liścik uściele zielony.
Znajdzie się na jabłoni już owoc dostały,
Będą miękkie kasztany i mleczne nabiały.
Po wsiach już zdała z pod strzech dymy się wspinają.
A wyższe góry cienie już sporsze rzucają.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.