O rymotworstwie i rymotworcach/Część VIII/Różne wyjątki
<<< Dane tekstu >>> | ||
Autor | ||
Tytuł | O rymotworstwie i rymotworcach | |
Pochodzenie | Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym | |
Wydawca | U Barbezata | |
Data wyd. | 1830 | |
Miejsce wyd. | Paryż | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
Czyli więcej sprawności owemu brakuje.
Co zle pisze, czy temu, co zle krytykuje,
Trudno powiedzieć; ale z tych dwóch mniej zaszkodzi
Ten, co nudzi cierpliwość, niż co umysł zwodzi.
Pierwszym sposobem kilku, drugim mnóztwo błądzi :
Jeden nie w czas napisze, dziesięciu zle sądzi.
Mógł niegdyś jeden głupiec sam sobie być zgrozą,
Dziś jeden wierszem, robi wielu innych prozą.
Zdania nasze skazują jak nasze zegary :
Wszystkie niezgodne, lecz któż swemu nie da wiary?
Rzadko prawy gienjusz w wieszczu się spotka,
Rzadko też i gust prawy jest dziełem krytyka;
Trzeba, by z niebios światło ten i ów wywodził,
Czy do pisania, czy się do cenzury rodził.
Niech uczą drugich, sami w kunszcie doskonali,
Niech wolno sądzą tacy, co dobrze pisali.
Wiem, że przy swym dowcipie stronne są autory,
Lecz przy swym sądzie nie sąż uparte cenzory?
Jednak najdziemy, gdy rzecz rozważymy ściśle.
Iż wielu ma nasiona rozsądku w umyśle :
Natura im dostarcza prawidła obfite,
Postaci określone, choć słabo wyryte.
Lecz jak rys cienki, im jest ciągnięty foremniéj,
Tym przez złe ukształcenie bardziej się nikczemi.
Tak zmysł natury dobry, oszpeconym bywa,
Gdy go w barwę przystroi nauka fałszywa.
Co za gniew srogi powstał z powodów miłośnych,
Z drobnych przyczyn do jakich przyszło walek głośnych?
Na życzenie Karyla przedsięwziąłem nucić :
Belinda rymów moich nie zechce odrzucić.
Błaha treść rzeczy, ale w wyższym stanie względzie,
Jeśli ona mnie natchnie, a on słuchać będzie.
Powiedz Muzo! przez jakie zbyt dziwne przygody,
Mógł się porwać na damę lord grzeczny i młody?
Powiedz, co przynagliło tę damę tak grzeczną,
Odrzucać lorda tego zalotność serdeczną?
Mógłże się człowiek takiem zuchwalstwem uwodzić?
I mogłaż złość się taka w tkliwych piersiach zrodzić?
Słońce już zaczynało łagodnym promieniem
Przez różowe firanki przebijać się z drżeniem,
I otwierać te oczy, co dzień zgasić miały,
Już dwakroć otrząsnąwszy kudły, Bufcio mały,
Swywolnie się na miękkiej rozciągał pościeli,
Bezsenni kochankowie nawet się ocknęli;
I w zegarku młoteczek za popchnięciem ręki,
Dwanaście razy srebrne powtarzał już dźwięki.
Belinda jeszcze wpośród puchów oczy zmrużą,
Sylf, który ją pilnował, spoczynek przedłuża :
On to poduszczył marę ułudzać gotową.
W śnie porannym co nad jej ulatywał głową,
Widziała kawalera wysmukłej urody,
(Który choć we śnie, wstydem okrył jej jagody);
Czuła, jak do jej uszu schyliwszy się modnie.
Tak jej szeptał, czy szeptać zdawał się łagodnie :
« Najpiękniejsza z śmiertelnych! starań celu drogi,
« Powietrznych duchów, co się liczą między bogi,
« Jeślić kiedy w dzieciństwie wrażenie sprawiły
« Prawdy, co ci piastunki i mamki prawiły
« O duszach, o chodzącym bez głowy upiorze,
« O widzianych dyabełkach w niemieckim ubiorze,
« O aniołach co z głową promieńmi okrytą,
« W pociemku do panienek przychodzą z wizytą,
« Słuchaj pilnie i słowom moim wiarę dawaj,
« Gardź marnością, i własną ważność swą poznawaj;
« Są tajne prawdy, pysznym mędrcom zabraniane,
« Przecież pannom i dzieciom śmiele objawiane.
« Bo temu co filozof kładzie w bajek rzędzie,
« Młoda panna i dziecko łatwo wierzyć będzie.
« Wiedz, iż wojsko powietrzne nieznane od świata,
« Tłum duchów niezliczonych wkoło ciebie lata.
« Nikt ich nie widzi, przecież ulatując górą,
« Wznoszą się nad wachlarzem, krążą nad fryzurą;
« Wiedz, iż w obłokach liczysz służby znamienite,
« I patrz z pogardą na dwóch paziów i karytę.
« Jak wy, jestestwa nasze tak dziś niepojęte,
« Były niegdyś w postaciach kobiecych zamknięte,
« Stamtąd my się wznosimy, kształty wziąwszy nowe,
« Z poziomych karyolek w pola lazurowe :
« Nie myśl, kiedy kobiecie śmierć oczy zawiera,
« Że skłonność jej i próżność razem z nią umiera :
« Z góry spogląda ona na świat rozpoztarty,
« I choć już sama nie gra, przecież patrzy w karty,
« Jeśli wżyciu naprzykład lubiła walcować,
« Smak ten równie po śmierci pewna jest zachować,
« Gdyż dusze kobiet, kiedy z ciałem się rozstają,
« Co prędzej do pierwotnych żywiołów wracają :
« Duchy dam pałających, i w lecie i w zimie
« Idą w górę i biorą Salamander imie.
« Przeciwnie duch słodziuchnej, w wodę się rozpływa,
« I z Nimfami przedwieczną herbatę naliwa.
« Ta co w życiu gardziła słodyczą kochania,
« Idzie pomiędzy Gnomy w podziemne mieszkania.
« Podczas, kiedy kokietka w wesołych podskokach,
« Trzepiocze się z Sylfami po górnych obłokach.