Obraz kochanki (Anakreont, 1841)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Obraz kochanki |
Pochodzenie | Poezye Brunona hrabi Kicińskiego |
Data wyd. | 1841 |
Druk | Drukarnia przy ul. Rymarskiej 743 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Bruno Kiciński |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Rodyjskiéj[1] szkoły najcelniejsza chlubo!
Skreśl mi malarzu piękność sercu lubą,
Lubo jéj nie znasz, oddasz rys za rysem,
Za mym opisem.
Odmaluj włosy czarne, miękkie, lśniące,
I jeśli możesz miłą wonią tchnące,
Przy niéj odbija jakby z kości słoniéj
Białość jéj skroni.
Brwi nie oddzielaj, lecz i nie łącz ściśle.
Maluj mi lubą, jak ja ci ją kryślę,
U niéj brew każda, choć się z drugą sprzęże
Ma swe półkręże.[2]
Pod czarną rzęsą umieść oczy tkliwe,
Bystre jak ogień, jak Cyprydy żywe,
Jak u Minerwy w łagodnym błękicie,
Weselą życie.
Nosek jéj ładny, a twarz jak jagoda.
Jak róża z mlekiem świéża jéj uroda,
Usta swawolne, wabią jak z niechcenia,
Do uściśnienia.
Pełen pieszczoty dołek na jéj twarzy,
Szczęście niosącym uśmiechem nas darzy,
A wszystkie wdzięki razem się zebrały,
Na szyi białéj.
Zarzuć jéj szaty blado purpurowe,
Niech śnieżnych ramion odsłonią połowę,
Piękne jéj ciałko niech nam się poszczęści,
Widziéć choć w części.
Dość już Malarzu! Biegłyś w twym zawodzie,
Tak, to jest ona, w całéj swéj urodzie,
Może ten obraz którym wzrok mój pieszczę,
Przemówi jeszcze.