[335]
Hymn na cześć męczennika Kwiryna.
[1]
Męża cnego, Kwirynusa,
Ulubieńca bożej łaski,
Miasta Syscyi mury sławne
Męczennika zwierzonego
Dzierżą w ojczystym uścisku.
Ten za cesarza Galera,
Który brzegi illiryjskie
Silnem jarzmem wciąż przygniatał,
Wiarę świętą katolicką
Śmiercią swa wysławił piękną.
[336]
Nie był ni miecz tam w robocie,
Ni też ogień, ni zwierzęta,
Coby życia go zbawiły,
Jeno fale go chłonęły,
Na głębinę pochwyciwszy.
Mniejsza, czyli woda szklista,
Czy też strumień kwikrwi gorącej
Skropi ciało męczennika,
Jedna sława spływa zawsze,
W jakiejkolwiek fali zginie.
Z wyżyn mostu wyrzucony
Biskup trzody swojej wiernej
Wpada w rzekę głową naprzód,
Mając sobie zawieszony
Kamień młyński wielki bardzo.
Rzeka przyjmie go spokojnie,
Na powierzchni swej unosi,
Ni mu wgrążyć się dozwala,
Cudownemi fal ruchami
Wielki ciężar podtrzymując.
Z lądu patrzą zalęknione
Na pasterza swego tłumy,
Liczni bowiem chrześcijanie
Na zagięciach brzegów owych
Stali w ciasnych tuż szeregach.
A gdy Kwiryn z ponad wody
Usta wzniósł, niestety zaraz
Widzi zlękłych o swe życie;
Lecz na swoje już nie pomny
Niebezpieczne w nurtach losy,
W wierze serca ich utwierdza
Łagodnemi prosząc słowy,
By się nikt nie lękał męki,
Ni też wiary swej nie zachwiał,
By grzech kary nie miał swojej.
Gdy to mówił, rzeka niosła
Na fal swoich płynnym grzbiecie,
Ani głębia wody wielka
Pod kamieniem i tym mężem
Nie śmie się szerzej roztworzyć.
Uczuł biskup umęczony,
Że mu palma śmierci święta
Z rąk się już jakby wyrywa
I dostępu do stolicy
Przedwiecznego mieć nie będzie.
„Jezu wszechmogący, rzecze,
Nową i niezwykłą nie jest
Chwała i cudowność taka,
Żeś podeptał wściekłość morza
I zatrzymał chybkie wody.
Wiemy, jako Piotr, twój uczeń,
Gdy śmiertelną brodził stopą
Po twych śladach nieśmiertelnych,
Przy pomocy ręki twojej
Płynny żywioł zmienił w twardy.
O Jordanie także wiemy,
Jak szalony w wzdętych nurtach
Biegnąc pędem niehamownym,
Wrócił przecie w tył ku źródłu
Za twą wolą, o nasz Panie![2]
To są cuda twej potęgi,
Że tu właśnie wierzchem wody
Płynę lekko i swobodnie
Na największej wód głębinie,
Ciężar niosąc na swej szyi.
Już twa chluba jest spełniona
I potęga twego miana,
Która pogan lękiem poi.
Zwolnij, proszę, o najlepszy,
Duszę mą od dalszej zwłoki!
Co potrafisz, dowód jasny,
Że po wodzie płynie krzemień;
Niechże teraz reszta przyjdzie
Nad co nic droższego niema,
Umrzeć za cię, Jezu Chryste!“
Gdy się modlił, zaraz tchnienie,
Głos też, ciepło go opuszcza,
Duch zaś w górę się unosi;
Kamień ciężkim znów się staje,
Ciało pochłaniają wody.
(P. Chm).