Odezwa do matek w ważnej sprawie

>>> Dane tekstu >>>
Autor Antoni Cyryl Królicki
Tytuł Odezwa do matek w ważnej sprawie
Wydawca Związek Księży Abstynentów
Data wyd. 1903
Druk F. K. Ziółkowski i Sp.
Miejsce wyd. Pleszewo
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron

ODEZWA
DO MATEK
w ważnej sprawie.
Napisał  X.
Nakładem Związku Księży Abstynentów.
1903.
Drukiem F. K. Ziółkowskiego i Sp.,
T. z o. p. w Pleszewie.



Z
Znowu odezwa do matek! Czemuż nie do ojców, nie do opiekunów, nauczycieli, księży, do kogokolwiekbądź, czemuż ciągle biedne matki bywają zasypywane różnemi odezwami? Czyż matki nie dosyć obowiązków i kłopotów mają na głowie?

Obawiać się trzeba, że niejedna matka biorąc niniejszą książeczkę do ręki, stawi sobie tego rodzaju pytania. Dla tego na samym początku kilka słów wyjaśnienia, które będzie zarazem uniewinnieniem.

I.

Wielki przyjaciel dzieci, Froebel, zwykł był mawiać: „Żyjmy dla dzieci naszych“. Czyż tego słowa matki na ustach i w sercu mieć nie powinny? Jeżeli w sprawie, o której niżej mowa będzie, chodzi o dzieci nasze, o ich wychowanie, o ich przyszłość, do kogoż wtedy się odzywać, jeśli nie do matek!
Prawda, że nie brak ludzi, co dzieciom dobrze życzą, nie brak takich, co dzieciom wiele dobrego czynią, i takich, co dzieci bardzo kochają. Lecz któż śmiałby o sobie twierdzić, że więcej i lepiej kocha dzieci, aniżeli matka? Któż znajdzie tak łatwy przystęp do serca dziecka, jak matka? Dla tego tam, gdzie o dziecku mowa, o jego bólach i radościach, o jego wrogach i przyjaciołach, o jego teraźniejszości i przyszłości, tam ciebie, matko, pominąć nie można, tam zaszczytne dla ciebie pierwsze niech zawsze będzie miejsce.
Sprawa, którą mam na myśli, jest wielkiej wagi, a rozstrzygnięcie jej od was głównie, — powiem nawet, — od was, matki, jedynie zależy. — Chodzi mianowicie o to, aby dzieci wasze, przynajmniej, dopóki są dziećmi, nigdy nie zaznały tego, co nazywają alkoholem, owej trucizny, znajdującej się w najróżniejszych napojach, dziś ogólnie używanych, jako: wódka, likier, koniak, arak, wino, piwo i t. p.
Właśnie dla tego, że te napoje są tak ogromnie rozpowszechnione, trudno nadzwyczaj dzieci przed niemi uchronić. Większa część rodziców wcale się też oto nie stara, owszem, zdarza się, że rodzice wprost zachęcają, lub nawet zmuszają dzieci do picia wina, piwa i wódki. — Czynią to nie ze złej woli czasem, aby, broń Boże, szkodzić dzieciom swoim, ale z niewiadomości. Piszący te słowa niejeden raz był świadkiem, jak matka, trzymając swe trzy- lub czteroletnie dziecko na kolanach, przykładała do ust jego kieliszek z winem. Znamy i takie matki, co w towarzystwie znajomych i kumoszek kazały dzieciom dziesięcioletnim wychylać kieliszki wódki. — Jedna z owych matek miała trzech synów. Najstarszy na śmierć się zapił w dwudziestym dziewiątym roku życia; drugi na tej samej znajduje się drodze. Mimo to, biedna, zaślepiona matka cieszy się, widząc, jak trzeci, najmłodszy, dziecko jeszcze, wychyla kieliszki z wódką lepiej, niż niejeden dorosły mężczyzna.
Aby tem bardziej dano wiarę zapewnieniom, że bardzo u nas źle w tym względzie, przytoczę świadectwo jednego z nauczycieli. Jest to człowiek, który naprawdę dużo mógł zebrać doświadczenia, bo już w 1893 roku obchodził pięćdziesięcioletni jubileusz urzędu swego i cały czas wśród ludu polskiego przepędził. Pisze on dosłownie tak:
„Już niemowlętom zaszczepia się zamiłowanie do wódki. Albowiem, zatruta krew rodziców w trunkach rozmiłowanych przechodzi na ich dzieci. Nowonarodzone dziecię ssie z piersi matczynych smak alkoholu. Matka odurza niemowlę oddechem wypitej wódki, aby dziecię dłużej i silniej spało. Gdy dziecko podrośnie, dają mu wódkę, najpierw do spróbowania, potem więcej, w końcu kwaterkami, aż się upije. Gdy pijane dziecko śpiewa i tańczy, cieszą się rodzice z tego. To się powtarza przy każdej sposobności, ilekroć flaszka z gorzałką stawa na stole. Dzieci już się przyzwyczaiły do picia wódki, chętnie chodzą do gościńca po wódkę, pijąc po drodze z flaszki. Nieraz trafia się, że rodzice dzieciom w miejsce śniadania dadzą wódki; potem posyłają je do szkoły. Dziecko przychodzi podchmielone do szkoły, siedzi na ławie blade, senne, narzeka na ból głowy, womituje i musi do domu wracać. Jest to okropne!...“
Jeżeli to jest prawdą, — a niewątpliwie nią jest, boć własnemi oczyma patrzeliśmy i patrzymy na to, o czem mówi ów stary nauczyciel, — to wszelkich starań dokładać musimy, aby zapobiedz złemu. Dzieci nie powinny się nie tylko nie upijać, ale ani do ust brać żadnych odurzających czyli upajających napojów.
Wy, matki, będziecie umiały dokazać tego, jeżeli będziecie chciały. Lecz czy będziecie chciały? Przeczytajcie uważnie te kilka kartek, a może spadnie wam zasłona z ócz. Przekonacie się, że to, coście dotąd uważały za dobre dla waszych dzieci, wino, piwo, wódka, jest dla nich złem, bo jest trucizną ciała i duszy. Wtedy też powiecie sobie zapewne: Dzieci nasze od napojów upajających ochronić chcemy i ochronić musimy. — To wystarczy.

II.

Ludzie wypijają rok rocznie całe morze różnych napojów upajających, począwszy od drogiego szampana bogaczy, a skończywszy na prostej siwusze biedaka. To morze wypitego alkoholu ( — taką wspólną nazwę noszą wszystkie trunki upajające — ) wydaje ze siebie drugie większe morze łez przelanych, biedy wielorakiej. — Wy matki zwłaszcza, których mężowie często do kieliszka zaglądają, wiecie o tem dobrze. Wiedzą o tem także inni ludzie. Ale cóż, mówią, na to poradzić? Bez picia przewróciłby się chyba świat do góry nogami. Bez wódki, wina, lub piwa, mówią, niebyłoby prawdziwego wesela na weselu, ni smutku przy pogrzebie; nie byłoby zimą się czem zagrzać, latem się czem chłodzić; nie starczyłoby sił do pracy nie byłoby lekarstwa w chorobie. Słowem bez kieliszka alkoholu chybaby żyć nie warto. — A więc, mówią, trzeba pić, choć bieda, trzeba pić, choć żona łzy leje, trzeba pić, choć w domu dla zgłodniałych dzieci kawałka chleba nie ma. Trudna sprawa z takiem rozumowaniem. Chyba tylko to powiedzieć: Racya, ludzie, pijcie, gdy mówicie, że inaczej być nie może. Jeszcze przyjdzie chwila, że niejeden z was zawoła: a bodajbym nigdy w życiu nie zaznał ni kropli alkoholu.
Ludzie dorośli mają swój rozum, niech podług niego żyją. — Ale jakże ma się sprawa z dziećmi? Chyba dzieciom kieliszek niepotrzebny?! Tak jest zaprawdę. Sto razy mniej potrzebny dzieciom kieliszek niż starszym i sto razy więcej dzieciom szkodliwy.
Dla czego alkohol miałby być dzieciom potrzebny? Starsi mówią: Dla nas są trunki upajające konieczne, bo trzeba się rozweselić, trzeba niemi troski choć na chwilę odpędzić....... A dzieci? Byliśmy wszyscy dziećmi. Gdy wspominamy lata dziecięce, nieraz łzy w oczach stają, serce z żalu się ściska, że już nigdy nie wrócą te chwile szczęśliwe, gdyśmy byli dziećmi. Czemu tak mile wspominamy wiosnę życia naszego? Czy inną była ziemia wtedy po której stąpaliśmy, nie ci sami ludzie, którzy nas dziś otaczają? Czyż w onczas nie było nędzy wielorakiej jak dziś, czyż opływaliśmy we wszystkie dostatki? O nie zapewne! Wszystko było jak dziś. Jeśli wówczas czuliśmi się naprawdę szczęśliwymi; a dziś nieraz w sercu budzą się pragnienia, aby pasmo żywota corychlej się przerwało, to główna tego przyczyna leży w tem, że wówczas byliśmy dziećmi, a dziś już niemi nie jesteśmy.
Dziecko ma to do siebie, że nie potrzeba mu wiele do szczęścia, że nadzwyczaj łatwo opędza się troskom tego życia. Jeśli nie sięgamy sami pamięcią w dawniejsze lata, toć przypatrzmy si teraźniejszem dzieciom. Jakże mało wystarczy im do szczęścia, jak szybko osychają łzy bólu!
Przed chwilą jeszcze płakało dziecko, gdy zbyt srogi nauczyciel wybił je za nieuwagę — a krótko potem skacze i śmieje się z towarzyszami przy zabawie. Czegóż mu potrzeba, by naprawdę się zabawić i być szczęśliwem? Kilka kamyszków okratłych, trochę piasku wilgotnego, dwa drewienka na krzyż, papierem oblepione, przedstawiające latawca, kawałek kory na wodę rzuconej i t. p. Kto zna wymagania dzieci, kto przyglądał się ich zabawom, lub sam się z dziećmi bawił, ten wie iż wcale im niepotrzeba drogocennych zabawek, aby naprawdę były wesołe i zadowolone. A już chyba z rozumu obrany będzie twierdził, że dziecko należy czasem rozwselić winem, piwem, wódką i t. p.
Ta prawda zdaje się być nadto widoczną, by potrzeba się dłużej nad nią rozwodzić. –

III.

Lecz pocóż w takim razie dajecie rodzice, dzieciom do picia różne napoje alkoholiczne? Lub jeśli sami im nie dajecie, czemu nie bronicie dzieci waszych przed zdradliwą trucizna, gdy widzicie, że wyciągają drobne rączęta po kieliszek lub butelkę? Jest li to zaślepienie u was, czy przesąd, czy może zła wola?
Wiem z pewnością, że nie to ostatnie; boć kochacie dzieci wasze, już tu na ziemi nieba im przychylić pragnęlibyście. Jeśli pozwalacie dzieciom używać alkoholu, to wierzycie zapewne, że dzieciom przez to przybędzie sił i zdrowia. Jestli w tem co prawdy? Rozpatrzmy się bliżej w tej sprawie.
Znaną jest rzeczą, że bardzo wielu wierzy w moc odżywiającą i pokrzepiającą napojów alkoholicznych, zwłaszcza wina lub wódki. Nie ma, — mawiają osobliwie ci, którzy pracują w roli, we fabrykach lub przy warsztacie, — nie ma to jak sobie wypić jednego. — Twierdzą nawet niejedni, iż kto ciężko pracuje, bez kieliszka obyć się nie może. Że to nie zgadza się z prawdą, poznać już można ztąd, że przecież jest wiele ludzi, którzy bardzo ciężko pracować muszą, nie pokrzepiają się kieliszkiem, a mimo to są silni i zdrowi. Lecz mniejsza o to!
W każdym razie ci wszyscy, co mówią, że przy ciężkiej pracy bez alkoholu obyć nie można, tem samem przyznają, że tym, którzy nie potrzebują ciężko pracować, napoje upajające są nie potrzebne. Więc dla dzieci chyba, które nie potrzebują jeszcze w pocie czoła na kawałek chleba pracować, są wino, wódka, piwo, zgoła nie potrzebne? Z pewnością tak jest.
Trafiają się wszakże matki, które poją dzieci swe winem, lub jeżli na to nie mają, wódką i piwem, aby lepiej rosły i miały moc na poźniej. Dziwne to zaślepienie!
Toć każdemu wiadomo, że pieski, którym się za młodu dawało trunki alkoholiczne, pozostaną małe, niewyrośnięte. Dzieje się to wskutek tego, iż trucizna, znajdująca się w napojach alkoholicznych, tak szkodliwą jest dla młodego psa, że nie pozwala mu wyrość jak się należy.
Delikatnie zbudowane ciało dziecka chyba z tej trucizny również nie będzie miało pożytku, jeno szkodę. Jest jasną rzeczą, że nawet inaczej być nie może. Gdy się bliżej różnym napojom alkoholicznym przypatrzymy, poznajemy, że tam nie ma nic w nich, albo bardzo tylko mało części pożywnych; jest natomiast wiele w nich trucizny.
Po czemże to poznać ? Ludzie uczeni, t. z. chemicy, mają swoje sposoby, aby każdy pokarm, każdy napój rozebrać i poznać dokładnie, z czego się składa. Gdy prosty śmiertelnik weźmie n. p. burak cukrowy do ręki, to widzi, że to jest jakiś korzeń gruby, biały, trochę słodkawego smaku. Ale gdyby nas zapytać, co to właściwie jest w tym buraku, ile w nim cukru, ile innych części, na żaden sposób nie umielibyśmy tego wyjaśnić. Zupełnie inna sprawa, gdy taki burak dostanie się do ręki uczonego chemika. Wyciągnie taki pan różne szkiełka, rurki, tygielki, garnuszki, zacznie krajać, gotować, smarzyć i warzyć i wnet powie nam dokładnie na miarę i wagę: W buraku, który otrzymałem, było tyle a tyle cukru, tyle wody, tyle włókna i Bóg wie, czego tam jeszcze.
Albo dadzą nam filiżankę kawy do ręki. Wiemy, że w tej filiżance jest kawa, mleko, cukier. Na tem koniec. Chemik, zaś nietylko zbada i odmierzy dokładnie, ile tam cukru, ile mleka, ile kawy, ale powie nawet z czego składa się czysta czarna kawa. Powie nam: W kawie tyle i tyle jest procentu wody, tyle kofeiny i t. d. Dziwne się to niejednemu mogłoby zdawać. Aleć taki człowiek tego właśnie długie lata się uczył i nic innego zresztą nie robi. Gdyby natomiast jemu kazał kto zrobić stół, albo zamek, też nie umiałby sobie dać rady. Wszystkiego właśnie trzeba się nauczyć na tym świecie. Umie więc taki uczony człowiek dokładnie każdy pokarm i każdy płyn rozebrać na części, umie powiedzieć, gdybyśmy mu dali flaszkę wina, wódki lub piwa, co tam właściwie w tych trunkach się znajduje.
Powie nam, że litr najlepszego wina nie ma tyle pożywnych części, ile się znajduje n. p. w jednem jaju, lub w łucie mięsa. Objaśni nas zarazem, że ciału człowieka potrzebne jest koniecznie białko, mączka, tłuszcz i t. p. Bez tego ani mowy, żeby człowiek był zdrów i silny. Otóż w chlebie, mięsie, jajach, mleku, serze, różnych jarzynach znajduje się właśnie to, co jest ciału do zdrowia potrzebne.
Ale ani mowy nie ma, aby to się znajdowało w winie, albo zgoła we wódce.
Chemik zbadawszy wino, pokaże nam dokładnie, że we winie jest przedewszystkiem bardzo dużo wody. Proszę się nie śmiać i nie myśleć, że to fałszowane wino, albo tęgo chrzcone. Woda jest wszędzie, we wszystkich pokarmach, które spożywamy, zwłaszcza w owocach, a zatem i we winogronach. A ponieważ wino wyrabia się z winogron, nic zatem dziwnego, że w najprawdziwszem winie znajduje się woda. Prócz wody znajdziemy w winie troszkę cukru, lecz tego bardzo mało, cokolwiek kwasów, a reszta, to jest alkohol.
Alkohol zaś jest trucizną. Dziwna i zarazem niebezpieczna trucizna. Jeśliby człowiek wypił kwaterkę czystego alkoholu, to na miejscu padłby trupem. Jeśli się alkoholu wypije niezbyt wiele, pomięszanego z wodą, jak to widzimy n. p. w winie, piwie lub wódce, wtedy szkodzi to na zdrowiu, ale nie zabija. Dziwna rzecz! wydaje się człowiekowi nawet, jakby krew mu po wypiciu tych trunków prędzej i goręcej w żyłach krążyła, jakby był silniejszym i więcej ochotnym do pracy. Ztąd powstało wśród ludu mniemanie, ze alkohol pod postacią wódki lub wina wzmacnia i pokrzepia człowieka. Ale to jest czyste złudzenie. Bo z napojów alkoholicznych jedyne piwo ma cokolwiek części pożywnych, ale to to tak mało, że ledwo wspomnieć o tem warto. Wielki litrowy kufel piwa daje człowiekowi tyle żywności ledwo, co mały kawałek twarogu, który nie starczy ani dobrze raz w usta. — A już inne trunki ani tego nawet nie mają. Jeśli ludzie mówią, że napoje alkoholiczne dodają sił i wzmacniają, to sami siebie oszukują. Trucizna alkohol oszołomia rozum i podraźnia nerwy człowieka i nic więcej.
Gdy się kto przyzwyczai do palenia cygar i papierosów, też mu się wydaje, że łyknąwszy porządnie parę razy dymu, jest mocniejszym i ochotniejszym do pracy. Ale każdy wie, że to tylko złudzenie, że dym podraźnia nerwy człowieka, iż przez jakiś czas nie czuje tak bardzo swego zmęczenia; ale sił przez to łykanie dymu chyba tyle nie przybyło, co czarne za paznogciem. —
Podobnie ma się rzecz z trunkami alkoholicznymi. Nie dają one mocy człowiekowi, tylko go poprostu oszukują. —
Jeżeli więc niektóre matki myślą, że dzieciom przy kieliszku sił przybędzie, to są w grubym błędzie. O gorzałce nie ma co mówić; chyba tylko taka matka, która sama jest pijaczką, będzie pokrzepiała dziecko gorzałką.
Ale, mówicie, kochane matki, z winem tak źle nie będzie. Otóż z tego, cośmy dopiero widzieli, wynika, że wino wzmacniać dziecka nie może, bo nie ma w sobie wzmacniających, czyli pożywnych części. — Dużo za to dziecku szkodzi, bo zawiera w sobie truciznę alkohol. To mówię nawet o najlepszem, prawdziwem winie. Ale czy która z was myśli, że dostanie wino czyste, niefałszowane, choćby nawet dobrze zapłaciła? — Strach pomyśleć, co za berbeluchy sprzedają dzisiaj pod nazwą wina!...
Słuchajcie, co mówi znany lekarz (Dr. E. Danielewicz) o gatunkach wina, które rodzice najczęściej dają dzieciom: „Dzisiajsze wina są najpotworniejszym często wymysłem niegodziwych fałszerzy. Wino sprzedawane w naszych czasach za tokaj jest brzydką żyburą, o jakiej aż strach bierze lekarza pomyśleć, gdy ją ma choremu przepisać. — Składa się po części z glyceryny, (wyrabianej ze ścierwu smrodliwego,) esencyi rodzynkowej, esencyi z gorzkich migdałów, kwiatu bzowego, cukru, karmelków i okowity“. —
Czytajcie zresztą gazety, a raz po raz dowiecie się, jak to różnych fabrykantów „prawdziwych win“ skazują sądy na grube kary pieniężne za ohydne wprost fałszerstwa wina.
Lecz mniejsza o to, czy wino fałszowane lub nie, w każdym razie wino ani takie ani owakie dla dziecka nie jest.
Z piwem jest ta sama rzecz: ta tylko zachodzi różnica, że w piwie nie znajduje się tyle trucizny alkoholu, co we winie albo we wódce.
Spamiętać w ogóle należy: Ani wino, ani piwo, ani wódka, ani żaden napój upajający dziecku sił żadną miarą nie doda. — Mleko, mączne pokarmy, jajko, owoce: oto prawdziwie pożyteczne i wzmacniające dla dzieci napoje i pokarmy.

IV.

Niektórym matkom tak pokutuje po głowie alkohol, że na żaden sposób od niego odczepić się nie mogą. Przecież, pomyślą sobie, chyba jako lekarstwo trzeba dziecku dać czasem trochę piwa, wina lub choćby nawet wódki.
I tę myśl trzeba sobie wybić z głowy. Co jest dobre jako lekarstwo, o tem rozstrzygać jedynie lekarze mają prawo. Dawniej bywało, że lekarze dzieciom częściej zapisywali wina tokajskie, czerwone, lub nawet koniaki. Dzisiaj już rzadko który lekarz to czyni. Bo to widzicie z nauką leczenia jest ta sama sprawa, co z każdą inną nauką. Choć długie lata się uczyć, zawsze człowiek czegoś nowego się dowie.
Panowie doktorzy poznali, że alkohol i jako lekarstwo może dziecku nieraz więcej zaszkodzić, aniżeli dopomódz. Przytem znaleziono inne lekarstwa, nie tak niebezpieczne, jak alkohol, a jednak skuteczne!
Żyje obecnie we Wiedniu lekarz, który jest równocześnie uczonym profesorem, dr. Kassowitz. Od lat wielu zajmuje się ten pan leczeniem dzieci. Ma zatem w naszej sprawie więcej powagi i doświadczenia, aniżeli inni lekarze. Mówi on tak: „Zważywszy, że dawanie nawet małych ilości napojów alkoholicznych nie przynosi dzieciom żadnego pożytku, lecz owszem, niejednę wyrządza szkodę, dla tego pod każdym względem należy czuwać nad tem, aby dzieci, czy chore, czy zdrowe, nie dostawały żadnych napojów alkoholicznych“. W końcu wyraża dr. Kassowitz życzenie, aby wszyscy lekarze poznali, że przed używaniem alkoholu tylko przestrzegać należy. — Lekarze dzieci powinni stanowczo zawsze być przeciwnikami alkoholu.
Jeśliby która matka w obec takiej powagi chciała mimo to leczyć dziecko za pomocą kieliszka, czyni to już na swą odpowiedzialność. Czy przez to okazuje wiele rozumu, a przedewszystkiem prawdziwego przywiązania do swych dzieci — to inna rzecz.
Rozumna matka stanowczo powie sobie: Czy dziecko zdrowe, czy chore, wino, piwo lub wódka są mu zupełnie nie potrzebne. Dla tego precz z tem!


V.

Co ja zniosę, to i dziecku też nie zaszkodzi mówi niejedna matka, mając na myśli napoje wyskokowe. — To wcale nie jest prawdą.
Kiełkująca z wiosny delikatna roślinka nie zniesie tego, co wyrosłe drzewo. Ileż to burz i wichrów przetrwał w ciągu wieków stary dąb na polu! Prawda, że niejednę gałąź utracił, kora w wielu miejscach już odpadła, pień w środku próchnieje, — ale mimo to trzyma się jakoś stary dąb. A ot mały dąbek zmarniał po jednej burzy. Właśnie pierwsze listki puszczać zaczynał pod wpływem ciepłych promieni słonecznych. Lecz przyszła burza z gradem, jedno ziarnko gradu uderzyło roślinkę w samo serce. Prawie zdawało się, że koniec młodego dąbka nadszedł. Po kilku tygodniach jednak powoli zaczął z boku listki puszczać. Lecz nie będzie z tego już nigdy wspaniałe, niebotyczne drzewo, jeno krzew zkarłowaciały.
To samo powtarza się często w życiu ludzkiem. — Dorosły człowiek niejednę burzę zniesie, niejedno cierpienie przetrwa, niejednę truciznę przeżyje. Ciało dziecka natomiast, na kształt delikatnej roślinki, łatwo może to, przez co starsi jakoś przebrną, przypłacić zdrowiem, a nieraz i życiem.
Niektóre trucizny, jak n. p. morfina, opium, ludziom dorosłym o wiele mniej szkodzą, aniżeli dzieciom. Lekarze dosyć często zapisują chorym dla uśmierzenia boleści małe dawki morfiny, która, jak wiadomo, jest trucizną. Chory, jeśli nie za wiele i niezbyt często tej trucizny zażywał, nie poniesie ztąd większej szkody dla siebie. Lecz niechby tylko lekarz tę samą morfinę zapisał dziecku, spowodowałby wyraźne objawy zatrucia, kurcze, omdlenia, a w niektórych wypadkach i śmierć. Z tego widać, że nie zawsze można dawać dzieciom to, co starsi bez szkody widocznej zniosą. Ty, matko, lub twój mąż, wypijecie kilka kieliszków wina, wódki, lub parę szklanek piwa i zdaje wam się, że żadnej ztąd szkody dla zdrowia nie ma. — Czy jesteście tego i względem dziecka pewni? Otóż wiedźcie, że częstokroć napoje alkoholiczne mogą sprawić, iż dziecko pozostanie kaleką na całe życie. Lekarze zajmujący się długie lata takiemi sprawami, stwierdzili, że trunki upajające dosyć często są przyczyną różnych chorób u dzieci, zwłaszcza kurczy, epilepsyi i choroby św. Wita.
Tak n. p. pisze dr. Schacherl z Grazu: „Trucizna alkohol podraźnia w niezwykły sposób nerwy i mózg dziecka. Już przy bardzo małych ilościach piwa, wina lub wódki dziecko upije się nieraz; to znaczy, że następuje zatrucie mózgu i osłabienie zwykłej zdolności do pracy. Z tem łączą się często kurcze, bądź pojedyńczych członków, bądź całego ciała, nerwowe drgania, trudność w oddychaniu, powstrzymanie bicia serca, obiegu krwi. Bywa, że i śmierć wskutek tego następuje“.
Profesor dr. Demme z Bern w Szwajcaryi przytacza nam różne przykłady na potwierdzenie tej prawdy. Możemy mu dać zupełną wiarę, bo jest znanym powszechnie w świecie lekarzem, a powtóre ma pod sobą szpital, w którym od wielu lat zajmuje się wyłącznie leczeniem dzieci. W swych sprawozdaniach rocznych o szpitaliku dziecięcym często wylicza różne choroby u dzieci powstałe wskutek używania napojów upajających. Tak n. p. mówi o 10-cioletnim chłopcu, który dawniej zawsze zdrowym będąc, zachorował nagle na epilepsyą, ponieważ przy chrzcinach dostał cokolwiek napojów upających. Wspomina dalej o dzieciach chorych na obłęd pijacki, zapalenie mózgu, chorobę św. Wita dla zbyt rychłego przechylania kieliszków. — W siedmiu wypadkach przyprowadzono do szpitalika dzieci, które w niebezpieczne popadły choroby wskutek używania napojów wyskokowych. Najmłodsze z tych dzieci, liczące dopiero 1½ roku, zachorowało dla tego, że matka, skoro krzyczało, dawała mu wódki na uspokojenie. —
Nie potrzebujemy zresztą tak daleko po świecie szukać przykładów, aby udowodnić, że napoje alkoliczne bardzo dzieciom szkodzą na zdrowiu. — Kilka lat temu, posłali pewni rodzice swe dziecko do szynkowni do wódkę. Dzieciak, jak zwyczajnie, ciekawy, co też jest we flaszcze, do której rodzice tak często zaglądają, napił się cokolwiek wódki. Wkrótce potem popadł w tak gwałtowne kurcze, że dopiero po kilku godzinach udało się przy pomocy lekarza dotrzeźwić się dziecka. Lekarz ów sam mi potem mówił o owym wypadku.
Podpadło mi, że dużo stosunkowo dzieci, zwłaszcza robotników i rzemieślników, umiera na kurcze. Dawniej nie umiałem sobie tego wytłomaczyć. Dziś, zdaje mi się, doszedłem do źródła złego. W większej części wypadków bowiem, albo dawano dzieciom jeszcze malutkim wódkę, — albo matka, karmiąca dziecko, piła wódkę. Z mlekiem matczynem dostał się alkohol do krwi dziecka i spowodował przedwczesną śmierć. —
Może pomyślicie sobie, że te różne choroby i wypadki śmierci powstałe wskutek używania wódki, wina lub piwa są tylko wyjątkami. Daj Boże, aby tak było. Tylko że tych wyjątków sam nadto wiele się narachowałem; — a gdyby je zliczyć na całym obszarze naszej polskiej ziemi, poznalibyśmy z przerażeniem, że napoje alkoholiczne tysiące dzieci czynią kalekami i tysiące znowu zbyt wcześnie zapędzają w objęcia śmierci.
Tem niech się żadna matka nie pociesza, że już dawała swemu dziecku napoje alkoholiczne, a jeszcze złych skutków nie widziała; bo co dziś nie jest, już jutro nastąpić może. Nie trzeba wywoływać wilka z lasu. U jednych dzieci złe skutki alkoholu pokazują się zaraz, u innych nieco później. Ale to nie zmienia wcale sprawy. Toć nawet u dorosłych możemy to doświadczenie zrobić. Jeden rozchoruje się po drugim kieliszku wódki, a inny wypije dwie kwarty i niby nic mu szkodzi. Czy to rzeczywiście prawda, że nic nie szkodzi? Szkody nie widać zaraz, ale za to tem gorzej, gdy później się okaże! Choroba wątroby, nerek, żołądka, oto skutki, które nieraz dopiero po latach się objawiają, które wszakże już rzadko dadzą się usunąć. —
Tem mniej zatem mamy powodu łudzić i oszukiwać się, gdy chodzi o dzieci. Bodaj twe dziecko, matko, gdy mu nie bronisz kieliszka, popadło zaraz w kurcze! Wtedy przynajmniej przestraszyłabyś się i nie dawałabyś więcej trucizny dziecku. Ale niestety, alkohol występuje u niektórych dzieci jako gwałtowna trucizna, u innych działa powoli, tak, że na razie nie widać złych skutków.
Czyż, matki, będziecie dalsze próby na skórze waszych dzieci robiły i Pana Boga tak długo na pokuszenie wiodły, aż rzeczywiście nieszczęście nastąpi i zdrowie dzieci przepadnie bezpowrotnie? Zbyt kochacie dzieci wasze, aby godziło się coś podobnego przypuszczać. — Miłość ku dzieciom, dbałość o ich zdrowie niechaj was nakłoni, abyście stanowczo powiedziały: O ile to jest w naszej mocy, postaramy się o to, aby nigdy kropla alkoholu nie przeszła przez usta dzieci naszych.

VI.

Mówiąc o wpływie napojów alkoholicznych na dzieci, staraliśmy się wykazać, że te napoje szkodliwy wpływ wywierają na rozwój ciała dziecięcego. Jest to niewątpliwie niesłychanie ważna rzecz, aby dzieci były zdrowe na ciele; ale bynajmniej nie nie najważniejsza. Więcej jeszcze matkom jako i nam wszystkim zależeć powinno na tem, aby zdrową była dusza dziecka. —
Otóż nie trudno wykazać, że napoje odurzające w każdym razie szkodliwy i w tym względzie wpływ wywierają.
Niech tam ludzie mówią co chcą o pożytku wina czy wódki lub też piwa przy ciężkiej ręcznej pracy. — W każdym razie nikt się nie ośmieli twierdzić, jakoby te napoje pomocne były w naukach. Boć niejeden z nas już doświadczył na sobie, jaka senność ogarnia po wypiciu jednego lub drugiego kieliszka, gdy się ma książkę przed sobą. Pokrzepiając się częściej przy pracy duchowej t. j. przy nauce winem, wódką, albo choćby tylko piwem, człowiekowi przychodzi coraz trudniej myśli skupiać, aż rozum do nauki w końcu zupełnie stępieje. —
Opowiadał mi pewien znajomy nauczyciel, który zresztą, co prawda, kieliszkiem nie wzgardzi, że za młodu, gdy podczas wielkiej pauzy chodził do domu na śniadanie, otrzymywał regularnie kieliszek wódki lub likieru od rodziców — na wzmocnienie, jak mówiono. Tak go to wzmacniało, że reszta czasu po wielkiej pauzie w szkole przepędzonego poprostu szła na marne. Sam przeto postanowił sobie, wbrew woli rodziców, nie używać trunków alkoholicznych podczas pobytu w szkole. Dotrzymał obietnicy i wróciła dawna ochota do nauki. —
Aby mieć zupełną pewność, czy alkohol przeszkadza dzieciom w nauce lub nie, dwóch ojców zrobiło ze swemi dziećmi następującą próbę; Przez kilka miesięcy otrzymywały dzieci do obiadu i kolacyi regularnie cokolwiek lekiego wina. Potem nie dawano im wina przez dłuższy czas wcale. Tak na przemian robiono przez półtora roku. Ciągle przytem zwracano na dzieci baczną uwagę, jakie skutki te małe dawki wina wywierają. I cóż zauważono? W czasie, gdy im dawano wina, dzieci regularnie były ospałe, nieskore do nauki i nieuważne. Sen przytem w nocy był niespokojny i mało pokrzepiający. Było to tak widoczne, że dwóch chłopców w końcu z własnego popędu poprosiło, aby ich więcej winem nie częstowano.
Przytaczam jeszcze jeden przykład, jak napoje alkoholiczne poprostu ogłupiająco działają na dzieci. W r. 1903 odbył się w kwietniu w Bremenie wielki zjazd ludzi, zajmujących się zwalczaniem pijaństwa. Zjechało się przeszło 3 000 osób ze wszystkich stron świata. Radzono wiele i mówiono o bardzo ciekawych rzeczach. Między innymi zabrał głos jakiś nauczyciel z Ameryki, z miasta St. Louis. Nazywał się Jonas, jeśli się nie mylę. Pan ten w dłuższem przemówieniu starał się wykazać, że dzieci wskutek używania napojów alkoholicznych głupieją. St. Louis, mówił, jest wielkiem miastem. Jednę część zamieszkują prawie sami Niemcy. Mają oni w tej części miasta swoje osobne szkoły, co jest w wolnej Ameryce dozwolonem. Raz do roku wszakże dzieci wszystkich szkół, czy amerykańskich, czy francuskich, niemieckich lub polskich, składają wspólnie egzamina dla uzyskania nagród. Otóż podpadło wspomnianemu nauczycielowi, że dzieci niemieckie znacznie gorsze zdawały egzamina aniżeli dzieci innych narodowości, tak że nawet Amerykanie szydzili z Niemców, nazywając ich głupcami. Pana Jonasa korciło to bardzo, bo sam jest Niemcem. Zaczął sprawę dokładnie badać, i w końcu dotarł do źródła złego. W owej części miasta, gdzie mieszka dużo Niemców, znajduje się wielka liczba browarów. Pracujący przy tych browarach otrzymują wiele piwa. Piją nietylko dorośli, lecz i dzieci. — Skutek był ten, że bardzo wielka liczba dzieci w szkole żadnych postępów nie robiła. Piwo je poprostu ogłupiało. Nabrawszy tego przekonania, zakrzątnął się ów nauczyciel gorliwie, aby rodziców pouczyć o szkodliwości piwa dla dzieci. Lata musiał nad tem pracować; lecz w końcu udało mu się wykorzenić w znacznej części niedobry zwyczaj. W ślad za tem polepszyły się też egzamina dzieci w tak widoczny sposób, że Amerykanie przestali urągać owym dzieciom, nie mogąc wyjść z podziwu, zkąd ta zmiana. —
Piwo zatem szkodzi niewątpliwie dzieciom, przeszkadzając im w naukach. A wino, a wódka nie miałyby szkodzić? Toć wiadomo, że najmocniejsze piwo nie zawiera tyle trucizny, zwanej alkoholem, co średnia wódka. — Miarkujecie matki, dla czego to niektóre dzieci tak mało rozgarnięte, tak tępe do nauki, że z wielką biedą ledwo głosek składać się nauczą?
Jeżeli matka wlewa w siebie wódkę lub spija wino i likiery, będąc w błogosławionym stanie, jeżeli to samo czyni, mając dziecko przy piersiach, jeżeli już niemowlęciu wlewa do ust zdradliwą truciznę, jeżeli później sama wciska dziecku kieliszek, kwaterkę, lub kufel do ręki, niech się nie dziwi, gdy alkohol pożre, lub zaciemni rozum dziecka.

VII.

Wiemy dobrze, że rodzicom chodzi nie tylko o to, aby dzieci były mądre, dobrze się uczyły, ale przedewszystkiem aby były dobre, wyrosły na poczciwych ludzi.
I tu nie ma gorszego psotnika nad alkohol. Mam tu wdawać się w długie wywody? Matki wspomnijcie w co wódka i inne trunki waszych mężów, ojców, was same nieraz zamieniały? Nie ma tak brudnej, bydlęcej rozpusty, którejby człowiek w stanie pijanym nie był zdolny popełnić! Nie ma występku przed którymby się w takim stanie cofnął. Alkohol przemienia częstokroć człowieka w istne zwierzę drapieżne. Alkohol pobudza do wszystkich możliwych grzechów głównych. Lenistwo, klątwy, bijatyki, nieraz morderstwa, czyż to nie są aż nadto wam wszystkim znane owoce pijaństwa? Cóż więc, jeżeli dorośli tak „błogich“ doznają skutków pocieszycielki wódki i towarzyszek, to cóż mówić o dzieciach? Niewątpliwie i dusza dziecka musi doznać zgubnych skutków trucizny alkoholu. Różne drzemiące na dnie duszy dziecka namiętości zbyt rychło się odezwią i pozbawią biedactwo uroku niewinności dziecięcej.
Słusznie zatem profesor dr. Paulsen z Berlina daje w tym względzie takie upomnienie: „Chcesz aby dzieci pozostały dziećmi, dawaj im mleko do picia; pragniesz doczekać się rozstrojonych zbyt rychło dojrzałych, przemądrzałych i przeżytych młodych starców to dawaj im tylko obficie gorących napojów.“
Nauczyciel Siegert, który przez wiele lat zajmował się tą sprawą, mniema, że nic w dziecku nie budzi tak zmysłowości i nieczystych chuci, jak napoje upające.
Okropna to prawda, że w państwie niemieckim rok rocznie 200 000 ludzi wędruje do więzień i domów poprawy za różne przestępstwa przeciw drugim osobom popełniane. Wśród nich najwięcej narachujesz młodych ludzi od 17-g do 27-go roku życia. Podczas rozpraw sądowych wraca zawsze ta sama piosenka: „Byłem podpiły lub pijany, gdym to czynił.“ Czyż niejedna matka nie musi się tu w piersi uderzyć, wołając: „Moja wina, żem dziecku za młodu nie broniła kieliszka!“
W r. 1901 skazał sąd w Erfurcie robotnika Lewandowskiego na 10 lat domu karnego (cuchthauzu,) za występek zwierzęcy. Gdy winowajca usłyszał wyrok, zawołał: „O gdyby tu dzieci były, abym mógł je przestrzedz przed gorzałką! Ta jest wszystkiemu winna!“
„Nie od razu stanie się człowiek mordercą“ mówił niejaki Hoche, którego d. 7-go kwietnia 1898 w Budziszynie na śmierć za morderstwo skazano. „Gdy siebie samego zapytuję, co mię tak daleko zaprawadziło mam jedną odpowiedź: wódka“. — Jako dziecko, jako uczeń mularski, nauczył się nieszczęśliwy pić. Małem się zaczyna, na wielu się kończy. — „I ja, dodaje nie piłem z początku zaraz litrami.“ Kto chce zostać porządnym człowiekiem, niech sobie powie: „precz z djabelskim trunkiem“.
Choć chętnie przyznajemy, że znajdzie się wiele dzieci, u których nie można namacalnie wykazać zaraz tych wyżej wyliczonych skutków dla ciała i dla duszy, wskutek używania napojów alkoholicznych, to z drugiej strony z wszystkiego co się tu mówiło, wynika, że alkohol pod jakąbądź postacią nigdy dziecku na dobre nie wyjdzie, dla tego właśnie, że nie jest ani napojem, ani pokarmem odżywiającym, jeno trucizną.
A choćbyście matki, nie dały się przekonać żadnymi dowodami, daję wam jedno pod rozwagę: Czy możecie ręczyć, możecie przysiądz na to, że z waszego dziecka, tej ślicznej kochanej istoty — nie wyrośnie kiedyś dla was potwór — pijak?
Cóż to? Czyż pijak to zbrodniarz? Nie, zaprawdę, ale nieszczęśliwy wśród najwięcej nieszczęśliwych. Jeden z najcięższych krzyżów, jaki rodzinę kiedykolwiek spotkać może. —
Opisywać bliżej tego chyba nie potrzebuję. Znacie to wszystko nadto dobrze.
Cóż matko nie truchlejesz na samo wspomnienie, iżby ta ukochana przez ciebie dziecina miała kiedykolwiek wyróść na pijaka? Czyż nie wolałabyś wpierwej skonać, aniżeli rękę przyłożyć do tego, aby dziecko twe miało spotkać te nieszczęście?
Matki, co z dzieci waszych w późniejszem życiu będzie, tego nie wiem. To Bogu wiadomo. — To jedno tylko wiem, że matka dająca kieliszek, czy kufel do ręki dziecka, czyni, co jest w jej mocy, aby zeń doczekać się pijaka. — Jakże to, pytacie?
Prosta rzecz. Nim człowiek zostanie pijakiem, musi wpierw do trunków upajających się przyzwyczaić i je polubić. — O to niestety starają się rodzice najczęściej sami.
Już wyjątkowe to chyba dziecko, któreby od razu zasmakowało w winie, piwie, lub wódce. Wspomnijmy na nasze lata młodości. Wszakże będąc dziećmi, najlepsze wino wydawało nam się kwaśnem, piwo gorzkiem, a wódka wprost obrzydliwą. Z teraźniejszemu dziećmi jest zupełnie ta sama sprawa. Po cóż więc przyzwyczajać je do napojów, bez których znakomicie obyć się mogą? Po cóż wzbudzać zamiłowanie, które na dziecko w późniejszem życiu jedno z największych nieszczęść, pijaństwo sprowadzić może?

VIII.

Mówcie co chcecie, powiedzcie nawet, że to wszystko przesada. Ja powtarzam: strzeżonego Pan Bóg strzeże.
Obowiązkiem matki jest i będzie dopilnować tego, aby dziecko nie używało żadnych zgoła napojów alkoholicznych.
Jeżeli pragniecie matki dzieciom waszym sprawić jaką radość, serce wasze podyktuje wam tysiączne do tego sposoby. Tylko nie chciejcie dzieci rozweselać kieliszkiem.
Spojrzyjcie proszę na obrazek okładki. — Z czego ten tłuścioszek tak się cieszy, jakby był w raju? Oto widzicie przed chwilą mama dała swej pieszczotce tereśni. Naturalnie w mig zostały sprzątnięte. Ale są jeszcze cztery, takie śliczne, czerwone, wielkie, że aż żal w nich zatopić te dwa rzędy, niby perełki, ząbków. Więc cóż robi filutka? Zawiesza tereśnie na kształt kolczyków za uszki. — Choćby ci matko kto dał połowę królestwa, bodaj czybyś była tak szczęśliwa, jak twoja córeczka tu z temi ślicznemi kolczykami! — Gdybyś dała dziecku najwyszukańszego wina, szampana samego, nigdy tyle uciechy nie sprawisz, co garścią owocu. — Jeżeli kochane matki, koniecznie dzieciom chcecie dać wina, to dajcie je pod postacią winogron, lecz nigdy jako napój.
Ale powiecie, choćby nam nie chodziło o to, aby dzieciom winem lub piwem sprawić przyjemność, cóż one biedne mają pić?
Z pewnością nie herbatę, nie kawę — ale mleko. — To jest napój najzdrowszy i przytem najpożywniejszy dla dzieci, jaki sobie wystawić można. Jeżeli zaś chodzi tylko o ugaszenie pragnienia — toć wszędzia macie pod ręką naszą kochaną, poczciwą wodę.
Przypominam sobie pewien szczegół z lat dziecinnych. Jeźli byli goście w domu; czasem który, litując się nad „szarym końcem“ t. j. nad nami dziećmi, próbował nam nalać cokolwiek wina. Ojciec nigdy wszakże na to nie pozwalał. Dla dzieci mawiał najlepsze gęsie wino, wskazując na karawkę z wodą. I tak trzeba się było zawsze kontentować kieliszkiem napełnionem białem, gęsiem winem, prosto ze studni. Nie przypominam sobie, abyśmy jako dzieci kiedykolwiek tęsknili za prawdziwem winem. Pożądliwem natomiast okiem spoglądaliśmy na talerze z owocami i łakociami, dopóki te nie dotarły szczęśliwie na nasz szary koniec.
Czy sądzicie matki, że piszący te słowa jako dziecko, sam jeden tak myślał? Starajcie się tylko poznać wasze dzieci, a przekonacie się, że i one szybko pogodzą się z myślą, że woda dla nich najlepsza.
Bolesne nad wyraz i smutne są te chwile, które matka spędza przy łóżeczku chorego dziecka. Jakie to myśli cisną się wtedy do głowy. Jakich to sposobów użyłaby, byle tylko swe chore biedactwo uleczyć. Ostatni grosz odłożony na czarnę chwilę wyjmuje się wtedy z węzełka na lekarstwo dla dziecka ukochanego. — Gdy wszystko nic nie pomaga, to posyłasz matko po wino, po dobre, drogie wino. To musi pomódz, myślisz. Że tak myślisz, że tem się łudzisz, któż się będzie dziwił? Wszakże ludzie do wina tak przywiązani, wszakże tyle grosza na wino poświęcają.
A jednak matko, proszę cię, nie dawaj nigdy dziecku wina w chorobie, tem mniej, broń Boże wódki.
Lekarstwo jakie lekarz dziecku zapisze, dawaj sumiennie podług przepisu, nad dzieckiem troskliwą pieczę miej — a resztę pozostaw Lekarzowi Wszechmocnymu w niebie i Temu dziecinę w modlitwach polecaj.
Mam tu przed sobą książkę pod wielu względami polecenia godną: „Kilka myśli o wychowaniu w rodzinie.“ Między innemi znajduję tam taki ustęp: „Gdybyśmy przez lat kilkadziesiąt, zaniechawszy wszelkich innych dzieł miłosierdzia, a zwróciwszy naszą uwagę w jednym tylko kierunku, zdołali objąć i po chrześciańsku przeprowadzić dzieło wychowania dziecka, niewątpliwie postać świata bardzoby się odmieniła.“ Prawda to święta. Ale bodaj, czy tego się doczekamy!...
Lecz zdaje mi się, że gdybyście wy matki dzieci wasze ochroniły od wszelkich napojów alkoholicznych, nie byłaby to rzecz nadzwyczajnie trudna do przeprowadzenia. Postać świata nie odmieniłaby się coprawda przez to samo. Ale jakoś inaczej i lepiej z pewnością byłoby ludziom na ziemi.
Cóż? chcecie kochane matki przyłożyć rękę do tego? Jeźli chcecie do powiedzcie sobie: Już odtąd nigdy dziecko z naszej ręki nie dostanie, ani kropli wina, piwa, wódki, ani jakiegobądź alkoholu.
Dobrze, kochane matki, lecz to nie dosyć!
Więc, mówicie, postaramy się o to, aby inni czasem tego dzieciom nie dawali...
To już trudniej z pewnością do przeprowadzenia, ale da się zrobić przy dobrej woli. —
Samo przez się rozumie, że jeśli szczere są wasze zamiary, nie można już dziecka pod żadnym warunkiem posyłać po trunki do gościńca lub restauracyi, bo nie ustrzeżecie go, aby z samej ciekawości nie spróbowało tego, co jest w butelce. Nie posyłajcie dziecka waszego, choćby się małżonek koniecznie tego domagał, choćby się nawet gniewał. Jeźliby miała burza w domu powstać, już lepiej idźcie same. —
Ale i tem się jeszcze niezadawalnia moja chciwość. Was matki proszę o małe poświęcenie, dla dobra dzieci waszych. Gdy się matkę o coś prosi w imieniu dziecka, chyba nie godzi się odmawiać? Prawda? Otóż wasz sługa prosi was najbardziej jak tylko może, abyście nie używały żadnego wina, ni piwa, ni likierów lub wódek, dopóki dziecko macie przy piersiach. Również od tych napojów pod każdym warunkiem wstrzymać się musicie, gdy dziecko na świat wydać macie. Czemu jedno, czemu drugie? O tem wam później osobno napiszę. Dzisiaj o to was tylko prosić umiem jako najpokorniejszy wasz sługa, jako szczery przyjaciel dzieci waszych. —
Dużo pewnie jeszcze wody w naszej polskiej Wiśle upłynie, nim wszystkie matki dadzą się przekonać o prawdzie tego, co w tej książeczce starałem się wyjaśnić. Któżby się temu dziwił?
Ile to lat potrzeba było, nim się ludziska tak dalece w trunkach rozmiłowali, jak to dziś widzimy! Ktoby sądził, że te starodawne złe nałogi od razu wykorzenić się dadzą, w wielkim znajdowałby się błędzie.
To i ja też, kochane matki, nie łudzę się wcale. Wiem, że niejedna z was książeczkę na bok odłoży, nie zmieniając w niczem swego postępowania, wiem, że inna nawet do końca nie przeczyta, co tu napisano, może nawet która rozgniewa się o to, że uważam za złe to, co ona dotąd chwaliła jako dobre i w gniewie wrzuci książkę do pieca, litując się tylko może nad obrazkiem, gdzie ta mała dziewczynka tak ślicznie ząbki szczerzy. Nic w tem wszystkiem nie byłoby dziwnego. Używanie alkoholu tak w ciągu lat weszło ludziom w krew, że stało się nieraz drugą ich naturą, że nie umieją sobie życia bez kieliszka wystawić. Gdy więc kto zaczepia ten miły zwyczaj, łatwo gniew wywołuje.
Ale z drugiej strony wiem z pewnością, że bez skutku moje słowa też nie pozostaną. Znajdą się matki, które uważnie przeczytają i powiedzą sobie: Kto wie, czy to nie prawda? Zaszkodzić w każdym razie dzieciom naszym nie może, jeśli im powiemy: Dzieci, kieliszek to nie dla was!
Może też, — ale tego nie śmiem już się bardzo spodziewać, — znajdzie się tu i owdzie matka, co powie: Trzeba, aby tak pożyteczną książeczkę jak najwięcej matek poznało. Więc zacznie opowiadać i objaśniać innym, co sama czytała, pożyczając przytem książeczkę chętnie swym znajomym, które ją czytać zapragną. —
Te matki, które nie będą mogły lub chciały zrozumieć, co tu napisano, ani się dać o tem przekonać, że dzieciom nie wolno dawać napojów alkoholicznych, o jedno tylko proszę: Nie niszczcie tej książeczki. Dajcie ją dalej, innym matkom, albo ją schowajcie i przy wolnym czasie jeszcze raz uważnie przeczytajcie. Kto wie, czy wtedy lepiej nie pojmiecie, o co właściwie chodzi. Gdyby która z was ani tego uczynić nie chciała, niech oderwie okładkę z obrazkiem i zawiesi go sobie na ścianie. Może ta dziecina mała na obrazku lepiej was, matki, objaśni, niż ja to potrafię. Łzy dziecka, jak i śmiech jego, to mowa, której nikt tak dobrze nie rozumie, jak matka. Jeśli czasem, matko, weźmie cię pokusa, byś dziecku dała alkoholu, niech do ciebie ta ślicznotka na obrazku przemówi: Mamo, to nie kieliszek tak mnie cieszy, nie z kieliszkiem mi tak ładnie! Mamo, ty wiesz, co ja najwięcej lubię. Takie wisienki ładne, jabłuszka czerwone, gruszki słodkie, te mi bardzo smakują. Ale wódka drapie i pali języczek, wino kwaśne, piwo znowu gorzkie. Tego, mamo, nie lubię wcale!

X.  



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Antoni Cyryl Królicki.