Odprawa posłów greckich

>>> Dane tekstu >>>
Autor Jan Kochanowski
Tytuł Odprawa posłów greckich
Wydawca Księgarnia polska A.D. Bartoszewicza i M. Biernackiego
Data wyd. 1882
Miejsce wyd. Lwów
Źródło skany na commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii

BIBLJOTEKA MRÓWKI T. 35.




Jan Kochanowski.




ODPRAWA

POSŁÓW GRECKICH.








LWÓW.
KSIĘGARNIA POLSKA
A. D. BARTOSZEWICZA i M. BIERNACKIEGO.
14. Plac Halicki 14.







Z drukarni J. Czaińskiego w Samborze.



ODPRAWA

POSŁÓW GRECKICH.

Podana na teatrum przed królem j. m. i królową j. m. w Jazdowie nad Warszawą dnia 12. Stycznia r. pańskiego 1578. Na feście u j. m. pana Zamojskiego, naonczas podkanclerzego, a potem kanclerza i hetmana wielkiego koronnego.



Do tegoż j. m. pana kanclerza i hetmana koronnego.

PRZEDMOWA.

Wczora dopiero oddano mi obadwa listy zaraz, które w. m. do mnie około tej trajediej pisał. A iżem przedtem nie wiedział o tych liściech, spodziewałem się że za temi czasów odwłokami i mej trajediej odwlec się miało, abo raczej że tak ze mną zostać miała molom na pokarm, abo na trąbki do apteki. Jakom listy w. m. przeczytał, nie było czasu poprawować, bom wszytek musiał insumere na przepisanie. Quidquid id est, a baczę, że błazeństwo; i w. m. sam podobno rzeczesz; posyłam w. m. tem śmielej, chociaż niemasz co, żem to jeszcze z przodku w. m. opowiadał, że to nie miało bydź ad ammussim, bo mistrz nie potemu. Rzeczy też drugie nie wedla uszu naszych. Inter caetera trzy są chory, a trzeci jakoby greckim chorom przygania, bo oni już osobny charakter do tego mają; nie wiem, jako w polskim języku brzmieć będzie. Ale w tem niech będzie arbitrium w. m. abo raczej we wszytkiem. Bardzobych to rad był uczynił, żebych był sam praesens w. m. teraz służby swe ofiarował, ale mi złe zdrowie nie da. Nieradbym przedsię omieszkał przenosin w. m., jeśli salus tak będzie chciała. Zatem się łasce w. m. mego miłościwego pana zalecam. Dat. w Czarnolesie dwudziestego wtórego dnia grudnia, roku bożego 1577.

PERSONY.

Antenor.
Aleksander, którego i Parysem zowią.
Helena.
Pani stara.
Poseł Parysów.
Ulisses. } Posłowie greccy.
Menelaus,
Priamus, król trojański.
Kassandra.
Rotmistrz.
Więzień.
Chorus z panien trojańskich.
Sprawa w Trojej.





ODPRAWA
POSŁÓW GRECKICH.



Antenor.

Com dawno tuszył i w głos opowiadał,
Że obelżenia i krzywdy tak znacznej
Cierpieć nie mieli waleczni Grekowie;
Teraz już posły ich u siebie mamy,
Którzy się tego u nas domagają,
Aby Helena była im wydana,
Którą w tych czasiech przyszłych[1] Aleksander
Będąc w Grecyej, gość nie prawie wierny,
Uniósł od męża i przez bystre morze
Do trojańskiego miasta przyprowadził.
Tę jeśli wrócim i mężowi w ręce
Oddamy, możem siedzieć za pokojem;
Lecz jeśli z niczem posłowie odjadą,
Tegoż dnia nowin słuchajmy, że Greczyn
Z morza wysiada i ziemię wojuje.
Czuje o sobie, widzę, Aleksander;

Praktyki czyni, towarzystwa zbiera,
Śle upominki, aż i mnie nie minął;
A mnie i dom mój i, co mam z swych przodków,
Nie jest przedajno. A miałbych swą wiarę
Na targ wynosić, uchowa mię tego
Bóg mój. Nie ufa swej sprawiedliwości,
Kto złotu mówić od siebie rzecz każe;
Lecz i to człowiek małego baczenia,
Który na zgubę rzeczypospolitej
Podarki bierze, jakoby sam tylko
W cale miał zostać, kiedy wszytko zginie.
Ale mnie czas do rady, bo dziś król chce posły
Odprawować; snać widzę Aleksandra, ten jest,


Aleksander, Antenor.

Aleksander.

Jako mi niemal wszyscy obiecali.
Cny Antenorze! proszę, i ty sprawie
Mej bądź przychylnym przeciw posłom greckim.

Antenor.

A ja z chęcią rad zacny królewicze!
Cokolwiek będzie sprawiedliwość niosła
I dobre rzeczypospolitej naszej.

Aleksander.

Wymówki niemasz, gdy przyjaciel prosi.

Antenor.

Przyzwalam, kiedy o słuszną rzecz prosi.

Aleksander.

Obcemu więcej życzyć, niźli swemu,
Coś niedaleko zda się od zazdrości.

Antenor.

Przyjacielowi więcej, niźli prawdzie
Chcieć służyć, zda się przeciw przystojności.

Aleksander.

Ręka umywa rękę, noga nogi
Wspiera, przyjaciel port przyjacielowi.

Antenor.

Wielki przyjaciel przystojność; tą sobie
Rozkazać służyć, nie jest przyjacielska.

Aleksander.

W potrzebie, mówią, doznać przyjaciela.

Antenor.

I toć potrzeba, gdzie sumnienie płaci.

Aleksander.

Piękne sumnienie, stać przy przyjacielu.

Antenor.

Jeszcze piękniejsze, zostawać przy prawdzie.

Aleksander.

Grekom pomagać, to u ciebie prawda.

Antenor.

Grek u mnie każdy, kto ma sprawiedliwą.

Aleksander.

Widzę, żebyś mię ty prędko osądził.

Antenor.

Swoje sumnienie każdego ma sądzić.

Aleksander.

Znać, że u ciebie gospodą posłowie.

Antenor.

Wszystkim uczciwym dom mój otworzony.

Aleksander.

A zwłaszcza, kto nie z próżnemi rękoma.

Antenor.

Trzeba mi bowiem sędziom na podarki,
Bom cudzą żonę wziął, o którą czynią.

Aleksander.

Niewiem o żonę, ale dary bierzesz
Od Greków zwłaszcza; moje na cię małe.

Antenor.

I żon i cudzych darów nie rad biorę.
Ty, jako żywiesz, tak widzę i mówisz
Niepowściągliwie, nie mam z tobą sprawy.

Aleksander.

I mnie żal, żem cię o co kiedy prosił;
Ufam swym bogom, że i krom twej łaski
Najdę kto rzeczy mych podpierać będzie.

Antenor.

Taki, jakiś sam.

Aleksander.

Da bóg, człek poczciwy.

Chorus.

By rozum był przy młodości:
Nigdy takiej obfitości

Pereł morze i ziemia złota nie urodzi,
Żeby tego nie mieli tym dostawać młodzi.
Mniejby na świecie trosk było,
By się to dwoje łączyło,
I oniby rozkoszy trwalszych używali,
Siebie ani powinnych w żalby nie wdawali.
Teraz na rozum nie dbając,
A żądzom tylko zgadzając,
Zdrowie i sławę tracą, tracą majętności
I ojczyznę zawodzą w ostatnie trudności.
O boże na wielkiem niebie!
Drogo to, widzę, u ciebie,
Dać młodość i baczenie zaraz; jedno płacić
Drugiem trzeba; to dobre, a tego żal stracić.
Ale oto Helenę widzę, co też teraz
Nieboga myśli wiedząc, że dziś o niej w radzie
Ostateczne namowy: mali w Troi zostać,
Czyli Grecyą znowu i Spartę nawidzić?

Helena.

Wszytkom ja to widziała, jako we źwierciedle,
Że z korzyści swej nie miał długo się weselić
Bezecny Aleksander, ale mu wczas mieli
I dobrą myśl przekazić przeważni Grekowie:
Więc on jako drapieżny wilk, rozbiwszy stado,
Co nadalej uciekał, a oni zaś jako
Pasterze ze psy za nim. I ledwie do tego
Nie przyjdzie, że wilk owcę naostatek musi

Porzucić, a sam gdzie w las sromotnie uciecze.
Niestety! jakież moje będą przenosiny?
Podobne w tył okrętu łańcuchem za szyję
Uwiązana pośrodkiem greckich naw popłynę.
Z jakąż ja twarzą bracią swą miłą przywitam?
Jakoż ja niewstydliwa przed oczy twe naprzód
Mężu mój miły! przyjdę i sprawę o sobie
Dawać będę? a będęż w twarz ci wejźreć śmiała?
Bodajżeś ty był nigdy Sparty nie nawiedził
Nieszczęsny Pryamida! — bo czegóż mnie więcej
Nie dostawało? Zacnych książąt córką będąc
Szłam w książęcy dom zacny; dał był bóg urodę,
Dał potomstwo, dał dobrą nadewszytko sławę —
Tom wszytko prze człowieka złego utraciła.
Ojczyzna gdzieś daleko, przyjaciół nie widzę,
Dziatki, nie wiem, żyweli? jam sama coś mało
Od niewolnice różna, przymówkom dotkliwym
I złej sławie podległa: a co jeszcze zemną
Szczęście myśli poczynać, ty sam wiesz mój panie!


Helena, Pani stara.

Pani.

Nie frasuj mi się moje dziecię miłe!
Takci na świecie bydź musi: raz radość,
Drugi raz smutek; z tego dwojga żywot
Nasz upleciony, i rozkoszyć nasze
Nie pewne, ale i troski ustąpić
Muszą, gdy bóg chce, a czasy przyniosą.

Helena.

O matko moja! nierównoż to tego
Wieńca pleciono, więcejże daleko
Człowiek frasunków czuje, niż radości!

Pani.

Barziej do serca to, co boli, człowiek
Przypuszcza, niźli co kmyśli się dzieje;
I ztądże się zda, że tego jest więcej,
Co trapi, niźli co człowiaka cieszy.

Helena.

Przebóg! więcejci złego na tym świecie,
Niźli dobrego. Patrzaj naprzód, jako
Jedenże tylko sposób człowiekowi
Jest, urodzić się; a zginąć, tak wiele
Dróg jest, że tego niepodobno zgadnąć.
Także i zdrowie nie ma jeno jedno
Człowiek śmiertelny, a przeciwko temu
Niezliczna liczba chorób rozmaitych.
Ale i ona, która wszytkim włada,
Która ma wszytko w ręku, wszytkim rządzi —
Fortuna za mną świadczy, że daleko
Mniej dóbr na świecie, niźli tego, co złem
Ludzie mianują; bo ubogaciwszy
Pewną część ludzi, patrzaj, co ich ciężkiem
Ubóstwem trapi. A iż tego żadnej
Zazdrości gwoli, ani skępstwu swemu
Nie czyni, ale niedostatkiem tylko
Ściśniona: znak jest, że i dziś, gdy komu

Chce co czynić dobrze, pospolicie
Jednemu pierwej weźmie, toż dopiero
Drugiemu daje; zkąd się da rozumieć —
To już powtarzam nieraz — że na świecie
Mniej dóbr daleko, niźli złych przypadków.

Pani.

Mniej abo więcej, równali też liczba
Obojga? korzyść nie wielka to wiedzieć.
O toby boga prosić, żeby człowiek
Co namniej szczęścia przeciwnego doznał;
Bo żeby zgoła nic, to nie człowiecza.
Ale że z rady tak długo nikogo
Nie słychać? — wiem, że da bez omieszkania
Znać Aleksander, skoro się tam rzeczy
Przetoczą; a nam białymgłowom jakoś
Przystojniej w domu zawżdy, niż przed sienią.

Chorus.

Wy, którzy pospolitą rzeczą władacie,
A ludzką sprawiedliwość w ręku trzymacie,
Wy mówię, którym ludzi paść poruczono
I zwierzchności nad stadem bożem zwierzono,
Miejcie to przed oczyma zawżdy swojemi,
Żeście miejsce zasiedli boże na ziemi,
Z którego macie nie tak swe własne rzeczy,
Jako wszytek ludzki mieć rodzaj na pieczy.
A wam więc nad mniejszymi zwierzchność jest dana:
Ale i sami macie nad sobą pana,

Któremu kiedyżkolwiek z spraw swych uczynić
Poczet macie, trudnoż tam krzywemu wynidź.[2]
Nie bierze ten pan darów, ani się pyta;
Jeśli kto chłop, czyli się grofem poczyta?
W siermiędzeli go widzi, w złotychli głowach:
Jeśli namniej przewinił, bydź mu w okowach.
Więc ja podobno z mniejszem niebezpieczeństwem
Grzeszę, bo sam się tracę swem wszeteczeństwem;
Przełożonych występy miasta zgubiły
I szerokie do gruntu carstwa zniszczyły.


Poseł, Helena.

Poseł.

Dobrą nowinę paniej swojej niosę;
Rozumiem temu, że już dawno tego
Poselstwa czeka serce swe troskami
I płaczem trapiąc; ale oto prawie
Na czas wychodzi z domu. O królowa!
Wdzięcznej nowiny posła masz przed sobą.

Helena.

Daj boże! byś co przyniósł pociesznego.

Poseł.

Posłowie twoi jako przyjechali,
Tak odjeżdżają, a ty przed się z nami.

Helena.

Byłeś sam w radzie, czyś słyszał od kogo?

Poseł.

Byłem przy wszytkiem, i prosto mi ztamtąd
Iść Aleksander do ciebie rozkazał.

Helena.

Jeszczeć nie widzę, z czegobych się prawie
Ucieszyć miała? Wszakże powiedz przedsię,
Jako co było?

Poseł.

Powiem, jeno słuchaj:
Skoro w radzie zasiedli panowie, król naprzód
Tę rzecz do nich uczynił: Niezwykłym nic nigdy
Bez rady waszej czynić; a bych też zwykł kiedy,
(Czego w pamięci nie mam), w tej sprawie koniecznie
Syna swego bych niechciał, aby mię ojcowska
Miłość przeciw synowi jako nie uwiodła.
Bo aczci to podobno nie darmo rzeczono:
Krew nie woda, lecz u mnie pospolitej rzeczy
Powinowactwo więtsze. A tak, co się kolwiek
Wam wszytkim będzie zdało, toż i ja pochwalę.
Syn mój w Grecyej żony dostał; niewiem jako
Tej się upominają od Greków posłowie;
Wydać, abo nie wydać? w tem rozmysłu trzeba. —
Zatem wstał Aleksander i tak mówić począł:
Przy pierwszej posłów skardze dałem dostateczną

Sprawę o sobie; teraz niechcę uszu waszych
Słowy próżnemi bawić, ale maluczko co
Powiedziawszy ostatek na boga przypuszczę
I na łaskę ojcowską i was wszytkich zdanie.
Wszytkim wam jest świadomo, jakim ja był żywot
Wziął przedsię; żeciem nigdy tych burkowych[3] biesiad
Patrzać niechciał; wolałem po gęstych dąbrowach
Prędkie jelenie gonić abo dzikie świnie;
Anim ja tego sobie za niewczas poczytał,
W budzie leśnej się przespać i nad stady chodzić.
Nie myśliłciem ja wtenczas namniej o Helenie,
Ani to imię przedtem w uszu mych postało —
Wenus, kiedy mię naprzód trzy boginie sobie
Za sędziego obrały, Wenus mi ją sama
Napierwej zaleciła i za żonę dała;
Ludzie, widzę, u boga szczęścia sobie proszą,
A ja kiedy mię z chęci swej tem potykali,
Miałem gardzić? — przyjąłem i przyjąłem wdzięcznie,
I mam pewną nadzieję, że tenże bóg, który
Uczcił mię naprzód, będzie i do końca szczęścił
I, co mi dał, nieda mi ledajako wydrzeć.
A bych też był żony swej ludzkim obyczajem
Dostawał, niewiem, czemu onym się zyść miało

Medeą z domu wykraść od przyjaciół naszych,
A mnie zaś ich fortelu takimże fortelem
Oddać się nie godziło?
Jeślim co tedy winien, toż i oni winni;
Chcąli nagrody, niech ją sami pierwej czynią,
Jako ci, którzy krzywdę naprzód uczynili.
A tam ojcze! nie tylko żonę moją, ale
I mnie samego wydaj, niechaj pokutuję.
Gdzieby też to o sobie tak rozumieć chcieli,
Że im każdy, a oni niewinni nikomu
Sprawiedliwości czynić: tego da bóg! nigdy
Nad nami nie przewiodą, ani ich zto[4] będzie.
Nie tuszęć ja, żebyś ty ojcze mój łaskawy!
Nie pomniał jeszcze krzywdy i szkód starodawnych,
Któreś wziął od tych panów i to państwo sławne.
Jeszczeć mury na ziemi leżą powalone
I pola do tej doby pustyniami stoją,
Znaki miecza greckiego i okrutnej ręki.
Abyś też tego dobrze niechciał sam pamiętać,
Hesyona pamiętać musi siostra twoja
Ojcze! a moja ciotka, która do tej doby
U nich w niewoli żywie, jeśli jeszcze żywie.
Tej nam krzywdy o królu! jedna nie nagrodzi
Helena, ani jeden Parys powetuje. —
Tu przestał Aleksander, a szept między ludźmi
Rozlegał się po sali; jako więc ku latu

Robotne pszczoły w ulu szemrzą, kiedy wodza
Nowego oglądały a chęć nastąpiła
Od macior się wynosić i nowe zaczynać
Gospodarstwo, szmer w ulu i rozruch kryjomy:
Taki dźwięk tam natenczas wstał był między ludźmi,
Który skoro ucichnął, Antenor jął mówić:
Prawdzie długich wywodów królu! nie potrzeba:
Aleksander, w Grecyej gościem w domu będąc
Człowieka przedniejszego, na gościnne prawa
Nie pomniąc żonę mu wziął i przywłaszczył sobie.
By mu był niewolnicę naliższą przemówił,
Winienby mu był został; cóż, kiedy wziął żonę,
Której ani zaniedbać ani też dochodzić
Dobry, uczciwy człowiek bez wstydu nie może?
Winien mu niepomału. On chocia ze wstydem,
Żony się upomina, a ja wrócić radzę,
Abychmy ku zelżeniu niesprawiedliwości
Nie przydali; oboje ty przez się nieznośne —
Cóż pospołu złożone! To też nie wątpliwa,
Że Grekowie Heleny nie tylko przez posła,
Ale nawet i przez miecz domagać się będą.
Niechże się Aleksander tak drogo nie żeni,
Żeby małżeństwo swoje upadkiem ojczyzny
I krwią naszą miał płacić. Jeśli w łaskę dufa
Bogini swej, niech na to miejsce dwu się boi,
Które dla niej rozgniewał i sądem swym zganił.
Medeą nie za naszych czasów uniesiono

I nie wiem, jeśli nam co do tego; to widzę,
Że tej krzywdy u Greków nikt się do tej doby
Nie domagał; milczeli tego, którym było
Przystojniej o to mówić. Niewiem, jako słusznie
Swój własny występ krzywdą cudzą barwić chcemy?
To się nas barziej tycze, że za przodków naszych
Grekowie w tem królestwie mieczem wojowali;
Lecz i na tenczas królu! (prawda się znać musi)
Nasza niesprawiedliwość do tego upadku
Nas przywiodła, że się też i dziś lękać muszę,
Aby to sąd tajemny jakiś boży nie był,
Nam prze niesprawiedliwość zawżdy pomstę odnieść
Od Greków; czego tobie przestrzegać się godzi
O królu! a tem barziej, żeś i w pierwszej klęsce
Mało małym nie zginął, pokutując za grzech
Ojcowski i postępek mało sprawiedliwy. —
To powiedziawszy milczał; toż Eneas mówił,
Toż Pantes i Tymoetes, zgadzał się i Lampon
I Ukalegon z nimi, ale Iketaon
Coś inszego rozumiał i w te słowa mówił:
Owa jako nam kolwiek Grekowie zagrają,
Tak my już skakać musim; bać się ich nam każą,
A ja owszem się lękam. Teraz nam Helenę
Wydać każą, po chwili naszych się żon będą
I dzieci upominać. Nigdy w swojej mierze
Chciwość władze nie stoi zawżdy jako powódź
Pomyka swoich granic nieznacznie, aż potem

Wszytki pola zaleje. Za czasu panowie!
Umykać rogów trzeba, bo wonczas już próżno
Miotać się, kiedy jarzmo na szyję założą.
Sprawiedliwości proszą, a grożą nam wojną;
Daj, chceszli, alboć wydrę — taka to jest prosto.
Winienem sprawiedliwość, ale nie z swą hańbą;
Kto ją na mnie wyciska, sowitej nagrody
Ze mnie chce i korzyści i zelżenia mego.
Dawnyć to grecki tytuł, pany się mianować,
A nas barbaros, sługi. Ale nie toć jest pan,
Co się w Poloponesie abo w Trojejej rodził;
Szabla ostra przy boku, to pan; ta rozstrzygnie,
Kto komu czołem bić ma? Do tego tam czasu
Równi sobie być musim; ani tego Greczyn
O sobie niechaj dzierży, żeby był tak groźny,
Jako się sobie sam zda. Jeśli tedy krzywdę
W tem się mieć rozumieją, że Helenę uniosł
Aleksander: niechajże okażą na sobie
Sami naprzód, jako ten gwałt winien nagradzać
Aleksander ponieważ sami okazali,
Jako taki gwałt czynić; aczci Aleksander
Brata przy siostrze nie wziął, jako oni wzięli
Medeą i Absyrta.
Bo, co Antenor mówi, że nam nic do tego:
Ba i bardzo do tego. Za jednego krzywdę
Oni się wszyscy wzięli, a nas pojedynkiem
Zbierać mają? nie tuszę; tożci sąsiadowi
Sąsiad w Azyej winien, co u nich w Europie.
Mówiono zawżdy o to, i do końca będą.

Co się siostry królewskiej i szkod dawnych tycze,
Więtsza to zasię u mnie, niżby się tu miała
Przypomnieć, abo na ten sztych kłaść; dzierżę o cnej
Krwi trojańskiej, że tego mścić się jeszcze będzie.
Teraz zgoła nie radzę Heleny wydawać,
Aż się też oni z nami o Medeą zgodzą. —
To jego słowa były, potem się już żaden
Długą rzeczą nie bawił, jeden głos był wszytkich
Tak, jako Iketaon; i tych co siedzieli,
I tych, co za stołkami stali, głos był jeden
Tak, jako Iketaon. Kilkakroć powstawał
Ukalegon chcąc mówić, lecz przed hukiem nie mógł.
Marszałkowie laskami w ziemię coraz bijąc —
Posłuchajcie panowie! Ukalegon mówi.
Nie pomogły nic laski, a nasz Ukalegon
Ukalegontom mówił, bo nań nic niedbali.
Tymczasem ktoś zawołał głosem prawie głośnym:
Co po tych krasnych mowach? rozstąpmy się oto;
Ujźremy, gdzie nas więcej?? — Ledwie wyrzekł, a już
Wszyscy na nogach stali i swe miejsca brali;
Kiedy się rozstąpili nie było co równać;
Wszyscy przy Aleksandrze, a tam ich garść była.
Prosili potem króla, aby wedle prawa
Postąpił, a za więtszą częścią wyrok podał.

Król, nie wiele mieszkając — Radbych był, powiada,
Na zgodę waszą patrzał, lecz iż być nie mogła,
Mnie nie lza, jeno więtsze części naśladować.
A tak, co z dobrem niechaj będzie pospolitem,
Helena niechaj w Trojej zostanie, aż też nam
Grekowie za Medeą nagrodę uczynią.
Skoro po tym dekrecie po posły posłano,
A mnie też Aleksander do ciebie wyprawił;
Z tym wszytkiem, coś słyszała, tuszę, że odprawę
Do tej doby już wzięli posłowie i twój mąż
W domu cię dawno czeka. A tak nie mieszkajmy.

Helena.

Dobrze mówisz; idź ty wprzód, ja za tobą w tropy.

Chorus.

Tej podobno ta powieść kmyśli; mnie bynajmniej,
I onej, niewiem, na co ta radość wynidzie.
Widzę, idą nosy powiesiwszy;
Znać, że nie po swej myśli odprawę odnoszą.

Ulisses

O nierządne królewstwo i zginienia bliskie!
Gdzie ani prawa ważą, ani sprawiedliwość
Ma miejsca, ale wszytko złotem kupić trzeba.
Jeden to marnotrawca umiał spraktykować,
Że jego wszeteczeństwa i łotrowskiej sprawy
Od małych aż do wielkich wszyscy jawnie bronią
Nizacz prawdy nie mając, ani końca patrząc,
Do którego rzeczy przyjść za ich radą muszą.

Nie rozumieją ludzie ani się w tem czują,
Jaki to wrzód szkodliwy w rzeczypospolitej
Młódź wszeteczna; ci cnocie i wstydowi cenę
Ustawili, przed tymi trudno człowiekiem bydź
Dobrym, ci domy niszczą, ci państwa ubożą,
A rzekę, że i gubią, (Troja! poznasz potem)
A przykładem zaś swoim jako wielką liczbę
Drugich przy sobie psują? Patrz, jakie orszaki
Darmojadów za nimi, którzy ustawicznem
Próżnowaniem a zbytkiem jako wieprze tyją.
Z tego stada mniemacie że się który przyda
Do posługi ojczyzny? Jako ten we zbroi
Wytrwa, któremu czasem i w jedwabiu ciężko?
Jako straż będzie trzymał, a on i w południe
Przesypiać się nauczył? jako stos wytrzymać
Ma nieprzyjacielowi, który ustawicznem
Pijaństwem zdrowie stracił? Takimi się czując,
A podobno nie czując, na wojnę wołają;
Boże! daj mi z takimi mężmi zawżdy czynić.

Menelaus.

Wieczne światło niebieskie i ty płodna ziemi
I ty morze szerokie, wy wszyscy bogowie
I wysocy i niscy! świadki mi dziś bądźcie,
Żem rzeczy sprawiedliwej od Trojanów żądał
Abych był krzywdy wielkiej i zelżenia swego
Nagrodę jaką wziąć mógł; nicem nie otrzymał,
Jeno śmiech ludzki, a żal serdeczny tem więtszy.
Na was tedy krzywdę swą i żałość niezmierną
Kładę możni bogowie! jeśli sercem czystem

Tę prośbę do was czynię, pomścicie zelżenia
I mej krzywdy tak jasnej; dajcie mi na gardle
Usieść Aleksandrowem i miecz krwią napoić
Człowieka bezecnego; ponieważ i on mej
Zelżywości dawno syt i dziś się ją karmi

Chorus.

O białoskrzydła morska pławaczko!
Wychowanico Idy wysokiej,
Łodzi bukowa, któraś gładkiej
Twarzy pasterza Priamczyka
Mokremi słonych wód ścieżkami
Do przeźroczystych Eurotowych
Brodów nosiła,
Coś to Zolwicom za bratową,
Córom szlachetnym Pryamowym,
Cnej Polixenie i Kassandrze
Wieszczej, przyniosła?
Za którą oto w tropy prosto
Jako za zbiegłą niewolnicą
Prędka pogonia przybieżała.
Toli on sławny upominek
Abo pamiętne, którym luby
Sędziemu wyrok ze wszech Wenus
Bogini piękniejsza zapłaciła,
Kiedy na Idzie stokorodnej[5]
Śmierci podległy nieśmiertelne
Uznawca twarzy rozeznawał?

Swar był początkiem i niezgoda
Twego małżeństwa Priamicze!
Nieśmiem źle tuszyć, nieśmiem; ale
Ledwie nie takiż koniec będzie.
Niechajże się ja, można Cypry!
Ninacz cudzego nie zapatrzam;
Niech towarzysza życzliwego,
Jednemu łożu przyjaciela
Mam z łaski twojej; inszy więcej
Chcąli? niech proszą.
Oczy łakome siła ludzi
Zawiodły; lecz kto w kręgi żądzą
Mógł ująć, w długiem bezpieczeństwie
Dni swych używie. Przyjdą, przyjdą
Niedawno czasy, że rozbójcę
Rozbójca znijdzie; ten mu słodki
Sen z oczu zetrze i bespieczne
Serce zatrwoży, kiedy trąby
Ogromne zagrzmią, a pod mury
Nieprzyjacielskie staną szańce.


Antenor, Priamus.

Antenor.

Iż moja wiara rada u ciebie o wielki
Królu! ważna nie była, żebyś był Helenę
Grekom wydać rozkazał, a tę niewątpliwą
Wielkiej wojny pochodnią conaprędzej zgasił:
Teraz, co potem idzie, w czas cię upominam,
Abyś czuł o potrzebie i o pewnej wojnie,

Tak pewnie, jako mię tu dziś przed sobą widzisz.
Słyszałeś, jako cię dziś posłowie żegnali
I nas wszytkich przy tobie; pograniczni piszą
Starostowie, że greckie wojska się ściągają
Do Aulidy; w tem wątpić nie potrzeba, że ci
Do nas pójdą; inaczej aniby tu byli
Posłów swych posyłali, ani tak surowie
O swą krzywdę mówili. A tak nie mieszkając,
Póki brzegu morskiego ostatka nie stracim,
Porty naprzód i zamki pograniczne spiżą
I ludźmi dobrze opatrz, hołdownym książętom
Rozkaż bydź pogotowiu, żołnierzom przypowiedz
Służbę, szpiegi rozeszlij, straż miej i na morzu
I na ziemi, aby cię łacni niegotowym
Grekowie nie zastali. To jest rada moja.

Priamus.

Jakobyś już na oko dobry Antenorze!
Nieprzyjaciela widział, tak się, widzę, boisz.

Antenor.

O królu! teraz się bać lepiej; bo za taką
Bojaźnią i opatrzność i gotowość roście,
Wonczas już próżny rozmysł, bo już abo się bić
Abo uciekać trzeba; trzeciego nic niemasz.

Priamus.

A ja owszem na dobrej pieczy wszytko mieć chcę,
Aby nam do tak nagłych ucieczek nie przyszło.

Antenor.

Daj to boże! a to zaś coza białogłowa
Z włosy roztarganemi i twarzy tak bladej?
Drżą na niej wszytkie członki, piersiami pracuje,
Oczy wywraca, głową kręci, to chce mówić,
To zamilknie.

Priamus.

Moja to nieszczęśliwa córa
Kassandra; widzę, że ją duch Apollinowy
Zwykły ogarnął; nie lza, jeno jej posłuchać.

Kassandra.

Poco mię próżno srogi Apollo trapisz?
Który, wieszczego ducha dawszy, nie dałeś
Wagi w słowiech; ale me wszytkie proroctwa
Na wiatr idą nie mając u ludzi więcej
Wiary nad baśni próżne i sny znikome?
Komu serce spętane abo pamięci
Zguba mojej pomoże? komu z ust moich
Duch nie mój pożyteczen i zmysły wszytki
Ciężkim, nieznośnym gosciem opanowane?
Próżno się odejmuję, gwałt mi się dzieje,
Nie władnę dalej sobą, nie jestem swoja.
Ale gdzieżem prze boga? światła nie widzę,
Noc mi jakaś przed oczy nagła upadła.
Owoż mamy dwie słońca, owoż dwie Troi,
Owoż i łani morzem głębokiem płynie —
Nieszczęśliwa to łani, złej wróżki łani.
Brońcie brzegów pasterze! nie dopuszczajcie

Tej niezdarzonej goście nigdzie do ziemie;
Nieszczęśliwa to ziemia i brzeg nieszczęsny,
Gdzie ta łani wypłynie; nieszczęsna knieja,
Gdzie wnidzie i gdzie gładki swój bok położy,
Wszytki stopy, wszytki jej łożyska muszą
Krwią opłynąć; upadek, pożogę, pustki
Z sobą niesie. O wdzięczna ojczyzno moja!
O mury, nieśmiertelnych ręku roboto!
Jaki koniec was czeka? ciebie mój bracie,
Stróżu ojczyzny, domu zacna podporo!
W koło murów trojańskich tessalskie konie
Włóczyć grożą, a twoje oziębłe ciało
Będzieli chciał nieszczęsny ociec pochować,
Musi je u rozbójce złotem kupować.
Nieprzepłacony duchu! z tobą pospołu
I ojczyzna umarła; jednaż mogiła
Oboje was przykryje. Lecz i ty srogi
Trupokupcze! niedawno i sam polężesz,
Strzałą niemężnej ręki prędko obieżdżon.
Cóż potem? kłoda leży, a ze pnia przedsię
Nowa rózga wyrosła i nad nadzieję
Prędko ku górze idzie. A to co za koń
Tak wielki na poboju sam jeden stoi?
Nie wódźcie go do stajni, radzę, nie wódzcie,
Bije ten koń i kąsze; spalcie go raczej,
Jeśli sami od niego zgorzeć niechcecie.
Czujcie stróże! noc idzie, noc podejrzana:
Wielki ogień ma powstać, tak wielki ogień,
Że wszytko jako w biały dzień widać będzie —

Ale nazajutrz zaś nic widać nie będzie.
Wtenczas ojcze! ani już bogom swym dufaj,
Ani się poświęconych ołtarzów łapaj;
Okrutnego lwa szczenię za tobą bieży,
Które cię paznoktami przejmie ostremi
I krwią twoją swe gardło głodne nasyci.
Syny wszytki pobiją, dziewki w niewolą
Zabiorą, drugie kwoli trupom umarłym
Na ich grobiech bić będą. Matko! ty dziatek
Swoich płakać nie będziesz, ale wyć będziesz.

Chorus.

Rzućmy się conaprędzej, a na pokój gdzie
Wyprowadźmy tę pannę upracowaną.


Antenor, Priamus.

Antenor.

Te słowa królu! nie są ku wyrozumieniu
Nazbyt trudne, a zgoła tobie i ojczyźnie
Upad opowiadają; prze boga cię proszę,
Nieważ ich sobie lekce, ani miej za baśni.

Priamus.

Jeszcze tego nie prawie ta przeciwna wiedma
W mię w mówiła, żebych się miał bać; ale przedsię
Postraszyła mię nieco, zwłaszcza że mi przyszedł
Sen na pamięć żony mej, bo gdy z tym złym synem
Aleksandrem chodziła, mało przed zlężeniem
Śniło się jej już na dniu, że miasto dziecięcia
Pochodnią urodziła.

Antenor.

I jam też to królu;
Jeszcze natenczas wiedział i pomnię, jako to
Wieszczkowie wykładali, że to dziecię miało
Upad ojczyźnie przynieść; czego, widzę, blisko.

Priamus.

Dobrze to pomnisz, ale i jam był rozkazał
Grzechu tego nie żywić, dawno to na puszczy
Wilcy mieli rozdrapać i kości nieszczęsne
Po pustych górach roznieść.

Antenor.

A lepiej było, niźli nam przeń wszytkim zginąć.
Co za więźnia tu mamy? ubior to jest grecki.


Rotmistrz, Więzień.

Rotmistrz.

Takci, panowie! wy tu radzicie, a w polu
Grekowie nas wojują. Wczora o południu
Ludzi wprawdzie nie brali ani też palili,
Ale cokolwiek było w polu bydła, wzięli.
Jako nas tam niewielki natenczas był poczet,
Kusiwszy się kilkakroć o nie, musielichmy
Naostatek dać pokój; kilka głów jest przedsię
Zabitych, ten sam jeden tylko poimany;
Na probie to powiedział, że greckiego wojska
Tysiąc galer na kotwicach pogotowiu stoi
W Aulidzie, którzy tylko na posły czekają.
A ci jeśli Heleny nazad nie przyniosą —
Jakoż widzę, że bez niej tak na morze wsiedli —

Wszytko się to wojsko tedyż ma ruszyć i prosto
Ku Troi żagle podać; wszak tak?

Więzień.

Nie pochybnie.

Rotmistrz.

Hetmanem Agamemnon?

Więzień.

Ten brat Menelaów.

Priamus.

Każ więźnia tego schować i opatrzyć dobrze.
To więc już Antenorze! insza, niż proroctwa
Abo sny białogłowskie; ale wszyscy przedsię
W jeden cel biją. Jutro conaraniej
W radę wnidźmy, a ztamtąd już ani wychodźmy,
Aż obroną uradzimy.

Antenor.

Baczę, że jej trzeba.
Acz mi to słowa przykre i coś nie bez wróżki,
Na każdy rok nam każą radzić o obronie:
Ba radźmy też o wojnie, nie wszytko się brońmy;
Radźmy, jako kogo bić; lepiej niż go czekać.



KONIEC.




  1. Które teraz przyszły.
  2. Wyniść.
  3. Brukowy, hałasujący, próżniaczy, junacki. Linde.
  4. Dosyć, dostatecznie, na tyle.
  5. Rodzącej zdroje.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Kochanowski.