Odwiedziny u Kanarisa
Odwiedziny u Kanarisa [1] List z podróży do Ag…. Gi…[2] Władysław Tarnowski |
[Opublikowane w piśmie „Ruch Literacki” (wydawanym we Lwowie), nr 22 z 27 maja 1876, na str. 355-356.] |
Cichy, błękitny ranek śmiał się ponad światem,
Gdyśmy ząb Likabetu w powozie mijali;
W dali Pireus modry w srebrne tonie fali
Uchodził, a Partenon z bogów majestatem
Królował sam w błękitów złotej aureoli,
I Helios nad nim wóz swój zataczał powoli…
Za mną nikły Ateny, gazą mgły spowite
Droga na pół spalona od skwarów i piaszczysta,
Czasem Aloes błysnął lub frendzlą okryte
Pieprzowe drzewo, pod nim źródła fali czysta;
Dalej wąwóz skalisty – i jeszcze rzut oka
Na Propilee, co się pyszniły z wysoka –
Wkrótce przed małym domkiem, murem otoczonym
Powóz stanął, i Grek, mój towarzysz wesoły,
Wszedł furtką – i ja za nim, ogrodem zielonym;
Kilka cyprysów chwiało się; brzęczały pszczoły,
Co z Hymetu po miody lecą w okolice
I wracają powietrzne, brzęczące lirnice.
Pod jednem drzewem stała Metopa z marmuru,
A wino otaczało szorstkie biodra muru;
Po schodkach – mały ganek – mały fresk na ścianie,
Co kilka kotwic na tle modrem w krzyż ujętych
Przedstawiał; – i pies biały u dołu pod drzwiami
Ujadał, gdyby w górach Suliotów zaciętych.
Drzwiami młoda twarzyczka wyjrzała - szepnęła:
„Teraz śpi i jest chory” - i znowu znikła.
Po chwili jednak drzwi się powoli rozwarły,
I sędziwa niewiasta, z prostotą godności
Pełną, nas powitała wzorem gościnności,
Jak ongi Penelopa (nie wszystkie wymarły).
Za nią poszliśmy obaj, i w trzeciej komnacie,
Jak jaki Mohort biały, jak Lear w dzień spokojny,
Leżał starzec na łożu, szorstki obraz wojny;
Biała broda na piersi długo mu spływała,
A szata mu wełniana blizny okrywała.
I zdało się, że Fidiasz mógł go kuć z marmuru,
A źrenica z Sokratów coś miała z lazuru...
Spojrzał - do brwi przyłożył dłoń, [w]sparł się na łóżko,
I pokiwawszy głową, rzekł dwakroć: „Kościuszko!”
I już rzewnie mi było - i prosiłem Greka,
By mu wszystko powiedział... co czułem, jak drogi
Dzień ten w mem życiu.
On rzekł: Los Polski srogi,
Ale Polska silniejszą będzie nad swe wrogi,
I dzień sprawiedliwości wolnym kroczy mułem,
Ale kiedy się zbliży na mule: „konieczność
Przyjdzie - niezbłagana jak prawda i wieczność”,
Honor Polski zbawiony, dumni być możecie,
„Bo każdy was szlachetny człowiek czci na świecie”.
Napoleoni więcej złego wam zrobili
Jak sama Rossja, bo was nadzieją kusili...
Bądźcie więksi jak Fatum - wybije godzina,
Dla której każda matka dziś kołysze syna.”
Potem pytał o Grecję - rzekłem, że zwiedziłem
Korfu, Zante, Itakę, korynt, missolonghi,
Że Kalidrom od Patras z orły pozdrowiłem
Olimpję i Sarandapotam, wodociągi,
Ateny, Tyrynt, Argos, grób Agamemnona,
Mieeny, Spartę, Teby, szczyt Pantelikona,
Figale, boskie Bassae, Eleusis, Megarę,
Cap Matapan, i Kakos Aniferos dzikie,
Że w Stymfale u Styxu napełniłem czarę,
Na polach Maratonu zawołałem „Dike!”
Że się Lala wąwozem cale zachwyciłem,
Ale że mamy niemniej piękne kościelisko;
Że w celi Germanosa w Megaspilion byłem,
I z Lamij na Termopil patrzyłem urwisko;
Że o Lala widziałem Zakynt, zawieszony
W błękitach nieba [3]; potem w Germanosa celi
nocując, Termopilskich mężów, zachwycony,
W śniem widział - i „po polsku” oni rozumieli!
Żem pędził, by ujść Kleftów [4], od skały Lutraki,
Ku parowcom dymiącym w porcie Kalamaki,
Gdy Akropol z mórz wstawał, to drżałem jak fale;
Że łódką do San Sostis z wichry się puściłem,
I że w Fana Rumenim spoczął w Salaminie,
Pod Eginy kolumną wolność Polski śniłem,
I wierny wiekom, przyszłej, kłoniłem godzinie.
Że na krecie skrwawione dłonie Greków brałem,
I polskiej dłoni uścisk serdeczny im dałem...
Że tam widziałem wdowę, w której mąż objęcie
Schronił się i w objęciu jej wziął Turka pchnięcie...
„Kreta! Kreta!” - zawołał, a ja dokończyłem,
Że się z Lety dwa razy, spragniony, napiłem,
I wszystko zapomniałem - tylko to co boli,
Nie zapomniałem: że ma ojczyzna w niewoli...
Żem zabrał jak relikwię z Arkadji głaz mały,
Kędy się wysadziła garść ludzi w powietrze,
Których, dokąd świat będzie, duchy będą stały
Przewodem walk ludzkości, i czas ich nie zetrze!
I że Fotos Tsawellos, Botzaris i Miaulis
Nie mniejsi, niźli ci, co od Tauris i Aulis;
I że jest jeszcze jeden... nie nazwę, bo żyje,
Ale w imieniu ziomków zdrowie jego piję.
I ręką uderzyłem po ścianie o tarczę,
Potem, zanim odszedłem, poprosiłem: o starcze!
Pobłogosław mą drogę! - on rzekł, że Polacy
Są wszyscy od Boga pobłogosławieni,
I są jako błękitów najmilejsi ptacy,
Co mogą w słońce patrzyć śmiali, niezmróżeni...
Więc rozrzewnion do głębi, z miłemi myślami
Odchodząc, bohatera, rękęm oblał łzami.
* * *
A tobie drogi Poggis, za ten dzień dziękuję,
On mi ciebie przypomni [5]. Dzień ten tak miłuję,
Że mi będzie przyświecał w wspomnieniach bez końca,
Jak w morska toń gdy spada ognista twarz słońca.
- Ernest Buława.
- ↑ Wiersz tyczy odwiedzin u premiera Grecji Konstandinosa Kanarisa - patrz artykuł w Wikipedii
- ↑ Być może Agatona Gillera, wówczas redaktora Ruchu Literackiego - patrz arykuł w Wikipedii.
- ↑ Mowa o fenomenie optycznym. Gdy się dosięga w górę wąwóz Lala, ku Kakos Aniferos, odsłania się przestrzeń mórz i wyspa Zante (Zakyntos Homera), [jak] gdyby w sferach nieba wisząca w odległości.
- ↑ Kleftowie - po nowogrecku: zbójcy, zwł. z północy Grecji (Tesalii i Macedonii), których nie ujarzmiło tureckie panowanie. Za Wielką Ilustrowaną Encyklopedią Powszechną, Wydawnictwo Gutenberga, Kraków, (Reprint Wydawnictwa Kurpisz, Poznań, 1995), tom VII, str. 273.
- ↑ Spirydjon Poggis, konsul grecki w Sardynji, spotkany na okręcie, był towarzyszem podróży i przewodnikiem poety w odwiedzinach u admirała Canarisa. Tenże pan Poggis swego czasu wspomniał o tem w dzienniku greckim „Efemeris”. (Ateny 1874.)