Ogólna charakterystyka powstania w 1863 r.

>>> Dane tekstu >>>
Autor Agaton Giller
Tytuł Ogólna charakterystyka powstania w 1863 r.
Wydawca M. Darowski
Data wyd. 1888
Miejsce wyd. Lwów
Źródło skany na commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
OGÓLNA CHARAKTERYSTYKA




POWSTANIA


w 1863 r.


przez


Agatona Gillera.



Wydanie pośmiertne w 25-tą rocznicę powstania.






LWÓW.
czcionkami drukarni ludowej
pod zarz. Stanisława Baylego.
1888.






PRZEDMOWA.



„Ogólna charakterystyka powstania 1863“ — to jedna z najpiękniejszych a niestety i ostatnich prac męża, który był niezawodnie najwierniejszym przedstawicielem tego wielkiego narodowego ruchu i jego idei.
Oddać tę pracę w ręce szerokich kół patryotów, to uczcić godnie dzieło, którego 25tą rocznicę święcimy.
A dla uzupełnienia tego aktu narodowego pietyzmu uważamy za konieczne przypomnieć kilka szczegółów z życia i kilka rysów charakteru ś. p. Agatona Gillera. Niech młode pokolenie wie, jacy mężowie przewodzili walce narodu o niepodległość w 1863 r.
Ś. p. Agaton urodził się w czasie powstania listopadowego (10 stycznia 1831 r.) z matki Franciszki ze Szpadkowskich i ojca Jana Kantego Gillera, żołnierza napoleońskiego, a następnie burmistrza w Opatówku. Nauki rozpoczęte w mieście rodzinnem, kończył w gimnazyum Kazimierzowskim w Warszawie.
W 18 roku swego życia składa pierwszą ofiarę poświęcenia się sprawie narodowej. Udając się bowiem do legionu polskiego na Węgrzech w 1849, został na granicy przez Prusaków przytrzymany — i osadzony w więzieniu w Raciborzu, gdzie przesiedział 9 miesięcy tj. do ukończenia kampanii węgierskiej. Po uwolnieniu przebywał czas jakiś w Poznańskiem, jako prywatny nauczyciel. Następnie udał się do Krakowa, ażeby uczęszczać na wykłady uniwersyteckie, skąd znów jako domowy nauczyciel przeniósł się do Pieniak.
Śledzony od dłuźszego czasu przez nieprzyjazne rządy, z powodu prac jego, ogłaszanych mianowicie w pismach poznańskich, w których propagował prawo Polski do bytu niepodległego, został tu aresztowany, a po sześciomiesięcznem więzieniu i badaniu we Lwowie, wydano go Moskalom w Tomaszowie 1853.
W cytadeli warszawskiej przesiedział rok cały, poczem został skazany jako prosty żołnierz do batalionów wschodniej Syberyi za Bajkał, dokąd okuty w kajdany przez 18 miesięcy pędzony był piechotą.
Dzieje tej deportacyi, to straszny obraz caryzmu.[1] Wczytuj się weń, młodzieży! a poznasz, w jakim ogniu pokus i katuszy hartowały się dusze tych, których Bóg powołał na przewodników męczeńskiego narodu.
W 1858 r. uwolniony z batalionu pozostawiony został na osiedleniu w Syberyi, gdzie utrzymywał się jako nauczyciel, miał nawet swą szkołę.
Zetknięcie się tu z reprezentantami prawie wszystkich powstań i związków, od 1825, nie mogło zostać bez wielkiego wpływu na dalszy tok życia i prac ś. p. Agatona.
Oddany ciągle myślą i sercem Polsce, zbierał materyały do dziejów jej martyrologii, czuł to bowiem i rozumiał, że dokładniejszych i wierniejszych wiadomości do tej epoki nigdzie indziej by zebrać nie mógł.
Wpływ też jego na współwygnańców z dniem każdym rósł i stawał się zbawienniejszym. A kto wie, jakim urokiem otoczeni byli wygnańcy syberyjscy w kraju, ten pojmie łatwo, jakiego znaczenia i wpływu był powrót tego męża i towarzyszów jego do kraju w r. 1860, Najlepszą tego miarą jest fakt, iż pierwsza tajna odezwa wydana w 1861 r., zawierająca program narodowego ruchu i walki moralnej z najazdem, a będąca wyrazem ówczesnych kół patryotycznych i z ich współudziałem wydana, wyszła z pod pióra ś. p. Agatona. Nosi ona tytuł: »Posłanie do wszystkich rodaków na ziemi polskiej«, a podpisana: »Mieszkańcy Warszawy«. Jego też pióra były głośne w owym czasie korespondencye z Warszawy do „Czasu“, które, jak powszechnie wiadomo, wielki wpływ wywierały na umysły, a po części i na sam tok wypadków. Cały plan tajemnej organizacyi spiskowej, z tajemnym rządem na czele, był również owocem jego pracy i namysłu. Nie poprzestawał jednak na tem, i, uznając wielką doniosłość pracy nad ludem, mimo tak gorących czasów, umiał się zdobyć na spokój i był redaktorem „Czytelni niedzielnej“, którą od 1861 do czerwca 1863 prowadził.
Jak pomienione koła, których wyrazem było »Posłanie«, tak i ś. p. Agaton był przeciwny przedwczesnemu powstaniu, niemniej wszelkim gwałtownym środkom. Tego kierunku bronił w komitecie centralnym, którego był członkiem. Jego też wnioskiem była t. z. dyslokacya, za pomocą której chciano zapobiedz brance. Gdy sprawy zaczęły przybierać inny obrót, ustąpił z komitetu. Nie na długo wszakże. Skoro bowiem powstanie wybuchło, wstąpił napowrót do Rządu, by całą siłą popierać walkę, do której wróg zmusił naród.
Ś. p. Agaton był członkiem Rządu narodowego do końca maja 1863.
Najważniejsze ustawy i odezwy w pierwszych miesiącach powstania (oprócz manifestu z 22 stycznia) wyszły z pod jego pióra. Był jednocześnie głównym współpracownikiem Strażnicy, organu Rządu narodowego, redaktorem Ruchu i Wiadomości z pola bitwy.
Od lipca czynnym był na prowincyi. W grudniu Agaton zmuszony był wyjechać za granicę.
Jakie było działanie jego na emigracyi, a następnie w kraju, bliżej rozwijać tu nie będziemy. Będzie to przedmiotem szczegółowego studyum. Nie zamierzamy też roztrząsać, a nawet wymieniać prac jego literackich, historycznych i publicystycznych, z których całą bibliotekę stworzyćby można. Powiemy tylko, iż nie było żadnej donioślejszej sprawy narodowej, w którejby ważnego udziału nie brał lub jej nie inicyował. Był on niejako ogniskiem, około którego skupiały się wszystkie gorętsze i zacne serca patryotyczne. W rękach swych trzymał on nici nieustającego stosunku patryotów wszystkich dzielnic Polski i wszystkich zakątków świata, gdzie los rodaków naszych zagnał.
Idea prawa do państwowego niepodległego bytu Polski, idea dziejowego jej posłannictwa i nierozerwalnej całości, w żadnem sercu może silniej, tak żywo i tak wiernie się nie odbiła, jak w sercu ś. p. Agatona. W niej i dla niej on żył tylko.
Wszelkie też kierunki kosmopolityczne, czy to socyalne, czy pseudoroligijne, wszelkie odcienie polityczne, zatracające poczucie prawa do bytu niepodległego, rozwijające upokarzający serwilizm i gaszące ducha w narodzie — wszelkie kierunki antyreligijne miały w nim nieprzejednanego wroga.
Bóg i Ojczyzna było hasłem jego żywota.
Poświęcony sprawie i zawsze na usługach drugich, sam dla siebie nigdy nic nie żądał i nie wymagał. Ostatnim kęsem chleba dzielił się z biedniejszym.
To oddanie się ciągłe sprawie i usługom dla drugich było nawet powodem, iż tego, co sobie postawił za cel swej fachowej pracy, jako historyk, nie był w stanie dokończyć.[2] Materyały wszakże bogate i prace nagromadzone do dziejów ostatniego powstania nie będą zmarnowane. Oddane w odpowiednie ręce będą zużytkowane w duchu jego prac i kierunków.
Jak w pracy swej narodowej umiał stosować się do czasu i warunków, w których żyjemy, jak umiał wyszukiwać odpowiednie im środki działania, najlepiej świadczy idea skarbu narodowego, dla której ostatnie chwile swego żywota poświęcił. Bliżej rozwinął ją w znakomitej swej pracy p. n.: »Wieczory Wielkopolanina«, wywołanej ostatnią exterminacyjną polityką żelaznego kanclerza, a będącą zdrowym i żywotnym programem prac narodowych na chwilę dzisiejszą. Urzeczywistnienie jej byłoby najodpowiedniejszym a zarazem najwspanialszym pomnikiem, na jaki sobie zasłużył ten wielki patryota.
Ś. p. Agaton Giller umarł w Stanisławowie dnia 18 lipca 1887, na łonie rodziny i tam został pochowany.
Pogrzeb jego sprawiony kosztem miasta, w którym wzięli udział, z całego kraju, wszyscy wierzący w zwycięstwo idei, dla której życie całe poświęcił Agaton Giller, był należnem uczczeniem cnót i zasług nieboszczyka.
Oby w młodem pokoleniu znalazł jak najwięcej naśladowców!




I.


Jest to znaną oddawna prawdą, że tylko narody mierne i bez rzeczywistego znaczenia w świecie nie mają nieprzyjaciół, jak również, że sprawy małego znaczenia przechodzą obojętnie, bez wywołania gniewu i nienawiści. Z tego to powodu niejeden historyk głębszego poglądu przytaczał nienawistne słowa nieprzyjaciół na dowód rzeczywistej wielkości narodu i cywilizacyjnej wartości jego sprawy.
Tę prawdę należy zawsze mieć na uwadze przy rozważaniu sądów i opinij, wyrzeczonych przez nieprzyjaciół o narodzie polskim i o jego sprawie, zwłaszcza też przy czytaniu ich dzieł o polskich powstaniach.
Od chwili ujarzmienia i rozbiorów państwa polskiego było siedmnaście większych lub mniejszych powstań i walk o niepodległość Polski. Każdy z tych ruchów oswobodzenia nieprzyjaciele naszego narodu przedstawiali w sposób stronniczy, a więc nieprawdziwy — o żadnym jednak nie napisali tyle fałszów, o żadnym nie wyrażali się z taką zaciekłą nienawiścią, zdradzającą wielki niepokój, jak o powstaniu w 1863|4 roku.
Nie starali się zbadać istotnych przyczyn, które to powstanie wywołały, nie troszczyli się bynajmniej o prawdę przy opisie szczegółów. Aby módz w czambuł potępić wszystko co się w powstaniu wydarzyło i napiętnować wszystkich jego uczestników, nie wahali się opisywać faktów, które miejsca nie miały, bo przez nichże samych wymyślone zostały, lub też wypowiedziane były przez oskarżonych więźniów na torturach śledczych, pod rózgami, dla złudzenia pastwiących się okrutników. Ci nieliczni pisarze, którzy mieli odwagę pisać o powstaniu bez uprzedzeń, sprawiedliwie, zagłuszeni zostali przez krzykaczy potępiających.
Powodów, dla których nieprzyjaciele nasi oczerniali i potępiali powstanie, nie trzeba daleko szukać, — znajdują się one w interesie zaborczym. W ten sposób chcieli usprawiedliwić barbarzyńskie swoje postępowanie z powstańcami, które świat cały oburzyło; przez oczernienie wreszcie powstania chcieli zmniejszyć odpowiedzialność swoją przed trybunałem obrażonej ludzkości za niegodziwy system rządzenia i politykę zagłady naszego narodu.
W tej to właśnie polityce utworzyli nieustającą przyczynę powstań narodu, zmuszonego bronić zagrożonego przez nich życia.
Obrona życia jest dla każdej żywej istoty koniecznością, wskazaną przez samą naturę. Robak nadeptany broni się przed śmiercią a nasi niemieccy i moskiewscy nieprzyjaciele, ogłosiwszy wyzucie Polaków z własnej ich polskiej narodowości za cel swojej polityki, chcą, abyśmy się nie bronili przed ciosami, jakie nam wciąż ich rządy zadają.
Więcej niedorzecznego żądania rząd jeszcze nie postawił poddanej mu ludności.
Wymaganie, ażeby Polacy zapomnieli nie tylko swoich praw historycznych i ludzkich, ale żeby w sobie stłumili instynkt naturalny samoochrony i dobrowolnie przyjęli śmierć, dla umożebnienia fikcyi państwa o jednolitej narodowości, — jest wymaganiem potwornem. Spełnionem ono być nie może, bo przechodzi zakres woli i możności ludzkiej.
W niem to tkwi konieczność powstania, konieczność nie przez Polaków stworzona, lecz przez ten straszny, dziki a nieludzki system rządów przymusowego wynaradawiania, jakie w Polsce porozbiorowej, w dwóch zaborach, jest utrzymywany z żelazną konsekwencyą i nigdzie niepraktykowaną surowością.
Rząd nieprzyjacielski, chcąc zataić fakt, że on to sam wytworzył położenie, które wywołuje jako konieczność obrony — powstanie, stara się w jego opisach przypisać winę już to niespokojnemu, rewolucyjnemu usposobieniu Polaków, już to wpływom zagranicznym, i cały przebieg powstania przedstawia również w nieprawdziwem świetle.
Z tego, co o powstaniu 1863 r. popisali publicyści i urzędowi historyografowie nieprzyjaciela, nikt nie odgadnie rzeczywistego charakteru tego wielkiego ruchu, pełnego wiary i poświęcenia.
Co było jasnem, u nich jest ciemnem, wypadki wzniosłe stały się nizkiemi a wszystko wykrzywionem zostało i piętnem moralnego wstrętu nacechowane. Nawet książka Berga, poety rosyjskiego, piszącego o powstaniu 1863 r., z polecenia rządu carskiego, nie jest wolna od tych zarzutów. Fałszów w niej jest pełno. Wiele bardzo nazwisk nieistniejących osób przedstawione jako czynne. Autor używałakt ów[3] śledczych jako materyału historycznego, gdy wiadomem jest powszechnie, że przed śledczą komisyą postawiony więzień stara się jak najgłębiej utaić prawdę i osoby rzeczywiście czynne, opowiada zaś niebywałe historye. W dziele Berga o powstaniu to tylko jest prawdą, co wziętem zostało z dzieł polskiej emigracyi.
Inni autorowie rządowi pomijają systematycznie polskie prace.
Metoda rządowa pisania historyi polskiej wyraźniejszą jest jeszcze u tych pisarzy niż w dziele, Berga. Z tego co napisali o powstaniu, nawet mniej baczny czytelnik dopatrzy chęci splamienia czystego imienia narodu polskiego i zniesławienia jego dążności. Każdy z nich stara się usilnie wmówić w Polaków, iż są nieudolni do rządów i bytu państwowego; że dążności do niepodległości przeciwnym jest lud, bunty zaś wznieca sama tylko szlachta i księża. Mają też polecone sobie z góry osłabianie w Polakach zaufania do własnych sił, — ztąd to rozpisują się o naszych wadach, pomijając przymioty i przedstawiają nas jako urodzonych anarchistów, niezdolnych cośkolwiek doprowadzić do szczęśliwego końca.
Opisywanie brzydkich a wstrętnych, chociaż niepopełnionych czynów, przedsiębrane bywa z zamiarem stłumienia w samym zarodku rodzących się sympatyj pomiędzy Moskalami dla polskiego hasła „za waszą i za naszą wolność“, — w tych zaś krajach gdzie sympatya już istnieje, oczernianie Polaków ma stłumić współczucie i zniechęcić do dawania nam pomocy.
Usiłowania nieprzyjacielskich publicystów i urzędowych historyografów nie zdołałyby jednak zaciemnić jasnego obrazu powstania przed 25 laty rozpoczętego, gdyby im w pomoc nie przyszli publicyści z polskiego reakcyjnego obozu; tak konserwatywno-ultramontańskiego jak radykalno-pozytywnego kierunku.
W intencyi rozbrojenia zawziętości nieprzyjaciela, ażeby zemstę jego ograniczyć do tych tylko rodaków, co oręż przeciwko Moskwie podnieśli, publicyści, o których mowa, starali się powstanie przedstawić, jako ruch wywołany przez garstkę patryotycznych zapaleńców, z którym i naród solidaryzować się nie chce i odpowiadać za ich winy nie może.
Ogłosiwszy szumnie panowanie rozumu i trzeźwego sądu, opisywali powstanie nieprzychylnie i długo z niego szydzili, podnosząc z dziejów jego czyny tylko ujemnej natury, starannie zaś pomijając wszystko, co było dobrem, rozumnem i wspaniałem. Było to po prostu potakiwanie nieprzyjacielowi, który niespodzianie znalazł pomoc tam, gdzie się jej najmniej spodziewał.
Reakcyjni pisarze popełnili wielki błąd i wyrządzili sprawie narodowej wielką szkodę. Błąd ten zrodził się z niedokładnej znajomości polityki rządu moskiewskiego i zarazem jego natury.
Przypisując mu charakter na prawie opartych a więc rzeczywiście legalnych rządów, jakoteż pobudki i cele, jakiemi się kierują wszystkie władze, które istotnie a nie pozornie dbają o dobro poddanych, mniemali, że pokorą, bezwzględnem posłuszeństwem i wspólnem potępianiem powstania, zyskają jego zaufanie i złagodzą prześladowanie.
Jak omylnem było podobne mniemanie i do niczego wiodącem ofiarowanie tronowi carskiemu „wiernej straży“ z polskich pseudo konserwatystów, dowodzi wciąż trwający system rządzenia dla wytępienia i zagłady, oraz powiększający się z każdym rokiem ucisk i prześladowanie narodowości polskiej, wiary katolickiej i własności ziemskiej w rękach polskich.
Wszystkie nadzieje, jakie pokładano na pokorze posłuszeństwie i na potępianiu powstania najzupełniej zawiodły — lecz złe, jakie ten niefortunny zwrot sprowadził pozostało i wymaga pilnej i skrzętnej pracy nad zatarciem jego śladów.
Wyszydzanie patryotycznych usiłowań narodu, mających na celu odzyskanie wolności i niepodległości, wyśmiewanie jego bohaterskiej walki i wydrwiwanie męczeństwa, jakie przenosił z godnością i niezachwianą wiarą w sprawiedliwość bożą oraz w zwycięztwo swej dobrej sprawy — boleśnie ugodziło duszę narodową. Była to czynność rozkładowa, bo osłabiała patryotyzm, w którym moc żywotna i twórcza dzielność narodu się mieści. Wtedy właśnie, gdy najbardziej potrzebną była jedność, ażeby wspólnemi siłami odpierać ciosy wymierzone w serce narodu, gdy najściślejsza solidarność mogła zneutralizować działanie instytucyi i władz skierowane na szkodę narodowości naszej, — wtedy owo potępianie i oczernianie powstania 1863/4 i zwrot pod hasłem bezwzględnego posłuszeństwa, rozdarło społeczeństwo nasze na nieprzejednane, pełne wzajemnej nieufności stronnictwa i szeroko do nas otworzyło wrota kosmopolitycznym doktrynom społecznego przewrotu, które zaparte utrzymywał aż dotąd polski patryotyzm.
Nieobojętnym wreszcie, bo także szkodliwym skutkiem rozmyślnego oczerniania powstania jest ten fakt, że przedstawia się ono jakby z po za mgły, niejasno, jak gdyby legenda z czasów bajecznych.
Ćwierć wieku wystarczyło, ażeby uczynić wypadki, jakich Polska była widownią, niezrozumiałymi dla pokolenia, które się zrodziło w czasach smutnej reakcyi. Nie pojmuje ono ani znaczenia, ani doniosłości nierównego, ale chlubnego dla narodu naszego boju z najazdem. Młodzi nasi bracia lepiej i dokładniej znają wypadki za panowania Jana Kazimierza wydarzone, niż organizacyą narodową z rządem dla wrogów zasłoniętym i owe niestrudzone pochody oddziałów powstańczych pomiędzy batalionami i pułkami wojska moskiewskiego i boje, jakie z nimi staczać musieli powstańcy, służący narodowi bez żołdu, o chłodzie i głodzie.
Ileż to nauki zaczerpnąć można z bolesnych ale wspaniałych dziejów pasowania się z potężnym despotą północy, poprzedzonych walką moralną dwa lata trwającą, prowadzoną pieśnią i modlitwą, przez naród w żałobie.
Dla Polaka, wyczekującego uderzenia godziny dziejowej sprawiedliwości, dzieje tego ruchu to obfity skarbiec doświadczenia. Ci, co z niego korzystać potrafią i nauki krwią oraz łzami nabytej nie zmarnują, lepiej się przysposobią do służby narodowi niż długoletniem studjowaniem teoryi.
Ażeby wskazane korzyści zrobić dostępnemi dla ogółu, potrzebnem jest napisanie dokładnej historyi powstania styczniowego, wolnej od fałszów i błędów. To, co ucznyniono[4] dotąd na tem polu jest niedostatecznem, są to cenne materyały lub pożyteczne próby.
Napisanie „Historyi powstania“ uważam jako nakaz obywatelskiego obowiązku. Jeżeli więc Bóg mi życie przedłuży, starać się będę usilnie wykonać go sumiennie.
Zanim wszakże ukończę historyę powstania, zamierzyłem skreślić ogólną jego charakterystykę. Jest ona zwłaszcza dzisiaj potrzebna, w obec tych prądów szkodliwych, które usiłują naród polski sprowadzić z drogi historycznego rozwoju i aby go odwrócić od polityki oswobodzenia, starają się przez systematyczne spotwarzanie powstania, obudzić w nim wstręt do wszystkich usiłowań zmierzających do samodzielnego bytu.
Celem naszym w tej pracy jest opisanie wszystkich faktów, które powstaniu nadały odrębny, jemu tylko właściwy charakter. Z nich poznamy czem było i jak działało powstanie. Będzie to wprawdzie mały, ale prawdziwy, zgodny z rzeczywistością obraz wielkiej walki, w której niejeden czyn świetnego bohaterstwa, przemawia do serca przykładem wzniosłego poświęcenia, niezwykłej odwagi lub hojnej ofiarności.
Można się spierać o to, czy powstanie było na czasie, czy wybuch jego nie był przedwczesnym. Kto jednak w braku historyi, zasługującej na tę nazwę, pozna powstanie z tej ogólnej jego charakterystyki, jaką tu podajemy, ten zgodzi się z nami, iż było ono wielkim czynem historycznym, z którego nowa chwała i zaszczyt przybyły narodowi!
Gdy namiętności i bole, jakie każda przegrana wywołuje, ucichną, wrażenie zaś klęski nie będzie już przeszkadzało ocenianiu idei, jakie powstanie styczniowe z siebie wydobyło; gdy nic już nie będzie mącić rozważania spraw, które przeprowadziło lub zapoczątkowało, wtedy dodatnie strony powstania silniej niż dzisiaj wystąpią. Wtedy nikt już pewno nie zaprzeczy, iż było ono obfitym w smutne, ale nierównie obfitszym w dobroczynne następstwa!








II.


Położenie narodu naszego od roku 183I[5] poczynając, było przez wszystkie te lata niezmiernie trudnem. Swobody żadnej, rząd militarno-policyjny, broń odebrana, możność pracy dla dobra publicznego i szerzenia oświaty nie istniała, lub była ograniczona do minimum. Cała Polska była jakby w więzieniu zamknięta. Dla przeprowadzenia chociażby najniewinniejszej sprawy narodowego znaczenia trzeba było zawiązywać tajemne spiski.
W takiem położeniu, wśród tysiąca na każdym kroku przeszkód, domaganie się swobody i samorządu narodowego było wypadkiem nadzwyczajnym, który wszystkich zdumiał.
Ruch narodowy w latach 1861 i 1862 podniósł wysoko umysły, rozgrzał serca i moralne przygotowanie narodu uczynił zupełnem; — z powodu jednakże, że powstanie orężne nie było w prędkim czasie zamierzonem, nie poczyniono do niego materyalnych przygotowań. Istniała wprawdzie w kraju narodowa organizacya, która obejmowała przeszło 100.000 ludzi, — poważny ten atoli co do liczby zastęp nie był wojskowo wyćwiczonym i nie miał wcale żadnej broni.
Istnienie organizacyi narodowej nie było tajemnicą. Przy zaaresztowaniu w Warszawie Xawerego Obarskiego i kilkudziesięciu jego towarzyszy, uczących się na Krzywem Kole wojskowych obrotów, wpadła w ręce rządu moskiewskiego część statutów organizacyi narodowej. Zaaresztowanych oskarżono o formowanie wojska polskiego i oddano pod sąd wojenny.
Z procesu, który się jawnie odbywał w pałacu Paca na Miodowej ulicy, widocznem było, że rząd wiedział wprawdzie o istnieniu organizacyi, lecz się nie domyślał jej rozległości i liczby. Margrabia Wielopolski, naczelnik cywilnego rządu w Królestwie Polskiem, sądząc, iż organizacya obejmuje tylko młodzież, zaproponował jako sposób jej rozbicia wychwytanie młodzieży pod pozorem branki do wojska. Wiadomość o tej niezwykłej brance z charakterem proskrypcyjnym, która miała kraj pozbawić najdzielniejszej młodzieży, wywołała pomiędzy starszymi przygnębiające wrażenie, — młodzież zaś postanowiła raczej zginąć, byle na ojczystej ziemi, w walce o swobodę, niż pójść w szeregi moskiewskie dopomagać carowi w nakładaniu jarzma na karki słabych i mniej licznych narodów.
Komitet atoli Centralny Narodowy, który stał na czele organizacyi, nie chciał z powodu branki rozpoczynać walki z Moskwą bez poprzedniego nagromadzenia broni. Uchwalił więc na jednem ze swych posiedzeń nie dać Moskalom spisowych i ochronić ich od branki przez dyslokacyę.
Dyslokacya czyli przenoszenie zagrożonej młodzieży w coraz to inne miejsca, miało być środkiem nie dopuszczającym z powodu branki do powstania. Wykonanie go przy ówczesnej potędze Komitetu Centralnego i rozgałęzieniu organizacyi nie przedstawiało wielkich trudności. Komitet przypuszczał, że Moskale zdołają porwać co najwięcej kilka tysięcy młodzieży, resztę jednak zdoła ocalić. Jednocześnie z tą uchwałą powziął inną: sprowadzenia do kraju na wszelki wypadek broni.
Godlewski, członek Komitetu Centralnego wysłany został za granicę z pieniędzmi po zakupno broni. W Paryżu był aresztowany razem z Ignacym Chmielińskim, W. Milowiczem i J. Ćwierczakiewiczem z powodu, iż na ostatniego padło podejrzenie znoszenia się w Londynie z Mazzinim, co w oczach ówczesnej policyi francuzkiej uchodziło za karygodną zbrodnię. Przy Godlewskim znaleziono wielkiej wagi papiery, jak instrukcye i rozkazy Komitetu Centralnego w Warszawie. — Po kilkunastu godzinach aresztowanych uwolniono, papiery oddano i policya przeprosiła ich, tłumacząc się pomyłką. Przy tych przeprosinach nie powiedziała im jednak o wielkiem nadużyciu, jakiego się dopuściła, mianowicie, że odpis tych papierów wręczyła moskiewskiemu ambasadorowi Budbergowi w Paryżu.
Fakt ten miał bardzo ważne następstwa, stał się bowiem powodem do przedwczesnego wybuchu powstania.
Rząd moskiewski i Wielopolski, wiedząc z papierów przesłanych przez Budberga o zakupywaniu broni, przypuścił, iż zamierzone jest powstanie i postanowił takowe wywołać czemprędzej, zanim broń do kraju sprowadzoną zostanie. W tym to celu brankę, która się miała odbyć dopiero na wiosnę, postanowił wykonać 15 Stycznia 1863, pewny, iż da ona powód do walki. Wtedy to Wielopolski wyrzekł te pamiętne słowa: „Trzeba się postarać, żeby wrzód wezbrany pęknął. Powstanie w tydzień uśmierzą wojska cesarskie i ja będę mógł potem rządzić bez przeszkody.“
Srodze omylił się w swojej rachubie, bo wojska cesarskie nie w tydzień, lecz zaledwo w ośmnaście miesięcy zdołały uśmierzyć powstanie, — gdy zaś uśmierzyły, Moskale odrzucili Wielopolskiego jak skórkę po wyciśnięciu cytryny i zaczęli bez niego, sami po swojemu rządzić.
Gdy Zygmunt Sierakowski przywiózł z Paryża do Warszawy wiadomość o wręczeniu Budbergowi papierów Godlewskiego, członkowie Komitetu Centralnego zagrożeni wykryciem i aresztowaniem, ustąpili ze swoich posad — a miejsca ich zajęli zastępcy. Przed ustąpieniem Komitet ponowił uchwałę, że powstania nie będzie z powodu branki — tylko dyslokacya spisowych, i w wykonaniu tej uchwały rozpoczęła się wkrótce potem wędrówka warszawskiej młodzieży do lasów Serocka i do osad w Kampinowskiej puszczy.
Tymczasem 15 stycznia władze moskiewskie rzuciły się na pozostałą młodzież i zdołały, jak przypuszczano, kilka tysięcy uprowadzić, zwłaszcza ze wsi. W Warszawie przy porywaniu spisowych asystował syn Wielopolskiego.
Margrabia zadziwiony, że nie znalazł oporu i do wybuchu przy brance nie przyszło, napisał ów prowokujący artykuł o radości, z jaką młodzież, znużona bezcelowemi agitacyami, szła do wojska cesarskiego, jako do szkoły porządku.
Artykuł ten był jakby policzkiem wymierzonym narodowi! Czego nie mógł dokonać gwałt i prześladowanie, to wywołała obraza godności narodu i naigrawanie się nad nieszczęśliwymi.
Artykuł nie tylko oburzył, lecz wyprowadził z cierpliwości najspokojniejszych i najrozważniejszych ludzi. Zaczęły się sarkania i narzekania na Komitet Centralny, że nie zarządził powstania.
Naprężenie stosunków doszło do ostatecznych granic. Komitet Centralny wzywany do odparcia obelgi i do stanowczego działania, uczuł, że się nie utrzyma przy uchwale dyslokacyi. Jednocześnie nadeszło do Warszawy od komisarzy wojewódzkich pismo, wzywające komitet do wydania rozkazu powstania, w przeciwnym bowiem razie prowincye same się ruszą. Gdy już w rzeczy samej zapowiedziane ruchy rozpoczynały się tu i owdzie, wtedy Komitet Centralny Narodowy dłużej nie zwlekał i uchwalił wydać hasło do powstania.
W kilka więc dni potem na dane hasło w nocy z dnia 22 na 23 stycznia rozpoczęła się nierówna walka z Moskalami. Sceny bohaterstwa, jakich w dniu 29 listopada 1830 był widownią Belweder, powtórzyły się w trzydziestu trzech miejscowościach Królestwa polskiego. Źle uzbrojona ale dzielna młodzież uderzyła odważnie na załogi moskiewskie. Byli pomiędzy nią i tacy, którzy gołemi pięściami nacierali i wydartą żołnierzom bronią walczyli.
Wspomnieliśmy już, że powstanie styczniowe trwało półtora roku, to jest o dziewięć miesięcy dłużej, niż powstanie listopadowe.
Polacy okazali więc w niem niezwykłą wytrwałość, to jest przymiot, brak którego był im nieraz wyrzucany. Żadna klęska i zawód, żadne niepowodzenie nie mogło zniechęcić i zrazić powstańców. Zawsze zaufani w swoją siłę i w słuszność — oraz sprawiedliwość sprawy, za którą krew swoją przelewali, byliby zdolni pokonać każdą regularną armię, gdyby posiadali broń dobrą i w dostatecznej ilości i czasu dosyć do wyćwiczenia się w wojskowej służbie. Powstańcy w początkach uzbrojeni byli w myśliwskie tylko strzelby, stare szable, kosy i kije — a jednakże szli odważnie na nieprzyjaciela, posiadającego broń najdoskonalszą i nieraz go pokonywali. W późniejszych miesiącach przedłużającej się walki, uzbrojeni byli w lepszą broń, którą z nadzwyczajnem wysileniem i kosztem sprowadzano z zagranicy. Artyleryi nie posiadali wcale.
Wśród takich warunków, w jakich wytrwał ośmnaście miesięcy polski powstaniec, zagrzewany miłością Ojczyzny, nie wytrwałby żaden europejski żołnierz kilku nawet miesięcy. Od warsztatu, od pługa, ze szkoły lub z domu rodzicielskiego idąc do powstania, musiał niemal każdy z nich dążyć tajemnemi ścieżkami, pewny, że jeśli go Moskale pochwycą, zostanie powieszony lub wygnany. Ledwo szczęśliwie minął przeszkody i stanął w lesie na punkcie zbornym, musiał się zaraz bić, zanim się nauczył władać bronią, bo nieprzyjaciel z nienacka na powstańców uderzył.
Zwyciężył, — nie mógł po zwycięztwie odpocząć, bo nazajutrz znowu bitwa lub marsz forsowny pomiędzy oddziałami moskiewskiemi, ze wszystkich stron ukazującemi się, marsz o którego nadzwyczajnych trudach, żołnierz regularny nie ma nawet wyobrażenia. Jeżeli powstańcy zostali zwyciężeni, rozbiegali się na wszystkie strony i każdy w własnej zręczności szukał ocalenia przed ścigającym go wrogiem[6] Owe rozbieganie się w różne strony nie było zwykłą ucieczką z pola bitwy, najczęściej przez popłoch i strach spowodowaną, chociaż się i takie wydarzały, bo oni na to tylko rozchodzili się i rozbiegali, ażeby się potem zebrać w innym punkcie, sformować znowuż oddział i znowuż walczyć.
Z powodu tych ucieczek robiono często zarzuty ubliżające męztwu naszych powstańców. Zarzuty te były niesłuszne a pochodziły od ludzi, którzy nie mieli pojęcia o walce tego rodzaju, jaką prowadzić musieliśmy; ci którzy tę podjazdowo-leśną wojnę oceniali ze stanowiska prawideł wielkiej regularnej kampanii, jaką prowadziła polska armia 1831 r., nie mogli wydać sprawiedliwego sądu. W położeniu, w jakiem się znajdowało powstanie w 1863 r., gdy żadna część kraju nie została oczyszczoną i oswobodzoną od nieprzyjaciela, każdy polski oddział, poruszając się na przestrzeni przez przeważne siły tegoż nieprzyjaciela zajętej, działał w ciągłem niemal otoczeniu. W razie przegranej, gdy z powodu tego otoczenia stało się niemożebnem porządne cofanie, musieli powstańcy przedzierać się pojedynczo po za linią okrążającego nieprzyjaciela. Ucieczka stawała się więc koniecznością, wchodziła w system tej wojny i dla tego nie ubliża ona sławie powstańców walczących w tak trudnych warunkach.
Korpusy regularnych wojsk i całe nawet armie w razie otoczenia najczęściej broń składają przed zwycięzkim nieprzyjacielem.
Wojsko pruskie, sprężyście i karnie zorganizowane, służyło od czasów Fryderyka II. za wzór wszystkim europejskim armiom. Cóż się jednak pokazało w nieszczęściu? Oto, że go organizacya sama uratować nie mogła. Po przegranej bowiem pod Jeną, tak mało posiadało siły odpornej, tak mało wytrwałości, że się wszystkie prawie oddziały tego wojska poddawały jeden za drugim i Napoleon we dwa tygodnie stał się władcą całego pruskiego państwa.
W wojnie francusko - niemieckiej 1870 i 1871 korpusy wojska francuzkiego, słynącego także z dzielności, nie próbowały nawet przebijać się przez okrążające siły niemieckie. Pod Sedanem, pod Metzem poddały się setki tysięcy żołnierzy, tak, że cała prawie francuska armia znalazła się w niemieckiej niewoli.
Powstanie 1863 nie zna hańby kapitulacyi; w ciągu tej wojny, jaką prowadziło, ani jeden oddział polski broni nie złożył przed Moskalami. Porażone i otoczone rozpierzchały się, ale się nie poddawały. Bywały zaś wypadki, że wszyscy powstańcy w oddziale polegli a żaden broni przed wrogiem nie złożył.
W Wieluńskim powiecie, oddziałek z siedmnastu powstańców złożony, pod komendą swojego podoficera, napadnięty został w czasie marszu tak nieszczęśliwie, że zaraz w pierwszej chwili komenderujący nim podoficer pochwycony został przez Moskali i powieszony na drzewie przy drodze rosnącem. Pozostałych wezwał kapitan carski do poddania się na łaskę i niełaskę. Odrzucili z godnością to wezwanie, i otoczywszy drzewo, na którem wisiał ich dowódca, bronili się przez kilka godzin. Dwustu żołnierzy carskich walczyło z siedmnastu polskimi bohaterami. Żaden z nich nie ocalał, wszyscy tam padli pod tem drzewem równie wielcy jak owi Grecy, co legli pod Termopilami!
Przykłady waleczności, szlachetności oraz poświęcenia w tym powstaniu są zdumiewające.
Byli i tchórze i małego ducha ludzie, bo gdzież takich nie ma, — jednakże mało takich było w porównaniu z lczbą[7] dzielnych i szlachetnych bojowników, przed którymi czołem uderzyć należy.
A jakież to niedostatki, jaką biedę, nędzę i głód częsty znosić musiał polski powstaniec! Na zimnie w czasie trzaskających mrozów, na śniegu w czasie północnych wichrów, w czasie deszczu lub skwarów letnich — zawsze pod otwartem niebem nocować i odpoczywać musiał, nieznając jak żołnierz regularny namiotu nad sobą. Byli tacy, co przez rok cały jednej nocy nie spędzili pod dachem i na posłaniu.
Starania dowódców i urzędników administracyjnych, jako też troskliwość mieszkańców o wygodne pomieszczenie i dobre wyżywienie żołnierzy powstania, zasługują na pochwalne uznanie. Nie zawsze przecież udawało się im jedno i drugie zapewnić, zwłaszcza przy przeszkodach, jakie stawiało wojsko najezdnicze, po którego przejściu zostawały dwory i chaty pozbawione wszelkich zapasów.
Jeżeli wieś nie była zrabowaną, mieszkańcy chętnie dzielili się tem, co mieli; w obozie jednak, w lesie, na polu lub w czasie pospiesznego marszu, musiał się powstaniec zadawalniać chlebem, kawałem słoniny i wódką.
Co do żołdu, w niewielu tylko oddziałach i to przez czas krótki był wypłacany. W ogóle rzecz biorąc, była to służba najzupełniej bezinteresowna. Powstańcy ani pieniędzmi ani orderami nie byli za swoje niezmierne trudy i walkę wynagradzani.
Ubiór nosili różny, najczęściej krótkie kurtki lub krótkie kożuszki i czapki krakowskie na głowie. W wielu oddziałach mundur powstańczy był krojem zbliżony do ubrania naszych włościan. W ogóle ubiór powstańców był malowniczy nawet wtedy, gdy był lichym i źle osłaniał ciało przed wpływem zmiennej i dość surowej temperatury naszego kraju.
Ażeby dać wyobrażenie o całej zasłudze, trudach i poświęceniu powstańców, musimy nadmienić, że rany nie zasłaniały ich przed znęcaniem się i prześladowaniem wrogów. Moskale, traktując nas jako będących po za prawem i z opiek ludzkości wyjętych, nie szanowali ambulansów i rannych powstańców dobijali lub więzili, aby ich potem wysłać do syberyjskiej kopalni. Rannych więc trzeba było ukrywać. Polki cudów dokazywały w przechowywaniu rannych obrońców Ojczyzny i były dzielną pomocą dla służby zdrowia, zorganizowanej zupełnie inaczej jak w regularnych armiach. Lazarety trzeba było chować po piwnicach i miejscach dla wroga niedostępnych. Często się zdarzało, że kobiety nasze uciekały z rannymi od wsi do wsi przed Moskalami. Utworzyły one organizacyą odrębną dla pielęgnowania rannych i niesienia pomocy wdowom i sierotom, pozostałym po poległych i wygnanych.
Trudy, braki i cierpienia w przeważnej większości znosili powstańcy bez skarg i żalu. Ginęli jak bohaterowie lub jako męczennicy z największą godnością. Ażeby tak umierać, potrzeba było mieć wielkiego ducha, wielką wiarę i wielką miłość Ojczyzny, zdolną do największych poświęceń. Nie znam ludzi, którzyby zasługiwali na większy podziw, na większy szacunek i na zaszczytniejszą w dziejach kartę, jak bojownicy i męczennicy powstania styczniowego.
Ażeby przedstawić wielkość ofiary, jaką złożyli dla sprawy oswobodzenia, należy przypomnieć owe dzikie roznamiętnienie, jakie się wyrobiło w Moskalach do tracenia patryotów. Za wyrokami swoich doraźnych sądów powiesili i rozstrzelali 1.500 najcnotliwszych Polaków, oprócz wielkiej liczby straconych bez wyroków. Jeżeli dodamy 35.000 powstańców poległych w 1.200 bitwach i potyczkach i 125.000 mężczyzn, niewiast i dzieci, wygnanych na Sybir lub do wewnętrznych guberni cesarstwa, poweżmiemy mniej więcej dokładne wyobrażenie o stracie w ludziach, jakie naród polski poniósł w tej długiej wojnie z najpotężniejszem militarnem państwem, wspieranem przez dwa sąsiednie mocarstwa.
Naród polski okazał w powstaniu styczniowem większą siłę oporu, niż Austrya w wojnie z Prusami w 1866 r. i Francya w wojnie z Niemcami w 1870/1 r. Mało bowiem co większe siły od tych, jakie były użyte przeciwko powstaniu polskiemu, złamały potęgę obu tych państw i to w czasie o wiele krótszym.
Rząd carski w r. 1863 zmobilizował armię, złożoną z 400.000 ludzi. Z tych pod koniec powstania 200.000 ludzi było czynnych w Królestwie Polskiem, sto tysięcy pilnowało Litwy a drugie sto tysięcy strzegły Wołynia, Podola i Ukrainy i wybrzeży Czarnego morza, na które Garibaldi przygotowywał niedoszłą do skutku wyprawę. Nie dość na tem, kilka korpusów pruskich i znaczne siły austryackie, szczelnie obsadziły granice i pomagały Moskwie.
Nie była to wcale illuzyjna pomoc, — tak bowiem pruskie jak austryackie wojska nie przepuszczały przez granicę oddziałów polskich i przechwytywały broń dla walczących Polaków przeznaczoną.
Według urzędowych wykazów, Prusy i Austrya skonfiskowały nam kompletne uzbrojenie na 100.000 armię. Tu, w tym fakcie jest wykazana przyczyna, dla której Rząd Narodowy nie mógł przystąpić do organizacyi regularnych wojsk i dla której nie mógł powołać pospolitego ruszenia. Usiłowanie jenerała Trauguta okazało się nadaremnem. Bez broni, było to rzeczą niemożebną. W tym fakcie mamy także objaśnienie powodu, dla którego Rząd Narodowy był zmuszony aż do samego końca utrzymywać walkę w charakterze wojny podjazdowej.
Pewien mąż stanu, trzymający dzisiaj losy Europy w swoim ręku, taką o tej wojnie wypowiedział opinię: „Polacy wynaleźli nową, dotąd nigdzie niebywałą wojnę, w której nie można stanowczo przegrać, ale też nie można zwyciężyć. Zwyciężony rozprasza się i ucieka, aby jutro na nowo się zebrać i walczyć. Żadna regularna armia nie zdoła przytłumić powstania w ten sposób prowadzonego przez siłę niewidzialną, nazwaną Rządem Narodowym i tajemnie wspomaganego przez niedającą się ująć administracyę, nazwaną organizacyą narodową“.
Zdanie to jest trafne. Rząd Narodowy dobrze wiedział, że, aby zwyciężyć, potrzeba wytworzyć potężną, regularną armię. Takiej armii nie mógł wytworzyć nie tyle dla przewagi Moskwy, z którą walczył, ile z powodu wspólnego z nią działania państw sąsiednich. Powstanie więc uledz musiało i uległo pod siłą trzech sprzymierzonych z sobą mocarstw.
Walka jednak, jaką prowadziło, jest bardzo chlubną dla narodu polskiego; zachowała ona i powiększyła jego sławę wojenną, wykazała zdolności wojskowe i upoważniła do wniosków: że naród polski może się oswobodzić, jeżeli będzie miał chociaż jedną granicę wolną, chociaż jedno mocarstwo sprzyjające sobie i jeżeli ogólne położenie polityczne nie będzie mu przeciwne a warunki mniej trudne niż te, w jakich działał w r. 1863 i 1864.
Walka w tem pamiętnem powstaniu, prowadzona z niezwykłą wytrwałością, dla pokonania której potrzeba było siły trzech mocarstw i ośmnaście miesięcy czasu, dała niezmiernie ważną rękojmię na przyszłość: że Polska raz oswobodzona, zdolną będzie utrzymać swoją niepodległość, posiada bowiem w swojej ludności potrzebny materyał do utworzenia potężnej militarnej siły, mogącej dać odpór skuteczny najazdowi.







III.


Organizacya administracyjna, sądowa i polityczna Polski w czasie powstania 1863/4 przedstawia dla myślącego człowieka przedmiot niezmiernie ciekawy i ważny. Jak bowiem twórczość polska na polu wojennem, tak też i na polu polityczno-rządowem, umiała zastosować się do położenia i wśród danych okoliczności i warunków, wynaleść nowe formy i sposoby rządzenia.
Kraj przez sam fakt powstania nie został oswobodzony. Wybuch w nocy z 22 na 23 stycznia nie oczyścił go z nieprzyjaciela. W takiem położeniu sama konieczność narodowego działania musiała natchnąć pomysł utworzenia tajemnego polskiego państwa.
Obok więc carskiego rządu i władz jego stanął Rząd Narodowy i cały szereg władz najregularniej funkcyonujących, które coraz mocniej ograniczały, osłabiały i do zupełnej niemocy doprowadzały władze moskiewskie.
To tajemne polskie państwo, posiadające własne wojsko, własną administracyę, własne władze skarbowe, sądy, poczty i policyę — mogłoby było przez długą trwałość i energiczną czynność podkopać zupełnie panowanie carskie bez wypowiedzenia mu wojny.
Rezydencyą Rządu Narodowego była Warszawa, posiadająca blisko 40.000 załogi nieprzyjaciela; Rząd Narodowy pomimo tej załogi i licznej moskiewskiej jawnej i tajemnej policyi, odbywał codzień swe posiedzenia, wydawał rozkazy, przyjmował deputacye z prowincyi i posłów z zagranicy, — był tylko dla Moskali tajemnym, dla Polaków zaś patryotów jawnym i przystępnym rządem.
Ten fakt jawności dla swoich a tajemniczości dla najezdników jest niezwykłym, po raz pierwszy w dziejach przejawiający się, świadczy zaś o moralności w narodzie, gdy się w nim obudzi patryotyzm, o ścisłej solidarności jego członków i o wielkości wreszcie jego miłości Ojczyzny. W cytadelli warszawskiej było przeszło dwieście osób uwięzionych, z których każda z imienia i z nazwiska znała członków Rządu Narodowego, a jednak żadna go nie zdradziła i podchwycić sobie tajemnicy nie dała. Plątania się zeznań przy śledztwie i wypowiadanie nazwisk, wymuszane częstokroć głodem i biciem, rozpoczęło się dopiero późniéj, gdyż już sprawa powstania nachyliła się do upadku.
Rząd Narodowy był bez opozycyi przez naród słuchany. Umiał on rządzić ale też i mógł rządzić, znajdując wszędzie przykładne a karne posłuszeństwo.
Polakom często zarzucali, że nie umieli organizować się porządnie, że nie byli zdolni wytworzyć z pomiędzy siebie rządu silnego a sprężystego i zawsze każdemu swojemu rządowi odmawiali posłuszeństwa.
Jeżeli te zarzuty miały jakie uzasadnienie w przeszłości, nie mają go już od roku 1863. W tym bowiem pamiętnym roku w zdumiewająco szybkim czasie nauczyli się Polacy organizować wojennie i politycznie, wytworzyli rząd silny i pokazali, że są karni i umieją słuchać własnej, z ich łona wyszłej władzy, jeżeli ona wyobraża ich ducha oraz potrzeby, i nie ma innych celów jak tylko dobro narodu.
Robiono zarzut Polakom, iż są narodem arystokratycznym i szlachta w nim zawsze przewodzi. W rządzie narodowym powstania nie było ani jednego arystokraty. Był to rząd zupełnie w składzie swoim demokratyczny. Pomimo, że nie zasiadali w nim książęta, hrabiowie i baronowie — panowie polscy słuchali go przecież z takiem samem poszanowaniem, z jakiem słuchały go inne warstwy narodu.
Jak co do stanów Rząd Narodowy wyobrażał zrównanie wobec prawa i wobec obowiązków, i ta zasada demokratyczna, była jedną z fundamentalnych zasad jego polityki, tak znowuż w sprawach religijnych stał na gruncie najpiękniejszej tolerancyi, która nie jest obojętnością ani też bezwyznaniowością. Szanując tradycyę katolicką narodu, wszystkie wyznania uważał za jednakowo swobodne i równouprawnione. W składzie swoim posiadał ludzi różnych wyznań, nie wydał jednak żadnego takiego rozporządzenia, któreby ubliżało powadze, prawu i stanowisku kościoła katolickiego.
Wierny zasadzie Unii Lubelskiej, Rząd Narodowy pojmował państwo Polskie jako całość polityczną, złożoną z trzech narodów, polskiego, litewskiego i ruskiego, we wszystkiem z sobą równouprawnionych. Wychodząc z tego pojęcia, wprowadził do herbu państwowego Polski anioła Rusi; ażeby już w samem godle wyrazić braterską ideę narodowej łączności, poszanowania i równouprawnienia nietylko religijnych ale językowych i obyczajowych różnic tych narodów, które wchodzą w skład państwa polskiego.
Zasady więc, na jakich się Rząd Narodowy opierał, były, jak się z tego poglądu wykazuje, zasadami sprawiedliwości bezwględnej i miłości braterskiej, zasadami żywotnej cywilizacyi i postępu, na których zbudowane państwo i oparty naród stać się musi potężnym, szczęśliwym, wolnym, zabezpieczonym od wszelkich pokus i zamachów rozdarcia czy rozdziału.
Temiż samemi zasadami kierował się Rząd Narodowy we wszystkich społecznych sprawach, mianowicie też w najważniejszej z nich, w sprawie włościańskiej.
Dekret uwłaszczenia włościan, który się okazał jednocześnie z manifestem powstania, jest najznakomitszym prawodawczym pomnikiem Rządu Narodowego.
Uwłaszczenie nietylko zadekretował, ale je zaraz, pomimo szczęku oręża, wykonał. Naznaczył bowiem komisarzy włościańskich do przeprowadzenia takowego w życie, na opornych zaś dekretowi ustanowił surowe kary. Zastosowanie jednak tych kar miejsca nie miało, na pochwałę bowiem szlachty polskiej powiedzieć to należy, że nietylko oporu nie stawiała, ale sama z najlepszą chęcią uwłaszczenie przeprowadzała.
Z jaką zaś dobrą wolą, z jakiem poczuciem braterstwa dla pracującego ludu przeprowadzała uwłaszczenie wyższa intelligencyjnie szlachecka klasa, przekonywa następujący fakt bezprzykładnego poświęcenia i ofiary, jaki się wydarzył na Ukrainie, gdzie lud ruski od dawna był przeciwko Polakom podburzany przez niesumiennych carskich ajentów i urzędników. Dekret uwłaszczenia nazywał się na Rusi Złotą hramotą. Dla ogłaszania Złotej hramoty ukraińskim włościanom sformowano osobną drużynę, złożoną z synów szlacheckich, kształcących się w Uniwersytecie Kijowskim.
Było ich kilkunastu. Pod naczelnictwem Antoniego Jurjewicza szli od wsi do wsi i w każdej zwołanemu ludowi odczytywali Złotą hramotę.
Zbliżyli się wreszcie do wsi Sołowiówki, nie wiedząc o przygotowanej tam przez carskiego asesora zasadzce na nich. Chłopi podpici wystąpili nieprzyjaźnie. Napróżno do nich przemawiał Jurjewicz po bratersku. Rzucili się na przynoszących im wolność i uwłaszczenie.
Młodzież ta mogła się bronić. Kilkanaście strzałów byłoby rozpędziło tę tłuszczę. Oni jednak nie chcieli do ludu strzelać.
I jakże w tak trudnym i niebezpiecznym razie postąpili synowie szlacheccy? „Nie chcemy Was zabijać, rzekli do chłopów, bo wy jesteście naszymi braćmi, wolimy zginąć z rąk waszych, niż stać się winnymi w obec was. Krwią naszych braci rąk swoich nie zmażemy“. I złożyli broń przed chłopami.
Widok wzniosły takiego zaufania, takiej miłości, byłby zapewne w jednéj chwili rozproszył uprzedzenia, gdyby nie szatańska podmowa i przykład obecnego asesora. Pobudzeni przez niego rzucili się na apostołów wolności i w okrutny sposób bezbronnych wymordowali.
Jurjewicz jednak ocalał, bo okrytego ranami i niedającego znaku życia uprowadzono i z ran wyleczono po to, aby go powiesić. Podkopem jednak uciekł z fortecy kijowskiej i w kilka lat potem z ran sołowieckich umarł w Paryżu.
Mogiła sołowiecka na Ukrainie — to mogiła przebłagania.
Przykładów takiego poświęcenia, takiej wierności zasadzie miłości i braterstwa, niewiele znają dzieje powszechne.
Zaprawdę, jeżeli szlachta polska wiele zawiniła w obec polskiego ludu, to też i wiele odpokutowała. W żadnym kraju szlachta nie poniosła tyle ofiar, ile ich poniosła szlachta polska dla podniesienia i obywatelskiego zrównania pracującego wiejskiego ludu.
Sprawa włościańska, któréj rozwiązaniu stale i uporczywie rządy rozbiorcze opierały się, została więc ostatecznie załatwioną przez powstanie polskie 1863.
Uwłaszczenie było już faktem dokonanym, gdy w rok potem, car Aleksander II. pod presyą tego faktu zostając i niemogąc go cofnąć, wydał dnia 2 marca 1864 roku ukaz o uwłaszczeniu.
Ukaz ten był tylko potwierdzeniem dekretu Rządu Narodowego, na to wydanem, ażeby przywłaszczyć najazdowi korzyści, jakie z załatwienia kwestyi uwłaszczenia wyniknąć mogły i musiały dla sprawy polskiej.
Gdyby nie powstanie, nie byłoby ukazu. Sam rząd moskiewski przyznał to w artykule urzędowego Ruskiego Inwalida z dnia 9 marca 1884 r. Powiada w nim bowiem, jeżeli z przeprowadzenia ukazu wynikną jakie niekorzyści dla szlachty polskiej, niechaj sama sobie winę własnej ruiny przypisze, gdy bowiem rząd polski rewolucyjny wydał dekret uwłaszczenia, ani jeden protest ze strony tej szlachty nie nastąpił, ani jednego nie było odwołania do prawowitego, carskiego rządu o pomoc i osłonę.
Pomimo tego przyznania, publicyści moskiewscy głoszą dzisiaj kłamstwo, że jedynym dobroczyńcą ludu polskiego był csr[8] Aleksandar II. i zmuszają chłopów polskich do dawania składek na pomnik, który zamierzają wznieść na Jasnej Górze w Częstochowie. Nie koniec na tem, wydają broszury i pisma, w których starają się wmówić w naszych włościan to przekonanie, że wszystko zawdzięczają rządowi carskiemu.
Kłamstwem, mówi przysłowie, niedaleko zajedzie. Jesteśmy też pewni, że nie obałamucą ludu polskiego, od którego żądają, ażeby w dowód wdzięczności za mniemane dobrodziejstwa, wyrzekł się wiary swoich ojców i mowy rodzinnej a przyjął wiarę i mowę moskiewską.
Jednakże nam nie należy spuszczać się na to, że prawda prędzej czy później wypłynie na wierzch, lecz powinniśmy spełnić nasz obowiązek i dopomódz prawdzie do wydobycia się z pod naciskającego na nią kłamstwa; powinniśmy bronić ciągle i nieustannie lud nasz od obałamuceń, nad któremi tak gorliwie pracują nieprzyjaciele Polski i tego ludu.
Byłoby to najlepszem uczczeniem powstania, które ludowi polskiemu, litewskiemu i ruskiemu w zaborze moskiewskim własność i równouprawnienie z innemi stanami wywalczyło, ażebyśmy powzięli pastanowienie[9] gorliwej pracy nad oświatą i dobrobytem ludu, zwłaszcza też, ażebyśmy nie żałowali trudu nad udaremnieniem moskiewskich bałamuctw.
Pamiętajmy, że profesorowie, czynownicy i w ogóle wszyscy ajenci carscy, dążą podstępnie do wydania ludowi jego wiary i języka i chcą go zamienić na nikczemnego niewolnika, dla którego by Bóg, Ojczyzna, Polska, braterstwo, prawo, prawda, wolność i niepodległość, pozostały na zawsze ideami obcemi, niezrozumiałemi lub wstrętnemi.
Pamiętajmy, że chcą go wyćwiczyć w przewrotnej szkole fałszu, nienawiści, zepsucia i chciwości, ażeby go można następnie przekształcić na Moskala i tym sposobem uczynić zdolnym do pochodu w przedniej straży barbarzyństwa, które za danem przez cara hasłem, ruszy kiedyś aż z głębin Azyi na zniszczenie europejskiej cywilizacyi!
Nie cofajmy się więc przed tą pracą, która jest polską i cywilizacyjną zarazem!
Powstanie zrobiło włościanina właścicielem, my róbmy go obywatelem, świadomym narodowego obowiązku.
Z tego, cośmy powiedzieli, wynika już dostatecznie ta pewność, że powstanie 1863 r. było najwierniejszym reprezentantem myśli, ducha, poczuć i historycznych dążeń polskiego narodu.
Walcząc o byt niepodległy Ojczyzny, — było ono wielkim krwawym protestem przeciwko rozbiorom Polskiego państwa, przeciwko tyranii obcych rządów, stale i systematycznie odmawiających narodowi polskiemu praw zupełnego samorządu podniosło więc wysoko prawo nasze do samodzielnego i niezależnego istnienia, o które się już wiek cały dobijamy i bez którego szczęśliwi ani spokojni być nie możemy.
Każdy z uważnych czytelników to przyzna, iż zasady Rządu Narodowego, któreśmy wyżej przedstawili, są temi samemi, jakie naród w ciągu swoich dziejów, życiem swojem wyrobił, — odpowiadają zaś w zupełności wymaganiom czasu naszego i postępowi wyobrażeń europejskiego społeczeństwa. Naród je jeszcze raz uznał za swoje, skoro je krwią swoją obficie wylaną uświęcił i potwierdził!
Nie zapominajmy, że wolność, całość i niepodległość Polski jest naszym celem, naszym ideałem i prawem, jest tem uroczystem przekazaniem historyi, od którego nam odstąpić nie wolno i którego się wyrzec nie możemy.
Nie zapominajmy dalej, że w tem przekazaniu historyi i życia, zasady równości wobec prawa, bez różnicy stanu, religii i języka i związek braterski trzech narodów: polskiego litewskiego i ruskiego, — są zasadami fundamentalnemi polskiego państwa, powinny więc być zasadami także i narodowej, polskiej polityki.
Zastosowanie ich w roku 1863 nadało moralną wielkość powstaniu i obudziło dla niego tę powszechną sympatyę i szacunek, jaki się z niezwykłą jednomyślnością przejawił niemal na całej kuli ziemskiej.
Narody zrozumiały, że dopóki Polska nie zostanie oswobodzona, dopóty wolność w Europie będzie zagrożona; dalszy zaś rozwój swobód politycznych i społecznych będzie niepewny i tamowany; — zrozumiały, że nawet trwałość ich bytu jest w części zależna od pomyślnego rozwiązania sprawy polskiej!
Wielką to zasługą Rządu Narodowego, że owego światowego znaczenia sprawy polskiej nie zmniejszył, że utrzymał sympatyczny stosunek Polaków z narodami ucywilizowanemi i dawno z Polską zaprzyjaźnionymi i jednocześnie zwrócił uwagę na stosunek nasz do innych, słowiańskich narodów.
Nie możemy zbytecznie się rozszerzać i dlatego zmuszeni jesteśmy pominąć opis zagranicznej polityki Rządu Narodowego. Jest ona mało jeszcze publiczości[10] znana, — niewiele więc także osób zna ten fakt, że Rząd Narodowy zatknął w Słowiańszczyźnie sztandar zjednoczenia za pośrednictwem dobrowolnych unij, przeciw moskiewskiemu panslawizmowi, dążącemu do jedności słowiańskiej za pośrednictwem zaboru i gwałtu oraz rugowania w poszczególnych narodach słowiańskiego plemienia wszystkich odrębnych właściwości.
W Czechach najgorliwiej pracowali wysłańcy Rządu Narodowego nad zbliżeniem dążeń obu narodów. Umowa w Dreznie podpisana skreśliła kierunek prac i polityki, mający na celu federacyjne w przyszłości połączenie.
W Serbii ajenci polscy rzucili ziarna tegoż samego kierunku.
Rząd Narodowy prowadził w Warszawie negocyacye z kapitanem nahii w Czarnogórze o formacyę legionu czarnogórskiego. Projekt legionu powstał pomiędzy Czarnogórcami. Jeżeli nie został wykonany, winny temu okoliczności niezależne od woli zainteresowanych w tej sprawie.
Fakt jednak negocyacyi dowodzi, jak rozległy był pogląd i wszechstronne działanie Rządu Narodowego, który zwrócił także uwagę na budzące się aspiracye wolności w narodzie moskiewskim, jako na objaw wielkiego cywilizacyjnego znaczenia i zajął w obec nich odpowiednie posłannictwu Polski stanowisko.
Usiłowania Rządu Narodowego przerwane zostały upadkiem powstania, lecz nie zmarniały one i nie pozostały bez głębokiego śladu.
W kilka lat potem, Polacy we Francyi urządzili obchód 50 letniej rocznicy serbskiej niepodległości. Stanąwszy nad grobem Mickiewicza w Montmorency Polacy, Serbowie, Czesi oraz inni Słowianie podali sobie ręce, aby na wezwanie wykonać przysięgę wzajemnej miłości i wzajemnej pomocy w pracy oswobodzenia każdego słowiańskiego narodu i w dążeniu do stałych pomiędzy nimi stosunków. Dzisiejszy król serbski, wówczas jeszcze młodzieniec, był jednem ogniwem w tym łańcuchu rąk, opasującym grób polskiego wieszcza.
Usiłowania te Rządu Narodowego pozostawiły w gruncie wielce urodzajnym ziarno odrodzenia narodu polskiego, jako potęgi politycznej, kojarzącej narody dla budowania, utwierdzania i dalszego rozwijania cywilizacyi.
Ziarno to, rokujące błogi owoc dla ludzkości, wzrastać będzie z podwojoną siłą, gdy miną czasy bezpłodności reakcyjnej, — gdy położymy kres nieszczęsnej gnuśności, jaka się rozwinęła pod wrażeniem poniesionej klęski.
Dobry kierunek, umiejętne przewodnictwo jest niezmiernie ważnym i koniecznym powodzenia warunkiem, — ale nie wystarczającym. Potrzeba mieć jeszcze i siłę dostateczną do zwyciężenia i pokonania wroga.
W roku 1831 posiadaliśmy dzielną armię i siły wystarczające do pobicia i wyrzucenia Moskali z Polski. Przewodnicy jednak nie wierzyli w możność zwycięstwa i tak źle powstaniem kierowali, że zmarnowali siły narodu i nie korzystali z możności zwycięstwa.
W roku 1863 był wprost przeciwny tamtemu stosunek.
Przewodnicy powstania wierzyli w możność zwycięstwa i tak kierowali narodowym ruchem, ażeby tę możność wytworzyć. Rządowi Narodowemu niewiele można zarzucić popełnionych błędów: posiadał umiejętność kierowania lecz nie posiadał siły dostatecznej do pokonania najazdu i nie w jego mocy leżało wytworzenie takowej wśród walki już zaczętej. Górowaliśmy nad wrogiem — duchem i umiejętnością, on miał nad nami przewagę brutalnej siły i pobił nas.
Rozwijajmy więc ducha naszego jednocześnie z siłą naszą; bądźmy rozumni, moralni, szlachetni, ale bądźmy i mocni — przytem zaś bądźmy także przekonani, że doczekamy się sprzyjającego czasu naszemu oswobodzeniu!
Narody, które się nie cofają na drodze swego powołania, nie wyrzekają się swego prawa, nie zmieniają swojej wiary, nie przemieniają swojej narodowości, — narody jednem słowem wierne swoim ideałom i wytrwale pracujące, aby potem mężnie i rozumnie, to jest z dostateczną siłą zmierzyć się z nieprzyjacielem, dochodzą zawsze do zamierzonego celu.
Wierzymy, że i naród polski dojdzie do swego celu. Wierzymy, że te od lat stu przeszło ponawiające się wytrwale usiłowania, że ta praca olbrzymia i walka pełna poświęceń przyniesie nam wreszcie oswobodzenie.
Styczeń, 10. 1886 r.








  1. Opisał je w dziele: „Podróż więźnia etapami do Syberyi 1854.“ Lipsk 1866.
  2. Do dziejów 1863 wyszły dotąd z prac ś. p. Gillera:
    1. Trzy tomy Historya Powstania Narodu Polskiego 1831 do 1863 roku, obejmuje tylko dzieje spisków i powstań od 1831 do 1860, — jak i ocenę najważniejszych prac innych autorów, dotyczących 1863 r. Miało być tomów 10.
    2. Dwa tomy Polska w walce (miało być 6) obejmujące zbiór pamiętników i życiorysów uczestników powstania 1863.
    3. Aleksander hr. Wielopolski. Lwów 1878.
    4. Karol Ruprecht. Lwów 1875.
  3. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; prawdopodobnie powinno być – używa faktów (mniej prawdopodobne – używał aktów lub używał faktów).
  4. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – uczyniono.
  5. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – 1831.
  6. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku – brak kropki.
  7. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – liczbą.
  8. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – car.
  9. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – postanowienie.
  10. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – publiczności.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Agaton Giller.