[20]ORZECHY
Zielonych liści gorycz zmieszana z smutkiem lip,
Pamiętam siebie chłopcem wybladłym i bezradnym,
W różowo—wonnym szumie płynącym w dni bezładne.
O, ławko pod orzechem. Bronzowy obok grzyb.
Żaluzje śpią zielone. Niebieska lśni polewa
Na donic okrągłościach. Cytrynny ciepły zmierzch.
Znów siedzę na ławeczce, wplątany w słodkie drzewa,
Wsłuchany w szelest ciemny, daleki, jak ma krew.
Czuć w dłoni cierpką kulę! O, łupać miąższ zielony,
Z twardej łupiny wygryźć zębami biały mlecz!
Smakować w ustach wiatr, co trzęsie drzew korony,
Sok słony, którym kipi, jak owoc, każda rzecz.
[21]
Przy straganach przystaję: amerykany tłuste
Kupuję, mdłe orzeszki, skręcone, jak ślimaki —
Ale już nie jestem taki, jako wtedy, o, już nie taki:
Mam bardzo gorzkie i niechętne usta.
Nie rozgryzam korzeni, nie schodzę do trzew,
Ulicami, ulicami w kółko sennie chodzę,
Zasłuchany, zaplątany w szumy dziwnych drzew,
Zapomniany i zamknięty niepojętej trwodze.
Aż wzrosnę i rozpęknę w zielonawej kuli,
Wypłynę białym mózgiem, jako jądrem, orzech —
O, Wierna, chloroformem siwym mnie otulisz,
Na warg spękaną korę złożysz Glorie Boże.