Ostatnia z Xiążąt Słuckich/Tom III/VI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ostatnia z Xiążąt Słuckich |
Podtytuł | Kronika z czasów Zygmunta trzeciego |
Wydawca | Józef Zawadzki |
Data wyd. | 1841 |
Druk | Józef Zawadzki |
Miejsce wyd. | Wilno |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom III Cały tekst |
Indeks stron |
Nazajutrz rano wszedł Kasztellan do mieszkania Xiężnéj i zastał ją na modlitwie. Spokojniéjsza już dziękowała Bogu, że wyprosiła to, czego pragnęła — pokój — Siérota zapomniała o sobie, myślała tylko o skutkach wojny, któréj się przyczyną uważała.
Powstała na widok stryja i pozdrowiła go w milczeniu. Spójrzał na nią Kasztellan i przez bladość i znużenie dojrzał radości w sercu.
— Radziwiłłowie, nie śmieli się wczoraj do Was odezwać, rzekł — wzywałem ich.
— Wzywaliście? spytała Zofja.
— Tak, wzywałem ich przed Was, abyście sami wyrzekli, macie li skłonność dla Xięcia Janusza lub nie. Byłem pewny, że nas nie upokorzycie. Nie chcieli jednak stawić się i nie śmieli zdać się na Was.
Xiężna westchnęła i zamilkła.
— Zwątpił i on o mnie, rzekła w duchu i słusznie.
— Cóż teraz poczniecie i co ja począć mam? spytała.
— Spokojnie, zdawszy się na wolą Bożą i opiekunów czekać końca — Wszystko rokuje pomyślny. Radziwiłłowie przekonawszy się o niepodobieństwie o szkaradzie takiéj wojny, rozpuszczą żołniérza, zdadzą się na przyjaciół, nachylą do zgody. W. X. Mość, dodał, z ufnością i uspokojeniem czekajcie, zdawszy na nas pieczę o wszystkiém. Możecie wierzyć, że Waszego tylko dobra chcemy i o nie starać się będziem.
— Ufam w Bogu i w Was! odpowiedziała Xiężna. Nauczyłam się cierpliwości i zdania na wolą Opatrzności. Co się stanie, wszystko przyjmę z ręki opiekunów —
— Dzięki Wam za powolność, która dla Was samych najpożyteczniéjszą jest, rzekł Kasztellan. — Uspokójcie się, bądźcie cierpliwi, mamy nadzieję pożądanego wszystkim końca. Przyjaciele odwiedli ich od szkodliwego najścia, przyjaciele mogą uczynić zupełny koniec. Nie taim Wam, że trudny, bo mamy sprawiedliwe urazy, bośmy skrzywdzeni i swojego dopominać się nie przestaniem. Kiedy jednak od widocznéj zguby i szwanku kraj ten Bóg uchował wczoraj; spodziéwamy się iż reszta w swoim czasie ułatwić się da.
To powiedziawszy Kasztellan ze zwykłą sobie powagą pożegnał Xiężnę, która znowu sama została. Wyjrzała w dziedzińce — w nich jeszcze też same co wczoraj przygotowania wojenne widać było. Jakkolwiek przejście terminu bez zaczepki upewniało cokolwiek, nie chcieli jednak Chodkiewicze rozpuścić wojsk i zostać na łasce nieprzyjaciela, któren opamiętawszy się, mógł z tego skorzystać. Nie ufali oni Radziwiłłom i z rozbrojeniem czekali, aby im przykład dano.
Wkrótce jednak rozjeżdżający się na Sejm, na Marzec zwołany z powodu spraw Wołoskich, Panowie Senatorowie, poczty swe zabiérać zaczęli, inne rozpuścili sami Radziwiłłowie, zaniechawszy myśli o wojnie, a zwróciwszy się do prawa którym pożyć łatwiéj i bezpieczniéj było. Jakoż wszystkie Sądy zostawały w ich ręku, na Trybunale czynili co chcieli i Manifest który podali do Akt, siódmego Lutego, był oznajmieniem niejako dla PP. Chodkiewiczów, z któréj teraz strony pilnować się mieli. Wniesiono powtórnie mowę o bannicji na Kasztellana Wileńskiego, rozpoczęto processa nanowo.
Próżne były na téj drodze starania ze strony pozwanych, oni nie mogli nigdzie, nawet w tych Województw i Ziemstw Sądach, w których największy wpływ mieli, przeważyć wpływu Radziwiłłów. Obiérano na Urzędników, Kandydatów zaprzedanych duszą i ciałem partji Wojewodzińskiéj, a ci sądzili jak kazano. Potrzeba było nie dopuścić sprawy, nie dopuszczono aby rejestr doszedł do niéj, trzeba było inną odsądzić, rychło wywołano ją nazajutrz. Dekreta pisały się w Kancellarji Wojewody i posyłały Sądom. W tego rodzaju wojnie, Chodkiewicze oprzéć się nie mogli, odzywali się wołając na przedajność, na krzyczącą niesprawiedliwość; nikt ich nie słuchał. Wszyscy w kraju oswojeni już byli na nieszczęście z bezprawiem, które nikogo nie oburzało. Nakłaniano głowę przed silniejszym i milczano.
Przez cały miesiąc Luty prawie, nieustannie tentowano, lecz napróżno o zgodę; ku końcowi Sejm Marcowy powołał wszystkich do Warszawy i sprawa zawieszona została. Ustąpiła ona na chwilę, przed ważniejszémi względy; — wtargnienie Szwedów do Inflant i spodziéwana wojna z Wołochy; zwróciły uwagę wszystkich. Zebrał się Sejm, jeden z tych, które malując czas i ludzi, zapisane są na kartach historji, na wstyd i naukę przyszłości. Groziły wojny, a nikt nie myślał o zagrożonym kraju. Zgubna nieufność dzieliła Króla od poddanych. Zygmunt III. więcéj miał stokroć nieprzyjaciół, niż stronników. Opinja powszechna była przeciw niemu. Lękano się nawet uchwalić poboru na wojnę, aby Król go nie użył na poparcie swéj sprawy w Szwecji. Smutne położenie kraju! Król gdzieindziéj sercem i myślami; gdzieindziéj poddani, słowom jego nikt nie wierzy, prośby nikt nie słucha, każdy krok tłumaczą fałszywie, obelżywie dla niego. — Tuż prawie na Sejm, przyszła wieść o śmierci Kardynała Radziwiłła, zaszłéj we Włoszech, Biskupstwo Krakowskie zawakowało jak Kujawskie. O oba wszczęły się intrygi ohydne, i gdy nie było komu myśléć za coby zebrano wojsko, znalazło się aż nadto forytujących swoich Kandydatów na Biskupie stolice! — I na Sejmie też dawały się czuć niepokoje Litewskie, gdy stronnictwa Radziwiłłów i Chodkiewiczów wyraźnie przeciw sobie stały tam nawet, gdzie o dobro krają chodziło. Jątrzyła jeszcze Radziwiłłów widoczna ku nim niechęć Królewska, i równie jawna skłonność jego dla Panów Chodkiewiczów.
Po Sejmie gdy Jan Zamojski zaczął zbiérać żołniérza przeciw Wołochom, stawili się tu i Chodkiewicze oba, Jan Karol i Alexander, rzucając inne sprawy swoje dla sprawy kraju. Sprawiedliwość wyznać każe, iż Radziwiłłowie nie dali żadnych pocztów na tę wojnę, używając sił swych tym czasem, na zapewnienie w kraju pewnéj choć względnéj przewagi nowowiercom. Odjazd też na wojnę Jana Karola z bratem dozwalał im nadziei łatwiéjszego przejednania się z Kasztellanem, którego mieli pod ręką.