Ostatnie Wojsko Polskie

>>> Dane tekstu >>>
Autor Antoni Chołoniewski
Tytuł Ostatnie Wojsko Polskie
Pochodzenie Świat R. I Nr. 11, 17 marca 1906
Redaktor Stefan Krzywoszewski
Wydawca Tow. Akc. S. Orgelbranda Synów
Data wyd. 1906
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
OSTATNIE WOJSKO POLSKIE.

Od rozbiorów organizowała się wielka siła zbrojna po wielekroć razy, w różnych warunkach, w kraju i za granicą. W początkach stulecia organizacye owe, powstające i zanikające pod wpływem wielkich zmian na widowni europejskiej, wiązały się przejściowemi ogniwami w jeden nieprzerwany,chronologicznie przynajmniej, łańcuch. Za orłami Napoleona szła osiemdziesięciotysięczna armia polska, stworzona wojennym i politycznym geniuszem Dąbrowskiego, jakiej nigdy Rzeczpospolita za czasów największej swej świetności nie posiadała. Z tułaczych legionów wyłoniło się pierwsze od upadku ojczyzny wojsko polskie, o charakterze państwowym, strzegące granic Księstwa Warszawskiego. Z niedobitków jego, pozostałych po pogromie moskiewskim Napoleona, utworzyła się trzydziestotysięczna armia Królestwa Kongresowego, która w r. 1831 osiągnęła szczyt swej siły liczebnej, ażeby się po wzięciu Warszawy rozproszyć po wszystkich krajach Europy, czekając hasła powrotu do kraju i podjęcia na nowo przerwanej tylko, jak sądziła, walki. Marzenie armii, opuszczającej granice Królestwa, nie speniło się. Odtąd lata wielkich wstrząśnień dziejowych, przebiegających łono Europy, dają początek przelotnym partyzantkom, lub organizacyom wojskowym, przedstawiającym raczej cień wojska narodowego. Surogat armji polskiej tworzy się na krótko w r. 1848 w postaci gwardii narodowej we Lwowie i oddziałów Mierosławskiego w Poznańskiem. Rok 63, zakończony najstraszniejszym z pogromów, stwarza dwuletnią blizko partyzantkę, wśród której przez te parę miesięcy ledwie walczą parotysięczne oddziały pod komendą Langiewicza, mające niejakie podobieństwo do armii regularnej. Z datą tą zamykamy zwykle łańcuch porozbiorowej tradycyi orężnej. Mało bowiem znany jest fakt, iż ostatnia organizacya wojskowa polska przetrwała o lat siedemnaście (do r. 1880) powstanie styczniowe, a dziwnem zrządzeniem losów istniała pod skrzydłami państwa, z którem Polska przez całe wieki toczyła śmiertelne zapasy. Były to pułki polskie, utworzone w Turcyi przez Sadyka-paszę.
Powstanie ich sięga okresu wojny krymskiej, tak brzemiennego nadziejami dla Polaków. Usposobienie Porty ottomańskiej dla sprawy polskiej było wówczas szczególnie przychylne. Udający się na konferencye mocarstw do Bukaresztu Fuat-bej, później wielki wezyr, w przeddzień prawie wybuchu wojny, wiózł wśród instrukcyj swego rządu upoważnienie do oświadczenia, że jeśli państwa europejskie zgodzą się na odbudowanie Polski i potrafiłyby je przeprowadzić, wówczas Porta uroczyście i na zawsze zrzekłaby się posiadania krajów naddunajskich. Nastrój ów Turcyi znanym był wybitnym przedstawicielom polskiego wychodźtwa, toteż wszystkie nadzieje ich, wszystkie dążenia skierowały się ku wschodowi. Kierownictwo Hotelu Lambert, Mickiewicz, Władysław Zamoyski, mieli oczy zwrócone na Stambuł. Wznowienie sprawy polskiej rozumiano nie inaczej, jak z orężem w dłoni. Utworzenie zawiązków armii polskiej pod protektoratem Turcyi zdawało się sprawą pilną i doniosłą. Porta nie miala nic przeciw tym zamiarom. Bez trudu uzyskał jenerał Wł. Zamoyski firman sułtański na utworzenie jednej dywizyi wojska pólskiego, które stanęło wnet pod bronią. Istnienie jego było krótkie. Nie odegrawszy żadnej roli w nadciągającej burzy wojennej, dywizya Zamoyskiego nie przeżyła nawet historycznego roku 1855.
W tym samym czasie, co Zamoyski, otrzymał edykt, zezwalający na formacje oddziałów polskich, Sadyk-pasza.
Michał Czajkowski, sturczony oficyalnie i przybrany w nowej wierze imieniem Sadyka, t. j. „wiernego“, znany wśród cudzoziemców pod nazwą „Czajki“, przebywał w Konstantynopolu od dłuższego czasu, jako główny agent dyplomatyczny Hotelu Lambert i wyrobił tu sobie niezmiernie silne stanowisko u rządu. Zręczny, pomysłowy, doskonale oryentujący się w najbardziej zawiłej sytuacyi, olśnić potrafił Portę szeregiem memoryałów politynych, które wedle świadectwa, złożonego przez ambasadora francuskiego p. Mouthier w rozmowie z córką Sadyka, panią Suchodolską, przez długi szereg lat tworzyły podstawę zagranicznej polityki rządu tureckiego. Stanowisko to ułatwiło Sadykowi w wysokim stopniu uzyskanie pozwolenia na formacyę polskiej siły zbrojnej. Jako materjał do niej postanowił Sadyk użyć resztek dogorywającej w rozproszeniu niegdyś polskiej kozaczyzny.
Były to przedewszystkiem resztki kozaków Mazepińskich. Po klęsce połtawskiej cofnął się Mazepa za Dunaj i w miejscowości Babadach założył sicz, która zachowała wszystkie cechy dawnej kozaczyzny ukraińskiej z pod rządów Rzeczypospolitej i przetrwała do czasów najnowszych, składając Porcie ottomańskiej, w zamian za gościnność, podatek krwi w czasie wojennym. W r. 1828 część jej, podczas wojny turecko-rosyjskiej, pod wodzą atamana Hładkiego poddała się Rosyi i została osiedlona na wschodnich brzegach morza Czarnego pod nazwą kozaków czarnomorskich. Nadto istniały w granicach Turcyi nieliczne osady kozaków dońskich, t. zw. nekrasowców, którzy za czasów buntu Stenki Riazina przeszli w liczbie pięciu tysięcy Kaukaz i zwrócili się do Azji Mniejszej. Te szczątki postanowił Sadyk zużytkować jako podstawę do swej organizacyi wojskowej i dla swych planów politycznych. A plany te były w różnym stopniu rozległe, nawet romantyczne. Czynny i rzeźki z usposobienia Sadyk nawiązał i utrzymywał przez swych wysłanników stosunki z kozaczyzną całej niemal Rosyi, z kozakami dońskimi, uralskimi i czarnomorskimi, z potomkami dawnych kozaków na Zadnieprzu, wśród których żyły jeszcze tradycye starego rycerstwa, wciągnął do planów swych starowierców, których wielu uciekło i mieszkało za Dunajem, pragnął poruszyć wszystkie niezadowolone żywioły w Rosji, marząc, iż zdoła przy pomocy całej tej uzbrojonej odpowiednio masy zapalić płomień buntu na południowych obszarach państwa i przez oswobodzoną Ruś dotrzeć zwycięsko do Warszawy. Sformowany pod protektoratem Turcji zawiązek polsko-kozackiej armii miał stać się punktem wyjścia całej olbrzymiej wyprawy, a wydobyty z archiwum ministerstwa wojny w Konstantynopolu, przechowywany tam od półtora wieku prawie, sztandar Mazepy z krzyżem i półksiężycem, podniesiony przezeń na nowo, miał porwać za sobą wszystko, co przechowywało w duszy tradycye kozaczyzny i wolności.
Marzenia te pozostały marzeniami. Z ogromnych planów Sadyka urzeczywistniła się część znikomo drobna: formacya dwóch pułków, które wśród zmiennych kolei losów przetrwały aż do r. 1880.
Pułk kozacki stanął szybko. Komendę jego objął Sadyk. Oficerami byli wyłącznie niemal polacy, w szeregach znaleźli się przedstawiciele wszystkich ważniejszych narodowości Europy: polacy, rusini, rosyanie, serbowie, francuzi, włosi, anglicy, niemcy. Po wybuchu wojny pułk wszedł odrazu w skład armii, wysłanej na plac boju, maszerując stale szpicą. Cały swój wpływ, całą rzutkość wysilił teraz Sadyk, aby módz dostać się za Prut, wtargnąć na Ukrainę i tam rozwinąć sztandar powstania, korzystając z przyjaznego, jak mniemał, nastroju ludności dla idei wolnej kozaczyzny i Polski. Lecz przebieg wypadków pokrzyżował te plany. Węzeł wojny zadzierzgnął się około Sewastopola, a wyprawa naddunajska, z którą szedł pułk Sadyka, skończyła się już w Bukareszcie.
Podczas wojny przystąpił Sadyk do formacyi drugiego pułku polskiego: dragonów. Kadry jego stanęły w r. 1855, atoli zanim dokonaną została ostateczna organizacya, wojna skończyła się.
Sadyk nie zniechęcił się rozbiciem swoich marzeń. Zaraz po wojnie, z inicyatywy jego wypracował oficer sztabowy Romer plan powiększenia obu pułków piechotą i artyleryą i osadzenia ich załogą na delcie Dunaju, gdzie stanowić miały rodzaj pogranicza wojskowego Turcyi. Lecz i ten zamiar się nie udał. Sprzeciwiły mu się mocarstwa europejskie, które zaledwie wtenczas podpisały traktat paryski, dopatrując się w ewentualnem pograniczu wojskowem, złożonem z polaków, niebezpieczeństwa nowych zatargów i zamieszek. Pułk kozacki, pod komendą pułkownika Kirkora, oficera z r. 1831, wrócił do wnętrza kraju, stojąc odtąd załogą kolejno w Burgas, Adrianopolu i Tesalii. Czajkowski planów swoich nie porzucił. Jeśli nie udało się dziś, sądził, to może udać się jutro, w korzystniejszych warunkach, a gotowy zawiązek siły zbrojnej może się stać ośrodkiem dla utworzenia się większej organizacyi wojskowej w przyszłości. Ta idea przyświecała pułkom Sadyka do końca, przeżywszy jeszcze o wiele lat bankructwo ogólne polskich rachub wojennych, jakie musiało przyjść po pogromie Francyi i dwukrotnym tryumfie i ustaleniu się potęgi pruskiej w Europie.
Rok 1863 zaznaczył się pewnym uszczerbkiem w szeregach Sadyka. Kilku oficerów wzięło dymisyę i wyjechało do ojczyzny, zbiegło także sporo szeregowców, atoli organizacya sama nie ucierpiała. Luki wypełniły się wkrótce i oba pułki, kozacki pod komendą Gościnimskiego i dragoński pod dowództwem pułkownika Farnese (Aarit-beja) z lubelskiego, wróciły do dawnego liczebnego kompletu. W r. 1866 pułk kozacki wszedł w skład korpusu obserwacyjnego, jaki Turcja wystawiła pod Szumlą na skutek niepokojów na Wołoszczyźnie po zrzuceniu z tronu księcia Kuzy, a dragoni pod dowództwem pułkownika Monastyrskiego wysłani zostali na Liban, celem przywrócenia spokoju w zatargach druzów z chrześciańskimi maronitami. Na Libanie, którego jeneralnym gubernatorem miał o wiele lat później zostać syn najstarszy Sadyka, Władysław (Massafer-pasza) pozostali dragoni polscy aż do końca swego istnienia. — Nadzieję Sadyka co do możliwości rozwinięcia się skromnej siły zbrojnej jaka stała pod jego komendą i zaważenia na przyszłych losach ojczyzny, nie słabły ani na chwilę. Podnieciła je w r. 1868 wizyta ks. Ludwika Napoleona w Konstantynopolu i gorące jego zajęcie się pułkiem kozacko-polskim. Książe wyraził się, wśród wielu innych pochwał, że „w wojsku tureckiem prawdziwem wojskiem są tylko kozacy". Słowa te powtórzył Sadykowi Riza pasza, do którego były wypowiedziane, dodając: „I ja jestem tego zdania. Wszystko, co było, popsuli ale twoich kozaków popsuć nie potrafili. Ja to zawsze mówiłem, że wyście żołnierze: gdzie was posłano, toście waszą służbę pełnili z korzyścią dla państwa, z czcią dla siebie i dla całego wojska. Myśleć dziś, że z chrześcian sułtan nie może mieć żołnierzy, i dobrych, jest nie tylko barbaryzm, ale głupota polityczna nie darowana". Sukces ten nie tylko podniósł Sadyka na duchu, ale rozmarzył go. „Wizyta Księcia Napoleona — pisał pod świeżem jej wrażeniem 8 lipca 1868 do przyjaciela swego i lekarza pułku, dra Aug. Kwaśniewskiego — musi sprawić reakcyę przyjazną nam w opinii cesarza, który dziś, mimo wszystko, co mówią, jest wszechmocny, i w opinji rodaków nawet nam niechętnych, bo przecie widzą, że żyjemy wojskowo i politycznie i świetnie żyjemy". Na sułtanie i pierwszych ministrach, Fuadzie i Aalim, wywarła ocena polaków, jak podnosi Czajkowski, „dobre i silne wrażenie“. „Ale największym z pożytków, jaki stąd odnosi sprawa nasza — dodaje Sadyk — jest ten, że książę Napoleon nabrał po raz pierwszy przekonania, że może być Królem polskim, z siłą polską, że tę siłę widział, że w nią wcielił chętkę dotąd nieobjawioną, że przekonał się, iż z nią może dojść do Kijowa, do Warszawy i do starego Krakowa — i jak mi powiedział jego przyboczny powiernik: Le prince, après avoir vu vos cosaques, ne doute plus de l'esprit bellique des polonais, de la force militaire, de l'avenir de la Pologne, il n'est plus protecteur, mais il est devenu l'associé de la cause polonaise". (Ujrzawszy kozaków waszych, książę nie wątpi już o duchu wojennym polaków, o sile wojskowej, o przyszłości Polski; już nie jest protektorem, lecz stał się sprzymierzeńcem sprawy polskiej). Wyraźniej — kończy Sadyk — nie można powiedzieć, że już wierzy, iż z nami może dojść do korony, a taka myśl w takiej głowie, gorącej, inteligentnej, a przytem namiętnej, jak księcia, będzie wielką dźwignią dla naszej sprawy".
Nie stała się nią. Parę lat upłynęło i runęła potęga Napoleona III i Francyi. Ale i niespożyta wiara i energja Sadyka miały się ku końcowi. Śmierć żony, Ludwiki ze Śniadeckich, kobiety wyjątkowego zupełnie pokroju, o szerokich horyzontach umysłowych, pełnej męzkich przymiotów, która była przez długi szereg lat współpracowniczką planów politycznych męża i regulatorką tej pełnej natchnień i pomysłów indywidualności, jaką był Sadyk, stała się dlań ciosem nader dotkliwym. W r. 1870 wziął Sadyk-pasza dymisyę z armji. Z tą chwilą w pułku kozaków ottomańskich rozległa się komenda turecka, a stara pieśń obozowa, wyszła z pod pióra Romana Zmorskiego, która brzmiała przez lat piętnaście, od wojny krymskiej, umilkła na zawsze. Na stopnie oficerskie, obok polaków, przychodzić poczęli turcy. Pułk stracił swój dotychczasowy jednolity charakter.
Ale istnieć nie przestał. W sześć lat po ustąpieniu Sadyka znalazł się poraz pierwszy na placu boju. I przez dziwną ironię losów pierwszy chrzest krwi, jaki przeszedł ten hufiec, zrodzony z idei ciągłego pogotowia wojennego, stał się jego grobem. Rozbity został w pień przez artylerię rosyjską w morderczej obronie batalionu Dubnik pod Plewną, aby się już więcej nie podnieść z pogromu. W cztery lata później, w r. 1880, obrońca tej Plewny, na której wałach polegli kozacy Sadyka, równie wielki wódz jak fanatyk, Osman-pasza, rozwiązał pułk dragonów na Libanie, ostatni zbrojny oddział polski, jaki istniał.
Całe to małe wojsko, do którego przywiązywał tak wielkie nadzieje, nie przenosiło nigdy siły 880 ludzi. Każdy pułk składał się z 4 sotni, względnie szwadronów, które dzieliły się na cztery plutony po 25 żołnierzy. W pułku, oprócz pułkownika, znajdował się jeden podpułkownik, dwóch majorów, ośmiu kapitanów, nadto odpowiednia liczba poruczników i podporuczników. Uzbrojenie kozaków składało się w trzech plutonach każdej sotni z lanc i pałaszy, w czwartej z pałaszy i karabinków. Sztandar pułkowy nosił znak krzyża i pół księżyca, sotnie i szwadrony miały buńczuki. Kozacy mieli mundury z wylotami o połach plisowanych, szerokie szarawary z lampasem i baranie kołpaki z płomieniem. Każdy szwadron miał własny kolor podszewki i naszywek: czerwony, biały, błękitny i żółty. Dragoni nosili kołpaki z końskim ogonem, zresztą mundur ich przypominał mundury dawnych ułanów polskich. Każdy szwadron miał również odmienne barwy. Służba w szeregach trwała obowiązkowo lat pięć. Komenda była w kozakach ruska, w dragonach polska, administracja obu pułków polska, a dla znoszenia się z wyższemi władzami wojskowemi istniał osobny pisarz turek, Raszyd-effendi, który władał biegle językiem polskim.
Z drobnej siły wojennej, z którą ostatni z marzycieli, rojący o restytucyi praw naszych mieczem, zmienić zamierzał kartę Europy, pozostała dziś garstka ledwie dawnych oficerów przy życiu. Jednemu z nich, byłemu lekarzowi pułku kozaków ottomańskich i długoletniemu towarzyszowi Sadyka-paszy, zamieszkałemu w Krakowie doktorowi Kwaśniewskiemu, na którego rękach skonała Ludwika Śniadecka, żona Sadyka, a młodzieńczą miłość Słowackiego, zawdzięczamy większą część szczegółów niniejszego opowiadania o ostatniem wojsku polskiem.

Ant. Chołoniewski.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Antoni Chołoniewski.