Pamięci Szopena (Przybyszewski, 1902)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamięci Szopena |
Pochodzenie | Poezye prozą |
Wydawca | Jan Fiszer |
Data wyd. | 1902 |
Druk | P. Laskauer i W. Babicki |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Był tym, co siedzi na Golgocie u stóp całej ludzkości, na krzyżu rozciągniętej. Całe wieki męczarń i bólu, cała wieczność strasznych cierpień, krzyków za odkupieniem, rozpacznych przekleństw i potępieńczego wycia za chwilkę szczęścia, przewaliła się huraganem błyskawic przez jego duszę. Cały żywot wszechistnienia rozpasał się piekielną męką w jego sercu — i siedzi u stóp krzyża i patrzy w czarną noc, a nad nim czarnym kirem zakryte słońce.
Był tym, co wściekłą pięścią wali o wrota niebieskie, klnie Przeznaczeniu, co mu żyć kazało, kalać się w błocie i śmieciach, opluwać się z wstrętem i wzgardą, tarzać się w ohydnem piekle wiecznie głodnych żądz. Wściekła niemoc zemsty rozszalała się w jego głowie, a z zachrypłego gardła rwie się dziki, straszny krzyk: Gdzież koniec, a gdzież początek — gdzież przyczyna i gdzież cel?
Był tym, co z błędną gwiazdą na czole, a z krwawą pochodnią w dłoni prowadzi lękliwy, przerażony tłum za sobą. Poprzez gąszcze ciemnych nocy przedziera się wśród wszystkich strachów i dziwów do podziemi, gdzie są ukryte nieznane, wyśnione, przeczute skarby. Idzie naprzód dumnie i rozpacznie, prowadzi za sobą ciemny tłum, a w sercu swem pyta się: Azali je znajdę? Wszak im przyrzekłem, jak długo jeszcze błądzić będę?
Olbrzymie słońce niósł w swej piersi, szedł, płynął w górę, coraz wyżej, stracił poczucie swej wszechmocy, woli, istnienia — białe skrzydła rozpostarł od jednego bieguna do drugiego i w godzinie zmierzchu zawisł ciężką zadumą nad światem.
A tam w dole kołyszą się zboża w sennem upojeniu, a tam w dole rozmajaczały się puste ugory a tam w dole straszą po ciemnych bagniskach błędne ogniki, — ach — tam w dole rozesłało się niebo w czarnych uroczyskach jezior, a z ich dna wykwitują blade gwiazdy i ścielą po szklistej powierzchni cichy urok zatopionych kościołów...